Rozdział 3

162 16 4
                                    


Otworzyłem oczy i ujrzałem przed sobą twarz Gravesa.
-Cholera!-wystraszyłem się do tego stopnia, że cofnąłem się do tyłu lekko podskoczywszy na krześle.
Siedzisko nie utrzymało mnie, więc poleciałem do tyłu. Uderzyłem głową o posadzkę. Zrobiło mi się czarno przed oczyma. Mało tego mogłem podziwiać wszystkie konstelacje Valoranu.
-Na tarnację, wstydź się Fate. Podczas gdy ja, szukam jakiś informacji na temat tej całej legendy, ty ucinasz sobie drzemkę w jakieś bibliotece przy książce dla dzieci!-Graves uderzył dłonią w otwartą książkę,.
Stolik zadrżał, a lampka poruszyła się na boki.
-Hę?!-rozmasowałem obolałą potylicę.
Usiadłem tyłkiem na oparciu krzesła. Rozejrzałem się dookoła. Użytkownicy czytelni patrzyli na mnie jak na idiotę. Przeniosłem wzrok na zdenerwowanego Malcolma. Położyłem dłoń na skroni. Już był ranek? Czyli naprawdę musiałem zasnąć, czytając książkę.
-Co ty tu robisz, Malcolm?-wlepiłem zaspany wzrok w przyjaciela.
-Ja? Wiesz, tak tylko sobie tędy przechodziłem i pomyślałem sobie, że poczytam jakąś ciekawą lekturkę.-jego głos był pełen pogardy-Oczywiście, że szukałem ciebie! Na tarnację, znikasz mi na całe popołudnie i wieczór.
Spojrzałem gdzieś w bok. Zaraz, czy on się o mnie martwi? Wstałem. Podniosłem krzesło oraz zgasiłem lampkę.
-Nie chrzań, że się o mnie martwiłeś.-rzuciłem krótko.
-W przeciwieństwie do ciebie, nie zostawiam towarzyszy na pastwę losu.-pochylił się ku mnie, aby zajrzeć mi pod kapelusz.
Obaj patrzyliśmy sobie w oczy. Znowu, tak jakoś mnie coś plecy zabolały od kolejnej szpili Malcolma.
-Dobra, nic nie mówiłem. Tylko skończ mi wytykać przeszłość, do jasnej cholery.-zacząłem mamrotać pod nosem.
-Bierz tą swoją bajeczkę i idziemy. Robota czeka.-Graves wsadził mi do rąk książkę i moje zabaweczki.
Miałem nadzieję, że nikt tego nie widział. Coś chciałem powiedzieć, ale Graves złapał mnie za kołnierz i zaczął prowadzić w stronę wyjścia.
Jak tylko znaleźliśmy się na zewnątrz, mocne Słońce nieco mnie oślepiło.
-Możesz już mnie puścić, do cholery?-próbowałem się wyswobodzić.
Graves wywrócił oczyma, po czym puścił mnie. Odwrócił się w moją stronę. Położył rękę na mojej głowie.
-Na tarnację, zamknij się już. Przyciągasz uwagę tym swoim zachowaniem. Kto to słyszał, by sobie ucinać drzemkę w bibliotece? W dodatku w środku nocy.-Graves nie był zadowolony.
Zmalałem w oczach.
-To nie była drzemka tylko pracochłonne poszukiwanie informacji.-odwróciłem głowę w bok.-W przeciwieństwie do ciebie, się nie obijałem.
-Tak, tak. Podczas gdy ty czytałeś jakieś bajeczki, a potem smacznie spałeś, ja dowiedziałem się czegoś na temat rzeczonego przedmiotu.-strzelił mnie przez łepetynę-Udało mi się zdobyć plany kościółka.-wyjął zza połów płaszcza zwitkę papierów-Reszta roboty, należy do ciebie.-odwrócił się do mnie plecami, po czym uniósł prawą rękę ku górze-Powodzenia. Ach, bym zapomniał...dzisiaj śpisz pod drzwiami.
