Rozdział 25

5.6K 100 105
                                    

Alexander

- Za dziesięć minut zaczyna się mecz- krzyczał pan Fisher- to są wasze pierwsze zawody w tym 2019 roku macie dać z siebie 101% i pokazać, że ten rok będzie dla nas zwycięski. Niestety nie ma z nami tutaj Josha, ale miejmy nadzieję, że może w następnym meczu weźmie udział.

Gdy trener skończył mówić wyszedł z szatni i nas zostawił.

Dziesięć minut przed rozpoczęciem meczu zawsze było stresujące. Niektórzy z chłopaków się modlili- chociaż ja wiedziałem, że w takich momentach wiara i modlitwy nie pomogą, a jedynie szybkość ( zarówno w szybkości jak i analizowaniu tego jak są ustawieni przeciwnicy, oraz do kogo podać piłkę.), wytrzymałość i zwinność.- sam zacząłem się rozciągać pomimo tego, że byliśmy już rozgrzani.

Nie wiem ile rozmyślałem o tym jak rozegrać ten mecz, aby go wygrać, bez Josha, gdy do pomieszczenia wszedł trener.

- Wychodzimy- krzyknął i klasną w dłonie.- Na murawę najpierw wychodzi drużyna przeciwna jakoż iż są gospodarzami, a następnie oczywiście wy.

Gdy skończył swoją przemowę wyszedł z szatni a my ruszyliśmy za nim.

Zatrzymaliśmy się w wąskim korytarzu. A równolegle z nami stała drużyna przeciwna. Raz tylko z nimi grałem mecz i to rok temu, więc od tego czasu mogło się wiele zmienić. Zlustrowałem wszystkich uważnym wzrokiem i zorientowałem się, że wielu z nich kojarzę. Oczywiście byli też nowi, ale większość chociażby kojarzyłam.

Stanąłem pierwszy przed trenerem jakoż, iż byłem kapitanem, i skinąłem sobie głowami z przywódca drużyny przeciwnej.

Jako gospodarze oni wychodzili pierwsi. Z trybun słyszałem pełni krzyków. Chwilę później my również wyszkiśmy na murawę i ustawiliśmy się na swoich miejscach.

Zanim sędzia gwizdną szybko rozejrzałem się po trybunach, by zobaczyć czy jest tam moja dziewczyna. I się nie myliłem, bo po chwili natrafiłem na te konkretne zielone oczy. Brunetka już się we mnie wpatrywała i uśmiechała się szeroko. Odwzajemniłem uśmiech i w 100% skupiłem się na tym co się działo na boisku.

Już po niecałej minucie sędzia gwizdną, na znak, że gra się rozpoczęła.

Najpierw atakowali gospodarze dlatego, gdy gra się rozpoczęła razem z resztą chłopaków z mojej drużyny na nich ruszyliśmy.

...

Po godzinie, gdy wybrzmiał ostatni gwizdek poczułem satysfakcję. Wygraliśmy Dwadzieścia sześć do dwudziestu dwóch. Byłem dumny z chłopaków, że tak dobrze sobie poradzili.

Spojrzałem w kierunku gdzie siedzieli moi przyjaciele i zobaczyłem, że Julie znów posyła mi szeroki uśmiech.

Na szczęście siedziała blisko murawy, więc nie zwlekając, ani chwili przeskoczyłem przez barierki i do nich podbiegłem.

Widziałem te wszystkie zaciekawione pary oczu, które się przyglądały moim poczynaniom.

Gdy tylko stanąłem naprzeciwko brunetki, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem widownia zaczęła jeszcze głośniej bić brawo.

- Jestem z ciebie dumna- powiedziała Julie przerywając pocałunek, ale tylko na chwilę, bo za chwilę ponownie mnie do siebie przyciągnęła.

Na mojej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Byłem wdzięczny bogu, że sprowadził mi kogoś takiego jak ona. Może dla większości to nic nie znaczy, ale dla mnie znaczyło dużo. Od Kendall nigdy czegoś takiego nie usłyszałem. Od zawsze liczyła się dal niej sława.

failure in lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz