Rozdział 2

139 8 0
                                    

Wydarzenia tamtej nocy spływały do mnie bardzo powoli. Na samym początku, jak tylko wróciłam do domu, nie obeszło się bez kolejnej rozmowy, tym razem o odpowiedzialności. Ojciec oczywiście znowu na mnie wrzeszczał i mówił te słowa, matka dzielnie trwała u jego boku nie wypowiadając ani jednego, a ja... Cóż, też nie próżnowałam. Wykrzyczałam mu w twarz dosłownie zalążek tego, co tak naprawdę o nich myśle. Moje wrzaski były dosłownie jedną rybką pośród miliona w oceanie.

I może dla wielu taka rybka nie znaczy nic, moja znaczyła zdecydowanie więcej.

Z ogromną chęcią wróciłam do pokoju, do którego zostałam wysłana chwile po tym, jak rozwaliłam ojcu trzy nieotwarte butelki drogiego burbonu. Wiedziałam, że je lubi, więc oczywistym był dla mnie fakt, że się wścieknie. Miałam rację, bo tuż po chwili zaczął wrzeszczeć. Ale już nie na mnie.

Nie wiele spałam tej nocy. Przez jej większą część analizowałam przebieg dzisiejszego wieczora. Zaczynajac od tego, że ja naprawdę chciałam zrobić sobie krzywdę. I na początku ta myśl wydawała mi się nierealistyczna, bo może i wiele razy zastanawiałam się co by było gdyby, nigdy nie miałam takiej odwagi. Więc po prostu wyobrażałam sobie swoje martwe ciało.

Dlatego zdziwiły mnie słowa nieznajomego chłopaka. Nie sądziłam, że kiedykolwiek byłabym zdolna do popełnienia samobójstwa. Bo żeby tego dokonać trzeba mieć silną psychikę, a ja przecież takiej nie miałam. Byłam słaba, za słaba na świat, którym się otaczałam.

Później moje myśli powędrowały do samego chłopaka. Uratował mnie, chociaż nie musiał. Mógł nadal w ciszy obserwować moje poczynania i zakładać się z samym sobą czy zdecyduje. A jednak widząc mnie o krok od śmierci, zareagował. Nie ważne czy zrobił to z własnych, egoistycznych pobudek, czy dla mnie, zrobił chociaż cokolwiek. Coś, czego moi rodzice nigdy nie zrobili.

Zainteresował się mną i nie wiem czy to nie podobało mi się najbardziej. Że postanowił wtedy ze mną porozmawiać. Odciągał moje myśli od tego co chciałam zrobić. Starał się mnie rozśmieszyć.

Mimo to, plułam sobie w brodę, że tamtego dnia również siedział na tym dachu opuszczonego magazynu. Bo teraz jestem wobec niego zobowiązana. Mam do spłacenia dług za to, że mnie uratował. A ja w życiu naciągnęłam tyle pożyczek i tu nie chodzi mi o pieniądze. O to nie muszę się martwić, mam ich zdecydowanie więcej niżbym tego chciała. Mówię tu o materialnych rzeczach, bardziej przyziemnych, o których moi rodzice nie mają pojęcia.

To co ja robię w czasie wolnym nigdy ich nie interesowało. Wystarczyło im jedynie to, co mogli zobaczyć ludzie. Czyli moje oceny, moje osiągniecie sportowe i mnie samą. Dlatego zawsze każą mi ładnie wyglądać. Pokazywać, że jestem jedną z Halley'ów. I chociaż nie noszę eleganckich sukienek w przeciwieństwie do mojej matki, to staram się ubierać modnie. Tak jak każda nastolatka w dzisiejszych czasach. I to im wystarczy.

Ubrana w idealnie skrojony szkolny mundurek, który z fałszywą dumą nosiłam, z wysoko podniesioną głową szłam przed siebie środkiem korytarza. Tuż za mną o dosłownie jeden krok, kroczyły moje pseudo przyjaciółki. Córki równie obrzydliwie bogatych biznesmenów. Ich ojcowie byli przyjaciółmi mojego ojca, a ich matki przychodziły do mojej na co czwartkowe herbaty. Oczywistym stał się fakt, że i my musiałyśmy się zaprzyjaźnić.

I chociaż nienawidziłam tych dziewczyn z całego serca, czasami, w bardzo rzadkich sytuacjach, cieszyłam się, że je mam. Bo potrafią umiejętnie odciągnąć moje myśli od sytuacji, które działy się w domu.

To jest jeden z dwóch powodów, dla którego jeszcze nie kazałam im spieprzać. Te drobny gesty, które one robią, sprawiają, że chociaż przez chwile moje życie wydaje się barwniejsze.

DamnedWhere stories live. Discover now