- Henrego trzymają w obozie według... - zaczęła Emma i zatrzymała patyk na ziemi.
- Dzwoneczka. - przekręciła oczami.
- No tak, trudno się przyzwyczaić.
- Mów Zielona. - zaproponowała.
- Nie pomagasz. - mruknęła, ale nadal machała kijkiem nad stosikiem kamieni, które z pomocą Dzwoneczka ułożyłyśmy tak, by imitowało to obóz Piotrusia. - Większość chłopców pilnuje głównego wejścia, zakradniemy się od tyłu. Dzwoneczek zagada wartownika, a my się przemkniemy. - powiedziała, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
Cóż, nie, nie była.
- Co z chłopcami w obozie? - pytam, próbując ułożyć siano na głowie.
- To dzieci z patykami. - komentuje Regina.
- Te patyki pokryte są trucizną. Trupia Zgorzel. Jedno draśnięcie i... - zaczyna Dzwoneczek.
- Wiemy. - przerywa jej nagle David. - Kiedy wyruszymy?
Zielona wzruszyła ramionami uśmiechając się.
- Jestem gotowa. Zdradźcie mi tylko plan ucieczki. - Emma otworzyła usta i spojrzała na mnie, a później na resztę. Milczeliśmy dłuższą chwilę. - Macie jakiś prawda? - Dzwoneczek spojrzała na mnie.
- Cóż... Nie było planu na tę część planu. - niezgrabnie tłumaczę.
- Improwizujemy. - dodała Mary.
- A więc wszystko na nic!
Regina wstaje.
- Coś wymyślimy.
- Jasne. - prychnęła. - Nikt nie odejdzie wbrew woli Piotrusia.
- Znajdziemy sposób. - mówi pewnie David, na co ona tylko prycha.
- Nie rozumiecie. - wyciąga z torby zegarek. Marszczę brwi, bo co zegarek ma do naszego planu. - Wiecie co to jest?
- Chyba zegarek, ale nie jestem pewna. - mówię, ale Dzwoneczek patrzy na mnie ze zirytowaniem.
Jasne Stello, to nie pora na żarty, upominam się w myślach.
- Należał do porywaczy. - dodaje, a Emma od razu gwałtownie wstaje.
- Greg i Tamara, dali ci go?
- Wzięłam go z ciała dziewczyny. Pół nocy zmywałam krew. Z faceta nie zostały nawet zwłoki. - rozszerzam oczy i przechodzi mnie dreszcz, ale zauważam na ustach Reginy, mały uśmiech. - Jak myślicie co Piotruś zrobi z wami? Nie narażę się. - kręci głową patrząc na Emmę. - Dajcie znać, jak znajdziecie drogę ucieczki. - odchodzi, a Mary i David chcą iść za nią.
- Nie. Ona ma rację. - zatrzymuje ich blondynka. - Włamywacz musi mieć plan ucieczki.
Regina zakłada ramiona na piersi.
- Uczyli tego w szkole poręczycielek?
Patrzy na nią podnosząc brodę
- Neal mnie tego nauczył.
David odwraca się do Killiana.
- Haku, ty uciekłeś z wyspy.
Mężczyzna spuszcza głowę i podchodzi do nas.
- Tak, na statku, a to wymaga magii i portalu. Zawarłem z Piotrusiem umowę, drugiej nie zawrze.
- Nikt nigdy nie uciekł bez zgody tego dzieciaka? - pytam, a Hak patrzy na Emmę.
- Jedna osoba. Neal.
Dziewczyna mruga.
- Jak?
- Spróbuje to ustalić. - mówi i idzie przodem.
Przez pół godziny, prowadzi nas do jakiejś ukrytej jaskini, wokół której jest dużo lian i innych drzew.
- Co to jest? - pyta Regina, patrząc na jaskinie.
- Neal uciekł z Nibylandii na lianie? - Emma podnosi brew, a Killian kręci oczami.
- Poda mi ktoś pomocną dłoń? - żartuje. - Może ty, Mills. - mruga i kiedy już chcę zrobić krok w jego kierunku David mnie zatrzymuje.
- Ja to zrobię. - mówi i razem z Hakiem ciągną za jakąś linę, cicho między sobą rozmawiając.
Powoli w jaskini otwiera się małe przejście, a Hak wykonuje zapraszający gest.
- Panie przodem. - macha ręką, a Emma jako pierwsza przechodzi przez przejście.
Idę za nią i przez chwile zupełnie nic a nic nie widzę, ale później z łatwością mogę dostrzec w tej jaskini ślady życia.
- Hak! - krzyczy Emma, a mężczyzna przechodzi przez tunel. - Co to za miejsce? - pyta, ale pirat podchodzi do pochodni i próbuje ją zapalić, ocierając swój hak o kamień. Widzę, jak David kręci oczami, więc wyciągam z tylnej kieszeni dżinsów zapalniczkę i mu podaje. Podchodzi do niego i bez słowa zapala pochodnię, dzięki której widać na ścianach różnego typu rysunki i znaczki. - Neal. - szepcze nagle Emma, a ja nie wiem po czym ona to wywnioskowała. - Mieszkał tu.
Hak kiwa głową.
- Tak. Bealfire trafił do Nibylandii, to był jego dom.
- Myślisz, że zostawił poszlakę, jak uciec? - pytam, podchodząc bliżej do ściany i patrząc na rysunki.
- Miejmy nadzieję. - odpowiada patrząc na mnie. - Albo zagubimy się, jak on. - dodaje i podchodzi do mnie. Przez chwile stoi obok w ciszy, a ja udaję, że przyglądam się rysunkom. - Znalazłaś coś?
- Szczerze? Nie wiem. Jedyne co dostrzegam to to, że Neal miał talent do rysowania.
- Ma to po matce. - patrzy tam gdzie ja. Zerka na mnie ukradkiem, uśmiechając się pod nosem.
Uśmiecham się niezręcznie i podchodzę do Mary Margaret, która przeszukiwała jakieś rzeczy.
- Zostawił coś pomocnego? Jakąś mapę, albo poszlakę? - Emma podchodzi do jakiejś skałki owleczonej materiałem. Odwraca się do Davida. - Podaj mi świeczkę. - prosi, a on zapala święcę, umieszczoną w kokosie.
- Znalazłeś coś? - pytam Haka, nie patrząc na niego.
- Żadnych fasoli ani portali pod dywanem... nie ma nawet dywanu. Na drugiej ścianie też są rysunki, ale niezbyt sensowne...
- Dobrze go znałeś. - Emma patrzy na niego.
Killian spuszcza wzrok.
- Spędziliśmy razem trochę czasu. - wzrusza bardzo lekko ramionami.
Emma dostrzega jego nastrój i kiwa głową chcąc dać mu już spokój.
- Miałeś racje, to bazgroły. - podchodzi do mnie Mary Margaret. - A to co?
- Kubki i miska, które zrobił. - tłumaczy Mary Margaret wskazując na rzeczy na drewnianym stoliku.
David bierze do ręki jedną część kokosu i przygląda się jego podziurawionej skorupie.
- Ten kokos się nie nadaję. Pełno dziur.
- Może to durszlak? - podsuwa Mary, a Emma bierze do ręki kokos.
- Jasne, młody Bealfire gotował makarony. - mówi z sarkazmem Regina, a mi na słowo "makaron" zaczyna burczeć w brzuchu, a przed oczami mam lazanię babci.
- Chwila. - Emma wpatruje się w świeczkę, która dał jej David. - Hak, zgaś pochodnie.
Killian robi to, co mu kazała, a Emma przykrywa jedną połówkę kokosu, tę drugą w której jest świeczka. Na suficie pojawia się coś na kształt gwiazd, ten widok totalnie mnie zachwyca.
- Mam się rozczulić nad lampką nocną?
- To jest piękne. - komentuje, ignorując uwagę Reginy.
- Gwiazdy...
- Mapa. - mówi Hak.
- Dokąd prowadzi? - pyta David, patrząc w sufit.
Emma uśmiecha się.
- Do domu.
- To na pewno mapa? - Mary Margaret patrzy na Haka.
- Bealfire był na moim statku, nauczyłem go nawigacji podłóg gwiazd. To - wskazał na gwiazdy. - są owoce moich prac. - uśmiechnął się lekko.
- Więc możesz odczytać mapę. - mówię pewnie, ale on kręci głową.
- Nie.
Wszyscy patrzymy na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Ty go uczyłeś. - przypomniał David.
- Nauczyłem go też, że pirat musi mieć tajemnice. Najlepsi Kapitanowie szyfrują mapy... był zdolnym uczniem.
- Tylko Neal może odczytać mapę? - pytam, chociaż już wiem, jaka jest odpowiedź.
Nie było by z tym problemu, gdyby nie jeden, mały fakt.
- Tak się składa, że jest martwy. - mówi cicho Emma i wychodzi z jaskini, a za nią Mary Margaret i David.
Minęło już trochę czasu od jego śmierci, ale wiem, że każde nawet najmniejsze wspomnienie o nim boli Emmę tak, jakby traciła go na nowo.
Nie ma Neala i nie mamy planu ucieczki, więc Dzwoneczek nam nie pomoże, a ona była naszą jedyną nadzieją na odbicie Henrego. Patrząc na Reginę stwierdzam, że ona myśli o tym samym.
W ciszy czekamy, na to aż któreś z nich wróci, najlepiej z jakimś nowym planem.
- Coś sobie uświadomiłam. - mówi nagle Regina, podchodząc do mnie. Hak patrzy na nią ze zmarszczonymi brwiami, ale ona patrzy tylko na mnie. - W Storybrooke nie miałyśmy szansy porozmawiać.
- Nie złożyło się. Teraz też nie zaprzątajmy sobie mną głowy, mamo. - mówię, a ostatnie słowo sprawia, że uśmiecha się łagodnie. - Liczy się tylko Henry. Porozmawiamy, jak wrócimy.
Chciała coś powiedzieć, ale nagle do jaskini ponownie weszła Emma. Szybko wytarła mokre policzki i pociągnęła nosem, tak, jakby nic się nie działo. Za nią wchodzi David i Mary.
- Szukajmy dalej. Może znajdziemy jakąś wskazówkę. - mówi i znowu zaczynamy buszować po jaskini w której mieszkał Neal.
Emma podchodzi do niewielkiej skały zakrytej białym materiałem. Kiedy ją odkrywa, na ścianie zauważamy mnóstwo czterech przekreślonych kresek.
- Potrzebujesz pomocnej dłoni? - pyta Hak, a Emma podnosi na niego brew.
- To żart?
- Nie, pytam poważnie. - zabiera poduszkę, a tych kresek jest jeszcze więcej.
- Co to jest? - pyta David.
- Neal zaznaczał dni spędzone na wyspie. - odpowiadam, a Emma wskakuje na skałę i przypatruje się im.
- Zauważyłaś coś? - pytam podchodząc do blondynki i opierając dłoń na skale.
- Spójrz. - mówi do mnie, wskazując na dwie nieprzekreślone kreski. - Przestał liczyć.
- Uciekł. - Mary Margaret powiedziała pewnie i uśmiechnęła się, chcąc zapewne naładować nas optymizmem.
Emma patrzy jednak na mnie, a później na Haka.
- Był tu dłużej.
- Więc dlaczego...
- Stracił nadzieję.
Regina podchodzi do nas.
- Wyczytałaś to w bazgrołach?
Emma zeskakuje ze skały.
- W rodzinach zastępczych liczyłam dni, aż traciło to sens. - mówi,a po Reginie widać, że trochę jej głupio.
- Henry...
- Starci nadzieję.
- Uratujemy go. - David jest pewny swoich słów.
- My to wiemy, ale Henry nie ma nawet pojęcia, że tu jesteśmy i go szukamy. - tłumaczę im.
- Starci nadzieje. - powtarza blondynka, a Regina kręci oczami.
- Chcesz wysłać mu wiadomość? Tu nie ma poczty.
- Bądźmy sprytni, jak Piotruś.
- I wyślijmy jakiś prosty znak. - kończę za Emmę.
- Chłopcy chcą nas zabić. - przypomina nam Regina.
Mary Margaret nagle się ożywia.
- Wykorzystamy to.
- Jak?
- Za mną. - mówi i wychodzi z jaskini, a za nią David, Emma i Regina.
Kiedy chcę do nich dołączyć, Killian nagle staje przy mnie i łapie mnie za dłoń.
- Mills...
- Co? - pytam, podnosząc wzrok i patrząc mu w oczy.
Dopiero teraz dostrzegam to jak blisko jesteśmy. On uśmiecha się do mnie, a ja z całych sił staram się tego nie odwzajemnić.
- Chciałem tylko powiedzieć, że wiem, jak to jest utracić nadzieje. - patrzy mi głęboko w oczy.
W jego oczach dostrzegam takie małe światełko i troskę. Jakby chciały mi powiedzieć wszystko. Do tego ten ich ciemny obrys, co bardziej podkreśla ich niebieski, głęboki kolor.
Nagle jego palce zaczynają się bawić moimi. Jest to dziwne, a jeszcze bardziej dziwne jest to, że nie chce mu tego zabraniać, a wręcz przeciwnie.
Uśmiecham się szeroko i mrużę oczy, gdy coś sobie uświadamiam. Uśmiecha się z rozbawieniem, gdy gryzę wargę.
- Wiem, co chcesz zrobić. - kiwam do niego palcem. - Próbujesz nawiązać więź. Ale wierz mi, to chyba teraz nie jest dobry pomysł... to w ogóle nie jest dobry pomysł. - dodaje, a jego mina rzednie.
Wymijam go i dołączam do rodziny, a on dalej tam stoi w tej samej, niezmienionej pozycji. Nie wiem co, ale właśnie coś w środku mnie delikatnie zakuło.
🏹
Splatając ze sobą liany czuję, jak Killian na mnie patrzy. Nieprzerwanie jednak splatam je udając, że wcale jego oczy nie wypalają w mojej twarzy dziury.
Bolą mnie już palce od ciągłego tarcia.
- Pułapka? - mina Reginy pokazuje, że jej także nie podoba się siedzenie i splatanie ze sobą tych przeklętych lian. - To twój plan? - patrzy na Mary Margaret.
- Musimy pojmać Zagubionych Chłopców.
- Oni nie zdradzą Piotrusia. - mówi Hak, popijając rum, ale kiedy znowu na mnie patrzy udaje, że moje obgryzione i brudne od ziemi paznokcie są nadzwyczaj dzisiaj interesujące.
- Potrzebujemy więcej lian. - Mary Margaret patrzy na Davida, który kiwa głowa i chwytając miecz idzie w kierunku mężczyzny w skórze.
- Wstawaj, piracie.
- Dlaczego? - mruczy, biorąc kolejny łyk.
- Bo potrzebujemy lian? - pytam retorycznie rozkładając ręce. Udaj że się zastanawiam. - Tak, to chyba dlatego. - nawet na niego nie patrzę, a w myślach znowu klnę na swój niewyparzony język.
W końcu zerkam na niego, a on uśmiecha się sztucznie i kłania się.
- Skoro dama nalega. - wstaje i razem z Davidem idą w głąb dżungli.
Patrze w miejsce w którym zniknęli i gryzę policzek nieświadomie tak mocno, że zaczyna boleć.
Liany zabijają czas i zanim się obejrzę, Killian i David szybko wracają. Rzucają nam liany pod nogi. David uśmiecha się szeroko.
- Jest nadzieja na odczytanie mapy Neala. - mówi podekscytowany, a Emma od razu wstaje.
- Co? Jaka?
- Sekstant. Znaleźliśmy to pod górą truposza. - Hak pokazuje nam mała skórzaną odznakę z jego nazwiskiem. - Możliwe, że sekstant przetrwał.
- I teraz nam mówisz? - oburza się blondynka.
- Skąd mamy wiedzieć, że nie kłamiesz? - Regina podnosi brew.
- Nie wiecie, ale nie kłamię. To jedyna szansa na ucieczkę.
- Więc, na co czekamy? - pytam, odrzucając z nóg splatane liany, wstając i się otrzepując.
Killian nagle podchodzi do mnie i schyla się. Wkładam ręce do tylnych kieszeni spodni obserwując go ze zmarszczonymi brwiami.
- Musicie wysłać wiadomość Henremu. Lada dzień stanie się Zagubionym chłopcem. - przekłada liany przez szyję. - Pójdę z twoim ojcem.
Patrzę na Emmę i Mary.
- Hak ma rację. - mówi David, także szykując się do wyprawy.
- Mamy się rozdzielić? - pyta czarnowłosa.
- Niestety nie mamy wyboru. - podchodzi do nas i żony, a ona niechętnie kiwa głową. - Stello, Emmo, gdy mnie nie będzie...
- Mamy się słuchać, nie pyskować i nie dokuczać matce? - kończę za niego, a on uśmiecha się z rozbawieniem i nagle mocno mnie przytula, kładąc dłoń na tyle głowy, jakby już więcej miał mnie nie zobaczyć.
Marszczę brwi.
- Bądź ostrożna. - mówi.
- Wiesz, że zawsze jestem.
- Wiem, dlatego ci to mówię. - mruga, odsuwając się i tak samo mocno, jak mnie przytula Emmę, która ma taki sam zdezorientowany wyraz twarzy, jak ja. - Przekażcie Henremu coś ode mnie. - prosi. - Powiedzcie, że dziadek go kocha. - uśmiecha się.
- Jasne, powodzenia.
- Wzajemnie. - odpowiada i podchodzi do Mary Margaret, którą przytula czule.
- Wszystko gra? - marszczy brwi.
- Tak, muszę iść. - mówi niechętnie.
Mary uśmiecha się w jego ramionach.
- Do zobaczenia.
- Nibylandia jest niebezpieczna... nie wiadomo, co się wydarzy...
- David. - odsuwa się od niego i patrzy mu z uśmiechem w oczy. - Nic ci nie będzie.
Kiwa głową uśmiechając się słabo.
- Racja. - obejmuje jej twarz dłońmi i całuje jej czoło, a później namiętnie jej usta. - Kocham cię. - mówi i razem z Hakiem odchodzą.
🏹
Gdy tylko zauważam skradającego się między drzewami chłopca w kapturze, uśmiecham się i mocniej napinam cięciwę. Kiedy jest już na tyle blisko, puszczam strzałę, która bezbłędnie trafia na linie, którą przecina, a nasza pułapka z lian ląduje na nastolatku.
Szarpie się z nią, a my podchodzimy bliżej z bronią w ręku.
Napinam cięciwę celując w miotającego chłopca, tak samo, jak Mary Margaret.
- Co wy robicie?! Rozpętacie wojnę z Piotrusiem!
- On ja rozpętał porywając mi syna. - warczy Emma, trzymając w pogotowiu klingę Neala.
- Ty nie jesteś naszym wrogiem. - Regina mówi uprzejmie i macha ręką, na której pojawia się czekolada.
- Co to? - pyta chłopak, wstając.
- Czekolada. Lubisz słodycze? - pyta uśmiechając się miło.
- Nie skrzywdzimy cię, ale musisz przekazać wiadomość Henremu. - mówię, obserwując go.
- Dlaczego? - uśmiecha się kpiąco.
- Przestałeś wierzyć, że wrócisz do domu. Pomożemy wam. - zapewnia Emma. - Wrócicie do domu.
Chłopak patrzy na nią niepewnie i bierze od Reginy czekoladę, która wącha, a później wyrzuca w krzaki, przez co napinam cięciwę coraz mocniej.
- Nie rozumiecie? - śmieje się. - Jestem tu, bo nie chce wracać do domu! Nikt z nas nie chce.
- Piotruś to potwór, spójrz, co ci zrobił. - wskazałam na jego rozcięty policzek, ale to sprawiło, że on tylko roześmiał się i dotknął rany.
- To nie był Piotruś, tylko Henry. - rozszerzamy oczy patrząc na siebie. W sekundę rzucamy broń i razem z Emma przyszpilamy chłopaka do drzewa związując go lianami. - Już za późno! Henry jest Zagubionym Chłopcem! To najbardziej zaciekły rekrut! - krzyczy, a Emma zaciska mocno szczękę i łapie go za szyję, ale łapię ja za ramiona i odciągam od chłopca.
- On cię okłamuje. - mówi jej Mary.
- Z drogi! - Regina przechodzi między nimi. - Wyrwę mu serce i będzie posłuszny! - uśmiecha się do niego sztucznie.
- Nie tak załatwiamy sprawy. Znajdziemy inny sposób.
- Naprawdę? A wy co na to? - patrzy na mnie i Emmę.
Patrzymy na siebie, a później na Mary Margaret, która kręciła głową. Z jednej strony to było diabelnie złe, ale przecież nie zamierzałyśmy go zabijać, a tylko przekazać Henremu wiadomość.
- Musimy powiadomić Henrego. - mówię.
Mary patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami, a Regina uśmiecha się szerzej, kiedy Emma kiwa głową, zgadzając się.
- To zbyt brutalne...- zaczyna Mary Margaret, ale razem z Emmą chwytamy ją w ramiona.
Emma obejmuje ja od tyłu, a ja z przodu. Próbuje się wyrwać, ale w końcu daje za wygraną i opiera sztywno głowę na moim ramieniu.
- Przepraszam. - szepczę jej do ucha, obserwując, jak Regina podwija rękawy żakietu.
Wsadza dłoń w klatkę piersiowa chłopaka, a ten krzyczy z bólu. Widzę w oczach Mary łzy, ale nie było innego sposobu.
Kiedy jest już po wszystkim puszczamy kobietę, która odchodzi od nas od razu i zakłada ramiona na piersi.
- Mary Margaret, przepraszamy... - zaczyna Emma, ale jej przerywa.
- Nie musisz. Martwię się o Henrego.
- My też, dlatego na to pozwoliłyśmy. - tłumaczę się.
- Nie możecie przekroczyć granicy.
- Jakiej? - pyta Emma, gdy Regina odwiązuje chłopca.
- Tej pomiędzy Reginą, a nami.
- Zrobię wszystko, żeby...
- Nie kosztem rodziny. - odpowiada kamiennie.
- Nie straci jej. - mówię sucho i podchodzę do matki. - Gotowe?
- Wyślijmy wiadomość. - Emma staje obok mnie.
Regina uśmiecha się i wyciąga z kieszeni lusterko.
- Zrobimy coś więcej. - rozrywa lusterko i jedną połowę podaje nastolatkowi. - Zobaczymy go.
Chłopak odchodzi, a my ustawiamy się przy lusterku, by wyczekiwać Henrego. I gdy w końcu się pojawia, uśmiechamy się tak szeroko, że zaczynają bolec mnie policzki. Na szczęście jest cały i zdrowy.
- Jesteś cały? Słyszysz mnie?- pyta szczęśliwa Emma.
Henry marszczy brwi. Pewnie jeszcze nie dotarło do niego to, że tu jesteśmy.
- Mama? Stella? - pyta, a Mary Margaret nakierowuje na siebie lusterko.
- Ja też tu jestem. Wszyscy jesteśmy. - widzę łzy w jej oczach.
- To podstęp...
- Nie!
- To nie podstęp. - kręcę głową uśmiechając się. - To Operacja Kobra Ratunkowa.
- Jesteście tu? - nadal nie dowierza.
- Jesteśmy wszyscy. Uratujemy cię.
Chłopiec nagle rozgląda się.
- Ktoś idzie... To Piotruś. Muszę kończyć.
- Kochamy cię! - mówi Regina, kiedy nagle Henry znika.
Jego widok kopnął mnie do działa i dał mi nadzieję, po twarzach kobiet mogłam stwierdzić, że myślą równie podobnie, jak ja.
- Przepraszam, że w was zwątpiłam. - mówi nagle Mary Margaret patrząc na mnie i Emmę. - Mrok bywa kuszący. Nie chciałabym żebyście...
- To ja to zrobiłam. - wcina się Regina. - Od tego jestem. Nie obwiniaj ich.
Nagle w krzakach słychać jakiś ruch. Emma wyciąga klingę, na dłoni Reginy pojawia się kula ognia, a ja z Mary Margaret napinamy cięciwy obserwując tamtą stronę.
- Spokojnie, to tylko my. - słyszymy głos Davida i momentalnie się uspakajamy.
Mężczyzna podchodzi od razu do żony i namiętnie ją całuje.
- Niezręcznie. - mówię do Emmy, która na mój komentarz kiwa głową.
Regin krzywi się i patrzy na Haka.
- Gdzie sekstant?
- Piotruś go znalazł. - odpowiada i patrzy na mnie.
David i Mary Margaret w końcu się rozdzielają.
- Nie narzekam, ale... - jej usta znowu zostają zamknięte pocałunkiem.
- Mogę ja ponarzekać? Proszę. - mamroczę pod nosem i odwracam się plecami do zakochanych, mimo iż ich widok razem jest słodki.
- Chętnie bym ich uśpiła. - dodaje Regina.
- Hak ocalił mi życie. - mówi nagle David, co sprawia, że od razu patrzę na Killiana.
- Jesteś pewny, że chcesz im powiedzieć? - pyta, podnosząc brwi.
David nie spuszczał z niego wzroku.
- Zaskoczyli na Zagubieni Chłopcy. Hak naraził życie, by mnie osłonić przed zatrutą strzałą. Gdyby nie on, zginąłbym. - wyznaje i podchodzi do pirata, który jak nigdy wygląda na trochę zawstydzonego. - Poproszę flaszkę. - dodaje, a Killian wyciąga zza pasa butelkę rumu. - Zasłużył na uznanie. - powiedział szczerze.
- Dziękuję. - uśmiechnął się szczerze, a Nolan wziął łyk alkoholu krzywiąc się trochę i podając butelkę Mary Margaret.
- Za Haka. - uśmiechnęła się i także się napiła.
Chciała podać butelkę Reginie.
- Nie pijam rumu. - odwróciła się na pięcie.
- Za Haka. - powtórzyła Emma i podała butelkę mi.
Uniosłam ją lekko do góry i wzięłam dość duży łyk. Lubiłam to takie lekkie pieczenie, które towarzyszyło przełykaniu trunkom.
Odeszłam kawałek dalej za krzaki i wzięłam kolejny łyk.
- Więc... - zaczęłam, kiedy zorientowałam się, że jesteśmy sami. - Ocaliłeś mu życie? - pytam, a on dopiero po chwili na mnie spojrzał.
- Zaskoczona? - podnosi brew.
- No wiesz, on nie jest twoim, jak ty to mówisz? Brachem. - oddałam mu butelkę, a on zbliżył się do mnie bardziej.
- To nie znaczy, że pozwolę mu zginąć. - odpowiedział.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko.
- Dziękuję.
Podniósł uwodzicielsko jedną brew do góry i przejechał palcem po ustach.
- Może odrobina wdzięczności? - zapytał, uśmiechając się łobuzersko.
- Przecież powiedziałam to magiczne słowo, mam ci zaklaskać? - zażartowałam, a on zbliżył się bardziej, mając ten uśmiech na ustach.
- Tyle jest warte życie twojego ojca?
- A wytrzymasz więcej? - podnoszę brew do góry.
Dzieli nas zaledwie parę centymetrów.
- Mów o sobie. - odparł i przejechał językiem po ustach.
Patrząc na to nie potrafiłam się powstrzymać i położyłam dłonie na jego szorstkich policzkach przyciągając go do pocałunku. Z początku powolnego i namiętnego, który później zdecydowanie zaczął przybierać na sile. Jego usta były zaskakująco miękkie i wydawało mi się, że idealnie pasują do moich. Szybko znaleźliśmy wspólny rytm. Objął mnie mocno lewą ręką w tali, a prawą dłoń wplótł w moje włosy dociskając mnie do swoich ust bardziej.
Otrzeźwiałam dopiero wtedy, kiedy poczułam jego język liżący moją dolną wargę i choć było mi bardzo przyjemnie, to odsunęłam się od niego.
Dysząc, próbował pocałować mnie jeszcze raz, ale ja przekręciłam głowę, przez co jego usta otarły się o mój policzek.
- To... - próbował unormować oddech.
- Było jednorazowe. - kończę i odsuwam się od niego całkiem.
Zmarszczył brwi, a ja szybko odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem podeszłam do Emmy siedzącej na jednym z kamieni. Oblizałam swoje usta, czując na nich jego smak. Dotknęłam palcami ust i prawie czułam, jak są spuchnięte.
Uśmiechnęłam się pod nosem, ale jedna część z tyłu głowy szybko mnie zbeształa. Nie powinnam robić takich rzeczy, a już na pewno nie z piratem, który zniknie tak szybko, jak się pojawił.
🏹