3."Nim się obudzę ciebie już nie będzie. "

410 46 4
                                    

  Dwa dni później

- Czy mogłabyś wykonać dla mnie przysługę? A właściwie dwie przysługi?

- Jakie? – Kobieta przegryzła lewą wargę.

Mężczyzna złapał ją na ciągłym obserwowaniu jego czerwonych jak krew ust. 

- Czy mogłabyś przynieść dwa karabiny? I czy... Czy mogłabyś... mnie pocałować?

Harleen była pewna tylko, co do odpowiedzi na jedno z tych pytań. 

- Ojciec potwornie mnie bił. Ból, jaki mi zadawał... To jak mnie traktował... To jak mnie niszczył, panno Harleen... Bił mnie za wszystko. Bił mnie za nic. Bił mnie nawet wtedy, kiedy już byłem pobity. Każdy dzień był piekłem, z którego nie mogłem uciec. Żyłem więc z pijakiem, który zniszczył mnie i tego małego chłopca, którym byłem.

Harleen spojrzała w głąb jego oczu. Ból tego małego chłopca, jakim był Joker, dotknął i ją. Ból, który musiał przeżywać każdego dnia, złamał coś w kobiecie. Złamał serce.

- A wiesz, co zrobiła moja matka? Uciekła. Zostawiła mnie samego z tym potworem. Pozwoliła, bym umierał po cichu w swoim domu. Nikt mnie nie chronił. Nikt mnie nie uratował. Teraz również tak jest. Nadal jestem tym bezbronnym chłopakiem.

Joker uronił jedną pojedynczą łzę - cóż to była za łza? Łza bólu i smutku. Była ona jednakże nie do końca prawdziwa. Ale czy młoda kobieta mogła o tym wiedzieć?

Słowa, które wypowiadał, były gorzkie, a każde jego bolesne spojrzenie miażdżyło kobietę. To ona zapragnęła go w tamtym momencie chronić. To ona postanowiła go uratować.

Uniosła jego twarz do góry. Uśmiechnęła się i powiedziała:

- Dopóki jestem tutaj przy tobie, możesz na mnie liczyć. Będę twoją bańką mydlaną chroniącą cię przed cierpieniem.

- Bańki pękają, Quinzel. Znikniesz, pryśniesz i zapomnisz o mnie. Tak jak sen – nim się obudzę ciebie już nie będzie.

Każdy kolejny dzień z Jokerem zmieniał Leen. Każda rozmowa, uśmiech – wszystko sprawiało, że kobieta była szczęśliwsza. A przynajmniej tak się czuła – zakochiwała się w kryminaliście. W kimś, kto ma skażone serce pełne wad. Ale potem – pewnej listopadowej nocy, której Harley po raz kolejny zakradnęła się do celi Jokera, odkryła jego sekret.

- Wiesz czemu ojciec, tak bezlitośnie mnie bił? – zapytał tamtej nocy.

Harleen zaprzeczyła.

Joker nachylił się nad kobietą. Musną jej twarz dłonią, powodując u kobiety ciepło na policzkach, była pewna, że jej cała buzia płonie. Pan J uśmiechnął się. A potem zaczął się śmiać. Powoli, lecz głośno tak by wszyscy słyszeli, każdą sylabę jego śmiechu. Tak by każdy zadrżał w Gotham City. Śmiech ją obezwładnił. Kobieta zaczęła się cofać do ściany. Pierwszy raz Joker zaczął ją przerażać. Pierwszy raz terapeutka pragnęła na niego nie patrzeć, pragnęła zniknąć jak ta cholerna bańka mydlana.

- Problem, panno Quinzel polega na tym, że jeśli ktoś nie rozumie twoich dowcipów, to zaczyna cię bić. Taki los komedianta. Tak robił mój ojciec.

Mężczyzna pchnął ją na ścianę z całym impetem. Kobieta czuła piekący ból w klatce piersiowej. Oddychała głośno i szybko. Ból nawoływał jej organizm do wymiotów. Nienawidziła siebie za tę słabość. Była jak w tamtym śnie – bezbronna. Joker uwielbiał mieć władzę nad wszystkimi. Nie potrafił zapanować nad sobą i swoim ciałem, więc panował nad innymi. Zapanował nad Harleen Quinzel.

- Tak robi też Batman. Powinien zostać zamknięty w tym miejscu w sąsiadującej celi. Jest takim psychopatą jak ty czy ja – wyszeptał.

Jego pierś zbliżyła się do Leen maksymalnie. Granica między nimi zatarła się do końca. 

- Nie jestem psychopatką – wycedziła przez zęby kobieta. Tylko to potrafiła powiedzieć.

- Kochasz mnie, Harley. Jest to bardziej szalone niż jakikolwiek akt przeze mnie popełniony.

Kobieta chciała coś wykrzyczeć, zaprzeczyć temu, ale nie mogła. Wargi Jokera zetknęły się z jej wargami. Cały strach, ból, obawa i wszystko, co ich łączyło, zniknęło. Pozostał tylko ten jeden pocałunek o północy i psychiczny śmiech młodej terapeutki i szalonego gangstera.  

Doktor Harleen Quinzel była pewna. Potrzebowała go jak powietrza.  Potrzebowała psychopaty, który będzie ją kochał, bardziej od wszystkich. Tylko czemu powietrze jakie on jej dawał, było toksyczne i zatrute kłamstwami? Czemu wszystko było tak skomplikowane? Pytania ją niszczyły, a koszmary wszystko podsycały. Zwariowała. Zwariowała dla tego szaleńcza o psychicznym uśmiechu. 

Zwabił i wplątał ją w swoje sidła. Była o krok od błędu. A Joker? Joker był dumny, że znów ma nad kimś kontrolę. Nad kimś kompletnie różniącym się od niego.

Czemu Leen go kochała? - zadawał sobie to pytanie Joker. 

 Bo widziała go nie tylko, wtedy kiedy się śmiał, ale także wtedy, kiedy płakał. 

Żyłabym Dla Ciebie || Harley Quinn&JokerWhere stories live. Discover now