Rozdział 2

554 8 0
                                    

Lot samolotem minął spokojnie. Przez 3 godziny nie mogłam usnąć, ale raczej mi to nie przeszkadzało bo miałam czas poukładać sobie w głowie moją obecna sytuacje. Zaraz po wejściu na lotnisko otrzymałam wiadomość.

Czekam przy aptece

Tam się właśnie udałam. Lekko się zgubiłam, ale sobie poradziłam. Nie czułam się źle, wypierałam z myśli temat mamy i babci.

Uśmiech jednak nie zawitał na moich wargach. Obróciłam się nie dostrzegając mojego brata, który podobna miał mnie odebrać. Nagle poczułam jak coś szarpie mój plecak.

Instynktownie się obróciłam, a moje rudo-złote włosy spłynęły mi po ramionach. Wysoki i dobrze zbudowany chłopak trzymał mój bagaż w ręce. Uniosłam brwi w reakcji na prawdopodobnie mojego brata.

-Kim jesteś? - zapytałam się.

-Dylan. - powiedział, a ja pomyślałam, że chyba nigdy nie odbyłam tak niezręcznej rozmowy. - Jestem twoim bratem. Idziemy? Nie chce tracić czasu. - skanował wzrokiem moje ubranie

Miałam na sobie czarną o dwa rozmiary za dużą bluzę i dżinsowe spodnie sięgające kolan 

-Tak, możesz ponieść mój bagaż dziękuję. - Warknęłam ze złością.

Dylan mnie jednak zignorował, obrócił się i ruszył do wyjścia.

Podążyłam za nim do sportowego samochodu w kolorze niebieskim. Lekko się spięłam w reakcji na tak drogie i widowiskowe auto ale nie pokazałam jak wielkie wrażenie ono na mnie zrobiło.

Wsiedliśmy do samochodu, a Dylan puścił głośno muzykę.

Piosenka „When Will I See You Again" od Shakka rozbrzmiewała w moich uszach.

Wyjechaliśmy spod lotniska, a ja uprzejmie spróbowałam zacząć rozmowę.

-Mógłbyś mi przedstawić resztę braci? Z tego co wiem mam ich pięciu.

-Shane, Tony, Will i Vincent. - Wyrecytował z pamięci imiona.

Jeszcze nigdy nie słyszałam tak zdawkowej odpowiedzi.

-Słuchaj ja też nie jestem zadowolona z obrotu spraw ale proszę cię, rozwiń swoją wypowiedź kiedy ja próbuje grzecznie rozpocząć rozmowę. - powiedziałam wpatrując się przed siebie i nie nawiazując kontaktu wzrokowego.

Dylan zwyczajnie nie odpowiedział. Zamilkł i mnie zignorował. I to mnie zdenerwowało, wręcz kipiałam złością.

Jechaliśmy przez około godzinę. W tym czasie włączałam piosenki ze swojej playlisty i grzebałam przy radiu dziwiąc, się że chłopak się jeszcze nie wkurzył.

W pewnym momencie wjechaliśmy na żwirową ścieżkę, a chrzęszczące kamyczki pod oponami przerwały moje rozmyślania. Przed oczami pojawiła się wielka rezydencja. Wyglądała jak zamek ale pięknie i elegancko ozdobiony. W tedy jeszcze nie wiedziałam, że stanę się roszpunką. 

Rodzina Monet (inna)Where stories live. Discover now