rozdział 7

2.7K 243 14
                                    

  Obudziły mnie promienie słońca, które wpadły przez niezasłonięte okno. Mruknęłam coś niezrozumiałego nawet dla siebie i przykryłam twarz poduszką. Po chwili jednak gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, a moje serce zaczęło galopować. Nagle jakby wszystko do mnie dotarło. Harry. Przeprowadzka. Rodzeństwo. Warunki... i to nawet nie wszystkie! Jęknęłam i wygrzebałam się z łóżka. Odetchnęłam głęboko kilka razy, aby uspokoić bicie serca i podeszłam do szafy, ehm... garderoby. Po porannej toalecie i ogólnym naszykowaniu się byłam gotowa, aby zejść na dół. Chciałam na spokojnie wszystko przemyśleć przy kubku gorącej kawy, ale nie dane było mi to zrobić. Przy blacie kuchennym siedział Harry, czytając gazetę. Wyglądał dość zabawnie ze zmarszczonymi brwiami i zaciętą miną, wczytując się w jakiś artykuł.

- Mogę zrobić sobie kawy? - zapytałam, wyrywając go przy tym z transu. 

- Adilo, to teraz też twój dom. Możesz robić co tylko zechcesz. Nie pytaj się nawet o takie głupoty - kiwnęłam głową i podeszłam do czajnika. Chłopak poinstruował mnie gdzie znajdę kubek i moje poranne marzenie - kawę. Już po chwili siedziałam naprzeciwko bruneta.

- Dzień dobry, przyszła pani Styles - uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje białe zęby i słodki dołeczek. Na te słowa poczułam dziwny uścisk w brzuchu. To nie powinno na mnie robić większego wrażenia, ale myśl że za niedługo wyjdę za mąż, za zupełnie obcego faceta mnie przerażała i doprowadzała do mdłości.

- Dzień dobry - spuściłam wzrok, czując jak moje policzki palą. 

- Długo spałaś - zauważył - nie miałem serca cię budzić - och, z tego wszystkiego nawet nie zdążyłam spojrzeć na zegarek.

- Która jest godzina? 

- Przed dwunastą - zaśmiał się i upił łyk ze swojego kubka. Nie spodziewałam się tak późnej pory. Świetnie, Adi. Po prostu świetnie.

- Kiedy jedziemy? - wydukałam po chwili ciszy.

- Za jakąś godzinę chciałbym wyjechać - podniósł na mnie wzrok - Nie jesteś głodna? - pokręciłam przecząco głową, żołądek miałam zawinięty w jeden wielki supeł. Cała godzina minęła nam na luźnej rozmowie. Jeszcze trochę się przy nim denerwowałam, ale miałam nadzieję, że to szybko minie. Nie chciałabym ze stresu przed mężem rozpłakać się na ślubnym kobiercu, huh.

  Siedzieliśmy w samochodzie. Harry postanowił umilić nasz czas, włączając jakąś muzykę. Bruno Mars rozbrzmiał w głośnikach samochodu.

- Moja ulubiona piosenka! - powiedziałam z entuzjazmem, a twarz chłopaka rozjaśniała. Droga do jubilera zajęła nam jakieś trzydzieści minut. Uznałam, że skoro ja jestem tą "wybranką", to mogę zaszaleć i wybrać coś naprawdę pięknego, a co się z tym wiąże - drogiego. Przekroczyliśmy próg pomieszczenia. Czułam rękę Harry'ego na moich plecach.

- Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc? - powitała nas platynowa blondynka z miłym uśmiechem.

- Właściwie to tak - powiedział Styles - szukamy pierścionka zaręczynowego - przytaknęła i zaprosiła nas gestem w lewą stronę.

- Złote, srebrne, z grawerowaniem... - zaczęła wymieniać wszystkie po kolei, ale przestałam jej słuchać i skupiłam się na przeglądaniu wystawki o dość pokaźnym rozmiarze. Jak do tej pory żaden nie przykuł na dłużej mojej uwagi. 

- A może jest jakiś punkt zaczepny? Coś co kojarzy się pani z narzeczonym? Jakiś kolor? Kamień? - zapytała kobieta po mojej kolejnej odmowie.

- Właśnie, kochanie - odezwał się Harry, a zadziorne iskierki zamigotały w jego oczach - Co ci się ze mną kojarzy? - popatrzyłam na niego groźnie. Co on sobie wyobraża? Że będzie się ze mną droczył? W takiej chwili? Dalej, Adila. Myśl. Co może kojarzyć ci się z tą łepetyną pełną loków?

- Tak, uhm... - zaczęłam dukać i jeszcze raz zeskanowałam twarz Harry'ego. Promienie słońca odbiły się od jego oczu i uwydatniły intensywny zielony odcień tęczówek. Uśmiechnęłam się triumfalnie i odwróciłam z powrotem do blondynki. 

- Szmaragd.

- Bardzo piękny szlachetny kamień - pochwaliła mój wybór - Na pewno znajdę coś wyjątkowego na zapleczu. Zaraz wracam - klasnęła w dłonie, podekscytowana, jakby co najmniej sama miała brać ślub. Uśmiechnęłam się na ten widok. 

- Naprawdę? - poczułam gorący oddech chłopaka na karku - Szmaragd kojarzy ci się ze mną? Myślałem, że powiesz coś w stylu: mam gdzieś sentymenty, dawajcie mi diamenty - wybuchłam śmiechem na jego słabą rymowankę i dałam mu lekkiego kuksańca w brzuch.

- Mam! - blondynka, która przypominała mi jakąś szaloną mamuśkę pojawiła się przed nami, trzymając w ręku pudełeczko - Myślę, że się pani spodoba - posłała mi ciepły uśmiech, co od razu odwzajemniłam. Uchyliła wieczko. Tak! To było to, czego szukałam. Miał w sobie coś przyciągającego i hipnotyzującego. Dokładnie tak jak oczy mojego przyszłego męża-na-niby. Miał zielony kamień i obramówkę ze srebrnych kamieni.

- Jest idealny - powiedziałam, nie odrywając wzroku od tego cudeńka - Dziękuję.

- Poprosimy go - rzucił mężczyzna, wyciągając portfel z kieszeni. 

Po zapłaceniu sumy jak z kosmosu, ruszyliśmy do samochodu.

- Zadowolona?

- Bardzo - kiwnęłam głową. Postanowiłam, że nie będę tego traktować, jako poważny zaręczynowy pierścionek. Jeszcze nie mogłam pojąć tego rozumem.

- Świetnie. A teraz się przygotuj, bo gdzieś cię porywam - posłał mi szelmowski uśmiech i mrugnął porozumiewawczo.

_______

hejka, misie! w końcu rozdział! jak wrażenia? mamy nadzieję, że nie zawiodłyśmy was. +zrobiłoby nam się cieplutko na serduchach, gdyby każdy zostawił jakiś znak swojej obecności :D niedługo powinnyśmy dodać notkę z liebster award. do następnego! wysyłamy przytulasy x.

fake fiancée || h.sWhere stories live. Discover now