Rozdział 7

145 13 9
                                    


-Nigdy więcej się na takie coś nie pisze!-otrzepałem ramiona z kurzu.
-Nie weszlibyśmy tutaj, gdyby nie moja umiejętność latania, więc milcz.
Rozejrzeliśmy się po małym pokoiku, do którego zaprowadziło nas okno. Spojrzałem na miasto. Ta cała Cisza, powoli przejmowała miasto. I pomyśleć, że jeszcze przed wczoraj było to miejsce tętniące życie. Rozmasowałem nadgarstki. Ponownie, rozejrzałem się po pokoju. Ot, zwykłe lokum dzwonnika. Łóżko, mała szafka nocna z miską i dzbankiem oraz stolik z jednym krzesłem. No i jeszcze mała biblioteczka. Nie było tu nic, co mogłoby nam pomóc.
-To chyba ślepy zaułek.-dziewczyna rozmasowała skroń dłonią.
-Musi tu coś być!-złapałem za krzesło i przewróciłem na bok-Nie uwierzę, że tu nic nie ma!-byłem wściekły i rozżalony.
Ja, miałbym dać plamę, w takim momencie? Na pewno nie! Nie pozwolę na to! Znajdę sposób! Znajdę, choćby nie wiem co!
-Kochasz go, prawda?
-Co, proszę?-zatkało mnie, jak posłyszałem jej pytanie-Co za bzdury! Ja wolę dziewczynki, niż takiego bufona! Nie obrażaj mnie, do diaska.
-Hahaha! Nie o to mi chodził, głuptasie.
-To ciekawe, o co?-nadąłem policzki, po czym skrzyżowałem ręce na piersiach.
-Fate, miłość ma różne obliczamy. Jednak zawsze objawia się tym samym. Troską i chęcią opieki o druga osobę. Nawet, jeśli zdarzy się nam powiedzieć tej osobie coś przykrego, sprawić jej smutek, to i tak zrobimy wszystko by była szczęśliwa i bezpieczna, prawda?-spojrzała na mnie.
Kobiety, zawsze mówią tym dziwnym językiem. Nie rozumiem tego!
-Możesz jaśniej?
-Hahaha! Faceci. Wy nigdy nie zrozumiecie, póki się wam czegoś palcem nie pokaże. Twój przyjaciel, jest jak bratnia dusza, mam rację?
-No tak trochę. Nie ma tej pustki, która była wcześniej.

Naszą rozmowę przerwało drżenie budynku. Czyżby kościół miał się zawalić, razem z klejnotem? Nie mogło być!
-Musimy się pospieszyć! Nie zostało dużo czasu!
-Łatwo ci powiedzieć! Nawet nie wiemy, czego szukać!-złapałem się oparcia łóżka-Gdzie on się powiesił? W którym miejscu?
-Pokaże ci, chodź.-dziewczyna skinęła głową, abym za nią poszedł.
Z sufitu sypał się tynk, a nawet odpadały spore kawałki. Naprawdę, zostało nam niewiele czasu.
Wyszliśmy z pokoiku, wprost na wąski korytarz. Spojrzałem w dół. Brrr! Nic nie było widać. Zeszliśmy kilka stopni w dół. Musieliśmy dostać się do miejsca, gdzie były dzwony. Kościół ponownie zadrżał. Oparliśmy się o ściany. Z sufitu odpadały spore kawały. Wszystko przelatywało koło naszych nosów. Spojrzeliśmy po sobie. Nie mogliśmy czekać. Było coraz mniej czasu.
Już byliśmy przy kolejnych drzwiach. Mieliśmy je otwierać, kiedy moje karty zadrżały. Nie zażyliśmy zareagować, gdyż podmuch powietrza wyrzucił drzwi przed siebie. Oboje zostaliśmy zepchnięci ze schodów. Moja towarzyszka użyła skrzydeł, ja niestety trzymałem się dłońmi za krawędź schodów.
-Co to, było?-próbowałem się wspiąć.
-Nie mam pojęcia.-Spróbowała mnie podsadzić.
-Negatywną energię?-moje karty dalej drżały.
Ciężko było wspiąć się na schody.
-Tak.
Ledwo, co zdążyłem wejść na schody, a wiatr nasilił się. Ponownie nas zaatakował. Musiałem zasłonić twarz rękami.
-Co to jest, do cholery?!
-Widzę go! To on!-
dziewczyna pokazała palcem na miejsce pod sufitem.
-On?
-No tak! Ten co się powiesił! Jego dusza, Musiała zostać uwięziona! W końcu popełnił samobójstwo!
-Samobójstwo? Co do ma do rzeczy?!-musiałem krzyczeć, by mnie słyszała.
Ona, bym ja słyszał ją.
-Tak! Duszy samobójców, przeważnie zostają na ziemskim padole! To taka kara! Wieczna tułaczka, za odebranie sobie życia! Nie ważne, jaki był powód! Liczy się czyn!
W sumie, miało to jakiś spójny sens.
Wiatr otoczył nas. Zadawał niewielkie, ale ostre cięcia. Cholera! Jak pokonać ducha?! Udało mi się wyjąć trzy karty. Błysnęły na czerwono. Wystrzeliłem je w stronę przeciwnika. Duch się trochę zdezorientował, więc mogliśmy się rozdzielić. Poprawiłem kapelusz.
-Masz, jakiś pomysł?!-zawołałem z jednego końca schodów.
-Póki co, to trzeba go uspokoić!-odpowiedziała mi z drugiego krańca.
Dusza młodziana krzyknęła jakimś nieludzkim głosem. Kościół jeszcze bardziej zaczął drżeć. Część schodów uległa zniszczeniu. Po prostu świetnie! Ja nie mam skrzydeł, jak tamta laska! Moje oczy poruszały się szybko po otoczeniu. Skakać, z bandażami łatwo nie będzie, ale...czego się nie robi, by ratować przyjaciela! Cofnąłem się do tyłu. Rozbiegłem się i przeskoczyłem nad uszkodzoną częścią. Syknąłem z bólu. Spojrzałem w stronę, gdzie była dziewczyna. Ona osłoniła się skrzydłami. Też dobry pomysł.
Podniosłem głowę. Ten wiatr robił się upierdliwy! Tak samo, jak ten duch! Ponownie go zaatakowałem. Ten otworzył buzię, a karty przeleciały na drugą stronę. Wbiły się w pobliską ścianę. Jak tylko wybuchły utworzyły otwór.
-Fate! Tak z nim nie wygrasz! To jest dusza! Nie ma ciała stałego!-dziewczyna użyła jakieś bariery, więc duch nie mógł jej dosięgnąć.
-To jak mam walczyć z czymś, co nie ma ciała?!-wkurzyłem się.
Czułem się taki bezradny. Magia, która sprawiała, że moje karty mnie słuchały, teraz była bezużyteczna.
-Czemu wcześniej trafiły?!
-Nie trafiły! Wybuchły przed nim!

Rozwścieczona dusza próbowała przebić się przez jej barierę. Jak mogłem jej pomóc?! Jak?! Nie znałem się na takich rzeczach!
-Fate! Idź na samą górę! Tam, gdzie on się powiesił! Ja go zatrzymam!-dziewczyna skrzyżowała ręce.
Pięści miała zaciśnięte. Jak tylko odrzuciła ręce, fioletowa fala odrzuciła ducha.
-Co ty mu zrobiłaś?!-patrzyłem jak przeciwnik przeleciał przez ścianę.
-Jestem demonem! Moje czary działają na duchy! Tam, Fate! Na górze! W miejscu, gdzie są zawieszone dzwony! Tam się powiesił! Widzisz?! Sznur wisi do tej pory! Musisz się dostać, do tamtego wejścia, od którego nas odepchnął!
Skinąłem głową. Musiałem spiąć tyłek i się pospieszyć. O tyle było trudno, że ciągle wirował tutaj. Do tego, co jakiś czas odpadały kawałki z sufitu, czy ścian. Jeszcze ciężko mi było oddychać. Musiałem jak najszybciej się wydostać stąd. Zerknąłem jeszcze na walczącą skrzydlatą i ducha. Dobrze, że ta dusza zapomniała o mnie. Przynajmniej, takie miałem nadzieje.
Przylgnąłem plecami do ściany. Tak było bezpieczniej. Przesuwałem się w stronę uszkodzonego wejścia.
