02. Verdict

293 17 2
                                    

Wizyty u psychologa nie przynosiły zamierzonych efektów. Ukojenia nie dawał jej ból, jaki sobie zadawała podczas mojej nieobecności. Pomocy nie przynosiło moje towarzystwo, a wierzcie mi, byłam u niej każdego dnia.

Widziałam rozpacz wymalowaną na jej bladej twarzy. Słyszałam jej cichy szloch, na który sobie pozwalała, gdy myślała, że jest sama. Emanowała straszliwym bólem, który udzielał się i mnie. Próbowałam wyobraźić sobie cierpienie mojej przyjaciółki, ale ból, jaki wtedy odczuwałam nawet nie był namiastką tego, co działo się w środku brunetki, a wierzcie mi, bolało niemiłosiernie.

Pocieszałam ją na wszelkie możliwe sposoby, z pominięciem słów "będzie dobrze", bo obie nie znosiłyśmy tego zdania. Byłam jak jej cień, zawsze przy niej, gotowa podnieść ją na duchu, gotowa podjąć walkę ze złem, jakie ją spotkało.

- Nie pozwól zostać jej samej, Jules. - Powiedziała kiedyś poważnym głosem moja znajoma, Ava Sun. Była psychologiem i to ona zajmowała się Mią. Ufałam brunetce i jej słowom, dlatego wzięłam sobie jej radę do serca i zmotywowałam do działania także mojego narzeczonego. Swoją pomoc zaoferowała też Haley, a ja przyjęłam jej ofertę wdzięcznym uśmiechem. W trójkę zajmowaliśmy się niebieskooką kobietą, na zmiane z nią zostając.

Zabójcę znaleziono w szybkim czasie, bo już 16 godzin po znalezieniu ciała Jade sprawca został złapany. Chciałam, żeby ten mężczyzna cierpiał, poczuł niezmierny ból jak Mia, odpokutował. Pragnęłam, aby spotkało go to, co zmarłą dziewczynę. Wszyscy jednak wiedzieli, że Sąd nie uznawał egzekucji.

Rozprawa odbyła się dwa tygodnie po zabójstwie. Wszyscy zebraliśmy się w niewielkim, aczkolwiek wystawnyn pomieszczeniu, gdzie elegancka biel łączyła się z ciepłym brązem, a całości dopełniała marmurowa posadzka, dwie kolumny wykonane w stylu korynckim, niesamowity fresk zdobiący sufit i wiele złoceń.

Przeczesałam szybko palcami swoje krótko ścięte blond włosy i odszukałam spojrzeniem Jamesa, który zasiadł jako prokurator. Oboje mieliśmy ten sam cel: wsadzić zabójcę Jade na dożywocie albo i jeszcze dłużej, dlatego też odmówiłam, gdy zlecono mi wybronienie sprawcy. Nie byłabym wstanie zrobić tego ani teraz, ani nigdy.

Odczuwałam w tamtym momencie różne emocje - strach, smutek, ból, frustrację. Czerpałam natomiast siłę z determinacji narzeczonego.

Usłyszeliśmy kroki, a po chwili drzwi zostały otworzone. Do sali rozpraw wkroczyło dwóch krzepkich policjantów. Przed nimi z kamiennym wyrazem twarzy szedł ciemnowłosy mężczyzna, bacznie obserwowany przez wszystkich zgromadzonych i zasiadł tuż obok obrońcy.

Był przystojny, ale czułam do niego odrazę. Nie mogłam uwierzyć, że ludzie są zdolni do odebrania komuś życia.

Chwilę później sędzina rozpoczęła rozprawę.

Ashford, po okazaniu szacunku siwowłosej kobiecie, wstał ze swojego krzesła z plikiem kartek w ręku i odczytał zarzuty. Dowiedziałam się, że Jade została brutalnie zgwałcona i zamordowana, opisu nie chciałam znać. Spojrzałam na cierpiącą przyjaciółkę, po której twarzy płynął potok łez. Wytarła je szybko trzymaną w lewej ręce chusteczką, a mi ścisnęło się serce. Jej prawa ręka kurczowo trzymała moją lewą, a ja pomyślałam, że być może tylko to utwierdza ją, że to dzieje się naprawdę.

Z drugiej strony miałam Haley, i choć nie miała nic do powiedzenia w sprawie przyszła, by pomóc Mii.

Źle ją oceniałam. Moja szwagierka wcale nie była taka zła. Zbliżyłyśmy się podczas tych ostatnich kilku dni.

Gdy James zakończył wypowiedź i usiadł, zapadła cisza przerywana jedynie szlochem, pociąganiem nosów i nierównymi oddechami.

Audrey Castile wyczytywała nazwiska świadków, którzy kolejno wstawali i pod przysięgą mówienia prawdy składali zeznania.

Przesłuchano jeszcze oskarżonego, który - nie sposób się domyśleć - wszystkiego się wyparł. Na jego nieszczęście nie miał mocnego alibi, więc po chwili ława przysięgłych wraz z sędziną o zapadłych policzkach udała się na naradę. Nie kazali długo na siebie czekać, co mnie ucieszyło, bo chciałam czym prędzej opuścić to pomieszczenie przepełnione negatywnymi emocjami.

W jednej chwili po sali przeszedł cichy pomruk, a w następnej wszyscy zamarli w oczekiwaniu. Nadszedł czas na wyrok.

Audrey Castile rozejrzała się po niewielkim pomieszczeniu, a spojrzenie jej fiołkowych oczów zatrzymało się na oskarżonym, Liamie Payne'ie, który siedział jak na szpilkach. Mężczyzna wiedział, że od siwowłosej kobiety zależą jego dalsze losy.

Wystarczyło jedno spojrzenie w roziskrzone oczy sędziny by wiedzieć, że podjęła decyzję.

- Winny. - Orzekła i odczytała wyrok.

~*~

Kierowaliśmy się długim korytarzem do wyjścia. Oskarżony dostał w prawdzie dożywocie, ale to nie satysfakcjonowało Mii. Rozumiałam ją, ale nie mogła zmienić decyzji starszej kobiety.

- Panno Hathaway? - Czyjś męski przyjemny głos, który już dzisiaj słyszałam zatrzymał mnie w miejscu. Odwróciłam się na pięcie, a moje błękitne oczy spotkały się z głębokim spojrzenim brązowych tęczówek oskarżonego. Chwilę później uderzył mnie zapach jego perfum. W pierwszej chwili zaczęłam się nimi zachwycać, dokładnie takie chciałam kiedyś kupić Jamesowi, ale mu nie odpowiadały. W następnej jednak przypomniałam sobie z kim mam do czynienia.

- Liam Payne. - Odezwałam się siląc się na normalny ton głosu. - Czemu zawdzięczam zawracanie pańskiego jakże cennego czasu?

- Potrzebuję pani pomocy. - Powiedział, a ja nie zdołałam powstrzymać prychnięcia. - Wiem, jakie ma pani o mnie zdanie, ale to nie ja dopuściłem się tego, co spotkało Jade. Ona była moją przyjaciółką. - wytłumaczył się. Byłam w szoku. Jakim do cholery prawem może tak mówić?! Miałam mu niegrzecznie odpowiedzieć, ale powstrzymało mnie szczere spojrzenie jego oczów.

Przyjrzałam się dokładnie jego twarzy. Dostrzegłam pod oczami cienie. Widziałam że... cierpiał. Choć to niedorzeczne.

- Panno Hathaway, proszę. Jestem niewinny. Czy mogłaby pani zająć się tą sprawą? Złapaliście niewłaściwego człowieka. - Mówił błagalnie. Z każdą sekundą nabierałam wątpliwości. Może mówił prawdę? A może to sztuczka, jaką stosowali przestępcy? Odepchnęłam od siebie te myśli i zanim pomyślałam, mruknęłam:

- Zobaczę co da się zrobić.

I odeszłam. Będąc poza zasięgiem ludzi palnęłam się otwartą dłonią w czoło. Idiotka.

~*~
Witajcie w drugiej części!
Cóż gwałt nie pozostawia wątpliwości - Haley nie mogła dopuścić się czegoś takiego. :)
Dziękuję za miłe przyjęcie i liczę na to, że w przyszłości moje opowiadanie przyciągnie kilku czytelników.
Pozdrawiam ciepło i do następnego! ❤

Imposture • PayneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz