Bodajże był to Will. Chłopak z włosami podobnymi do swoich braci.
-Emm. - Widać było, że się wahał. - Kolacja jest gotowa. Fajnie było by gdybyś przyszła.
Całkiem straciła poczucie czasu, szybko zerknęłam na zegar leżący na biurku, na którym dostrzegłam godzinę 19:34 rozumiałam, ze miałam na tym posiłku spotkać resztę moich braci.
Nie miałam siły. Wszystko się działo zbyt szybko. Zaledwie wczoraj straciłam całe swoje życie. Zmieniłam miejsce zamieszkania. Umarła moja mama i babcia, a już dzisiaj miałam poznać braci.
Chciało mi się płakać. Miałam ochotę pozwolić gorącym łzom spływać po moich policzkach. Nie mogłam, nie mogłam i nie chciałam pozwolić sobie zatracić się w żałobie. Czytałam o tym, że jest pare jej etapów. Jednak moje życie to nie schemat i nigdy nic nie szło po mojej myśli.
-Jasne już idę. - Lekko uniosłam kąciki ust.
Will kiwnął głowa na znak zgody i cicho zamknął drzwi. Sprawdziłam powiadomienia na swoim telefonie i powoli zebrałam się w sobie.
Jestem silna (płaczę)
Jestem niezależna (potrzebuje pomocy)
Przetrwam (chcę zniknąć)
Wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach kierując się do jadalni. Zapach kurczaka pobudził mnie i jednocześnie przyśpieszyłam kroku.
Ujrzałam pięć mężczyzn siedzących przy stole i luźno rozmawiających. Jedzenia nie było jeszcze na stole, a ja uświadomiłam sobie, że pewnie czekają na mnie. Mężczyzna u szczuty stołu wyglądał na najstarszego. Był ubrany w śnieżno biała koszulę i garnitur. Chłód jego niebieskich oczu sięgnął moją osobę i owiał mnie nieprzyjemny dreszcz.
-Czekaliśmy na ciebie. - Zeskanował mnie wzrokiem a ja się zastanawiałam czy ten gest jest u nich rodzinny.
Skinęłam delikatnie głową kiedy z niego mój wzrok skierował się na stół szukając wolnego miejsca. I jedno było, na przeciwko mężczyzny, który swoim upiornym spojrzeniem próbował wywołać we mnie dyskomfort. A przynajmniej takie miałam wrażenie.
Ruszyłam powoli w stronę krzesła kiedy następne słowa skierowane w moją stronę mnie zatrzymały.
-Wypada odpowiedzieć słowami. - Zwrócił mi uwagę owy mężczyzna. Podejrzewam, że był to właśnie Vincent. Mój prawny opiekun.
-Moim zdaniem skinięciem głową było wystarczającą odpowiedzią. - Uniosłam na niego wzrok. - Jednak jeśli uważasz, że nie, to przepraszam. Przepraszam również, że czekaliście na mnie.
Wpatrywał się we mnie, a ja się zirytowałam i wiedziałam, że jest możliwość pożałowania moich następnych słów.
-Jeśli już rozmawiamy co wypada, a co nie to wypada.- Zaakcentowałam ostatni wyraz. - Odpowiedzieć słowami. - Zwróciłam mu bezczelnie uwagę. - Wypada również przywitać gościa w domu.
Vincent uniósł wysoko brwi, a kątem oka widziałam jak reszta moich braci z napięciem czeka na dalsze wydarzenia.
-Rzeczywiście powinienem cię przywitać. - Powoli wypowiadał słowa. - Jednakże byłem zajęty.
-Tak jak ty byłeś zajęty by się chociażby przywitać tak ja byłam zajęta co jest powodem mojego spóźnienia. - Równie powolnie wypowiadałam się co on.
Nie odpowiedział, a jedynie wskazał mi wolne miejsce, do którego się skierowałam.
Usiadłam, przez boczne drzwi weszła kobieta niosąca jedzenie.
-To Eugenia, nasza gosposia jeśli masz jakieś obiekcje względem jedzenia możesz jej to zgłosić. Oczywiście w granicach rozsądku.
Kobieta miło się uśmiechnęła, a ja cicho się przywitałam. Każdy zaczął po cichu jeść ale jeden z bliźniaków wyjątkowo gwałtownie rzucił się na jedzenie co trudno było pominąć.
Czułam się tak... obco. Widziałam i czułam napięcie, które wisiało w powietrzu. Czuli się równie niekomfortowo w moim otoczeniu co ja w ich. Z jednej strony chciałam, aby któryś z nich zaczął rozmowę, a z drugiej, błagałam by tego nie robił.
-Hailie, powiedz mi czy znasz chociaż nasze imiona? - Na moje nieszczęście zapytał Vincent.
Chwilę zastanowiłam się nad odpowiedzią. Ich imiona były dla mnie rebusem. Znałam je ale nie właścicieli.
-Wiem że to jest Dylan. - Wskazałam na barczystego chłopaka siedzącego po mojej prawej. - Przypuszczam, że ty jesteś moim opiekunem prawnym i masz na imię Vincent. To pewnie Will. A oni... - Wskazałam na bliźniaków. - Wiem, że mają na imię Shane i Tony ale nie wiem który, to który. - Przyznałam.
Vincent surowo spojrzał na swoich braci. Zmrużył powieki jakby z zażenowaniem i mlasnął z niesmakiem.
-Naprawdę? - Zapytał. - Nie zmuszam was byście nagle zaczęli plotkować o jednorożcach, ale żeby się nie przedstawić?
Siedziałam jak na szpilkach, czując się jakby to było moją winą. Nie chciałam by ktokolwiek miał przeze mnie problemy. I tak czułam się już jak ciężar. Cieszyło mnie, że nikt nie odprowadzał mnie pod drzwi pokoju czy nosił moje bagaże. Nie miałam też potrzeby znania ich imion. Chciałam spokoju, a już wiedziałam, że to rodzina mi go nie da.
YOU ARE READING
Rodzina Monet (inna)
Teen FictionInna wersja rodziny monet. Jest to kopia książki „Rodzina Monet" Przepraszam za błędy. Zostawiajcie komentarze! Jeśli podoba wam się taki pomysł to klikajcie gwiazdki. Bohaterka nie jest dziecinna pomimo swojego wieku!