Nie spodziewałem się, że duch zwróci na mnie uwagę. Ogłuszył dziewczynę tym swoim rykiem. Ja też, musiałem zakryć uszy. Niemniej, mnie aż tak bardzo nie bolało, jak ją. Widziałem, jak zwijała się z bólu.
Czmychnąłem do drugiego pomieszczenia. Tak! Byłem w środku! Zacząłem szybko wchodzić po schodach na górę. Odwróciłem się. Duch leciał za mną. Potknąłem się kilka razy. Prócz tego, ból na brzuchu dawał się cholernie we znaki. Silny podmuch powalił mnie na schody. Z ledwością wstałem. Duch był tak blisko mnie.
Teraz moglem zobaczyć, jak wyglądał. Byliśmy tacy podobni do siebie!
-Fate! Jesteś cały?!-dziewczyna wyjrzała do mnie.-Fate! Uciekaj, Fate!
-Nie mogę się ruszać! Zupełnie tak, jakby mnie trzymała niewidzialna siła!
-Zostaw go w spokoju!
-skrzydlata przyłożyła dwa palce do ust.
Odrzuciła rękę, a strumień ognia oddzielił mnie od ducha. Zdezorientowana mara odleciała kilka metrów.
-To było, mocne...-spojrzałem na nią, jak tylko znalazła się koło mnie.
-Daj spokój. Zwykła magia ognia.
-Zauważyłaś, że jestem do niego podobny? Czy tam on do mnie?

-To iluzja, Fate. Wściekłe dusze potrafią kopiować wizerunki żywych. Zwłaszcza kiedy chcą go opętać.
-Opętać?
-zdziwiłem się.
-Tak. Taka dusza ma zdolność przejmowania kontroli nad ciałem żywej istoty. Jeśli opętana osoba ma małą siłę woli, to jest problem. W przeciwnym razie, jest sama sobie poradzić. Jesteś człowiekiem, więc pewnie będzie chciał przejąć twoje ciało.
-Czemu moje, a nie twoje?
-Idź! Szybko!-dziewczyna zaczęła mnie popychać.
-Ja jestem demonem. Demony są bardziej odporne, poza tym. Was, łatwiej opętać, bo macie słabszą wolę. Druga kwestia to taka, że pałasz się magią Dla takiej duszy, ciało maga to jak naczynie pełen wody. Mnóstwo pokładów energii.
Nic z tego nie rozumiałem, ale wiedziałem jedno-nie pozwolę temu czemuś włazić w moje ciało! To moje ciało i tylko ja mogę robić z nim co chcę!
-Fate, jeszcze trochę. Damy radę.
-Swoją drogą, gdzie on jest?
-Nie mam pojęcia.
-dziewczyna zatrzymała mnie.-Może być wszędzie. Uważaj, nawet na swoje plecy.
-Czyli mam mieć oczy w dupie?
-Dosłownie.

Rozglądaliśmy się, ale nigdzie nie było śladu po tej duszy. Moje karty nadal drżały. Musiał zatem, być w pobliżu. Serce biło mi jak oszalałe. Nie wiedziałem czy to z podniecenia, ekscytacji czy ze zmęczenia i ze strachu.
Budynek ponownie się zatrząsł. Tym razem to był silny wstrząs. Straciliśmy równowagę. Dobrze, że ta dziewczyna miała skrzydła. Złapała mnie jedną ręką.
-Ile ty ważysz?! Niby takie chuchro, a ledwo mogę utrzymać!
-Odezwała się, cholera! Dbam o wagę! Żeby nie było!
-moja ręką wysunęła się z jej dłoni.-Trzymaj mnie!
Zacząłem spadać w dół. Na całe szczęście, udało się jej mnie złapać.
-Co ty robisz?! Mało mnie nie zabiłaś!
-Grr!-rzuciła mnie na schody-Trochę wdzięczności dupku!
Rozmasowałem cztery litery. Co za babsko. Nie byłem wzrokiem kartofli! Wstałem. Trzeba było dostać się na górę. Ona była w powietrzu, ja biegłem po schodach. Po duchu, nie było śladu.
Udało nam się dojść na sam szczyt. Faktycznie, był tutaj sznur, na którym powiesił się tamten.
