4. "Nie mów żegnaj"

404 48 15
                                    


  Rankiem obudziło Harley przeczucie. Przeczucie, że coś złego dzieje się w pewnej celi, u pewnego pacjenta. Zwyczajnie otworzyła oczy i pomyślała o Jokerze. Jego imię dźwięczało w jej głowie, a jakaś chora intuicja mówiła jej, że coś jest nie tak. Zerwała się z łóżka i zwyczajnie pobiegła do celi, której kierunek znała już na pamięć. Poranne przemierzanie psychiatryka było podejrzane, a co dopiero zakradanie się do celi najniebezpieczniejszego zbrodniarza? Myśl o konsekwencjach, jakie mogłyby spotkać kobietę, sprawiały, że Harly chwilami żałowała, że poznała pana J. Była też inna myśl, którą pragnęła z całych sił wypędzić – czy ona go kochała? Miał on twarz o tylu niezrozumianych maskach, było on tak cholernie tajemniczy... To wszystko doprowadzało ją do szaleństwa. Bo właśnie taka była miłość – sprawiała, że powoli zmieniałeś się w psychopatę.

Nim chwyciła za klamkę do celi mężczyzny, zastanowiła się, czy przypadkiem nie postradała zmysłów. Chodzenie o poranku do Jokera tylko dlatego, że coś złego mogła przeczuwać? To było chore. Powoli uzależniała się od niego. Ale tym razem chęć zajrzenia do jego celi była inna, niepokojąca. I dlatego otworzyła drzwi.

I dlatego wszystko pękło. Cała otoczka, która chroniła Jokera, która była wymysłem Harly, że on w głębi swego serca jest dobry – wszystko się rozbiło. Okazało się, że J nawet tego serca nie posiadał. Dziewczyna wiedziała, kim on był, kim jest, ale dopóki nie zauważyła zbrodni, popełnionej na jej oczach miała nadzieję.
Słyszała błagania młodego ochroniarza, słyszała, jak krzyczał, by Joker tego nie robił, widziała jego łzy, widziała jego bezbronność. Widziała jego ból.
Po drugiej stronie stał Joker, śmiejąc się mu prosto w twarz. Z uśmiechem patrzył, jak krew rozlewa się po podłodze, bezwzględnie zadawał ciosy nożem i powtarzał:

„Zginiesz, słysząc mój śmiech".

Widziała szarą pustkę w oczach Jokera. Bawił się śmiercią niewinnego człowieka. Nawet jak przestał oddychać, on dalej to robił. Dalej zadawał ciosy martwemu. Każde kolejne dźgnięcie nożem sprawiało, że Joker lepiej się bawił. Był bezwzględny. Nie myślał o tym, że zmarły ochroniarz miał żonę, dzieci... Pan J odbierał każdemu wszystko, co kiedyś odebrano mu. Miłość i rodzina - kiedyś nawet dla niego te słowa coś znaczyły. Każdy ma jakieś sekrety, ale on był przez nie stworzony. 

Zapach zbrodni, zapach krwi roznosił się po pomieszczeniu, a Harleen dotychczas sparaliżowana strachem postanowiła powiedzieć nie. Wyłoniła się z cienia celi i chwyciła za broń leżącą na podłodze, która należała do zmarłego ochroniarza. Była ona cała we krwi mężczyzny, skapała na dłonie Harley, które ze strachu trzęsły się jak oszalałe.

- OCH QUINN! Jak miło, że wpadłaś! – J rozłożył ręce na powitanie. – Też chcesz się zabawić, ślicznotko? Niestety nasz gość honorowy jest nieco... niedysponowany!

Mężczyzna zaśmiał się głośno.
Strach w Harleen był silny, ale złość była potężniejsza. W tamtym momencie kobieta miała pragnienie, by zabić Jokera. Była wściekła, że zabił... że śmiał się tamtemu mężczyźnie w twarz, kiedy cierpiał... że nie żałował, zadając mu kolejne ciosy w brzuch, że przekrzykiwał krzyk bólu swoim śmiechem.

- To koniec – powiedziała drżącym głosem. I chodź pistolet, w rękach był trzymany niepewnie, kobieta pokazywała, że jest w stanie to zrobić.

- Dalej mała, zrób to! Zabij mnie – Joker skinął palcami zachęcająco.

Uśmiechnął się chytrze. Wiedział, że kobieta tego nie zrobi. Że jest zbyt dobra, a także że jest zbyt słaba, by go zabić. I wiedział, że Harleen przegryzając swoją cholerną wargę oraz rumieniąc się na każde jego słowa wypowiedziane szeptem, coś do niego czuje. Uwielbiał na nią działać, uwielbiał ją kontrolować. Chciał ją stworzyć na nowo, chciał mieć swoje złote trofeum.

- No... Maleńka. Wystarczy pociągnąć za spust – szepnął, nieco się do niej zbliżając. Palec wskazujący skierował do swojej skroni. – PIF PAF!

Ręka, z której wykonał „strzał", poszybowała gdzieś do góry, by następnie zatrzymać się na jej szyi. Objął ją delikatnie, swoimi chłodnym rękoma. To sprawiło, że Harleen opuściła broń na dół. Jeden dotyk sprawił, że serce pełne nienawiści skruszyło się na milion małych kawałków. Nie miała pojęcia, dlaczego jej emocje tak szybko się zmieniały pod wpływem impulsu. Wszystko, co robiła, odkąd go poznała, było niewytłumaczone i paranoicznie nienormalne. Paranoja ma wiele znaczeń. Paranoja to obłąkanie. A obłąkanie, to choroba. Choroba zwana miłością. Joker doprowadzał ją do obłąkania. Do miłości. Do szaleństwa. Kiedy mężczyzna swoimi palcami dotykał ją w taki sposób, dotykał także jej duszy, jej serca. Jeden dotyk sprawiał, że stawała się mu posłuszna.
Dlaczego?
Nie miała pojęcia. Taka była ta dziwna, pokręcona miłość. Chodź to może za mocne słowa. Miłość jest wtedy, kiedy dwoje ludzi są w stanie dla siebie umrzeć i dla siebie żyć.
Joker nie był w stanie oszaleć dla Harleen, nie był w stanie jej tak mocno kochać. Nie był w stanie dla niej żyć. Ale coś go w niej pociągało, uwielbiał jej opór, uwielbiał jej ciało, to jak na niego reagowała. Chciał, by ta piękna, nieco nieśmiała blondynka była jego medalem koronnym. Ale żeby tak się stało, musiał nauczyć ją posłuszeństwa.

Kiedy więc kobieta opuściła broń, zrobił jedno – z całych sił uderzył ją prosto w twarz. Uderzenia było tak silne, że Harly padła na ziemię z piekącym bólem policzka. Ból przeszył jej twarz, lecz nie okazała nawet na sekundę ani jednego cienia słabości. Joker stanął przy leżącej na ziemi dziewczynie, nachylił się nad jej uchem i wyszeptał:

- Kochasz mnie?

Ona milczała.

- Czy mnie kochasz?! – wykrzyknął.

Wzdrygnęła się.

- Tak – szepnęła.

- A więc nie rób tego nigdy więcej.

Joker podniósł Leen z podłogi. Pogłaskał jej czerwony i lekko siny policzek jak gdyby nigdy nic i nim zaczęła reagować na cokolwiek, zbliżył jej usta do swoich warg.

Blondynka poiła się jego wargami jak słodką trucizną, która i tak ją zniszczy i zabjie. I chodź Harley, chciała go całować mocnej i bardziej namiętnie, to nie mogła tego zrobić.
Nie mogła kochać kogoś, kto ją krzywdził i ranił, a potem całował w tak czuły sposób.
On zabił człowieka.
On zadał jej ból.
Ona musiała się od niego wydostać.

If I'm not back again this time tomorrow,

Carry on, carry on, as if nothing really matters.

Oderwała się od jego ust i szepnęła:

- Żegnaj.

- Nie mów żegnaj. To słowo jest przeznaczone tylko dla tych, co już więcej się nie zobaczą. A my będziemy się jeszcze widzieć, prawda?

Ona jednak nic nie odpowiedziała.  

-----------------------

Jak myślicie... Czy gdyby Harleen odcięła się do Jokera, to byłaby szczęśliwsza? Czy znalazłaby kogoś, kogo mogłaby jeszcze pokochać? 

BronzeEye

Żyłabym Dla Ciebie || Harley Quinn&JokerWhere stories live. Discover now