Rozdział 15

95 4 0
                                    

Dokładnie pamiętam pierwszy kubek z alkoholem, który wypiłam. Dał mi go Chester. Wódka z wiśnią, jak dobrze kojarzę. Siedziałam wtedy z Gideon'em i rozmawialiśmy o Agnes i Susannah. A później o Peterze. Nie kojarzę jednak tego, dlaczego przeszliśmy na jego temat. Ale to jednak nie jest istotne.

Drugi kubek też pamiętam. Był od Logana. Stałam przy basenie w ogrodzie i wgapiałam się w czarne, jak smoła niebo, które było oświetlane tysiącami gwiazd. Rozczulałam się nad tym widokiem, dlatego też nie opanowałam, gdy mi go podał. Po prostu bez słowa wypiłam, myśląc, że był to zwykły sok.

Później trochę tańczyłam z Catherine. Śmiałam się z nią do rozpuku, wirując po salonie. Chłopcy co i rusz śmieli się z nas, kiedy któraś potykała się o własne nogi. Przysięgam, że tańczenie po pijaku nie jest wcale takie łatwe!

W pewnym momencie wyjęłam telefon z kieszeni i tanecznym krokiem odeszłam na bok. Wybrałam numer do swojego ojca, ówcześnie zerkając na godzinę. Zegar wskazywał dziewiętnastą, a więc o tej godzinie jedzono w domu kolację. Bez telefonu.

Na dźwięk poczty głosowej uśmiechnęłam się.

- Cześć tato - rzuciłam wesoła. - Tutaj twoja pijana córka, Kennedy. Kojarzysz mnie, prawda? - zapytałam, nie oczekując odpowiedzi. - Chciałabym ci powiedzieć, że jesteś kutasem. Wrednym kutasem, który nie był w stanie nawet odpowiedzieć mi na podstawowe pytanie. Ale wiesz co? Mam to gdzieś. Bo ja się nigdzie nie wybieram. Mam tutaj znajomych, a poza tym za niedługo są mistrzostwa, nie mogę ich przegapić - mówiłam, od czasu do czasu się potykając i siarczyście przeklinając.

Oparłam się o blat kuchennej wyspy. Upiłam łyk z kubka i kontynuowałam.

- Nienawidzę cię. Tak bardzo cię nienawidzę, że gdyby była taka możliwość, to uciekłabym z domu. Chociaż to nie jest możliwe, bo przecież znajdziesz mnie wszędzie. Jestem uwięziona w twoich sidłach. Psychopatycznych sidłach! - krzyknęłam, nie przejmując się, że ktoś mnie usłyszy. - Nie jadę do żadnego pierdolonego Dubaju, rozumiesz?! Pozostaje w Denver, bo tutaj jest mój dom. I mam w dupie twoje zdanie - zaznaczyłam dobitnie. - Wesołego Święta Dziękczynienia, Kutasie!

Kiedy usiadłam na kanapie, pomiędzy Gideon'em a Loganem, zakręciło mi się w głowie. Zachichotałam z tego stanu, wyjątkowo samowolnie rozkładając się na sofie. I na chłopakach.

- Jesteś pijana - zauważył G, ewidentnie ze mnie szydząc.

Pokręciłam energicznie głową, szybko jednak tego żałując. Znacznie się skrzywiłam, co skwitował jednoznacznym uśmiechem.

- Może troszkę - przyznałam mu rację, pokazując palcem wskazującym i kciukiem, ile jestem pijana.

A było to naprawdę mało.

- Powinnaś trochę odpocząć - w jego głosie było słychać troskę.

- Nie, dziękuje - odpowiedziałam od razu, dodając: - Te drinki są świetne!

Trzeciego drinka dostałam od Cat. Akurat w tym nie byłam pewna co było. Na języki zamajaczył mi smak tropików oraz nuta czegoś gorzkiego. Może była to wódka, może nie. Nie wiem.

W każdym razie, to również pamiętam.

Ale nie pamiętam niestety czwartego drinka. Kojarzę, że byłam w takim stanie, że siedziałam, dosłownie, na kolanach Logana, a on zaplątywał moje włosy w warkocza. Albo coś na pozór tego.

- Ała! - zawyłam, gdy za mocno pociągnął mnie za włosy.

- Przepraszam! - zapiszczał przestraszony, zaprzestając wykonywania ruchów.

DamnedWhere stories live. Discover now