-Tu nic nie ma!-krzyknąłem do dziewczyny-Co teraz?!
-Nie mam pojęcia!

Fate myśl! Myśl! Złapałem się za głowę. Czego nie widzę? Co mi umyka?! Czemu mam wrażenie, że rozwiązanie jest tak blisko?!
Rozejrzałem się dookoła. Same dechy, zaczepy na dzwony i to wszystko! Wiatr ponownie się zerwał. Tym razem był tak silny, że zerwał jeden z dzwonów. Ten zleciał na dół. Rozbił się w drobny mak. Zaczynało brakować mi powietrza. Upadłem na kolana. Złapałem się za szyję. Zamknąłem powieki. Wiatr szczypał w oczy. Z wielkim trudem otworzyłem jedną powiekę. Dziewczyna też zaczynała się dusić. Jak tak dalej pójdzie to się podusimy. Zwiało mi kapelusz. Chciałem go złapać, ale nie udało się.
Co mogło, aż tak rozwścieczyć duszę? Przecież byli tak blisko siebie. Mogli w każdej chwili się spotkać, prawda? Zacząłem rozmyślać. Czemu, mimo tego, że byli w tym samym miejscu, nie mogli się spotkać? Zaraz, zaraz...a jeśli on nie mógł się do niej dostać? To by miało sens. Ona, tak naprawdę była w innym świecie. Zamknięta w krysztale. On zaś, był tutaj, wśród żywych. Czemu też, nie mógł przedostać się do innej części kościoła? Nie rozumiałem tego! Poza tym, było coraz mniej czasu!
Musiałem przedostać się na drugą stronę. Do niej. Użyłem swojej czerwonej karty w taki sposób, że jak wybuchła, odrzuciło mnie na drugą stronę. Może, nie było to za mądre, bo znowu mnie wszystko bolało, ale poskutkowało. Jeszcze wiatr nieco dopomógł.
Z trudem, doczołgałem się do niej. Coraz trudniej było mi oddychać. Robiło mi się słabo. Oddychała. Powoli, ale jednak!
-Ob...u...dź...s...ię...-szturchnąłem ją głową.
-Hmmm...?-ona ledwo kontaktowała.
-P...owie...dź...duch..y..są...wraź...liwe...na..dź..dź..wię...ki...?
-T..ta....k..a...co...?
-otworzyła na wpół powieki.
Na jej pytanie, spojrzałem na dwa, z ocalałych dzwonów. Uśmiechnęła się nikle, po czym zamknęła powieki.
Powoli dobyłem karty. Ta, jak moje oczy zalśniła na czerwono. Raz rzuciłem, ale nie trafiłem. Kolejny raz, też nic. Musiało się udać! Kolejny wstrząs zatrząsł budynkiem. Mało brakowało, a byśmy spadli. Jeszcze raz! Tym razem trafiłem. Najmniejszy dzwon, spadając uderzył o ten, który pozostał. Wywołał spory odgłos. Mimo, że został on nieco stłumiony przez wiatr, to na ducha był skuteczny. Wiatr ustał, jak tylko dusza uciekła z pomieszczenia.
W końcu, mogliśmy oddychać. Musiałem ją o coś spytać.
-Powiedź mi coś...
-No?
-popatrzyła na mnie.
-Czemu on nie przedostał się do innej części kościoła?
-Ponieważ dusza samobójcy, uwięziona jest w miejscu, w którym dokonano samobójstwa. Skoro on, zrobił to tutaj, w dzwonnicy, w tej wieży nie może jej opuszczać. Może się poruszać tylko po niej...
-dziewczyna wyjaśniła mi wszystko i nagle mnie olśniło.-Już rozumiem! Zostań tutaj!
-Fate?!-dziewczyna patrzyła, jak wstaję, a potem odchodzę.
