Rozdział 8

170 14 11
                                    

Klejnot Chronosa rozpadł się, a czas, na powrót zawitał do miasteczka. Dzięki ostatniemu tchnieniu tego przedmiotu, kościół oraz wszystko, co zostało uszkodzone przez złamaną pieczęć, wróciło do normy. Dzwony kościelne rozbrzmiewały tak melodyjnie. Wiatr niósł ich odgłos jeszcze dobre kilka kilometrów.
-Hmm?-dziewczyna wstała.-Co się stało?-przetarła oczy-Już, po wszystkim?-rozejrzała się dookoła-Hę?!
Nigdzie nie było śladu kryształu z Klejnotem Chronosa. Cała piwnica, wyglądała tak pięknie jak kiedyś. Grafitowe ściany, jakby posypane brokatem. Na środku sufitu, wielki kryształowy żyrandol na świece, odbijający ich blask.Tuż pod nim znajdował się okrągły nagrobek z dwiema, skrzyżowanymi obrączkami. Ten zaś, był pomiędzy dwiema strzelistymi kolumnami, łączącymi się z sufitem.
-Fate?-rozejrzała się dookoła.-Fate! Jesteś cały?!-podeszła bliżej.
Siedziałem pod jedną z kolumn, w jej cieniu. Włosy zasłaniały mi twarz. Wszędzie, dookoła mnie,było mnóstwo płatków róż.
-Na tarnację Fate, ty barani łbie! Mogliśmy tam utknąć przez ciebie!-Graves wstał z posadzki.
On również, podszedł nieco bliżej.
-Ona powiedziała, że we mnie wierzy...Uwierzyła, że go przyprowadzę...zaufała mi...-odparłem smutnym tonem-...Co z tego, że była duchem czy coś takiego...ale zaufała we mnie...uwierzyła we mnie...a ja nawet jej nie podziękowałem...
Graves i ta dziewczyna popatrzyli po sobie.
-Wydaje mi się, że nie musiałeś jej dziękować. Zrobiłeś to, w co ona wierzyła.-kucnęła przy mnie.
Położyła mi rękę na ramieniu.
-Chronos...Chronos jej powiedział, że go przyprowadzę...czyli...on też we mnie wierzył...-pociągnąłem nosem.
-Fate...
-Na tarnację, Fate, weź się w garść. Chłopie. Nawet nie znałeś tej dziewczyny.-Graves pokiwał głową
-Graves, zamknij się...ty nawet nie wiesz, jak to jest, kiedy jesteś nikim...kiedy nikt w ciebie nie wierzy...kiedy tolerują tylko, bo coś chcą...ty nic nie wiesz...nie wiesz...co ja musiałem przejść z powodu tego kim jestem...-spuściłem głowę, a moje włosy zakryły moje lico.
-Fate, już dobrze.-czułem, jak delikatna dłoń masuje moje ramię.
-Jest dobrze...wkrótce znowu będę kpić ze wszystkiego i ze wszystkich...wkrótce...wyzdrowieję...-po tych słowach straciłem przytomność.
-Fate!-dziewczyna złapała mnie, abym nie upadł na posadzkę.
-Co za cienias z niego. Na tarnację.-Graves zdjął swoje ponczo.
Okrył mnie nim, po czym wziął na ręce. Wtedy, z kieszeni płaszcza wypadł mi zegarek.
-Hę? A to, co?-dziewczyna, podniosła go
-Pewnie podwędził komuś. Jak wszystko.
-Mam wrażenie, że gdzieś go już widziałam. No nic.
-położyła mi go na klatce piersiowej-Przeżyje, jak mu powiem, że stracił kapelusz?
-Musi, bo tym, który go zabije, będę ja. Na tarnacje, ten dupek, znowu mnie oszukał.-Graves popatrzył na mnie.-A teraz sobie śpi, leser jeden. Poczekaj tylko się obudzisz. Poczujesz śrut w dupsku. Na tarnację, nie daruję ci tej zdrady.-Malcolm oparł czoło o moje czoło.
-Jakbyś go tak chciał zabić, to byś go nie ratował. Nie sądzisz?-dziewczyna zajrzała Malcolmowi w oczy.
-Co ja poradzę, że ten kretyn, to mój najlepszy przyjaciel, którego mam ochotę wypatroszyć.-Graves westchnął-Na tarnację, nie umiem się długo na niego wkurwiać.-opierał się nadal swoim czołem.
-Cóż...-dziewczyna puściła Malcolma przodem, jak otworzyła drzwi od kościoła-Przyjaciel to ktoś, kogo chcesz z wielką ochotą zabić, ale wiesz, że tego nie zrobisz, bo jest dla ciebie za cenny.
-Na tarnację, w tym cały problem. Patrz no go tylko, jak sobie smacznie śpi. Jeszcze ma darmowy transport do gospody.-Graves poruszał rękami, więc drgnąłem lekko.
-Hahaha!-demonica zaśmiała się.-No, co?
-Nic. Zamiast się głupio śmiać, wyciągnij mi z tylnej kieszeni spodni cygaretkę.
-Chyba sobie żartujesz! Nie będę ci obmacywać po tyłku! Mam męża!
-A kto ci karze, na tarnację, macać mój nietuzinkowy zad? Nie moja wina, że po ciężkim dniu, mam ochotę się zrelaksować paląc cygaro.-
Graves wywrócił oczami.
-Pf! Sam sobie weź!
-Dobra, w takim razie puszczam Fate.
-Oszalałeś?! Dobra, już dobra! Trzymaj go, bo się połamie!

Graves, ze mną na rękach i tą dziewczyną, udali się do gospody.

League of Legends Uśmiech skryty w popioleWhere stories live. Discover now