Rozdział 7

7 2 2
                                    

Dziwne zachowanie Colina przedłużyło się aż do końca dnia. Po powrocie do domu chłopak uciekł do swojego pokoju, w którym się zabarykadował. Diana nadal nie miała pojęcia, co mu się stało, lecz postanowiła nie ciągnąć do za język. Doszła do wniosku, że każdy ma prawo do gorszego dnia, i chwili samotności.

Następnego dnia rano, gdy dziewczyna siedziała przy stole, i delektowała się swoją poranną kawą, do kuchni wbiegła jej mama z przerażoną miną.

— Coś się stało? — zapytała się zaniepokojona Diana.

— Niedawno gdzieś na przedmieściach Mexgram pewna kobieta uderzyła autem w zaspę i potem ją szukali… pewnie o tym słyszałaś.

— Tak i co?

— Wczoraj wieczorem znaleźli jej ciało porzucone w lesie. Zamordowano ją. Matko Diano w naszym mieście grasuje morderca!

Dziewczynę ta informacja nie zszokowała, bo można się było tego spodziewać. Kobieta została porwana, a następnie zamordowana. Nasuwało się jednak pytanie: kto i dlaczego chciał śmierci kobiety?

Diana wiedziała, że nie powinna się tym interesować, i zostawić to w rękach policji. Tylko co jeśli ta osoba nie przestanie swoich polowań na jednej osobie? albo jest seryjnym mordercą?, na te wieści Dianie odechciało się picia kawy, i poszła umyć kubek.

— Nie ma co panikować, policja na pewno odnajdzie sprawcę — rzekła Diana, mimo że sama lekko histeryzowała. Chciała jednak myśleć, że stanie się tak, jak mówiła.

— Pewnie masz rację. — odpowiedziała jej, biorąc do ręki swoją torebkę. — Wiesz, co ja będę już jechać do pracy, nie chcę się spóźnić do pracy. Miłego dnia Diano! — dodała, następnie pokierowała się w stronę drzwi.

Dziewczyna nie wiedząc, co ma zrobić z wolnym czasem rozpoczęciem zajęć, udała się do swojego pokoju, i wyciągnęła z szafki poniszczony pamiętnik. Co jak co, ale losy tej nieznajomej dziewczyny niezwykle ją pochłonęły. Szybko wiedz otworzyła notes, na ostatnio czytanej stronie:

28 kwietnia 1986

Drogi Pamiętniku,

W sumie to nie mam pojęcia, po co używam tej frazy. Po pierwsze: wcale nie jesteś drogi. Kosztowałeś raptem 2 funty. A po drugie: to ta fraza jest trochę dziecinna, lecz to nie moja wina, że przyzwyczaiłam się tak zaczynać każdy wpis. Dzisiejszego dnia matka nie wróciła po swojej nocnej eskapadzie do domu. W sumie to czasami jej to się zdarza, ale ja się tym nie zamartwiam. Jak dla mnie to może nawet wyjechać z Anglii, a mi nawet przykro nie będzie, zresztą kto by tęsknił za starą alkoholiczką? Rano więc zrobiłam mi i Caroline śniadanie, a następnie odprowadziłam ją do szkoły. Sama ledwo co zdążyłam na lekcję. Juliet dzisiaj cały dzień dziwnie się zachowywała. Na przerwach bez przerwy uśmiechała się w stronę Jacka bądź na niego spoglądała.

— Jezu co ty tak bez przerwy go obserwujesz — odparłam zdenerwowana, gdy zauważyłam, że Juliet, zamiast mnie słuchać, ciągle patrzy się, w stronę siedzącej na szkolnym murku paczki Jacka. Dziś w taki wyjątkowo ciepły dzień większość uczniów wybrała się na szkolne podwórko, aby tam w spokoju zjeść lunch.

— Masz chyba jakieś zwidy, ja nawet na nich nie patrzę.

— Nie wcale — odparłam z sarkazmem.

Chwilę po tym dosiadł się do nas Kyle.

— Hej mogę się dosiąść?

— Pewnie siadaj — odparłam, wskazując mu ruchem dłoni wolne miejsce.

Mój drogi pamiętnikuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz