↷ 언제나 내 품 안에
너만을 감싸 안고
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
Obudził się z ogromnym bólem głowy.
Znowu nie mógł spać pół nocy, zatracając się w morzu własnych myśli.
Wybiegał w przyszłość, wracał do odległej przeszłości i uciekał od teraźniejszości.
Czuł, jak jego stan mentalny pogorszył się od ostatnich kilku dni.
Z powrotem nawiedzały go ponure myśli, usilnie próbujące przejąć nad nim kontrolę.
Za każdym razem dzielnie z nimi walczył, jednak powoli słabł w siłach.
Poddawał się, będąc zmęczonym życiem, które nawet go nie przypominało.
Mógłby nazwać to wegetowaniem, marną egzystencją czy też wejściem w rutynę, jednakże nic nie było w stanie oddać tak w stu procentach tego, co czuł i jak utrudniało mu to wystarczająco ciężkie życie.
— Ciekaw jestem, czy mama już wyszła do pracy, czy może jednak zjem po raz kolejny śniadanie sam... — Mruknął sam do siebie, ziewając głośno, gdy przenosił się z łóżka na wózek stojący tuż obok.
Wiedział, że jego mama była zapracowana i szpital jej potrzebował, jednak czuł się samotny siedząc całymi dniami w domu, a nie chciał za każdym razem dzwonić do Eunwoo.
On miał swoje życie, swoich znajomych.
Nie miał obowiązku spędzać z nim każdej wolnej chwili.
I tak robił już dla niego zbyt wiele.
Otworzył drzwi od swojego pokoju i udał się do kuchni, gdzie miał apteczkę z lekami, które pomogą mu uporać się z bólem.
— W końcu moje słońce się obudziło!
W pierwszej chwili myślał, że go okradli i zaraz zginie.
Wszędzie panował bałagan – brudna podłoga, stół i zlew tonący w naczyniach.
Nie będąc do końca pewnym co właśnie widzi na oczy, chciał wycofać się z powrotem do siebie, jednak został zatrzymany przez parę szczupłych ramion, oplatających się wokół jego szyi.
Intensywny zapach lawendy wypełnił jego nozdrza, pozwalając zidentyfikować osobę, która zamierzała go udusić.
Moonbin.
— Hyungownie tak bardzo za tobą tęskniłem przez te kilka dni wiesz? — Trajkotał mu bez przerwy do ucha, niczym małe dziecko na widok nowej zabawki, którą mama obiecała mu dać za dobre oceny w szkole — Spałeś tak długo, iż na początku myślałem, że może się przeziębiłeś i trzeba sprawdzić czy żyjesz, ale Wonho nie kazał cię budzić. Nie masz nic przeciwko, że weszliśmy? Hyung miał klucze, ale ja nie byłem pewny czy możemy wejść tak bez pytania i...
— Która godzina? — Musiał przerwać jego paplaninę przez którą czuł, jak jego głowa zbliża się wielkimi krokami do wybuchu, jeśli nie weźmie zaraz swoich leków
— Dwunasta trzydzieści — Odpowiedział mu Shin, będący zajęty gotowaniem czegoś, co zapachem przypominało spaloną paprykę wrzuconą do zupy rybnej.
Cokolwiek to jest, nie chciał tego jeść.
Gdy wziął w końcu leki i ból głowy ustał, mógł powrócić do żywych.
Z chęcią przyjął herbatę hibiskusową od Bina, którą przyniósł dla niego z domu, gdy przymierzał się do zjedzenia śniadania, które zrobił mu Hoseok.
Nie był do niego nadal przekonany i za pomocą dwuznacznego spojrzenia próbował mu delikatnie przekazać, że zjedzenie ramenu też byłoby dobrą opcją.
Ale on jak zwykle go nie słuchał.
— To zupa z przepisu mojej babci — Powiedział, gdy zobaczył jak Hyungwon zaczyna kręcić nosem, nawet nie próbując zjeść jednej łyżeczki. — Robiła nam ją zawsze, gdy ja albo ktoś z moich bliskich czuliśmy się źle
— Ja wcale nie czuje się źle, co ty wygadu...
— Nie okłamuj mnie, dobrze? Widzę, że coś ci leży na sercu i nie chcesz o tym powiedzieć. Nie będę cię zmuszał do rozmowy, jak nie chcesz, ale proszę cię – zjedz trochę
— A co zrobisz jak nie zjem?
— Posadzę cię na swoim kolanie i własnoręcznie nakarmię, jak małe dziecko. Moonbin będzie w tym samym czasie robił nam zdjęcia, które wywołam i porozdaje ludziom jak walentynki. Wybór jest twój, skarbie
Chae nie odezwał się więcej ani słowem, w ciszy jedząc zupę, która okazała się być naprawdę smaczna (pomijając jej zapach, który był nie do zniesienia).
— Sanki?
Znał Wonho już jakiś kawałek czasu i w sumie powinien przewidzieć, że lubił on wcielać w życie swoje szalone pomysły, które nie zawsze były bezpieczne, ale mimo tego i tak liczył na to, że może Moon odwiedzie go od tego pomysłu.
Zapomniał jednak, że ta dwójka była dobrymi przyjaciółmi, których tok myślenia bywał podobny.
— Sanki — Odparł z rozbawieniem, widząc jego minę, gdy wiązał mu buty.
W nocy spadł śnieg i pierwszą rzeczą jaka przyszła mu na myśl po przebudzenie, było zabranie Wona na sanki do pobliskiego parku.
Z pewnością będzie się cieszył, gdy przypomną mu się dobre wspomnienia z czasów, gdy mógł jeszcze chodzić.
Nie było to proste zadanie, ale wykonalne.
A on chciał, by chłopak się uśmiechnął, chociaż na chwilę.
Lubił jego uśmiech, ale prawie nigdy go nie widział.
Schowany głęboko za smutnymi oczami i kamienną twarzą, czekający na to , by ktoś taki jak on go wydobył z tej mieszanki rozpaczy.
— Nie byłem tak dawno na sankach, nawet nie wiem jak się jeździ — Wykręcał się na wszystkie możliwe sposoby, by nie opuszczać domu, jednak nie docenił swojego przeciwnika, który przygotował się wyjątkowo dobrze na takie narzekanie.
— Nie martw się, wypożyczyłem duże kilku osobowe sanki, gdzie się zmieścisz bez problemu. Ja będę jeździł z tobą, dla bezpieczeństwa
— Moonbin...
— Będę się zmieniał z hyungiem, żeby nie było ci nudno — Zawtórował głośno, kładąc mu na kolanach małe, pomarańczowe pudełko — To szalik, zrobiłem go dla ciebie po naszym ostatnim spotkaniu, gdy zauważyłem, że nie zjadłeś swoich lodów
Jakim cudem on to zauważył?
Był przecież zajęty rozmową, to niemożliwe...
Prezent od różowo-włosego chłopaka był naprawdę ładny.
Miękki, pomarańczowy szalik z wyszywanym H w dolnym rogu.
Założył go sobie na szyję, uśmiechając się lekko.
Nigdy nie dostał własnoręcznie robionej rzeczy i było to naprawdę miłe z jego strony, że poświęcił na to swój czas i pomyślał akurat o nim.
— Podoba ci się? Mogę zrobić do tego rękawiczki, jeśli tylko byś chciał
— Jest przepiękny — Odpowiedział zgodnie z prawdą, kiwając lekko głową — Nie umiem właściwie za to podziękować, przepraszam
— Nie ma za co, od tego są przyjaciele Hyungwonie.
Zgodził się pójść z nimi na sanki, gdzie spędził dobrze czas, czując się jak za starych czasów.
Pomagał budować bałwana, brał udział w bitwie na śnieżki, gdzie on i Bin pokonali Wonho, chowającego się za dużym kamieniem.
Co mógł powiedzieć więcej?
Bawił się naprawdę dobrze od jakiegoś czasu, pomimo tego, że po przebudzeniu jego humor odbijał się od dna rozpaczy i ponurych myśli.
Gdy z czerwonymi policzkami i roztrzepanymi włosami wracał w towarzystwie charyzmatycznej dwójki do domu, przez myśl przeszło mu, że zaczyna być gotowy, by zaprzyjaźnić się z Hoseokiem i pozwolić mu na zbliżenie się do niego, co do tej pory mu utrudniał.
Może Eunwoo nie miał wcale racji i miał wobec niego szczere zamiary?
Kto wie, czy nie jest on inny od reszty i finalnie go nie skrzywdzi.