Pamięć Pustkowia vol. 1

By osMiornicaDave

15.2K 1.9K 3.1K

W królestwie od lat nie widuje się już nocnych wędrowców. Prawda o nich oraz o zasłonie chroniącej świat prze... More

Mapa
Prolog
1.1
1.2
2
3
4
5
6
7
8
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
Epilog
Upiór Pustkowia

9

349 51 108
By osMiornicaDave

Roger jechał w milczeniu pełen złych przeczuć. Choroba króla ośmieliła Gildię Magów i różne kanalie wchodzące w jej skład poczynały sobie coraz odważniej. Rada przymykała na to oko, traktując ich działania jako pokaz siły.

– Założymy się, że spierdoli?

Z zamyślenia wyrwał go głos Wilarda. Dowódca podniósł wzrok na przyjaciela i uśmiechnął się lekko.

– Tygodniowy żołd? – zapytał.

– Naprawdę wierzysz, że wróci?

– Jeśli mamy z nim współpracować, nie możemy ciągle mieć go na oku. Prędzej czy później i tak zamierzałem sprawdzić, na ile warte jest jego słowo. Wyszło na to, że przekonamy się o tym już jutro.

– Ano przekonamy się...

Wkrótce potem wjechali pomiędzy niskie, kryte strzechą chałupy. Konie stawiały ostrożnie kopyta na błotnistej drodze, po której z dumą przechadzały się kury. Zza wiklinowych płotków ujadały psy. Deszcz przestał padać, ale pomimo dość wczesnej pory, chaty były pozamykane na głucho. Ludzie bali się i siedzieli w domach.

Smród stał się wyczuwalny zaraz za granicą wioski. Niemożliwy do pomylenia z niczym innym smród spalonego ciała. Pomimo deszczu, padającego przez cały dzień, wciąż unosił się w powietrzu. Jak słowa skargi, wyrzut sumienia. Roger zdawał sobie sprawę, co dojrzy za chwilę, jednak jego twarz i tak wykrzywiła się w grymasie.

– Kurwa – rzucił, jadący obok Wilard.

Na środku centralnego placu wbito duży słup. Ciało wciąż było doń przywiązane. Nie pozwalało zapomnieć o koszmarze, jaki się tu wydarzył. Zwęglone, powykrzywiane członki, wypalone oczodoły, poczerniała czaszka. Umęczona postać w niczym nie przypominała już osoby, którą była jeszcze dzień wcześniej. Pod jej stopami leżała pojedyncza róża. Ktoś z mieszkańców wioski był bardzo odważny. Lub bardzo głupi.

Obawiam się, że niedługo takich widoków może być więcej – pomyślał Roger ze smutkiem.

W milczeniu przejechali dalej i zatrzymali się przy sporym obejściu na obrzeżach osady. Roger zsiadł z konia i załomotał do drzwi. Po chwili otworzył im przerażony chłop.

– Panie, my niewinni, my nic nie wiedzieli – jęknął, widząc płaszcze łowców.

– Jesteśmy przejazdem, szukamy jedynie noclegu. Nie będziemy rozstrzygać o niczyjej winie. Zapłacimy, jeśli twoja żona upichci nam jakąś kolację – odpowiedział dowódca.

Chłop obrzucił przybyszów trochę przytomniejszym spojrzeniem i szerzej uchylił drzwi.

– Konie do stodoły trza dać, już syna wołam, co by szanownym panom pomógł. Zapraszam w me skromne progi.

Po chwili z chaty wybiegł chudy chłopaczek i zajął się zwierzętami. Łowcy weszli do środka i rozsiedli się na ławie. Było im ciasno, ale przynajmniej sucho i ciepło.

– Panie szanowny, przyszykuję w alkierzu miejsce na nocleg, z rodziną na strych pójdziem – powiedział chłop, gnąc się w pokłonach.

– Nie ma potrzeby. – Roger zbył go machnięciem ręki. – Przenocujemy na sianie. Jutro rano już nas tu nie będzie.

– Panie, ale tak się nie godzi. – Chłop wyglądał na przestraszonego wizją uchybienia w czymś członkom zakonu.

Nasi musieli urządzić tu niezły terror – pomyślał niewesoło łowca – Ciekawe, kto nimi dowodzi. Cóż pewnie niedługo się dowiem.

Gospodyni usmażyła pospiesznie jajecznicę na boczku, podała chleb i masło oraz wyciągnęła placek drożdżowy. Ze strychu wychylały się ciekawskie główki dzieci, obserwując uważnie przybyszów.

Wtem rozległo się łomotanie w drzwi. Chłop z żoną podskoczyli przerażeni. Gospodarz potruchtał pośpiesznie, żeby otworzyć pukającemu. W drzwiach stał mężczyzna w płaszczu łowcy, którego Roger kojarzył z widzenia.

– Pan Lucjusz prosi do siebie – zwrócił się nowo przybyły do dowódcy oddziału.

Mogłem się spodziewać, że to będzie ta gnida – Roger westchnął w myślach, kończąc posiłek.

Lucjusz Serge był magiem o niemałych umiejętnościach i ogromnych ambicjach. Jedyne, co się dla niego liczyło, to władza i pieniądze. Gildia traktowała go jak użyteczne narzędzie. Przydawał się, gdy chciała zademonstrować siłę, przekazać groźbę lub ostrzeżenie. Mag doskonale odnajdywał się w takich zadaniach. Roger miewał odruchy wymiotne na samą myśl o jego wyczynach.

Narzucił na siebie przemoczony płaszcz i wyszedł na zewnątrz. Mężczyzna zaprowadził go do największej chaty, znajdującej się pośrodku wsi. Oddział łowców przejął ją do swojej wyłącznej dyspozycji.

Wewnątrz izby panował półmrok, rozjaśniany jedynie dogasającym z wolna paleniskiem i grubą, stojącą na stole świecą. Jej płomień rzucał niespokojne cienie na twarz rozpartego na ławie maga. Na widok wchodzących mężczyzna oderwał plecy od ściany i oparł łokcie o blat.

– Kogo ja tu widzę. Roger de Amargo. – Wymawiając nazwisko łowcy, skrzywił się, jakby połknął coś kwaśnego. Jemu samemu nie przysługiwał tytuł szlachecki. – Porażka gwardii i zakała Zakonu. Powinieneś się był u mnie zameldować od razu po przybyciu, a nie czekać, aż po ciebie poślę – wysyczał.

– Wybacz, panie... Sarge. Nie sądziłem, że spotkam tu tak znakomitą osobistość. Inaczej od razu pospieszyłbym na spotkanie. – Roger skłonił się lekko z kamiennym wyrazem twarzy. Wiedział, że igra z ogniem, jednak nie mógł się powstrzymać.

– Złóż raport i nie marnuj więcej mojego czasu – warknął mag.

Roger składał meldunki tylko przed radą i Sarge dobrze o tym wiedział. W warunkach polowych łowcy powinni jednak spełniać polecenia magów zrzeszonych w Gildii, jeśli nie stały one w jawnej sprzeczności z rozkazami, jakie wcześniej otrzymali. Dowódca postanowił zbyć go kilkoma ogólnikami.

– Naszym zadaniem było potwierdzenie doniesień na temat rzekomego pojawienia się nocnych wędrowców. Po dotarciu na miejsce nie zastaliśmy ich we wskazanej lokalizacji – powiedział oficjalnym tonem.

Po jego słowach zapanowała cisza. Mag oparł się znów o ścianę i skrzyżował ręce na piersi. Wydął mięsiste wargi i przymrużył oczy. Roger poczuł silną potrzebę, żeby mu przywalić. Jego pragnienie pozostało jednak głęboko ukryte.

– Myśli pan, że jest pan taki sprytny panie de Amargo? Myśli pan, że ciągła niekompetencja nie zwróciła niczyjej uwagi? – zapytał wolno Lucjusz Sarge, wyraźnie akcentując każde słowo.

Roger zesztywniał, utrzymując jednak nieprzenikniony wyraz twarzy.

– Myśli pan sobie, że znalazł jebaną kurę znoszącą złote jajka? Ciepłą posadkę na stare lata? W Zakonie trzeba umieć się wykazać. Wynikami. Nadchodzą ciężkie czasy. Trzeba plewić chwasty, zanim wyrosną bujne i zaduszą plon – wysyczał mag.

Roger rozluźnił się, pilnując, aby nie pokazać po sobie ulgi.

– Nie znam się na roślinach panie Sarge. Kiedy dojrzę jawny przejaw buntu, zduszę go. Ale nie mi zaglądać babom do ogródka i sprawdzać, której lepiej rosną marchewki, a której chwasty – odparł i wzruszył ramionami.

– Jeśli naprawdę wierzysz w te bajki, jesteś większym durniem, niż myślałem. Tylko tym głupim wieśniakom roi się w głowach wizja dzikich czarodziejek wędrujących po polach z wiankiem na głowie. Gdzie stąpnie bosą nóżką, tam trawka zakwita, nad nią lata motylek, a przed nią, kurwa, bieży baranek. – Mag mówił coraz głośniej, walnął pięścią w stół. – Dzika magia nazywa się dziką, bo jest nieprzewidywalna i nieokiełznana. I nie pierdol mi tu o bujnych ogródkach i mlekodajnych krowach. Dzicy, nieszkoleni czarodzieje potrafią zabić samym spojrzeniem. Nie potrzebują do tego zaklęć ani lat nauki. Brakuje im jednak kontroli. Stanowią ogromne zagrożenie, a każde zagrożenie należy niszczyć.

Lucjusz podniósł się gwałtownie i podszedł do Rogera. Stanął blisko, patrząc mu prosto w oczy. Łowca poczuł niepokój, biegnący wzdłuż kręgosłupa. W bladych, niebieskich oczach Lucjusza dostrzegał szaleństwo.

– Właśnie wam, pierdolonym łowcom czarownic, trzeba zaglądać do ogródków, do chat, szaf, obór i wychodków. Jesteście pieprzonymi psami myśliwskimi i jak psy macie węszyć. Nawet w wychodkach. A jeśli pies nie spełnia swojego zadania, trzeba go wytresować lub się go pozbyć. A więc panie de Amargo? Da się pana wytresować, czy będę zmuszony się pana pozbyć?!! – wykrzyczał mag, prosto w twarz łowcy.

Roger powstrzymał odruch starcia z policzka kropelek śliny. Jego spojrzenie stwardniało.

– Piękne porównanie, doprawdy obrazowe. Nawet taki pies myśliwski jak ja zdołał je pojąć. I nawet taki pies jak ja wie, że nie pali się ludzi... Nie pali się poddanych króla bez wyraźnego powodu. Bez żadnego dowodu.

– Powód i dowód powiadasz... To ja ustalam powód i to ja oceniam dowód. Takie jest prawo Gildii Magów. Prawo, które przyznał jej król. I jeśli znajdę jakiś powód i jeśli dostrzegę najmniejszy dowód na twoją niesubordynację, to nic ci nie pomoże. Nieważne do czyjego łóżka byś nie wskoczył. – Przy ostatnim zdaniu mag wykrzywił się z wyraźnym obrzydzeniem.

Roger zacisnął pięści, zwęził niebezpiecznie oczy. Mierzyli się w milczeniu wzrokiem. W końcu Lucjusz machnął upierścienioną ręką. Na jego twarzy pojawił się wyraz pogardy i znudzenia.

– Możesz odejść.

Roger z ulgą przywitał padający znów deszcz i noc. Wzdrygnął się i splunął na ziemię. Czuł się brudny po tym spotkaniu.

Z przyjemnością wrócił do chaty goszczącego ich wieśniaka. Pokręcił głową na widok pytającego spojrzenia Wilarda. Usiadł na ławie, wyciągając długie nogi i ciesząc się ciepłem bijącym od pieca. Wyjął z kieszeni srebrny pieniądz i zapatrzył się w profil królowej. Po jej śmierci przestano bić jej wizerunek. Takich moment zostało już bardzo niewiele. Azgarr płacił nimi tym, których służby nie można było wycenić. Tym, którzy byli jego uszami i oczami w królestwie.

Podniósł na chwilę wzrok i spojrzał na zwisające spod sufitu pęczki suszonych ziół, pajęczyny oraz warkocze cebuli. Chudy chłop nadal z niepokojem skubał rzadkiego wąsa, a jego tęga żona przepraszała wciąż na nowo za skromny poczęstunek. Roger nie miał najmniejszej ochoty wynosić się z ciepłej izby. Ci ludzie zbyt dużo jednak przeżyli, a ich nerwy napięte były do granic wytrzymałości. Posiedział więc tylko chwilę i podniósł się z westchnieniem. Życząc gospodarzom spokojnej nocy, wygonił rozleniwiony oddział do stodoły.

Rano wstali wcześnie. Rzeczy zdążyły na szczęście przeschnąć przez noc. Nie chcąc nadużywać gościnności, sprawnie się zebrali i wyruszyli w drogę. Roger pragnął również, jak najszybciej zejść z oczu Lucjusza Sarge.

Dzień nadal był pochmurny, ale przynajmniej przestało padać. Kiedy wioska zniknęła im z oczu, zwolnili do stępa, rozglądając się za nocnym wędrowcem.

– Przypomnij mi, ile dostajesz żołdu? Jako Wielki Dowódca pewnie trochę więcej niż my, prostaczkowie? – zapytał Wilard ze złośliwym uśmieszkiem.

Roger nie zdążył odpowiedzieć. Jego koń stanął dęba, a spomiędzy drzew wyłoniła się jakaś oblepiona ziemią postać.

– O kurwa, bestia z lasu! – zawołał rudy łowca. – Gdzieś ty w ogóle spał? W jakiejś błotnistej dziurze?

Nero burknął coś niewyraźnie, obrzucając mężczyznę złym spojrzeniem i wdrapał się na siodło Kasztanki. Roger uśmiechnął się szeroko. Nie był wcale taki pewny, czy jeszcze go zobaczą. Skinął mu głową i pogonił konia. Sarge mógł w każdej chwili wypuścić te swoje myśliwskie psy.

Słońce nieśmiało wychyliło się zza chmur. Gdy w końcu zatrzymali się na popas, zaczęło robić się już przyjemnie ciepło. Rozsiodłali konie i zabrali się za późne śniadanie.

Roger spostrzegł, że nocny wędrowiec wygląda jeszcze bladziej niż zwykle. Włosy i ubrania lepiły mu się od błota, a oczy miał podpuchnięte i zaczerwienione z niewyspania.

– Jak ci minęła noc? Spokojnie? – zagadnął.

– Nie bardzo. Spotkałem kolejnego upiora.

– Cholera – syknął Roger.

– Ciekawe ile tego dziadostwa się tu jeszcze kręci. Może one jakoś do ciebie lgną? – zasugerował Wilard.

Nero mruknął coś w odpowiedzi i zaczął zdejmować płaszcz. Pod warstwą błota widoczne było rozdarcie i plamy krwi.

– Znowu żeś sobie krzywdę zrobił, gnojku? – zakpił rudzielec z bezczelnym uśmiechem na ustach.

Nero łypnął na niego spode łba. Skręcił głowę, próbując dojrzeć zranienie. Westchnął.

– Sam nie dam rady tego opatrzeć – powiedział z wyraźną niechęcią.

– Czyżbyś prosił mnie o pomoc? – zapytał Wilard, wykrzywiając się złośliwie.

Nocny wędrowiec wbił w niego ślepia, zaciskając usta w wąską kreskę.

Roger popatrzył na nich i pokręcił głową.

– Wil, pomóż mu – rzucił, przerywając przeciągający się pojedynek na spojrzenia.

– Niech ci będzie. Tylko następnym razem pilnuj lepiej tego gnojka, żeby ci się znowu w krzakach nie poharatał – burknął mężczyzna ze skwaszoną miną.

Nero przekrzywił głowę i obrzucił łowcę ciężkim wzrokiem. Zranienie okazało się na szczęście dosyć powierzchowne. Wilard szybko się z nim uwinął, marudząc coś o marnowaniu bandaży i dodatkowej pracy. Nocny wędrowiec siedział nieruchomo, puszczając te uwagi mimo uszu.

– Jeśli ataki upiorów będą się nasilać, wszyscy skoczą sobie niedługo do gardeł – westchnął Roger.

– Na gorszy moment nie mogło trafić. Teraz, kiedy król jest słaby, wszyscy i tak patrzą ze strachem w przyszłość – zauważył Zodan.

Dowódca dostrzegł pytające spojrzenie nocnego wędrowca i wyjaśnił:

– Nikt wcześniej nie widział tu tego cholerstwa, ale pochodzenie ma ewidentnie magiczne. Gildia zacznie oskarżać o te napaście dzikich i nasilać prześladowania, lud i arystokracja będzie widzieć w tym winę magów, a sytuacja stanie się jeszcze bardziej napięta.

Nero kiwnął tylko głową, milczał. Roger popatrzył w jego zmęczone oczy, zastanawiając się, co ten właściwie jest w stanie wyczytać z ich emocji. Wzdrygnął się, czując się nagle obdarty z prywatności. Nero odwzajemnił jego spojrzenie, po czym spuścił wzrok na zniszczoną koszulę.

– Weź wyrzuć tę szmatę, bo przynosisz wstyd Zakonowi Jasnego Światła – zaśmiał się Nêsper, wyciągając z juków zapasową.

Roger ze zdziwieniem dostrzegł uśmiech wypływający na twarz nocnego wędrowca.

Continue Reading

You'll Also Like

3.7K 258 36
Księga I trylogii |WolfKnight| W moim świecie podzieloną na rasy i społeczeństwa ludzkość obowiązuje ścisła hierarchia i tylko najpotężniejsi mogą do...
11.4K 1K 36
Tysiąc lat temu królestwo Daremis walczyło ze smokami, a były to okropne bestie. Plądrowały ziemie króla Rapidasa, porywały bydło, paliły domy. W koń...
13.1K 865 190
One party związane z róznymi serialami. One party to to samo co One Shoty, tylko, że krótsze ;D Start: 15 lipca 2018 Koniec: 3 październik 2019
3.7K 486 49
Najlepszy gladiator na świecie zostaje sprzedany i wypuszczony do świata, w którym przemoc nie jest powszechnie akceptowana. Będzie musiał się przyst...