12. "Pączuszek?"

244 38 7
                                    


Wszystko wydawało się być dla niej odrealnione. Nie odróżniała jawy, snu od rzeczywistości. I wszystko działo się tak nagle. Ból, jaki odczuwała dotychczas, był niczym. Prawdziwe cierpienie dopiero pukało do jej drzwi.

Za drzwiami było głośno, odgłosy strzelaniny, karabinów było słychać właściwie wszędzie. I krzyki. I ochroniarze, których ciała bezwładnie padały na ziemię. Widziała to w oddali, która była coraz mroczniejsza. Kryminaliści, cała, mała armia Jokera przebrana za maskotki, które miały niegdyś za zadanie w wesołych miasteczkach radować dzieci, dziś nieśli zagładę. Uwolnili każdego więźnia, który przysiągł być posłusznym panu J. A ona, choć dokładnie przywiązana do łóżka, starała się wyswobodzić z pułapki i powstrzymać Jokera przed tym, co chciał zrobić. Nie mogła pozwolić mu na zabijanie, na bycie wolnym, na to by niósł nieszczęście. Mogłaby sama oddać się w jego ręce, stać się szaloną marionetką, tylko by nikogo nie zabijał. On jednak ją wykorzystał i obiecał odwet na psychiatryku, który go więził. Obiecał odwet na Harleen, która zrobiła wszystko, by dowiedzieć się o jego sekretach.

Pas, który przyciskał tułów kobiety, okazał się być lekko zluzowany. Ta niewielka szczelinka między ciałem Harleen a skórzanym paskiem pozwoliła na oswobodzenie się jej ciała. Pięć minut później jej skrępowane przez pasy nogi i ręce były na wolności. Chwilę potem Leen już biegła po ciemnych korytarzach psychiatryka udając się do jedynej osoby, która była dla niej przyjacielem. Gabinet Jeremiasza był coraz bliżej, a ona tylko liczyła ile jeszcze metrów, pozostało do pomieszczenia mężczyzny. Był on jedyną osobą, która w tym ciemnym mieście okazywała jej odrobinę życzliwości. Musiała więc uratować kogoś, kto na śmierć nie zasługiwał.

Sekundy decydują o naszym losie, o naszym życiu. I tak też było teraz, bowiem kiedy Harley wpadła do gabinetu pana Arkhama, w tym samym momencie z pistoletu człowieka, którego kochała i nienawidziła zarazem, wystrzeliła kula.

Nie biegła ona jednak prosto na Jeremiasza. Ta kula biegła prosto na nią. I z niebywałą prędkością dążyła do tego, by ugodzić ją w serce. Była gotowa na śmierć. Wiedziała, że za ułamek sekundy umrze, że to koniec. Jej życie dobiegało końca. Niebawem pozostanie po niej tylko wspomnienie - blade i odległe. I nikt nie będzie za nią płakać, nikt nie będzie za nią tęsknić. Zasługiwała na to, by umrzeć, była niepotrzebna. W jedną chwilę pogodziła się z tym i zamknęła oczy, czekała. Czekała aż jej serce nie będzie pompować krwi, aż się na zawsze zatrzyma, czekała aż złapie ostatni oddech.

Nic. Cisza. Ciemność. Umarła? Nie. Oddychała. Otworzyła oczy i zobaczyła, że to nie jej serce krwawi, lecz serce jej przyjaciela. Jeremiasz leżał, krztusząc się krwią. Ochronił ją, uratował. A teraz, choć ledwo oddychał, uśmiechnął się smutno do Harleen i powiedział:

- Dziękuję za to, że przywróciłaś w moim sercu wiarę, która dawno przygasła.

- Nie zamykaj oczy, proszę, będzie dobrze... nie zamykaj o... - szeptała błagalnie.

To był koszmar. Jej życie było falą nieustającego płaczu. Nie mogła wyobrazić sobie dnia, w którym będzie lepiej. Teraz było coraz gorzej. Jeremiasz umierał na jej oczach i choć chciała mu powiedzieć tyle rzeczy, to z jej ust wydarł się tylko przesycony cierpieniem szloch.

Zapomniała, że nie jest tu sama. Był jeszcze on. I teraz kiedy pan Arkham wyzionął ducha, śmiał się tak niezahamowanym i zimnym śmiechem, że kobieta czuła strach, przed czym co on zamierza zrobić.

- Masz zasrane szczęście, Quinzel! – krzyknął, podchodząc do niej. – Jedna kula, a ten idiota się dla ciebie poświęcił! To niezabawne?

- Poświęcił się dla mnie... Tylko dlaczego, jeśli wolałabym nie żyć? – spytała samą siebie.

- Tak podobno robią przyjaciele.

- Przyjaciele? Ty nie masz pojęcia co to przyjaźń!

Huk. Do gabinetu wtargnęli poplecznicy Jokera.

- Zabrać ją – powiedział.

- Nie! – krzyknęła, odpychając od siebie umięśnionych mężczyzn.

- Widzisz Quizel – zaczął Joker. – Mam jednak wobec ciebie jakiś plan... Bardzo, BARDZO ciekawy plan!!! – zarechotał.

- Puśćcie mnie! – krzyczała, szarpiąc się z całych sił.

Na nic. Była na przegranej pozycji. A jej przyjaciel zginął na próżno, przez nią. Wszytko, było jej winą. Wszystko popsuła. Urodziła się chora, dziwna, szalona. Teraz pora za to zapłacić. W bolesny i okrutny sposób, bo tylko takie uwielbiał Joker. Uwielbiał, jak życie było niekończącym się przedstawieniem pełnym ludzkich cierpień. I ona też musiała cierpieć, bo stała się częścią jego planu. Nic nie mogła zrobić. Nie winiła Jokera, choć powinna. Winiła siebie za wszystko. Chciała zacząć od nowa, lecz nie potrafiła tego zrobić, nie mogła zmienić tego, kim była. Była potworem. Całe jej wcześniejsze życie było kataklizmem. Rodzina, koszmary, zniszczone przez rzeczywistość marzenia...

To koniec. Przyparta do łóżka i pilnowana przez pomocników Jokera nie miała szans na ucieczkę. A ona głupia liczyła jeszcze, że zdoła pomóc człowiekowi, który pozostawił w niej to, co najgorsze.

- Co my tu mamy?

To on. Przyszedł. By ją zabić? Skrzywdzić?

- Zrobiłam wszystko, co chciałeś, pomogłam ci – mówiła błagalnie.

Nie była to jednakże całkowita prawda.

- Ty... pomogłaś mi w kasowaniu wspomnień, jakie miałem – mówił wściekle, waląc o szpitalne łóżko pięściami. Był przepełniony złością. Oparł się o łoże i przeczesując swoje włosy, dodał:

- Nie... Zostawiłaś mi w głowie czarną dziurę pełną gniewu i zamieszania. Ze wspomnień nie został ślad. To co z praktykami dr Quinzel?

- I co? Zamierzasz mnie zabić panie J?

- Co? O nie, nie zamierzam cię zabić. Ja tylko cię skrzywdzę. Bardzo, bardzo mocno.

- Tak myślisz? Wytrzymam – powiedziała pewnie, patrząc prosto w jego szare oczy.

Liczyła, że tego nie zrobi, że w jego oczach odnajdzie tę psychopatyczną zieleń, że odnajdzie w nich uczucia. Ale znalazła w nich tylko ciemną pustkę. Czy to przez te wszystkie badania i pytania? Czy to jej wina?

- Nie chciałbym złamać ci idealnych, porcelanowych ząbków - zaczął, umieszczając między jej zębami skórzany pas - kiedy z bólu z twojego mózgu będzie wypływał sok.

A potem nastąpiło „to". Ból. Niewyobrażalny. Na początku był ostry, ciągły, nagły, niczym wyładowanie elektrostatyczne przy dotknięciu silnie naelektryzowanych przedmiotów. I trwała w tym bólu, który z sekundy na sekundę był coraz mocniejszy. Jej głowa była tak gorąca, a pieczenie, jakie odczuwała na całym ciele, było tak silne, jakby co chwila gaszono papierosy na jej ciele. Potem ból stawał się wręcz „gryźć" jej skórę, jej ciało. Jakby od wewnątrz. Tak jakby kobieta była jedną wielką raną, która zasypywana jest solą. To było oszołamiające. Konała. Błagała o śmierć. Widziała wszystkie wspomnienia. Widziała siebie jako dziecko, którego rodzice nie doceniają, widziała siebie jako okularnicę, którą w szkole nikt nie lubił i w końcu widziała Jokera, który patrzył na nią z obrzydzeniem. Wspomnienia wracały i bolały bardziej niż to, co odczuwała na swoim ciele. Czuła jakby na jej ciało położono kilogram gorącego, rozżarzonego węgla, czuła jakby ktoś przekuwał jej głowę gorącymi gwoździami.
W końcu ból był tak ogromny, że nie mogła nawet oddychać. Dusiła się i marzyła o tym, że to już koniec. Nastała ciemność, która na chwile sprawiła, że zapomniała o cierpieniu. Umarła? Nie. Widziała uśmiech. Parę zielonych oczu. To on. Jej...

- Pączuszek?  

Żyłabym Dla Ciebie || Harley Quinn&JokerWhere stories live. Discover now