Zacząłem się wracać. No tak! pewnie szybciej bym na to wpadł, gdybym miał wiedzę na ten temat. Pewnie to, że nie mógł dostać się do ukochanej, tak go rozjuszyło, że stał się tym czymś. Takim wściekłym duszem, czy jak ona to tam nazywała. Ona zaś, pewno nie miała pojęcia, co się z nim stało. Nie mogła przecież, bo i jak, skoro uwięziona była w tym dziwnym świecie. Oboje byli tak blisko siebie, a zarazem daleko. Też mi się trafiło! Pomóc zmarłym kochankom ponownie się spotkać! Tego jeszcze, w swojej karierze nie przerabiałem! Poza tym, od czasu do czasu, mogę zrobić coś...dob...pożytecznego! Graves byłby ze mnie dumny...właśnie! Graves! Nadal nie wiem, jak go wyciągnąć! Może jak zwrócę ją jemu, to ona odda mi przyjaciela? Zobaczymy.
Bez trudu, co aż dziwne. Udało mi się dotrzeć do kryształu. Ten był cały popękany. Spora jego część odpadła. Jak wyciągnąć, ten cholerny zegarek?!
-Znalazłem go! Znalazłem twojego ukochanego! Słyszysz?! Oddaj mi mojego przyjaciela!-zacząłem uderzać w kryształ.
Poraziło mnie za każdym razem, kiedy moje pięści stykały się z kryształem.
-Oddaj mi go!-obsunąłem się na kolana.-Słyszysz?! Oddaj!
Kryształ zaczął świecić. Znowu słyszałem tykanie zegara oraz lekki podmuch wiatru.
-Czas...twój czas...
Nie mogłem oderwać dłoni od kryształu.
-Puszczaj! Puszczaj mnie!-szarpałem się, ale to nic nie dawało.-Puszczaj!
-Przepraszam...to moja wina...
-posłyszałem delikatny kobiecy głos.-Tak bardzo chciałam go zobaczyć. Byłam pewna, że to on przyszedł.
Spojrzałem przed siebie. W odbiciu kryształu ujrzałem dziewczynę! Dziewczynę z mojego snu!
-Jego energia, tego co ci towarzyszył...mimo, że kierował się gniewem nie chciał cię skrzywdzić. Ta energia, myślałam, że mi pomoże wydłużyć "życie".-zakryła twarz rękami-Ja czekam tu na niego, ale on się nie zjawia.
-To normalne! On umarł! Chciał oddać swój czas, tobie. Tylko zegar się popsuł i się nie udało. Popełnił samobójstwo, bo myślał, że w ten sposób przywróci ci życie.
Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Dlatego mój czas został zamrożony, a on nie wrócił?! Gdzie on teraz jest?!
-Mówię ci, że nie żyje! Jego dusza, ponieważ popełnił samobójstwo, została za karę na padole ziemskim. On tutaj jest. W dzwonnicy. Tylko z powodu samobójstwa został przywiązany do miejsca! Tak się zdenerwował, że przez tyle lat nie mógł do ciebie wrócić, że jego dusza stała się zła.
Dziewczyna milczała.
-Pieczęć..czemu pieczęć się złamała?-musiałem to wiedzieć.
-Ponieważ Chronos powiedział mi, że go przyprowadzisz. Ja złamałam pieczęć. Tylko nie wiedziałam, że to skróci mój czas, jak tylko ten zostanie poruszony.
-Co takiego?! Jak niby miałbym to zrobić?!
-przestraszyłem się.
-Nie wiesz, jak to zrobić?-dziewczyna złączyła ręce-A ja wierzyłam, że w końcu...ufałam, że sprowadzisz go do mnie.
Kolejna osoba, która się na mnie zawiodła! Oparłem się czołem o kryształ. Czemu?! Czemu, mimo, że posiadam to, co chciałem, trafiają się sytuacje patowe, w których jestem...jestem...bezużyteczny?!
-Fate!-odwróciłem głowę, słysząc tą demonicę-Udało mi się zakląć go w mieczu!
-Hę?!
-W mieczu! Jako demon, mogę zaklinać dusze w przedmiotach.
-pokazała mi zwyczajny miecz.-Jednak to trwa bardzo krótko. Zwróć go jej!-dziewczyna puściła oręż po posadzce.
Sam upadła. Chyba to zaklinanie, było dla niej męczące. Podobnie jak dla mnie teleportacja. Nie ma to jak wyższa szkoła magii.
Miecz zaczął rezonansować z kryształem. Dziewczyna przylgnęła do ścian kryształu. Tuż za nią dostrzegłem jej świat.
-Tylko jak mam to zrobić?! Jak?!
Kościół coraz bardziej się rozsypywał. Lada moment i nic z niego nie zostanie! My zaś, zostaniemy sprasowani jak kanapki.
Nagle jasne światło wystrzeliło z kryształu i zasłoniło mnie. Oślepiło mnie.
Jak tylko otworzyłem powieki dostrzegłem, że jestem w piwnicy kościelnej. Tylko ta, była zupełnie inna. Wszystko się rozpuszczało. Tuż, na przeciwko siebie dostrzegłem dziewczynę ze snu. Siedziała na kolanach. Modliła się. Sama tez się rozpuszczała. Podszedłem do niej.
-Ty jesteś...?-spytałem.
-Przepraszam, to wszystko moja wina.
-Nie przepraszaj. Już dobrze.-kucnąłem obok-Będzie dobrze.-dotknąłem jej policzka.
Wyglądała tak samo, jak w moim śnie.
-Pamiętasz? Mówiłam, że sama ci go oddam...-wyjęła z kieszeni zegarek.-Proszę.
-Nie..nie mogę...
-Weź...proszę...
-Właśnie! Miecz!
-Szybko się odwróciłem w stronę, gdzie powinien być oręż z duszą tego chłopaka.
Wtedy, dziewczyna wsunęła mi do kieszeni zegarek. Nawet nie byłem tego świadomy.
-Miecz. Tam jest jego dusza! Musisz...Ej! Co ci jest?!-złapałem ją.
Wyglądała na taką wątłą.
-Fate...-dotknęła mojego policzka.
Ona się roztapiała! Nie mogłem na to patrzeć. Czułem wodę na policzkach. Jeszcze te jej łzy.
-Nie możesz umrzeć! On czeka na ciebie!-spojrzałem w stronę miecza, który zaczął drżeć.
-Fate...posłuchaj...-posłała mi taki ciepły uśmiech-Pamiętaj....aby nigdy, przenigdy nie zostawiać osoby, która jest dla ciebie ważna...nie wybieraj śmierci...po prostu żyj dla niej...żyj za nią...przeżyj tę część życia, która nie będzie jej dana...
Te jej słowa, tak bardzo mnie poruszyły. Chyba dlatego, że nie znosiłem widoku płaczącej kobiety. Przytuliłem ją czule do siebie.
Nie zauważyłem, że miecz podniósł się. Był wycelowany w moje plecy.
-Szkoda, że nie mogłam poznać cię wcześniej...Fate...Twisted Fate...-jej słowa uderzyły mnie prosto w serce.
Czemu, ktoś kogo nie znałem, mało tego był...sam nie wiem, jak to nazwać potrafił swoimi słowami, aż tak mnie...złamać? Złamać ta barierę, którą stworzyłem, kiedy Evelynn mnie porzuciła?
-Fate...dobry z ciebie facet...-patrzyłem jak ona umiera na moich rękach.
Chyba nie ma nic gorszego od patrzenia na to, jak uchodzi życie z delikatnej istoty. Chyba za to kochałem kobiety. Za tą delikatność i niewinność. Nawet Evelynn, która złamała mi serce, posiadała obie te cechy.
Nagle silne, mocne ręce złapały mnie pod ramiona. Zostałem siłą oderwany od umierającej dziewczyny.
-Zostaw mnie! Nie! Nie można jej tak zostawić!-oddalałem się od niej.
Ktoś, mimo moich prób uwolnienia się, trzymał mocno. Wiedział jak mnie pochwycić, abym nie miał szans się uwolnić.
Minęliśmy miecz, który dalej lśnił. Ona z trudem się podniosła. Szeptem wypowiedziała czyjeś imię. Wyciągnęła ręce przed siebie, jak tylko miecz ruszył w jej stronę.
Na kilka sekund, zamiast miecza dostrzegłem młodego chłopaka. Odwrócił się w moją stronę. Z uśmiechem skinął głową. Nic z tego nie rozumiałem! Po chwili znowu było widać oręż, który przebił klatkę piersiową dziewczyny. W miejscu, w którym było serce. Złapałem dłońmi za ramię, które mnie trzymało. Wbiłem w nie palce.
Nim jasne światło mnie oślepiło, widziałem jak ona upada martwa na posadzkę.

League of Legends Uśmiech skryty w popioleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz