Rozdział 1 - Pajęcze plany (cz. 1)

2K 141 302
                                    

Przesunęłam palcem po karcie księgi – grubej, lekko szorstkiej, w żółtawym odcieniu przypominającym słoneczne promienie wpadające przez okna do biblioteki. Pachniała kurzem i starością, a tekst zdobiły zawijasy i stylizowane roślinne wzory na górze i dole strony. Przez dobrą chwilę się nią zachwycałam, nim zaczęłam czytać.

Albowiem kto napotka wiwernyę podstępną, winien rozpoznania dokonać dzięki dwojgu łapom, o tę samą liczbę mniej ich jest, niźli u smoka. Wielu wierzyło i wierzy, iż wiwernya słabsza jest niżeli smok, lecz choć smoki większe i silniejsze są, wiwerny są w posiadaniu zębów z trucizną straszliwą, co każdy ruch człeka uniemożliwi, acz świadomość i lęk mu pozostawi. Wiwerny także szybkie są niczym wicher lub uczucie, gdy w serce godzi, jeśliby poczują się zagrożonymi. Niedocenianie ich krwiście się skończyć może.

Wzdrygnęłam się, wyobrażając sobie, co może oznaczać to "krwiście". Oderwałam się na chwilę od lektury i rozejrzałam po okolicy. Przesiadywałam na balkonie wieży bibliotecznej, stanowiącym część czytelni. Miałam doskonały widok na część zamku Setrionne, masywu w kolorze brudnego piasku, któremu lekkości dodawały okna, wieże, wieżyczki i wykusze. Dalej rozciągały się trawniki i ogrody, a także Granatowe Jezioro. Plamę barwy nocnego nieba otaczały gęste sitowia, poza małą plażyczką, na której kilka drobnych postaci rozmawiało lub ćwiczyło zaklęcia. Dalej horyzont zakrywał gęsty las iglasty, a przed nim rosły cierniste krzewy. Gdzieś za nimi był wysoki mur, metalowa brama stała z drugiej strony, gdzieś daleko za moimi plecami i trochę niżej. Całość zasnuwała lekka mgiełka, jak zwykle. Niebo pokrywał gęsty, szary całun chmur. W niektórych miejscach było nocne, w większości dzienne - jak w większości mniejszych i średnich zakładek, pora dnia nie była tu ściśle ustalona. Na szczęście zegary nie szwankowały.

Jeszcze przez jakiś czas czytałam, przebijając się przez ciężki, pełen ozdobników i archaizmów tekst. Pod nimi kryła się jednak treść na tyle ciekawa i wciągająca, że spędziłam kolejną z wielu godzin na moim ulubionym balkonie. Później odłożyłam księgę do torby, przeszłam między półkami pełnymi książek, kilkoma korytarzami, krętymi schodami, aż dotarłam do jednego z bocznych wyjść z zamku.

Doszłam ścieżką do sporej szachownicy, której kontury ułożono z wąskich kamiennych płytek, a pola pokrywała trawa. Wokół rosły dzikie róże, rozrastające się od nie wiadomo kiedy – nikomu nie chciało się dbać o ten zakątek ogrodu. Zastałam tam, tak jak się spodziewałam, Noelle i Deira, podczas ćwiczeń.

Chłopak sprawiał, że na którymś polu wyrastała niewielka krzewinka, a dziewczyna wykrywała, gdzie, wyczuwając wodę, jaką zawierały. Oboje wykorzystywali w ten sposób magiczne moce charakterystyczne dla czarodziei poszczególnych żywiołów. Dla mnie, jako czarodziejki ognia, była to przemiana w zwierzę, a magowie powietrza potrafili się teleportować. 

Teoretycznie wszystko to mógłby zrobić przedstawiciel innego żywiołu, ale wymagało by to znacznie większego wysiłku.

– C7... D2... A9... – mamrotała Noelle, w pełnym skupieniu i z zamkniętymi oczyma.

Deir uśmiechnął się do mnie, po czym następną krzewinkę wyczarował obok szachownicy.  Nawet po czterech latach momentami nadal nie mogłam się nadziwić, jak zaskakująco mocno przypomina mnie wyglądem. Niektórzy brali nas za rodzeństwo – oboje byliśmy drobni i blondwłosi, z bladą cerą i urodą, którą moi rodzice określali „amorkowatą". Tylko oczy mieliśmy zupełnie inne – ja szare, moim zdaniem zbyt małe, za to o kształcie migdałów, a on niebieskie, duże i okrągłe, sprawiające, że starsze dziewczyny wzdychały z zazdrości.

– Yyyy... Co tak zwlekasz? – spytała Noelle, wytrącona z rytmu.

– Już wyrosła.

Noelle zmarszczyła czoło. Trwało to dobrą chwilę, po czym znienacka błękitny promień pomknął w stronę Deira, który szybko wyczarował tarczę z gęstego krzewu.

Akademia SetrionneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz