04. Message

175 10 2
                                    

W środę, 15 maja, zagościłam w biurze mojego przełożonego z prośbą o przydział do sprawy zabójstwa Jade. Naturalnie, Robert Adams był w niemałym szoku, gdy z moich ust padły takie słowa, zwłaszcza, że sprawa została uznana za zamkniętą. Musiałam odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących mojego nagłego zainteresowania, ale nie sprawiło mi to większego problemu.

- To jak? Mogę zostać obrońcą Liama Payne'a? - dopytywałam Roberta, który wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Oparł łokcie o mahoniowe biurko i złączył ze sobą czubki swoich palców.

- Julianne, rozmawialiśmy już o tym. Liam Payne ma już obrońcę. Dlaczego tak ci na tym zależy?

- Już mówiłam, wierzę w jego niewinność i zamierzam to udowodnić. - Odparłam znudzona. Odgarnęłam z twarzy niesforny blond kosmyk i założyłam go za ucho. Mężczyzna o oczach, które przypominały dwa szmaragdy pokręcił głową i westchnął ciężko.

- Nie zmienię swojej decyzji. Miałaś szansę, nie skorzystałaś. Trudno.

- Ale...

- Wystarczy, Julianne. - Przerwał mi ze stanowczością w głosie odpowiednią dla prokuratora. Wyrwał z notatnika kartkę i coś na niej naskrobał, a następnie mi ją podał. - To wszystko co mogę dla ciebie zrobić. - Jego ton oznaczał, że to koniec naszej rozmowy, więc schowałam otrzymaną kartkę do kieszeni mojej granatowej marynarki i wypowiedziawszy ciche 'do widzenia' opuściłam biuro Roberta. Wyjęłam otrzymany od Adamsa papier by przekonać się, że osobą, do której mam się zgłosić jest Lee Christmas.

W pracy zostałam do późnego wieczoru przez to, że miałam masę żmudnej papierkowej roboty. Nie myślałam wtedy o pomocy jaką zaoferowałam skazanemu, gdyż mój mózg zdawał się nie pracować jak należy.

Gdy tylko przekroczyłam próg mojego dużego mieszkania miałam nadzieję na masaż, bo po tylu godzinach nachylania się nad biurkiem czułam jak wysiadają mi plecy. Zawołałam kilka razy narzeczonego i szczerze się rozczarowałam, gdy odpowiedziała mi cisza. Gorąca kąpiel też mi pomoże, pomyślałam i z kupką ubrań w ręku udałam się do łazienki, by zanurzyć się w niezwykle kojącej i odprężającej ciepłej wodzie.

Pozwoliłam moim myślą błądzić. Co chwilę zadawałam sobie kolejne pytania, na które potrzebowałam odpowiedzi. Przez moment przed oczami miałam moją czarnowłosą przyjaciółkę, co przypomniało mi, że powinnam do niej zadzwonić i dowiedzieć się jak sobie radzi. Ale mój zapał nieco ochłonął, gdy uświadomiłam sobie, że zrobiłam coś co przysporzyło jej wiele niechcianego bólu. Musisz ukrywać przed nią tę informację, Jules. To jedyna droga.

Wyszłam z wanny, uprzednio owijając się ręcznikiem i zaczęłam wycierać mokre ciało. Zdążyłam jeszcze ubrać granatową bieliznę, gdy usłyszałam trzaskanie drzwiami.

- Julianne? - Usłyszałam zachrypnięty głos Jamesa.

- W łazience! - Odkrzyknęłam i przeciągnęłam przez głowę o rozmiar za duży sweter. Chwilę później blondyn stanął przede mną w swoim drogim garniturze i założył ręce na piersi w chwili, gdy naciągałam na moje zgrabne nogi dresy. Jego wzrok ciskał pioruny, co oznaczało tylko, że już wiedział o tym, co zrobiłam.

- Mogę wytłumaczyć. - Zaczęłam chcąc w jak największym stopniu uniknąć jego gniewu. Ale właściwie co miałam mu powiedzieć? "Hej James, urzekło mnie jego szczere spojrzenie, więc mu pomagam"? Gówniane wyjaśnienia.

- Nie wierzę, że przez ten cały czas mnie okłamywałaś. - Powiedział z bólem w głosie. Cały czas? Pomagam mu od poniedziałku. Chyba musiałam wyglądać jak ostatnia sierota, bo po chwili dodał. - Jesteś bezpłodna! Dlatego nie możemy mieć dzieci.

Zamarłam w miejscu. Co on do kurwy wygadywał?

- Jestem płodna, Jamesie. - Odparłam nieco ostrzej niż tego sobie życzyłam. - Skąd w ogóle przyszedł ci do głowy taki pomysł? Czekaj, nie odpowiadaj. Wiem skąd. Masz obsesję! Masz pieprzoną obsesję na punkcie dzieci! - wytknęłam mu nie mogąc już pochamować gniewu. Zanim wyszłam z pomieszczenia rzuciłam w jego stronę kilka obraźliwych słów, co wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej.

- Więc wytłumacz, czemu nie możemy mieć dzieci! - Nie dawał za wygraną. Wszedł za mną do sypialni i patrzył na mnie twardo, gdy padłam bezwładnie na łóżko.

- Przebadaj się, a może znajdziesz odpowiedź. - Odparłam oschle. Nie miałam prawa mu tego mówić, ponieważ dobrze wiedziałam, że miał rację. Okłamywałam go. Oczywiście mogłam mieć dzieci, w tym nie miał racji, ale nie wiedział, że brałam tabletki antykoncepcyjne.

Mężczyzna zachłysnął się powietrzem. Domyślałam się, co mógł czuć w tym momencie, w końcu przed chwilą postawił mi podobny zarzut.

- To niemożliwe. - Wychrypiał i podszedł do mnie, zaciskając dłonie w pięści. Był na granicy, gdzie spotykał się rozsądek z czystą furią. Wystarczył tylko jeden krok, by stracił kontrolę.

- James, ja... - Zabrakło mi słów. Chciałam przekonać go do tych badań, bo zyskałabym czas. Odstawiłabym tabletki i gdybyśmy odczekali trochę czasu to może zaszłabym w ciążę. I tak powinnam odstawić je dawno temu.

Chciałam coś dodać, ale poczułam pieczenie na policzku. Automatycznie złapałam się za bolące miejsce, a zaskoczenie zastąpił strach.

- Nigdy więcej. - Wycedził z furią w oczach, a ja się skuliłam. Nie mogłam... nie chciałam wierzyć, że James mnie uderzył, ale piecząca skóra mówiła sama za siebie. Czułam jak w kącikach moich oczów zbierały się łzy.

- Uderzyłeś mnie. - Wybełkotałam i odsunęłam się od mężczyzny na tyle daleko na ile pozwalała mi długość łóżka. Myślę, że w chwili, w której wypowiedziałam te słowa do Ashforda dotarło, co właśnie się stało. Odskoczył w tył, jak oparzony i spojrzał na mnie z niepokojem.

- Wyjdź. - Wyszeptałam błagalnie, a po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. Byłam zraniona, bezbronna i słaba, ale przede wszystkim obawiałam się Jamesa.

Prokurator otworzył usta, by po chwili je zamknąć. Skinął ze zrozumieniem głową, zabrał swoją poduszkę oraz koc i wyszedł z sypialni, a ja schowałam się pod kołdrę mając nadzieję, że przejmie na siebie cały mój ból. Idiotka.

Następnego dnia skrupulatnie unikałam Ashforda. Solidnie przyłożyłam się też do odszukania dowodów na niewinność Payne'a, a pierwszym punktem na mojej liście był niejaki Lee Christmas, który - jak się okazało - był nowym obrońcą. Był też tym samym człowiekiem, przez którego nie mogłam zostać przedstawicielką osadzonego w więzieniu szatyna.

O 14 wsiadłam do mojego białego Forda i skierowałam się w uzgodnione z Christmasem miejsce. Kilka minut później parkowałam przed elegancką restauracją i w chwili gdy miałam wejść do lokalu, mój smartphone zawibrował.

Nieznany
Nie mieszaj się do tego, jeśli nie chcesz, by stała ci się krzywda, Hathaway.

Rozszerzyłam ze zdziwienia oczy. Problemów ciąg dalszy.

~*~
Komplikacji ciąg dalszy :)

Imposture • PayneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz