Rozdział 10

413 14 19
                                    


-Pobudka, śpiochu.-ciepły głos Malcolma wybudził mnie ze snu.
Przetarłem oczy. Podniosłem się do pół siadu. Od razu dostałem buziaka w policzek. Dotknąłem ucałowane miejsce. Policzki piekły mnie niemiłosiernie. No tak, wczoraj Malcolm powiedział, że mnie kocha.

-Rosół dla ciebie.-Malcolm siedział obok mnie.
W jednym ręku trzymał miskę z gorącą zupą, w drugiej zaś łyżkę. Patrzyłem na niego osłupiały.

-Tak, to dla ciebie.-spojrzał na zupę, a potem na mnie.

Patrzyliśmy tak na siebie dobre kilka minut. Nastała taka niezręczna cisza. Rozmasowałem kark. Co teraz powinienem zrobić, tudzież powiedzieć? Sam nie wiedziałem.
Nim cokolwiek byłem w stanie zrobić lub o czymś pomyśleć, Graves przesadził mnie na swoje kolana. Przytulił. Sam mógłbym się tak do niego przytulać, w sumie w nieskończoność.

-Koniec tego dobrego, musisz jeść.-wsadził mi w dłonie miskę z zupą oraz łyżkę.-Smacznego.
Spojrzałem na rosół, potem na niego. Odgarnął mi kosmyki z twarzy. Znowu oblałem się rumieńcem. Niech to! Uciekłem wzrokiem na zupę. Nabrałem trochę na łyżkę. Podmuchałem i spróbowałem. Naprawdę, Graves miał talent kulinarny. Dobrze, że ktoś taki się mną opiekował. Z apetytem zjadłem rosół. Nawet mi się odbiło.
Malcolm zabrał ode mnie talerz oraz łyżkę. Objął w pasie i przyglądał mi się. Jak ten jego wzrok mnie peszył. Chciałem się gdzieś schować.

-I...co teraz będzie?

-A co chcesz, żeby było?-Graves ujął moje dłonie.

-W sumie to...to..-nie wiedziałem co mu odpowiedzieć-...Graves...Malcolm...ja...-ukryłem twarz w połach jego koszuli od piżamy.
Czemu to było dla mnie takie trudne? Czy to dlatego, że Evelynn mnie tak zraniła czy może bałem się tego wszystkiego? Wiecie, dla mnie opieka w stosunku do mnie, czułe słowa i ogółem takie pozytywy są mi obce. Wyrzuciłem to z siebie.

-Na tarnacje, Tobias.-Malcolm położył swoją dłoń na mojej głowie.
Objął mnie drugą ręką w pasie i przytulił czule.

-Nie chciałem sprawić ci bólu.- docisnął do siebie.

-To nie twoja wina. Znasz moją przeszłość, powinieneś wiedzieć, o co chodzi.-dałem się przytulać.
Jego serce, znowu było takie niespokojne.

-Bije tylko dla ciebie, Tobias.-Malcolm oparł brodę o moje ramię.

-Dlaczego? Dlaczego ja?-pozwalałem się przytulać.

-Nie pytaj mnie. Miłość nie wybiera.-odparł krótko i pewnie.

-Malcolm...ja nie wiem co mam robić..nie pojmuję tego. Evelynn...-przyłożył mi palec do ust.

-Dość Fate. Na tarnację, nie chcę więcej słyszeć o tej kobiecie. Zrozumiano?-Graves był nieco zdenerwowany-Ta kobieta cię skrzywdziła, nie masz po co jej wspominać. Teraz jestem ja. Tylko mi pozwól na to, Tobias.-mocniej mnie przytulił.
Jego słowa były takie dosadne. Miały jakąś moc czy coś, bo docierały wprost do mojego serca. Jeszcze ton, z jakim je wypowiadał. Wiedział co mówi, jakimi słowami operuje. Przede wszystkim też mówił to pewnie. Czułem się komuś potrzebny. W końcu.

Nie mówiłem nic, tylko się przytulałem. Nie wiedziałem w sumie, co powiedzieć. Spojrzałem na swoje stopy.

-Ej, nie uciekaj mi tu wzrokiem na boki.-Graves podniósł moją głowę.
Spojrzał mi w oczy.

-Nie jesteś sam. Zapamiętaj to.-najpierw musnął moje wargi swoimi, a potem obdarował mnie pocałunkiem.
Bez wahania mu go oddałem. Przylgnąłem do jego torsu. To zabawne, ale on tak genialnie całował. Nawet nie wiem, czy nie lepiej ode mnie!
Spojrzałem na niego zamglonym wzrokiem. Było mi tak dobrze. Chyba najważniejsze było to, że poczucie bezpieczeństwa nie znikało w ogóle.

League of Legends Uśmiech skryty w popioleWhere stories live. Discover now