17

113 45 0
                                    

Dobry nastrój Kejiego nie potrwał zbyt długo. Praktycznie nie przespał nocy, pisząc z Julie do rana. Ale nie to było powodem. Główną przyczyną frustracji ostatnimi czasy był Rinor. Tym razem wtargnął do jego pokoju o piątej rano.

– Zbieraj się! – zarządził.

– O tej porze? Gdzie?!

– Na pilną naradę z federalnymi. Za pięć godzin masz spotkanie z Walterem, musimy ustalić plan działania.

– Z jakim znowu Walterem?

– Aeskulapem. Mówiłem ci, że Oloneir knuje coś z Cyrionczykami. Sprowadził tu dzieciaka ich króla. To prawie jak wypowiedzenie wojny. Zbieraj się.

– Czekaj! – Keji nieco pogubił się w tym wszystkim. – Jakim cudem mam z nim spotkanie?

– Przynajmniej od tygodnia przebywa w Indiach i zdążył założyć media społecznościowe. Napisałem do niego z twojego konta.

– Nie mam już prawa do prywatności?

– Jesteś synem króla, nigdy go nie miałeś. Ruchy, czas ucieka!

Keji naprawdę miał już dość Rinora. Kiedy się tu wprowadził, liczył, że to tylko na parę dni. Chyba wszyscy tak myśleli. Tom i Laura regularnie kłócili się o jego obecność w domu. Kate się go bała i ciężko było się jej dziwić, zważywszy na jego nieprzewidywalne, a momentami wręcz psychopatyczne zachowanie. Chyba tylko Philip był z całej tej sytuacji zadowolony, bo go wręcz idealizował.

Keji nie miał ochoty na awanturę, więc po prostu się ubrał i wyszedł z domu. Rinor czekał już w aucie, które wynajął drugiego dnia swojego pobytu tutaj. Gdy tylko Keji wsiadł do samochodu, Rinor ruszył z piskiem opon.

– Uważaj, bo kogoś zabijesz!

– Przecież nie możemy zabić ludzi, pamiętasz? Przeklęty czar Wisznu.

– Wątpię, aby czar działał w momencie, gdy wjedziesz w kogoś, jadąc sto mil na godzinę!

Rinor parsknął.

– Keji, musisz sobie uświadomić, że ta rasa to tylko zmutowane zwierzęta. Nawet gdybyśmy zabili ich wszystkich, wszechświat by na tym nie stracił.

Właśnie przez tego typu zdania Kate się go bała. Rinor potrafił głosić tego typu poglądy po kilkanaście razy dziennie.

Jakimś cudem dotarli do Jacksonville bez żadnych przypadkowych ofiar po drodze. Keji miał wrażenie, że jakoś to wymodlił, bo Rinor pędził jak na złamanie karku. Cały czas przekraczał prędkość, przejeżdżał na czerwonym świetle, omijał korki chodnikiem... Zastanawiał się, jakim cudem nie zatrzymała ich policja.

– Jesteśmy – oznajmił Rinor, wchodząc do gabinetu, w którym miało się odbyć spotkanie.

– Co to za pilna sprawa? – spytała Joanna.

W odpowiedzi Rinor rzucił na stół coś w rodzaju kwadratu, nad którym po chwili zaczęła się unosić podobizna niebieskookiego młodego blondyna.

– Walter Aeskulap – przedstawił go Rinor. – Syn władcy planety Cyrion. Jest przedstawicielem rasy tak bardzo niebezpiecznej, że musieliśmy wygnać ją z Nibiru. Obecnie przebywa na waszej planecie.

– Gdzie dokładnie?

– W jakiejś wiosce w Indiach.

– Z całym szacunkiem, ale to poza naszą jurysdykcją.

– Dlatego ściągnąłem go tutaj. O dziesiątej spotyka się z Kejim w parku stanowym. Musimy go schwytać i wyciągnąć z niego, co planują. Zabić, jeśli będzie trzeba.

Stowarzyszenie XOnde histórias criam vida. Descubra agora