Rozdział 13

192K 8.5K 16.1K
                                    

Dochodziła trzynasta. Policjanci z ogromną, nawet nie ukrytą niechęcią załatwiali wszystkie formalności, dzięki którym miałem zostać zwolniony z aresztu do dnia rozprawy, której terminu jeszcze nie ustalili ze względu na dalsze poszukiwania dowodów. Mogą szukać nawet sto lat, ale i tak niczego na mnie nie znajdą. Prędzej sam strzeliłbym sobie w głowę, niż pozwolił na wpakowanie samego siebie do więzienia za tak głupi błąd.

Wszystko przebiegło kompletnie nie tak, jak tego oczekiwałem. Nie spędziłem sześciu miesięcy na odpoczynku czy jakichś miłych czynnościach. Dzwoniłem, jeździłem, załatwiałem, prosiłem i właściwie robiłem wszystko, co było konieczne, aby móc w końcu zapewnić pełne bezpieczeństwo mojej Naomi  oraz przyjaciołom. Obiecałem jej, że już nigdy nie popełnię tego samego błędu. Obiecałem, że już nigdy nikt nie zginie z moich rąk, ale dokładnie to się stało. Nie to było moim zamiarem. Przez ostatnie sześć miesięcy zdobywałem jakiekolwiek informacje dotyczące nielegalnych działalności Peter'a. Planowałem zakończyć to wszystko w mniej brutalny sposób, a mianowicie grając na jego psychice. Spędzałem dnie i noce w moim mieszkaniu, zakopując się w stertach notatek, papierów, namiarów i informacji, które mogłyby mi pomóc. Ściśle trzymałem się obietnicy, którą złożyłem mojej księżniczce. Minęło sporo czasu, bo aż sześć cholernych miesięcy zanim postanowiłem wprowadzić ostateczny plan w życie i raz na zawsze zakończyć chorą gierkę z tym człowiekiem. Miałem wszystko czego potrzebowałem, dostateczną ilość informacji potrzebną do skutecznego zaszantażowania mężczyzny i zmuszenia go do opuszczenia kraju. Każdy spoglądając w materiały, które zgromadziłem z pomocą wielu ludzi, stwierdziłby, że ten człowiek jest skończony i nie ma co nawet pokazywać się w obrębie całego państwa. Byłem gotów podać policji te wszystkie dowody jak na tacy. Fakt, że nie mogłem liczyć na funkcjonariuszy w naszym miasteczku, bo są oni wyjątkowo niekompetentni i przestraszeni tym człowiekiem. Dobrze wiedzą kim jest, jaką ma moc i co robi. Jednakże ich wiedza sięgała jedynie do połowy listy rzeczy karalnych, które Peter miał na sumieniu. Jednostki z Londynu na pewno by sobie z nim poradziły. Niestety jak się okazało Peter miał kompletnie inne plany. W jego zamiarach było szybkie i skuteczne zabicie mnie, beż żadnych gierek czy cackania. Nie jestem głupi i nigdy nie pojechałbym tam bez broni. Co prawda nastawiałem się na agresję mojego przeciwnika, ale nie sądziłem, że przyjmie tak dynamiczną taktykę. Mimo wszystko zaskoczył mnie, i stało się. Nie mogłem dać się zabić. Być może moje życie jest warte niewiele i prawie nikt nie płakałby nad moim grobem, ale zdecydowanie nie tak chciałbym odejść z tego świata. Musiałbym wcześniej powiedzieć kilka słów najważniejszej osobie w moim życiu...

Nie chciałem tego, ale tak wyszło. Złamałem obietnicę złożoną mojej Naomi, tym samym sprawiając, że maksymalnie wielki dystans, który się między nami pojawił, powiększył jeszcze bardziej swoje rozmiary. Widziałem w jej oczach i czułem w jej głosie zawiedzenie oraz najzwyczajniejszy ból, który zresztą odczuwała bardzo często. I to zazwyczaj z mojego powodu.

– Wszystko załatwione panie Lahey – odezwał się jeden z policjantów pojawiając się przy mnie. Posłałem im pogardliwy uśmiech i ruszyłem bez słowa do wyjścia. Jak najdalej stąd.

Jakieś pół godziny temu, zanim zaczęli załatwiać formalności pozwolili mi wykonać telefon. Oczywiście zadzwoniłem do Dylana i poprosiłem, aby po mnie przyjechał. Chyba był zajęty, ale w końcu się zgodził.

Kiedy po około tygodniu męki wyszedłem z tego cholernego miejsca obiecałem sobie, że już nigdy więcej tam nie wrócę. Nie ma mowy. Na parkingu zauważyłem samochód kolegi, więc ruszyłem w jego kierunku ciesząc się na pierwszą normalną rozmowę.

– Nareszcie – westchnąłem zamykając za sobą drzwi. Dylan patrzył na mnie w skupieniu i szczerze mówiąc nie wyglądał na zadowolonego.

– No dokładnie, nareszcie – mruknął pod nosem i włączył silnik. Wjechał na ulicę chociaż nawet nie ustaliliśmy gdzie pojedziemy.

ZNAM CIĘWhere stories live. Discover now