rozdział 11

787 57 4
                                    


Kilkanaście dni później, które minęły spokojnie na poznawaniu siebie nawzajem - począwszy od ilości łyżeczek cukru do kawy, a skończywszy na ważniejszych kwestiach jak praca i przyjaciele, nadszedł czas odwiedzin w domu rodzinnym Harry'ego. Przyjaciół chłopaka miałam poznać w następnej kolejności, czego odrobinę żałowałam, bowiem bardziej stresowałam się i martwiłam wizytą u jego rodziny. Jednak dzięki temu będziemy szybciej mieć to z głowy. Zakładałam, że członkowie jego rodziny będę nie mniej dociekliwi, co mój brat i właściwie trudno byłoby im się dziwić. W końcu niecodziennie ich ukochany syn, brat czy wnuk przyprowadzał do domu obcą osobę z wyznaniem, iż jest jego przyszłą żoną...

Gdy wreszcie nadszedł dzień, którego tak się obawiałam - z jednej strony paraliżował mnie strach, ale z drugiej czułam lekką ulgę, że za parę godzin będzie to już za mną. Obudziłam się po dziewiątej, lecz zanim wstałam było już wpół do dziesiątej, a kiedy umyta i ubrana zeszłam na dół do kuchni minęło kolejne pół godziny. Kiedy tylko znalazłam się na dole dotarł do mnie zapach naleśników i ... gofrów? Harry chyba postanowił za wszelką cenę zadbać o moje dobre samopoczucie dzisiejszego dnia. Weszłam do kuchni otumaniona zapachami śniadania jak i nieodłącznego punktu dnia - kubka kawy z mlekiem z dwoma łyżeczkami cukru, któy stał już gotowy, by trafić w moje ręce.

- Dzień dobry - odezwałam się cicho, uśmiechając się lekko, zerkając na postać chłopaka w fartuchu, który przywdział na czarne spodnie i wzorzystą koszulę, a następnie ujęłam w dłonie duży czerwony kubek.

- Właśnie miałem po ciebie iść na górę, śpiąca królewno - usłyszałam od szatyna, na co tylko prychnęłam cicho, kiedy ten puścił mi oko.

- Obyło się bez tego, pajacu - mruknęłam na tyle głośno, by usłyszał i niestety to zrobił, a za swoje słowa dostałam w ramię ścierką, po którą sięgnął.

- Wyrażaj się, młoda panno. Już niedługo "panno" - uśmiechnął się znacząco, ale zaraz też posmutniał. Musiał przypomnieć sobie powód, dla którego bawimy się w to całe przedstawienie. Zrobiło mi się go szkoda, dlatego szybko odłożyłam kubek na blat i objęłam chłopaka ramionami, chcąc dodać mu otuchy. Natychmiast odwzajemnił uścisk. Nie powiedziałam nic, on także milczał, ale to wystarczyło. Czasami sama obecność jest warta dużo więcej niż tysiąc słów i to był właśnie jeden z tych momentów.

- Wystarczy już tych smutów, jedzmy. Na co masz ochotę? Naleśniki czy gofry ?- zapytał chwilę później, wypuszczając mnie ze swoich ramion.

- Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam gofry, a co dopiero na śniadanie, więc zdecydowanie stawiam właśnie na nie - odpowiedziałam, sięgając po ciepłego jeszcze gorfa, którego pokryłam warstwą bitej śmietany, a na nią poukładałam kawałki truskawek, borówek i malin. Jednym słowem: pycha. Harry też skusił się na gofry, ale oprócz bitej śmietany i owoców dodał jeszcze mus czekoladowy, którym polał całość. Zaraz potem potężny gryz wylądował w jego buzi, a na jego ustach zostało odrobinę białej i brązowej słodkości.

- Niebo w gębie - mruknął cicho, oblizując wargi.

- I kto tu się wyraża ... - odburknęłam żartobliwie. - Jesteś brudny.

- Ty też nie jesteś lepsza, Adele - powiedział, łapiąc za serwetkę, którą najpierw wytarł moją buzię, a potem siebie.

- Sama mogłam to zrobić.

- Nie narzekaj, jakbyśmy byli małżeństwem z wieloletnim stażem, Carter.

- Nie przeginaj, Styles. Zaraz pożałujesz - odparłam, wstając ze swojego miejsca z pokaźną porcją śmietany na dłoni. Zaraz potem przejechałam nią po policzku Harry'ego.

fake fiancée || h.sWhere stories live. Discover now