15. Wirujący świat.

351 19 30
                                    

Uciekam przed goniącym mnie cieniem, który z każdym moim krokiem zbliża się do mnie jeszcze bardziej. Biegnę przez korytarz pogrążony w prawie całkowitej ciemności, jedynie małe lampki dające niewielką poświatę na ściany ukazują mi drogę. Naciskam raz po raz klamki do drzwi, które raz się pojawiają niespodziewanie,  a raz znikają zanim nawet zdążę do nich dobiec, ale wszystkie są zamknięte. Mam wrażenie, że nie ma żadnej drogi ucieczki. Włosy płaczą mi się i opadają na moją twarz delikatnie przysłaniając widok. Kiedy odwracam się, aby zobaczyć czy potwór wciąż mnie goni, nikogo za mną nie ma.

Zdezorientowana przystaje na chwile i zaczynam się rozglądać na wszystkie strony. Łzy ciekną po moich policzkach, ale szybko przekształcają się w ciepłą bordowo-czerwoną ciecz spływającą również po moich dłoniach. Rozglądam się jeszcze bardziej zrozpaczona, ale nic dookoła mnie nie ma. Wszystko jest pogrążone w ciemności, a jakiekolwiek próby przemieszczenia się kończą się fiaskiem. Po pewnym czasie coraz ciężej bierze mi się oddech, a moje stopy zaczynają nasiąkać krwią. Jej zapach jest dosłownie wszędzie. Przerażona znowu zaczynam uciekać, ale to wygląda jakbym stała w miejscu. Chwytam się za klatkę piersiową kiedy nagle czuje jakby niewidzialny nóż został wbity w sam środek serca. Upadam na kolana i biorę gwałtowny wdech. Lecz całe powietrze zatrzymuje się we mnie i nie jestem w stanie go wyrzucić z siebie.

I wtedy nagle przede mną pojawiają się brązowe drzwi oświetlone kolorowymi bożonarodzeniowymi lampkami. Mrugam niezdolna do poruszenia się i ustalenia czy one mi zagrażają czy jest wręcz przeciwnie. Jednak po chwili doznaję oświecenia i wiem, że również to co zaznam za nimi nie będzie mi się podobać. Biorę kolejne kilka gwałtownych wdechów starając się oddychać. Zanim zdążę cokolwiek zrobić drzwi samoistnie otwierają się przede mną, a ich wnętrze wchłania mnie do środka.

Znowu jestem jeszcze tą małą niedoświadczoną dziewczynką. Zbiegam po schodach z uśmiechem na twarzy nie mogąc się doczekać aż otworzę swoje prezenty. Jednak zamiast prezentów zastaję rodziców kłócących się. Mimo iż mam niecałe czternaście lat nigdy nie robili tego w mojej obecności, więc z czystej ciekawości przystaję, aby zobaczyć co się stanie. Na palcach pokonuje ostatni stopień i chowam się za ścianą. Nie mogę rozszyfrować słów moich rodziców, jedne co widzę to powoli zamazujący się obraz. Znów ciemność zaczyna wszytko pochłaniać. Nagle Bartholomé podnosi swoją dłoń i z zamachem uderza w twarz moją mamę. Z moich ust wydobywa się krzyk, ale zdaje się, że nikt go nie słyszy.

Dostrzegam siebie niecałe pięć lat temu chowającą się za ścianą. Wiem co zaraz zrobi. Pobiegnie do swojej mamy i stanie w jej obronie. Łzy ciekną po moich policzkach i jedyne co robię to odliczam sekundy do tego zdarzenia. Lecz nic z jej strony się nie dzieje. Kolejne kilka uderzeń. Zaciskam mocno oczy i wyszeptuje ciche błagania mając nadzieję, że ktokolwiek zareaguje. I wtedy coś się dzieje. Dziewczynka odwraca się w moją stronę, ale coś jest nie tak. Widzę wszystkie jej siniaki oraz z jej oczy nie płyną łzy, a krew. Mrugam, a przeraźliwy krzyk samoistnie opuszcza moje usta. Nie wiem co robić. Moje nogi nie chcą się ruszyć choćby o milimetr. Zaczynam widzieć białe mroczki przed oczami. Mam wrażenie, że to jest mój koniec.

Otwieram szeroko oczy i podnoszę się do siadu. Przyciskam dłoń do swojej klatki piersiowej jakby to miało mi jakkolwiek pomóc w opanowaniu się. Moje ciało jest pokryte potem, a oddech jest tak szybki, że niemal niewyczuwalny. Po chwili czuję delikatne szturchnięcie w ramię oraz jak pod czyimś ciężarem ugina się materac. Będąc sparaliżowana nie jestem w stanie zrozumieć co się dzieje do momentu, w którym silne i ciepłe ramiona przyciągają mnie do siebie i chronią przed całym złem.

mira al cielo amor [zakończone]Where stories live. Discover now