Akademia Setrionne

By Mariseida

32.5K 2.7K 3.1K

Pierwszy tom cyklu "Między ośmioma światami". Kosmos to nie tylko nasz świat, lecz także siedem innych - po d... More

Motto i kilka słów wstępu
Karty postaci
Mapa Setrionne
Prolog - cz. 1
Prolog - cz. 2
Rozdział 1 - Pajęcze plany (cz. 1)
Rozdział 1 - Pajęcze plany (cz. 2)
Rozdział 1 - Pajęcze plany (cz. 3)
Rozdział 2 - Szklany sojusz (cz. 1)
Rozdział 2 - Szklany sojusz (cz. 2)
Rozdział 3 - Zniszczona zakładka (cz. 1)
Rozdział 3 - Zniszczona zakładka (cz. 2)
Rozdział 3 - Zniszczona zakładka (cz. 3)
Rozdział 3 - Zniszczona zakładka (cz. 4)
Rozdział 3 - Zniszczona zakładka (cz. 5)
Rozdział 4 - List i lekcje (cz. 1)
Rozdział 4 - List i lekcje (cz. 2)
Rozdział 5 - Rozkaz rozmowy (cz. 1)
Rozdział 5 - Rozkaz rozmowy (cz. 2)
Rozdział 5 - Rozkaz rozmowy (cz. 3)
Rozdział 5 - Rozkaz rozmowy (cz. 4)
Rozdział 5 - Rozkaz rozmowy (cz. 5)
Rozdział 5 - Rozkaz rozmowy (cz. 6)
Rozdział 5 - Rozkaz rozmowy (cz. 7)
Rozdział 6 - Przejście przez prawdę (cz. 1)
Rozdział 6 - Przejście przez prawdę (cz. 2)
Rozdział 6 - Przejście przez prawdę (cz. 3)
Rozdział 6 - Przejście przez prawdę (cz. 4)
Rozdział 7 - Kamienny sen (cz. 1)
Rozdział 7 - Kamienny sen (cz. 2)
Rozdział 7 - Kamienny sen (cz. 3)
Rozdział 7 - Kamienny sen (cz. 4)
Rozdział 7 - Kamienny sen (cz. 5)
Rozdział 7 - Kamienny sen (cz. 6)
Rozdział 8 - Księgi welleinów (cz. 1)
Rozdział 8 - Księgi welleinów (cz. 3)
Rozdział 8 - Księgi welleinów (cz. 4)
Rozdział 8 - Księgi welleinów (cz. 5)
Rozdział 9 - Rozgrzane zimno (cz. 1)
Rozdział 9 - Rozgrzane zimno (cz. 2)
Rozdział 9 - Rozgrzane zimno (cz. 3)
Rozdział 9 - Rozgrzane zimno (cz. 4)
Rozdział 9 - Rozgrzane zimno (cz. 5)
Rozdział 9 - Rozgrzane zimno (cz. 6)
Rozdział 10 - Wyznania i wyzwania (cz. 1)
Rozdział 10 - Wyznania i wyzwania (cz. 2)
Rozdział 10 - Wyznania i wyzwania (cz. 3)
Rozdział 10 - Wyznania i wyzwania (cz. 4)
Rozdział 10 - Wyznania i wyzwania (cz. 5)
Rozdział 10 - Wyznania i wyzwania (cz. 6)
Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 1)
Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 2)
Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 3)
Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 4)
Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 5)
Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 6)
Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 7)
Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 8)
Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 9)
Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 10)
Rozdział 12 - Przygotowania przed burzą (cz. 1)
Rozdział 12 - Przygotowania przed burzą (cz. 2)
Rozdział 12 - Przygotowania przed burzą (cz. 3)
Rozdział 12 - Przygotowania przed burzą (cz. 4)
Rozdział 12 - Przygotowania przed burzą (cz. 5)
Rozdział 12 - Przygotowania przed burzą (cz. 6)
Rozdział 12 - Przygotowania przed burzą (cz. 7)
Rozdział 13 - Pierwowzór (cz. 1)
Rozdział 13 - Pierwowzór (cz. 2)
Rozdział 13 - Pierwowzór (cz. 3)
Rozdział 13 - Pierwowzór (cz. 4)
Rozdział 13 - Pierwowzór (cz. 5)
Rozdział 13 - Pierwowzór (cz. 6)
Rozdział 13 - Pierwowzór (cz. 7)
Rozdział 13 - Pierwowzór (cz. 8)
Epilog
Słownik
Mapa światów
|| Podziękowania || I co dalej? ||

Rozdział 8 - Księgi welleinów (cz. 2)

169 22 37
By Mariseida

Inszych dowodów na poparcie, iż insekcie skrzydła małość duszy znaczą, odnotować nie uważam za konieczne ku poparciu tejże teoryi. Krytyków mrowie oburzyć się zapewne raczy, lecz liczni spośród nich zapewne osobiste pobudki ku temu mają, a inszy bronią ich, by niezgody uniknąć.

Noelle przewróciła stronę, fukając pod nosem. Kolejny z pomysłów autora zupełnie nie zgadzał się z jej obserwacjami. Choćby Elise – mogłaby jej wiele zarzucić, ale na pewno nie „małość ducha". Już prędzej nadmiar uduchowienia i rozmarzenia...

Do tego od wnerwiającego, archaicznego stylu, chyba jeszcze gorszego niż w książkach z Setrionne, rozbolała ją głowa.

– Bzdury – mruknęła do Deira, który czytał jej przez ramię.

– Racja – przytaknął nieobecnym tonem.

Zatrzasnęła z hukiem książkę. Chłopak wzdrygnął się.

– Słuchałeś mnie? – spytała.

– Jasne. Na zmianę narzekałaś na brak jakiegokolwiek obiektywizmu u autora i mu przytakiwałaś.

Prychnęła z irytacją. Deir uśmiechnął się lekko i spojrzał w dół.

– Ilay już wraca – poinformował.

– Świetnie, można ją wypytać o jakieś świeższe pozycje. Niestety, obawiam się, że nic sprzed trzech wieków nie ma.

– Biedna – odezwał się Deir. Wstał i wyjrzał znad barierki, a nie tylko przez jej pręty. Końcówki skrzydeł zgięły się lekko – rozpoznała współczucie.

– Ja czy Ilay?

– Jasne, że ty. Czytanie starej książki pisanej przez „twardogłowego tępaka", jak się wyraziłaś, na pewno jest gorsze niż jakaś samotność przez jakąś masę lat...

– Masę lat? Obstawiałam, że to nie jest do końca dzieciak. Ale nie, że nie była uśpiona – Noelle przyjrzała się uważnie figurce, znikającej i pojawiającej się między kolejnymi słupkami balustrady.

– Wydaje się za mało zdenerwowana i zdezorientowana, a za bardzo podekscytowana. Zachowuje się jak ktoś, kto od wieków nie widział nikogo nowego, a nie jak osoba, która właśnie próbuje się na nowo odnaleźć – odparł Deir. Skrzydła, których czerń ostro kontrastowała z blond włosami i bladą cerą, drgnęły lekko w przeciwne strony, zdradzając wahanie. Domyślała się, że chodziło o jakąś uwagę, dlaczego nie odczytała nic z podobnych znaków u Ilay. Doceniała, że zachował ją dla siebie i chyba nawet szybko odpędził.

– Możliwe – mruknęła Noelle, otwierając ponownie przewodnik. Przewróciła kilka stron czystego tekstu, szukając rycin. Wzory oddano najlepiej, podejrzewała, że rysował je ktoś taki jak ona. Robił to nawet kreską podobną do tej jej, przez co na każdy rysunek patrzyło się jednocześnie miło i nieco nieswojo. Niestety, jedyne schematy, jakie rozpoznawała, należały do osób, których rozszyfrowywanie byłoby stratą czasu. Na co miałaby wiedzieć, jak odczytać dokładniej to, co widziała u chociażby Deira? Nie wyobrażała sobie, że w ogóle mógłby pomyśleć o skrzywdzeniu jej czy Elise.

Jeden z obiektów rozmyślań obrócił się w jej stronę. Czarne skrzydła zatrzepotały lekko. „Przestawiły się" z odbierania relacji z Ilay na relację z nią. Czerń jako zły omen pojawiała się w większości interpretacji, starała się tym nie martwić – przecież wiele innych rzeczy nie pasowało do rzeczywistości. A jeśli już, to zło mogło dotyczyć przeszłości lub tego, co właśnie się działo. Nie kolejnych kłopotów.

Jej wyobraźnia natychmiast podsunęła malowniczy obraz łamiącej się barierki.

– Jesteś pewien, że opieranie się o kawałek trzystuletniego drewna to dobry pomysł? – spytała.

– Stoimy na trzystuletnim drewnie. W ten sposób chyba nawet ciężar rozkłada się na większą przestrzeń i jest bezpieczniej – Deir uniósł brwi. Skrzydła zatrzepotały mocniej. Nie zdziwiła się, nadopiekuńczość raczej nie była w jej stylu. Zwłaszcza aż tak panikarska.

– Podłogi są zwykle mocniejsze niż barierki.

– Okej – Deir wzruszył ramionami i przysiadł obok niej. Przyjrzał się otwartej właśnie stronie. Skrzydła drgały lekko, wzór na piersi wirował. Czuła się jak intruz, gdy tylko próbowała analizować te ruchy. Jednym było szpiegowanie ludzi, przez których tutaj skończyli. Innym włażenie z butami w uczucia przyjaciół.

Ilay wspięła się do nich po drabinie. Lawendowa aura błyszczała mocniej, zdradzając, że przed chwilą welleinka wykorzystywała swoje moce. Wróble skrzydła to niemal się nie poruszały, to trzepotały gwałtownie, z perspektywy Noelle bez jakiegokolwiek ładu i składu. Wzór na sercu przekształcał się płynnie między kilkoma formami. To przybierał kształt nakrapianej stokrotki, to szachownicy, to czegoś, co przypominało zmutowane pióro. W duchu żałowała, że nie ma żadnego porównania, nawet książka nie opisała ani jednego innego welleina. Może przegapiła kilka podobnych istot w korytarzach – ale gdyby miała znów decydować, przegapiłaby je drugi raz.

– Jak lektura? – spytała Ilay, uśmiechając się do niej. Szachownica splotła się na moment ze stokrotką.

– Bardzo pomocna, jak pominie się głupoty. Niestety, wtedy robi się bardzo krótka – odparła Noelle.

– Typowe – zaśmiała się Ilay, a stokrotka na jej piersi rozkwitła jak żywy kwiat w piękny dzień.

Deir uśmiechnął się lekko, Noelle zagryzła wargę. Mruczenie kota przez moment było jedynym rozlegającym się między półkami dźwiękiem. Potem dziewczyna nie wytrzymała.

– Nie masz nam nic ważnego do powiedzenia? Teraz, gdy nie mamy niechcianego towarzystwa.

– Mówisz o Ekirze? Nie planuję go wykluczać. – Ilay pochyliła się nad kotem, tak że Noelle nie widziała jej twarzy.

– To może lepiej nic nie mów. Jeśli masz jakieś ważne informacje, a on to wszystko przekaże swoim, to może skończyć się tragedią i dla nas, i dla ciebie. – W ostatniej chwili obniżyła głos, orientując się, że niemal krzyczy.

– Pomogliście mu wejść. To nie była moja decyzja, ale jest tu gościem i nawet jeśli muszę zamknąć drzwi, aby was tu zatrzymać, nie chcę posuwać się dalej. – Smugi nad sercem Ilay ułożyły się w równą kratę. Niepokojąco równą.

Noelle pożałowała, że nie ma obok przyjaciółki. Miała ochotę ofuknąć ją za idiotyczny, utrudniający wszystkim życie altruizm.

– To archiwum istnieje od ponad trzystu lat? – spytał nagle Deir.

– Istnieje – przyznała Ilay. Podniosła twarz znad kociego futra, w jej sporych, dziecięcych oczach błysnęło zaciekawienie.

– A ty tu jesteś...

– Od tych trzystu lat. A właściwie mniej, ale to długa historia. – Ilay znów przytuliła się do kota, który miauknął, raczej wyrażając zaskoczenie niż niezadowolenie. – My żyjemy o wiele dłużej niż wy i dojrzewamy inaczej. Nie czujcie się skrępowani. – Uśmiechnęła się szeroko. Naprawdę, trudno było za nią nadążyć.

– Powinnaś więc już wpaść na pomysł, że... – zaczęła Noelle.

– Powinniśmy ci podziękować – przerwał jej Deir. – Za pomoc i za to, że chcesz się podzielić swoją wiedzą. – Odwrócił się do Noelle. – Daj jej zdecydować.

Noelle prychnęła.

– To wnerwiające. Ja tu się chciałam trochę pokłócić, a ty wszystko psujesz – oświadczyła, wydymając wargi w niby pogardliwej minie.

– Jeśli chcesz, to możemy się posprzeczać. Jestem otwarty na propozycje. – Wyszczerzył zęby Deir.

Parsknęła śmiechem.

Starałam się jeść, a nie przyglądać widelcom. Jedzenie okazało się przepyszne, pokonywało niemal każdą konkurencję w Setrionne, ale sztućce przyciągały wzrok zawijasami i znakami wyrytymi wzdłuż trzonków – niektórych nie rozpoznawałam, ale inne układały się w słowa czaromowy. „Najpierw nakarm ciało, potem umysł, na końcu duszę." wydawało mi się całkiem adekwatne do miejsca, a w sumie i okoliczności. Niestety, za nic nie mogłam dostrzec, czy napisy na sztućcach reszty są inne.

– Zostanie tutaj wydaje się coraz bardziej atrakcyjne – stwierdził Deir między kolejnymi kęsami. – Zwłaszcza, jeśli mielibyśmy przegapić jesienną potańcówkę.

– Racja – przytaknęłam.

– Niestety, nie ma szans. I zaciągnę was tam jak co roku – oświadczyła Noelle, nabierając na widelec sałatki. Obok niej przeleciała jednak z inwadich, donosząc pojemniczek z pieprzem. Inna zrobiła sobie przystanek na oparciu fotela Ilay, która siedziała parę metrów dalej, z kotem na kolanach i rozłożoną książką na stoliku obok. Nie wtrącała się, ale widziałam, że przysłuchuje się i przygląda nam uważnie.

– Uciekniemy tak szybko, jak w zeszłym – zapewniłam. – I nie, nie ma mowy, nie pozwolę ci tknąć szczotki, gdy będziesz w pobliżu.

– Dzikusy – prychnęła Noelle. – Naprawdę, do twarzy ci w warkoczykach...

Spojrzałam na Deira, licząc na wsparcie.

– Ja się nie znam – zaznaczył, jak już przełknął porcję czegoś, co najpewniej było mięsem, ale wiedząc, gdzie jesteśmy, chciałam w to wątpić. Tak byłam jak najdalej od zastanawiania się, skąd się owo mięso wzięło.

Zerknęłam na Ekira i natychmiast odwróciłam wzrok. Chłopak siedział odsunięty od stołu na tyle, na ile pozwalał mu najbliższy regał. Nie jadł, wcześniej wziął z półki książkę, ale nawet nie starał się udawać, że ją naprawdę przegląda, a nie tylko wykorzystuje jako wymówkę do gapienia się na własne kolana. Chyba zupełnie o niej zapomniał. Odkąd dołączyliśmy do reszty, spochmurniał i wypowiedział może ze dwa słowa.

Zamiast tego zainteresował się inwadi, które nadal latały nad stołem, donosząc kolejne talerze. Złapał jedną z nich w obie dłonie, w pasie i wokół klatki piersiowej, unieruchamiając też jej ręce.

– Ciekawe stworzonko – stwierdził, obracając ją. – Pomagają ci tutaj? – spytał Ilay, siedzącą obok niego.

Inwadi zniknęły pod garnkami, poduszkami i za książkami na regałach. Nasza trójka wstrzymała oddech, ja zacisnęłam pięści pod stołem. Oczy Ilay zabłysły.

– Nie, nie pomagają. Prędzej to ja pomagam im. Więc lepiej natychmiast ją puść!

Inwadi zdołała uderzyć Ekira łokciem w ranę na lewej dłoni. Syknął, rozluźnił dłonie a istotka wyfrunęła szybko spomiędzy nich i usiadła na najwyższej półce, spoglądając na nas z bezpiecznej wysokości. Jej skrzydła drżały lekko.

– Co to niby miało być? – spytałam cicho. Zerknęłam na inwadi i uśmiechnęłam się do niej uspokajająco. – Naprawdę chcesz abym żałowała, że pomogłam ci tu wejść? – dodałam już do Ekira.

– Już ją wypuściłem, spokojnie – odpowiedział. – Ten drobiazg jest jak zwierzęta...

– My też się pod zwierzęta kwalifikujemy, czy tylko Ilay? – Noelle zamachnęła się dłonią, w której trzymała widelec. – W każdym razie, to tylko wasze twierdzenia.

– Jak jest? – spytał cicho Deir. Ja tylko spojrzałam na Ekira.

– Wy nie. To co innego – wymamrotał, chyląc głowę.

Zaśmiałam się ponuro.

– Zresztą, one nawet nie należą do dzikich ludów. Zarówno welleini, jak i inwadi, to przedstawiciele ludów umysłu, istot o zupełnie innej naturze – wtrąciła Ilay.

– To wasze twierdzenia – burknął Ekir. – To chyba rzeczywiście jest normalne, bezpieczne jedzenie. – przysunął się i nabrał sporą porcję na talerz. – Dzięki za sprawdzenie tego.

– Drobiazg. Po paru latach od porwania instynkty się wyłączają – wypaliła Noelle.

– To co innego – zaprotestował Ekir.

– To zaczyna się już robić nudne, ale faktycznie, racja. My tu sami wleźliśmy.

– Nie. My... Nie jesteśmy wrogami.

– To jak to wyjaśnisz? – Noelle potrząsnęła nadgarstkami, obręcze zagrzechotały, zderzając się ze sobą.

– Zatailiście informację o yangienie. To i tak łagodna kara. Z nimi jest podobnie.

Noelle warknęła cicho. Wbiła widelec w sałatkę z takim impetem, że zgrzytnęło zarysowane wnętrze miski. Wróciłam do prób wyłapania napisu na nieszczęsnym sztućcu. Kilka liter się zgadzało, najwyraźniej twórcy tego kompletu trzymali się jednej frazy. Kątem oka dostrzegłam, że teraz Ekir mi się przypatruje. Na sekundę nasze spojrzenia się spotkały, po czym zaraz rozpierzchły.

Odsunęłam talerz, miałam nadzieję, że reszta pójdzie za mną i będziemy mogli przejść do rzeczy, cokolwiek Ilay planowała. Deir uśmiechnął się do mnie lekko, po czym przełożył sobie na talerz warzywa, których nawet nie zdążyłam tknąć. Prychnęłam, tłumiąc śmiech.

– Już kończycie czy może zbyt się spieszę? – podeszła do nas Ilay, rudy kot przemykał między jej nogami, jakimś cudem unikając zdeptania.

– Niektórzy nawet skończyli – odparłam.

Ilay przysunęła sobie fotel i rozsiadła się na nim po turecku. Kot wskoczył na podłokietnik. Grube, płomienne futro lśniło. Ostrożnie wyciągnęłam rękę, Ilay zachęciła mnie ruchem głowy. Pogłaskałam delikatnie zwierzaka. Sierść miał jeszcze miększą, niż to sobie wyobrażałam.

– Jak ma na imię? – zagadnęłam.

– Iskra, to kotka.

– Ładnie – oceniłam. Iskra zamruczała, podsuwając mi łepek pod dłoń.

– A sama narzekasz – zauważyła Noelle.

– Ładnie dla kota – odparłam. Spróbowałam pogłaskać Iskrę po brzuchu, na co ta ofuknęła mnie i cała oburzona zeskoczyła z podłokietnika.

– Bywa kapryśna – westchnęła Ilay.

Ekir przypatrywał się całej tej scenie, potem na moment zamknął oczy.

– Uważam, że jedynie mnie powinnaś przekazać to, czym chcesz kupić dalsze trwanie na jawie, bez uśpienia. Reszcie nic nie mów – rzekł tak spokojnie, że aż się zdumiałam, że z tą samą osobą rozmawiałam w przedsionku tego miejsca.

– Co takiego?! – krzyknęła Noelle.

Szybko rozejrzałam się i sprawdziłam w głowie listę wszystkich naszych sztyletów. Nie miał szans złapać za którykolwiek.

– I jak zamierzasz to wyegzekwować? – spytałam. Spojrzałam Ekirowi prosto w oczy, jakbym mogła tak dostrzec przyczynę tej zmiany.

– Nie chodzi o przewagę, wiem, że jej nie mam. Chodzi o to, że jestem idiotą i chyba was trochę polubiłem, a akurat pchacie się w prawdziwe niebezpieczeństwo.

– Niebezpieczeństwo to niezła nazwa na określenie stania przed wielkim potworem z masą macek bez broni i dostępu do magii. A, przecież to już się stało... – Noelle teatralnie urwała głos.

– Skończcie oboje – poprosił Deir, ale i Noelle, i Ekir go zignorowali.

– Nie przewidzieli tego. Nie chcą nikogo skrzywdzić – Ekir mówił tak, jakby sam siebie próbował przekonać. Nie mógł jednak wyjść z błędu – wtedy byłby, przynajmniej w swoim mniemaniu, skazanym na porażkę buntownikiem i zdrajcą. I nie byłoby to wcale głupie mniemanie.

– Tu pewnie masz rację. Ale to dlatego, że wszystkich spoza waszego grona traktujecie jak rzeczy, a nie ludzi! – Noelle była coraz bardziej wściekła.

– Spokojnie. To, co powiem, powiem przy wszystkich – oświadczyła Ilay. – Mogłabym równie dobrze przekazać informacje tylko reszcie, to byłoby bardziej rozsądne. Ale zauważ, że czynię inaczej, mimo tego, jak potraktowałeś moje przyjaciółki.

– Przekazuj, ja przekażę je dalej.

– Mów. Nie wiem, czy ci nie podziękuję – oświadczyła Ilay. – Co, Iskierko, tak, po brzuszku nie wolno... – płynnie przeszła do przemawiania do kota, który właśnie wskoczył ponownie na jej fotel.

Ekir spojrzał na nią i zmarszczył czoło. Ja próbowałam rozszyfrować minę dziewczynki. Jedyne słowo, jakie choć w przybliżeniu oddawało stan rzeczy to była „melancholia".

– Masz jakąś kryjówkę. Albo możesz stąd odejść – odezwał się Ekir.

– Lepszej kryjówki od archiwum nie mam. A odejść nie mogę. Nie zdążyłam opanować przechodzenia przez światy, nim skończyłam tutaj sama. Na wiele lat, tylko z inwadi, które są tak inne, jak wy i ja. Wśród nich zdążyło minąć parę pokoleń. I teraz... Już miałam nadzieję, że inni welleini wrócą, ale niestety, choć wstrząs naruszył zaklęcia, to nie dotknęło to lochów. Czasem... To wydaje się najlepszym wyjściem. Usnąć i obudzić się, wraz z innymi albo wcale. Mniejsza o moją moc, mniejsza o informacje, których obiecałam strzec. Przynajmniej zniknęłaby ta pustka, do której wypełnienia inwadi, książki i koty przestały wystarczyć już ze sto lat temu. Niemniej... To zawsze coś. Ale decyzja już nie należy do mnie.

– Przepraszam – wymsknęło mi się, nim zdążyłam pomyśleć.

Ilay klasnęła w dłonie. Iskra fuknęła.

– Dość mojego narzekania. Uspokoiliście się już wszyscy? – spytała dziewczynka.

– Przekonałem się, że nic nie wskóram – westchnął Ekir.

– Co za refleks – mruknęła zjadliwie Noelle.

– Nie zaczynajcie – powiedział Deir.

– To może w końcu czas na te wyjaśnienia? – spytał Ekir, zmieniając temat. – Przepraszam – dodał ugodowo w stronę inwadi, nadal spoglądającej na niego z szczytów regału. Uchylił się w ostatniej chwili, gdy ta zrzuciła w jego stronę ciężki słownik. Noelle zachichotała.

– Możemy – z promiennym uśmiechem Ilay wstała i wzięła z pobliskiego regału z pół tuzina książeczek, jedną z początku, jedną z końca i kilka ze środka. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na fakt, że wszystkie tomy wypełniające półkę miały identyczną grubość i oprawę z granatowej tkaniny.

– To kroniki Setrionne. Odnotowane jest tutaj każde pierwsze pojawienie się tu lub narodziny i ostateczne opuszczenie lub śmierć wszystkich istot świadomych, które pojawiły się w zakładce. W kolejności od pierwszego pojawienia się lub narodzin.

Podała mi jedną z książek, otworzyłam na samym początku.

Mitrail Terevi Ess – alea, Cisowy Ród, 01.01.1 – 03.11.61

Fellei Donovi Rei – indri, Cisowy Ród, 01.01.1 – 01.12.45

Gdryin Vettei Nea – indri, Cisowy Ród, 01.01.1 – 02.07.31

– Czas jest notowany od pojawienia się pierwszej istoty inteligentnej – kilkorga przedstawicieli cisowego rodu, którzy powstali dzięki wykiełkowaniu nasion tego drzewa, już i tak ewoluującego w stronę świadomości przez specyficzne tutejsze warunki, na glebie pełnej pierwotnej magii. A, indri to stare określenie mężczyzny, a alea – kobiety...

– Jak, skoro was wtedy jeszcze tu nie było? – przerwał Ekir.

– Udało nam się stworzyć kroniki aż do pierwszych dni – Ilay nie przejęła się sugestią chłopaka. – Wedle tego, co odtworzyliśmy, potem pojawiają się członkowie kalinowego plemienia i pajęczarek oraz królowych pajęczysk, w podobny sposób. Kolejne ludy pojawiają się tu przechodząc z innych zakładek lub w też wykształcają się, niekiedy z krzyżówek. Tak wkraczają tu pierwsi ludzie, gdzieś w trzecim tomie, trzysta lat po pojawieniu się Mitrail – a około tysiąc sto lat temu, powiem od razu. Na początku odbyła się bitwa i zaczął konflikt, ale wkrótce udało się powstrzymać walkę, dzięki ślubowi dowódcy owych ludzi i jednej z nimf. Wśród ludzi musieli być czarodzieje, później zostali tu przede wszystkim oni – niemagiczni nie mogą sami poruszać się między światami, więc zakładki to dla nich średnie miejsca do życia, o im nowocześniejszych czasach mówimy, tym bardziej. Setrionne rozwijało się, nawiązano połączenia z sąsiednimi zakładkami, rozwijała się cała ich sieć – opowiadała Ilay spokojnie. – Aż pojawiliście się wy – skinęła głową na Ekira i podała nam kolejny tom.

– Od sto piątej strony.

Otworzył tam książkę Deir.

Fida Doreis, indri, Loinen, 21.08.802 – 12.12.860

Sybiti Reigne, alea, Loinen, 21.08.802 – 23.09.1001

Ogreon Vihir, indri, Loinen, 21.08.802 – 11.03.804

Jeszcze wielu loinen przybyło tego dnia i w ciągu kilku następnych – zajmowali miejsce aż do trzysta pięćdziesiątej strony.

– Loinen? W życiu nie słyszałem tej nazwy – stwierdził Ekir.

– Wtedy już żyliśmy tu. Pióra nagle zaczęły śmigać, odnotowując tyle pojawień się, ilu nigdy nie było w naszym małym światku kilku Zakładek. Wszyscy głowili się, co oznacza „Loinen" i w jakich celach owe istoty tu przybyły. Wkrótce się dowiedzieliśmy. Przypominali łudząco czarodziei żywiołów, z rzadka niektóre bardziej ludzkie rasy dzikich i umysłowych istot. A cel... Zerknijcie na daty opuszczenia Setrionne lub śmierci.

Zerknęłam na wcześniejsze strony. Prawie wszystkie daty kończyły się na coś między 802 a 804 – a konkretnie datą przybycia Loinen i 11.03.804, którego to dnia zmarło lub odeszło aż pięć osób z jednej kartki. Wiele dat dzikich istot – i przedstawicieli ludów umysłu – nie miało drugiego członu.

Uśpieni...

– 11.03.804 licząc od pojawienia się pierwszych przedstawicieli cisowego rodu, odbyła się decydująca bitwa. Główne siły starły się przed zamkiem, wówczas ludzką siedzibą. Odbyły się też potyczki w lesie i w wielu załamaniach Zakładki, gdzie kryły się osady różnych gatunków. Zniszczono praktyczne wszystkie. Podobno w jednym momencie mało brakowało, by obrońcy zwyciężyli kluczowe starcie, gdy zmienił stronę jeden z dwóch najsilniejszych wojowników Loinen. Strona dwieście siedemnasta.

Noelle przewróciła karty. Wśród licznych loinen wyróżniały się dwa nazwiska bez drugich dat – nadal żywi.

Gergit Salmoe, indri, Loinen, 22.08.802

Maelnid Salmoe, indri, Loinen, 22.08.802

– GS i MS! – wyrwało się Deirowi.

Ilay przytaknęła mu skinieniem głowy. Wyglądała niemal jak w transie.

– Bracia. Maelnid przeszedł na stronę obrońców już przed tą bitwą. Starli się z Gergitem w pojedynku, który toczył się nad polem walki, wykorzystali więcej magicznej energii niż pewnie cała reszta razem wzięta. Lecz to Gergit wygrał, a na Maelnida rzucił jakieś zaklęcie, które sprawiło, że ten po prostu zniknął, rozpłynął się w powietrzu. Wkrótce potem bitwa zakończyła się sukcesem atakujących, część czarodziei puścili wolno, innych pojmali, a reszta obrońców została uśpiona. Nietrudno się domyśleć, kim jest teraz Gergit – ukrywając się za inicjałami i maską, został Władcą. Większość Noktrinów podejrzewa, że już parę razy przekazywana była ta rola, ale brak drugiej daty temu zaprzecza. Jest jednak jeszcze jeden Władca, kobieta, skryta podobnie – MS. Z jednej strony, są to inicjały Maelnida, ale ciężko uwierzyć, by Gergit przekazał taką władzę zdrajcy. Zwłaszcza, że jest jeszcze kobieta, która idealnie nadaje się do tej roli, a nawet na oczach całego zamku zniknęła za maską. Małżonka Gergita.

Mejadea Cini, alea, Loinen, 22.08.802 – 26.09.880

– Sęk w tym, że ona już nie żyje, a Maelnid wedle księgi tak. Za to Mejadea była powierniczką między innymi kluczy do lochów i Pierwowzoru, pierwszego z sztyletów pozwalających podróżować między światami. Wcześniej byliśmy zdani na zdolne do tego magiczne istoty i wyroby z pazurów smoka. Co nie było zbyt skuteczne i sprawiało, że podróżowanie między zakładkami należało do rzadkości. 

– Szukali go... W kryjówce buntowników, potem w sali z posągami. Albo tam prowadziły fałszywe tropy, albo jakiś ciąg wskazówek. – Chciałam mówić dalej, ale przypomniałam sobie o obecności Ekira.

Ilay pokiwała głową.

– Sporo wiesz – rzucił Ekir. – Może pokażesz nam swoje imię w jednej z tych ksiąg.

– Oczywiście. – Ilay kiwnęła głową i wyciągnęła jeszcze jeden tom. – Kiedy welleini ruszyli do bezpośredniej walki, prawie pod koniec, gdy na nic już była nasza pomoc w zwiadzie, tradycyjnie zostawili najmłodszą zdatną do tego osobę do pilnowania archiwum, ostatniej ostoi, jaka nie została zniszczona w walce. To byłam ja. A wiedza... zaraz wyjaśnię, nie plączmy już zupełnie wszystkiego.

Sama pokazała nam odpowiednie karty.

Ilay Ibrari, alea, Welleini, 11.03.784

– Rozwijamy się zupełnie inaczej niż wy. Nie mogę nawet przełożyć, w jakim byłam lub jestem wieku w waszej kalkulacji.

– A nas tu znajdziesz? I naszą Pajęczarkę... – Noelle urwała, zerkając na Ekira.

– Nawet nie wiecie, jakie to dziwne, słuchać tych fałszywych historyjek i sekrecików. Ale mówcie, doczekam tego, co mnie interesuje – oparł się wygodniej w fotelu.

– I tego z kolei nie uznasz za historyjkę – zauważyła Ilay. – Jeszcze jedna ważna sprawa. Historię Setrionne opisywała wam już Pajęczarka, ale w o wiele bardziej urywanej wersji. I nic dziwnego, bowiem przebywała tu ledwie półtora roku, pomijając uśpienie.

– Co takiego? – spytałam jednocześnie z Deirem.

– Tutaj – Ilay otworzyła tom z przybyciem Loinen, gdzieś pod koniec. – Pojawia się niewielka grupka różnych dzikich i umysłowych istot i jeden z Aerignaquater, jak kroniki nazywają czarodziei żywiołów.

– W sumie, dlaczego pojawiła się nazwa „Noktrini"? – zainteresowała się Noelle.

– Obok loinen było też trochę czarodziei, a niektórzy się do nich przyłączali. Potrzebowaliśmy zbiorowej nazwa. I zerknijcie na tę grupę.

Janira Driffil, alea, Morscy, 15.05.803 – 11.03.804

Deon Corra, indri, Zmiennokształtni, 15.05.803 – 04.04.804

Cellea Azuri, alea, Pajęczarka, 15.05.803

Keron Sinnil, indri, Aerignaquater, 15.05.803

– Mam powody, by być pewna. Cellea to wasza pajęczarka. Ona przyłączyła się do walk po naszej stronie, Deon po przeciwnej. Janira.. Janira, jeśli dobrze pamiętam, próbowała się stąd wynieść. Widać, jak skutecznie. A Keron... Keron to dłuższa historia. Nie zdradzali, skąd przybyli, ale niemal na pewno mieli doświadczenie w walce z loinen. Potrzebowaliśmy sojuszników, więc nie zamierzaliśmy kaprysić, z tego co wiem, jedynie żadne nie zostało wtajemniczone w ważniejsze sprawy.

– Ciekawe – przyznał Ekir tonem, jaki ocenia się nieco nietypowo ubarwiony kwiat. Nic specjalnego, ot, można sobie popatrzeć.

– Cellea. Ładne imię – stwierdziłam, zagryzając wargi. Miałam nadzieję, że jeszcze będę miała okazję się nim do niej zwrócić.


Continue Reading

You'll Also Like

24.4K 2K 62
jisung to nowonarodzony wampir, a minho dopiero przeszedł wilczą transformację.
249K 20.2K 154
~Manga nie jest moja, tylko tłumaczę! ~ Zreinkarnowano mnie w ciele fałszywej świętej, które pięć lat później umrze, gdy pojawi się kolejna święta. J...
Mate By GS

Fantasy

358K 15.5K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...
55.4K 5.2K 24
Odebrano mu ją. Uwięziono. Ukryto. Gdy Souline trafiła w ręce wroga, potwór czyhający pod skórą króla Ognia, wypełznął na wierzch. Ames zrobi wszystk...