-Malcolm!-nawet nie dał mi dojść do słowa.-Co za jakiś burak. Ćwikła z ciebie będzie niejadalna.-burknąłem pod nosem.
Właśnie, a pro po burczenia, mój żołądek dał o sobie znać. Malcolm miał wszystkie korony, więc musiałem sam zdobyć jakieś jedzenie. Westchnąłem. Poprawiłem kapelusz i ruszyłem przed siebie w poszukiwaniu potencjalnej ofiary.
Jak na poranne godziny, to sporo osób się tu kręciło. Nadal jednak nie mogłem wypatrzeć odpowiedniego celu, a żołądek w tym momencie nie pomagał, ani trochę. Podrapałem się po łepetynie. Spojrzałem w bok. Przechodziłem właśnie koło piekarni. Ten zapach! Świeże pieczywo! Ile bym dał, żeby zatopić zęby w takim, ledwo co wyjętym z pieca pieczywie. Rozmarzyłem się, dopóki żołądek nie dał o sobie znać.
-Mmmmrrrmmm...-mruknąłem do siebie.
Musiałem znaleźć jakiegoś frajera, co podzieli się ze mną swoim jedzeniem.
Patrzył na klientelę w piekarni. Dostrzegłem w sumie tylko dwie osoby. Starszą panią, dość ubogo ubraną i jakiegoś...ninję? Nie no, facet w tych swoich portkach wyglądał komicznie. Zaraz...miał zgrabniejszy tyłek ode mnie i nie tylko...cholera jasna...to nie prawdopodobne, że ktoś miał no wiecie...większego. Skąd wiem? Przecież mu się wszystko odznaczało! Przylgnąłem nosem do witryny. Co on tam kupował?
-Mmm...-oblizałem usta-Kanapki z serkiem i szyneczką...-aż mi ślinka pociekła.-Dobra! Te kanapki będą moje!
Zaczaiłem się na tego całego ninję. Musiałem poczekać, aż wyjdzie. Dobrze. Mój cel na teraz-papierowa torebka ze świeżymi kanapeczkami! W sumie, to nawet zabawne, że ktoś taki jak ja zamierzał okraść kogoś z jedzenia. Cóż, kiedyś to było dla mnie normą. Poprawiłem książkę, a plany od Gravesa ukryłem w kieszeni płaszcza. Opuściłem lekko kapelusz. Oparłem się plecami o sklepową ścianę i czekałem.
jak tylko facet wyszedł, odczekałem chwilę po czym ruszyłem za nim. Szedłem powoli, aby nie wzbudzać podejrzeń. Dla niepoznaki, od czasu do czasu rozglądałem się dookoła. Robiłem wszystko, by wyglądało to tak, jakbym szukał jakiegoś miejsca. Ten cały ninja chyba nie spieszył się jakoś, bo po drodze wszedł do sklepu z uzbrojeniem. Posiedział tam sobie dobre kilkanaście minut. Mógłby się pospieszyć.
-Ja tu umieram z głodu!-tupałem nogą, czekając, aż wyjdzie.
Po dobrych dziesięciu minutach, łaskawie wyszedł. Jeszcze się rechotał jak głupi. Chyba podrywał tą śliczną panią sprzedawczynię o wielkich...no wiecie..sam bym chętnie ułożyłbym łepetynę na takich podusiach. O czym ja myślę?! Teraz priorytetem jest Jedzenie!
Ruszyłem, ponownie za tym kolesiem. Poszliśmy do jakiegoś parku. No! Teraz była okazja! Zwłaszcza, że ten usiadł sobie na ławce, przy jakiś krzakach. Cichutko, wszedłem na trawnik. Skradałem się pomiędzy drzewami. Mój cel był coraz bliżej. W dodatku niczego nie świadom. na klęczkach podszedłem do pobliskich krzaków. Ten ninja od siedmiu boleści siedział na przeciwko mnie. Teraz wystarczyło tylko sięgnąć ręką po papierową torebkę i jedzonko będzie moje. Jeszcze tylko trochę, troszeczkę, kapiszkę. Moje palce już prawie dotykały upragnionego celu. Już moje palce były, wręcz na torebce, kiedy minimalnie przed nimi błysnęło mi ostrze. Szybkim ruchem zabrałem dłoń. Przytuliłem dłoń do piersi. Cholera! jakim cudem się zorientował?! Co to był za koleś?!
-Nie radzę, inaczej stracisz te śliczne paluszki.-posłyszałem głos mojej niedoszłej ofiary.
Ciarki, aż mnie przeszły słysząc ten głos. Chyba dzisiaj nie był mój szczęśliwy dzień. Wycofałem się do tyłu. Jakoś nie miałem ochoty stracić palców. Jak będę kraść, grać, a przede wszystkim macać kobiece ciałka?
Przylgnąłem plecami do drzewa. Ujrzałem cień przed sobą, a po chwili ten sam miecz prawie mnie wykastrował. Także, ten miecz miałem miedzy nogami.... Ostrze było tak blisko mojego krocza. Spojrzałem w górę. To był ten ninja! Jego wzrok...gorszy niż Gravesa w czasie szału na moją osobę.
-Taki stary cap, a zachowuje się gorzej niż przedszkolak, co to ledwo od ziemi odrósł.-złapał za miecz, który włożył do pochwy na plecach, obok drugiego.-Jak byłeś głodny, wystarczyło użyć takiego ładnego słowa, jak proszę.-mężczyzna rzucił mi torebkę między nogi-Te słowa są naprawdę piękne, zacznij ich używać.-odwrócił się tyłem do mnie, po czym odszedł.
Siedziałem tak jeszcze osłupiały, dobre kilka minut. Jakim cudem on mnie wyczuł? Pokiwałem głową. Dobra, nie ważne! Jedzenie czekało! Zajrzałem do torby. Ten zapach! Zgłodniałem jeszcze bardziej. Dwie! Aż dwie kanapki! Może to nie jest za dużo, ale jednak jest! Zatopiłem zębiska w świeżym pieczywku. Mmm! Tak, tego mi brakowało! Właśnie! przytrzymałem bułkę w zębach. Wyjąłem z kieszeni płaszcza plany, które dostałem od Malcolma. Oparłem się wygodniej o drzewo. Książkę położyłem obok, torbę z jedzeniem y na okładce. Oblizałem palce. Usiadłem tak, by skrzyżować nogi. Dzięki temu, mogłem rozłożyć plany. Zacząłem je dokładnie studiować. nie widziałem w nich nic nadzwyczajnego. Chyba będę musiał zrobić sobie zwiad do kościoła. Nim się zorientowałem, już pałaszowałem drugą bułkę. W ogóle, kim była ta dziewoja, która mi się śniła? Jeszcze ten zegarek. Zaraz! Położyłem książkę na kolanach, przygniatając plany. Wygrawerowany na okładce runiczny symbol w kształcie zegara, był bardzo podobny do tego wisiorka ze snu. Może to ma jakiś związek ze sobą? Książka i mój sen?
Znowu oblizałem palce, a potem wytarłem je o płaszcz. O tak, tak było zdecydowanie lepiej. Jeszcze raz zacząłem oglądać obrazki.
-Hmm. To naprawdę wygląda jak ta osada, w której jesteśmy.-zamyśliłem się.-Zaraz...ta dziewczyna z obrazu!-olśniło mnie-Ona miała taki wisiorek w ręku! I była tą, która mi się śniła! Hmm...ciekawe...kim ona była?-włożyłem plany między strony, po czym zamknąłem książkę.
Wstałem i otrzepałem tyłek. Nie pozostało mi nic innego, jak poszukać informacji o tej dziewoi. Na pewno musiała mieć jakiś związek z Klejnotem Chronosa. Tylko nadal, nie wiedziałem, czym był owy klejnot.
Teraz jednak, musiałem przestudiować te wszystkie rysunki. Może znajdę coś, co mnie zaprowadzi na trop Klejnotu Chronosa. Skierowałem kroki do gospody.

  -Na tarnację

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

-Na tarnację...-Graves rozmasował kark-...idź już spać. Siedziałeś nad tą bajeczką dla dzieci cały dzień. Noc mógłbyś sobie darować.-rzucił we mnie poduszką.
Trafił idealnie w moją głową.
-To moja sprawa, co robię. Nie interesuj się.-burknąłem, odkładając poduszkę na bok.
Nie zamierzałem mu mówić, o moim odkryciu. Im mniej wie, tym więcej dla mnie. Poza tym, Kryształ Chronosa będzie mój, a nie jego.
Mała, naftowa lampka postawiona na małym stoliku blisko mojego łóżka, rozświetlała nieco pokój. Dobrze, że ja spałem na drugim końcu pokoju, bo chyba Graves by mnie zabił. W sumie, już chciał.
-Fate, liczę do pięciu. Gaś lampkę, albo wypieprzaj za drzwi. Inaczej poczujesz śrut w dupsku.-Graves podniósł się z łóżka.-Raz...
-Zluzuj gacie, Malcolm. Już sobie idę.-nie mogłem pozwolić, aby dowiedział się, że książka może mieć związek z rzeczą przez nas poszukiwaną.
Wstałem z łóżka. Zabrałem książkę oraz lampkę i poszedłem do łazienki. Zamknąłem drzwi.
-Dobranoc!- odparłem szorstkim, obrażonym tonem.
-Ta, dobranoc.-Graves przekręcił się na bok-Uprzedzam cię Fate, że jak coś kombinujesz, to marny twój los. Nawet te twoje karty, nie uratują cię przed moim śrutem.
-Ta, ta.-pomachałem ręką do drzwi-A idź spać, bufonie jeden.-usiadłem na podłodze.
Podkuliłem nogi. Lampkę postawiłem obok, tak by widzieć stronice wspartej na moich nogach książki.
Zacząłem przeglądać każdą stronę bardzo uważnie. Na pierwszej z nich widniało oczywiście miasteczko, w którym byliśmy. Kolejne kilka stron przedstawiało życie osady. Na jeszcze jednym dostrzegłem dziewczynę z portretu. Wyglądała na szczęśliwą i radosną. Następne ilustracje pokazywały, chyba jej życie. W pewnym momencie, pojawił się młodzian. Wyglądało to tak, jakby byli bardzo związani ze sobą. Ziewnąłem przeciągle, po czym przetarłem oczy. Senność zaczynała brać górę. Nie mogłem się jednak poddać. Mimo, że tyle już razy przeglądałem strony książki! Dalej historia przedstawiała jak młodzian żegna się z ukochaną, a potem odchodzi. Kolejnymi etapami historii była śmierć tego chłopaka. Każda ilustracja z dziewczyną pokazywała jak ta, modli się w kościele. Oczywiście, że to był ten niewielki kościółek w miasteczku. Patrząc dalej, martwy młodzian nagle został ożywiony, ale dziewczyna była martwa. Nie rozumiałem tego. Modliła się do kogoś tam na górze, by co...? Ukochany ożył, a ona umarła? Nie ma to w ogóle sensu. Ani krzty. Podrapałem się po łepetynie. Nie trzymało się to kupy. Zwłaszcza końcówka historii, gdzie młodzian rozpaczał, widząc martwą ukochaną. Później pokazana była jakaś aura, która zasłoniła kochanków. na ostatnim obrazku w ogóle jej nie było. Ciekawiło mnie, czy w środku, kościół wyglądał tak samo, jak w tej powieści. Chyba, naprawdę urządzę sobie jutro spacer do tego kościółka.
Ponownie ziewnąłem. Wstałem. Pora spać. Cichutko wyszedłem z łazienki. Zgasiłem lampkę, którą odstawiłem na miejsce. Ukryłem książkę pod materac. Miałem nadzieję, że Graves tego nie widział. Nie wiedziałem jak bardzo się myliłem. Położyłem się tyłem do niego i poszedłem spać. Graves wcale nie spał. Obserwował moje poczynania i dało mu do myślenia to, że schowałem książkę.

League of Legends Uśmiech skryty w popioleWhere stories live. Discover now