Rozdział 16

10.4K 1K 948
                                    

Postanawiamy wejść do domu po ludzku, głównymi drzwiami, głównie dlatego - jak tłumaczy mi zirytowany Rowan - że ktoś prawdopodobnie zorientował się, że nas nie ma i teraz czekają przy tylnim wejściu.

Nie kłócę się, choć ta teoria wydaje mi się nieco dziwna. Z drugiej strony, jakby się nad tym zastanowić, usłyszałem dzisiaj tyle dziwnych teorii, że ta wydaje się wyjątkowo mało kreatywna. Wyjątkowo możliwa.

Obchodzimy dom i gdyby nie zrzędzenie Rowana na temat moich bosych stóp, byłoby całkiem spokojnie. Nawet jego głos jest łagodny, choć słowa nie zawsze i doceniam to, że nie chce wywoływać kolejnej kłótni. Kłócenie się o to, że nie ubrałem butów wydaje się komiczne, ale ja znam nasze możliwości. Wiem, że bylibyśmy w stanie zatrząść z tego powodu światem, gdybyśmy tylko spróbowali.

Nie wspomina już ani słowem o mojej wyimaginowanej chorobie, nawet jeśli mam wrażenie, że moje zapewnienia o tym, że cały pomysł z bipolarnością to spora nadinterpretacja do niego nie dotarły. Zaakceptował to, że odmówiłem rozmowy na ten temat i dobrze. Naprawdę świetnie. Teraz wystarczy, że ja wyrzucę wszystkie jego słowa z pamięci i będziemy mogli udawać, że ta idiotyczna dyskusja nigdy się nie odbyła.

- Co się dzieje? - Rowan wypowiada te słowa dokładnie w momencie, w którym wychodzimy zza rogu budynku i już mam go pytać o co chodzi, kiedy zauważam samochód na podjeździe.

Wciąż mam ochotę go o coś zapytać, ale tym razem jest to pytanie o drogę ucieczki. Bo rozpoznaję ten samochód, rozpoznaję go, tego cholernie błyszczącego, srebrnego Forda i mam ochotę wrzeszczeć. Wrzeszczeć tak długo i głośno, aż stracę głos. Kiedy to się stanie, zacznę kopać i gryźć.

- Chyba sobie kpisz - syczę, spoglądając na niego kątem oka, ale Rowan nie wygląda na takiego, co żartuje.

Nie wiem, czy powinienem być wściekły, czy smutny, czy zdradzony, a może wszystko na raz, pomnożone razy nieskończoność. Plus jeden. Widzę, jak na mnie patrzy i wiem, że Jules nie pojawiłaby się tutaj, gdyby nie maczał w tym palców i mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Podręcznikowy przykład zaufania nieodpowiedniej osobie, podręcznikowy przykład głupiego zauroczenia. Można by o mnie napisać encyklopedię. Tylko przez chwilę zastanawiam się, jak właściwie się z nią skontaktował, ale natychmiast orientuję się, że przecież od przebudzenia nie miałem w rękach telefonu. Z niedowierzaniem kręcę głową.

- Sprowadziłeś tu moją siostrę - mimo, że jedynie wypowiadam na głos oczywistą prawdę, Rowan pochyla się, jakbym go uderzył.

- Ojciec kazał mi zadzwonić po twoją ciotkę, ale... - urywa, jakby nie chcąc mówić źle o mojej rodzinie. Należy mu się trochę niechętnego podziwu, bo ja zaprzestałem podobnych wysiłków już dawno temu. - Uznałem, że Jules to lepsza opcja.

- Od kiedy jesteście na ty? - podnoszę głos, choć wcale tego nie chcę i czuję, jak złość ponownie rozlewa się po moim ciele. - Od kiedy tak boisz się swojego ojca, żeby... - urywam, bo nawet kiedy jestem wściekły, nie chcę ranić go w ten sposób. - Ufałem ci. Najwyraźniej się pomyliłem.

Rowan otwiera usta, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Słyszę głuchy hałas, ktoś zatrzasnął drzwi samochodu, ale nie zadaję sobie trudu, by choć spojrzeć w tamtą stronę. Chcę skończyć temat, zanim ktoś nam przeszkodzi. Być może raz na zawsze.

Chłopak wciąż nic nie mówi, więc to ja kontynuuję.

- Zdzwoniłeś po nią, choć doskonale wiedziałeś, że jej nienawidzę - cedzę, siląc się na spokój. - Wziąłeś mój telefon. Zadzwoniłeś po moją siostrę - kręcę głową z niedowierzaniem i zaciskam zęby. Te słowa z trudem przechodzą mi przez gardło. - A to tylko dlatego, że wymyśliłeś sobie, że...

If I Could FlyWhere stories live. Discover now