Rozdział 5

7.9K 378 832
                                    

— Mogę wejść?

Stałam przed drzwiami do pokoju Nicka, czekając aż mi odpowie. Po chwili usłyszałam jak mówi, żebym weszła, co od razu zrobiłam.

Zobaczyłam go leżącego na łóżku z telefonem w dłoniach. Przeniósł na mnie wzrok, uśmiechając się z kpiną.

— Od kiedy pytasz się czy możesz wejść? Jeszcze dwa lata temu wpadłabyś tu z impetem.

Uśmiechnęłam się lekko, a następnie usiadłam na rogu jego łóżka. Mój brat odłożył telefon, patrząc na mnie uważnie.

Nie rozmawialiśmy zbyt wiele od naszej ostatniej sprzeczki, a ja chciałam to w końcu zmienić. Tęskniłam za nim i chciałam jak najbardziej korzystać z tego, że jestem w Seattle i spędzać z nim czas.

— Przepraszam, że wtedy tak na ciebie naskoczyłam. — odezwałam się. — Rozumiem, że się o mnie martwisz i dlatego chciałeś powiedzieć o moim ataku rodzicom. Nie powinnam była się tak denerwować. Ale po prostu...biorę już leki, chodzę do psychologa i zaczyna być lepiej, więc naprawdę nie było potrzeby, aby ich martwić.

Kłamanie przychodziło mi już z łatwością. Doskonale potrafiłam udawać, że wszystko jest ze mną w porządku, aby nie obarczać swoimi problemami moich bliskich.

Bo prawda była taka, że wcale nie było lepiej. Wciąż męczyły mnie ataki paniki i wciąż miewałam koszmary. Ale wiedziałam, że było to spowodowane stresem, który nasilił się, gdy przyleciałam do Seattle.

Moja psycholog powiedziała mi, że mogę do niej dzwonić w każdej chwili, ale mimo tego i tak tego nie robiłam. Po prostu wierzyłam, że w końcu zacznie być lepiej. Leki w końcu zaczną działać. Koszmary także mi minął. Tylko potrzeba czasu.

Nick podniósł się ze swojego miejsca, przesuwając się w moją stronę. Spojrzałam na niego, widząc w jego oczach smutek i współczucie, od którego razu zakuło mnie w sercu.

— Cholernie się o ciebie martwię, Mad. — powiedział cicho. — Gdy cię zobaczyłem byłem szczęśliwy, ale też się przeraziłem. Tak bardzo schudłaś...a w twoich oczach było widać zmęczenie, które na pewno nie było spowodowane podróżą. Bardziej mi to wyglądało na...zmęczenie życiem.

Przełknęłam z trudem ślinę, czując jak w moim gardle pojawia się gula. W oczach Nicka dostrzegłam łzy, więc od razu odwróciłam wzrok, bo ten widok mnie zabolał. Dlatego właśnie nienawidziłam obarczać kogoś swoimi problemami.

— Nick, ale naprawdę już jest ze mną lepiej. To oczywiste, że od razu nie będzie wspaniale, a ja nie będę skakała z radości, ale będzie coraz lepiej. Po prostu...ciągle jestem zestresowana co jest spowodowane moim przyjazdem tutaj. Biorę też te leki, więc mam przez nie kilka skutków ubocznych. Ale obiecuję ci, że naprawdę nie lekceważę swojego zdrowia psychicznego. Dlatego nie chcę, żebyś niepotrzebnie martwił rodziców. Rozumiesz mnie?

Mój brat jeszcze przez chwilę mierzył mnie swoimi zaszklonymi oczami, zanim ledwo zauważalnie skinął głową. Posłałam mu wdzięczny uśmiech, od razu czując się lżej z tym, że mu wszystko wyjaśniłam.

— A jak...z twoim jedzeniem? — zapytał po chwili.

— Myślisz, że mogłabym chodzić tu głodna, gdy mama co chwilę coś gotuje? — zapytałam z rozbawieniem, próbując rozluźnić nieco atmosferę.

I udało mi się, bo na jego usta wpłynął mały uśmiech.

To co mu powiedziałam w połowie było prawdą. Mama co chwilę coś gotowała i pilnowała mnie, żebym wszystko zjadła. Dlatego nie było nawet mowy o tym, że mogłabym się wywinąć ze zjedzenia jakiegoś posiłku. Oczywiście, że przebiegały przeze mnie myśli czy nie pójść do toalety i wszystkiego nie zwymiotować. Ale wtedy za każdym razem przypominałam sobie stan, do którego doprowadziłam się po mojej próbie i od razu wyrzucałam ten pomysł z głowy.

Regain ControlWhere stories live. Discover now