Rozdział 11

11.6K 1.1K 1.6K
                                    

Kiedy otwieram oczy wciąż jest ciemno. Przez krótką chwilę jestem pewien, że przebudziłem się w środku nocy i teraz czeka mnie bezczynne, samotne oczekiwanie na poranek, ale wtedy przypominam sobie, że przecież Rowan zasunął rolety. I przypominam sobie, dlaczego to zrobił. 

Powoli siadam i odgarniam włosy z twarzy. Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu chłopaka i z początku go nie zauważam. Dopiero po dobrych kilku chwilach dostrzegam go skulonego nie więcej jak dwadzieścia centymetrów ode mnie. 

Śpi, opierając głowę na przedramionach, półklęcząc na podłodze, pół wisząc na łóżku i pierwszym co mnie uderza są wyrzuty sumienia. Pochylam się nad nim, chcąc sprawdzić, czy aby na pewno nie symuluje, żeby sprawdzić moją reakcję, ale szybko się opamiętuję. Po co miałby to robić? Oddycha miarowo, spokojnie, ale wolę sobie nawet nie wyobrażać jak bardzo będą bolały go plecy po nocy spędzonej w tej pozycji. 

Nie do końca rozumiem dlaczego po prostu nie położył się w innym pokoju albo choć w fotelu, tylko czuwał przy mnie aż sam nie zasnął, ale przypominam sobie, że przecież Seth robi dokładnie to samo, gdy jestem chory, a on zbyt zaniepokojony, by się położyć. 

Czy to możliwe, żeby Rowan się martwił? Śmieszne, wczoraj byłem tego pewien, ale teraz już nie do końca.  Zareagował tak szybko i zdecydowanie, jak jeszcze nikt nigdy i doprowadził mnie do porządku w podziwu godnym tempie, ale po co? To przecież nie tak, że musiał. 

Spoglądam na niego jeszcze raz i coraz trudniej mi doszukiwać się w tym wszystkim korzyści dla niego. Nawet jeśli zszedłbym na dół zanosząc się płaczem czy krzycząc, mógłby z tego wybrnąć. Dałby radę, przecież jego umiejętności aktorskie nie pozostawiają nic do życzenia. Mógłby wymyślić cokolwiek, Polly i tak była po jego stronie i stanęłaby za nim murem. Musiał zdawać sobie z tego sprawę. Po co więc czekał, aż zasnę? Po co siedział przy mnie tak długo, jak tylko mógł? 

Jestem ciekaw, o której zasnął. 

Ostrożnie, starając się być jak najciszej wygrzebuję się z pościeli i wstaję, uważając, by na niego nie nadepnąć. Stopy marzną mi, kiedy okrążam go i kucam, tak, by być na jego wysokości. Wiem, co chcę zrobić, ale nie jestem do końca pewien, jak go przy tym nie skrzywdzić. 

Nie chcę, by posądził mnie o próbę gwałtu czy coś podobnego. 

Podkładam jedną rękę pod jego plecy, drugą w zgięciu jego kolan i najdelikatniej jak potrafię unoszę go do góry. Śpi na tyle twardo, że jedyną jego reakcją jest słabe machnięcie ramieniem. Jest lekki jak piórko, nawet dla mnie, a nie jestem szczególnie napakowany. Zerkam na jego śpiącą twarz, która wygląda łagodnie jak nigdy i uśmiecham się lekko. Wygląda na to, że kiedy nie śpi wiecznie zaciska zęby. 

Układam go na moim poprzednim miejscy, zmieniam jedynie poduszkę. Nie chcę, by się czepiał. Przykrywam go po same uszy, chcąc, by po nocy spędzonej na zimnej podłodze wygrzał się przynajmniej teraz. Gdyby później dostał zapalenia płuc czy czegoś w tym stylu, musiałbym przeprosić. Chyba nie bardzo wiem jak. 

Ograniczając hałasowanie do minimum szybko się ubieram, chowam telefon do kieszeni i wymykam się z pokoju. Nie jest to zbyt przemyślana decyzja, ale nie chcę siedzieć i patrzeć jak śpi. Rowan skomentowałby to w bardzo dobitny sposób. 

Zbiegam po schodach, modląc się, by nie spotkać po drodze Josha. Jest niewiele po ósmej, więc możliwe, że jeszcze śpi, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Nawet nie zatrzymuję się na piętrze. 

Do kuchni wchodzę nieco niepewnie, obawiając się zastać tam ojca Rowana, ale nie ma ani jego, ani pani Connolly. Jedynie Polly krząta się przy kuchence, zwiększając i zmniejszając gaz na poszczególnych palnikach, nuci coś pod nosem. Siwe włosy związała w kucyk i wygląda przynajmniej pięć lat młodziej od mojej ciotki, choć jestem pewien, że jest starsza przynajmniej o dwadzieścia. 

If I Could FlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz