Przeznaczona

FunkyBlondie tarafından

329K 15.6K 1.1K

Victoria nigdy nie wyjeżdżała z miasta, nie wpatrywała się w niebo ani nie oglądała gwiazd. Jej życie toczy s... Daha Fazla

Prolog
Girls night out !
Porwanie
W drodze
Kim jesteście?
Cześć Tato!
Rodzina
Ucieczka
Nieznajomy
Przemiana
Wilk
Przymierze
Rada
Ogień
Kara
Korzenie
Reguły
Luna (+18)
Nowości
Rozczarowanie
Rekrut
Rwąca rzeka
Ciemność
Uzdrowienie
Wstyd
Rekonwalescencja
Wilczek (+18)
Rozbicie
Siostrzyczka
Wymagania
Prośba
Decyzje
Bieg
Chaos
Nadzieja
Sen
Rozbitkowie
Symbol
Czułości
Pora
Data
Wybraniec
Przyszłość (+18)
Poświęcenie
Skrawki
Igrzyska (Cara i Mick)
Igrzyska (Alice & Seth)
Igrzyska (Victoria&Robin)
Koniec... a może nowy początek?

Obcy

5.5K 286 15
FunkyBlondie tarafından

Będzie mi bardzo miło jeśli polubisz mój profil na FB: WARTKA AKCJA i ZAOBSERWUJESZ NA INSTAGRAMIE: wartka_akcja Znajdziesz tam informacje o książkach, odnośniki do strony internetowej z moimi opowiadaniami, inspirujące cytaty... Jeśli lubisz czytać to co pisze na wattpad to serdecznie Cię zapraszam na moje profile :-)

***

Victoria 

Siedzieli na tarasie popijając cierpkie wino. 

-Nie przemęczasz się? - spytał ją Keith opierając się o barierkę werandy. 

-Dużo zwiedzam i poznaję rancho- odparła. Było to kłamstwo, ale na szczęście  tylko w połowie. Owszem poznawała je, ale robiła to poprzez ciężką, fizyczną pracę. Kiedy razem z Walerie odstawiły chłopców na autobus, dopijała kawę, po czym szybko przebierała się w wygodny dres i udawała do domu Zacha. Brat zazwyczaj już na nią czekał. 

-Życie tutaj nie należy do prostych - stwierdzenie Keitha wyrwało ją z zamyślenia. 

Miała ochotę zapytać, czy życie gdziekolwiek należy do prostych, ale powstrzymała się. Keith uznał jej milczenie za potwierdzenie swoich słów po czym usiadł obok niej na drewnianej ławce. Oparła się o jego ramię, chłonąc ciepło i ciesząc się poczuciem bliskości. Keith ziewnął. Spojrzała na niego z ukosa. Był zmęczony. Wstawał bardzo wcześnie, a praca z końmi, która należała do jego obowiązków była ciężka i wyczerpująca.

-Jak chcesz, możesz iść się położyć - powiedziała.

-A ty?- czyżby w jego głosie usłyszała ulgę. 

-Ja jeszcze trochę tu posiedzę. Może poczekam na ojca.

-Serio?

-Tak, dawno go nie widziałam... 

-Ma dużo pracy. 

-Jak każdy alfa - mruknęła wzruszając ramionami.

-Nie mów mi, że Robin miał dla ciebie więcej czasu.

-Nie, nie miał. Ale przynajmniej nie wyglądało to tak, jakby przede mną uciekał. 

-Spędzałaś z nim dużo czasu? Z Robinem? Co tam w ogóle robiłaś?- zapytał, a Victoria zastanawiała się, czy to jeszcze zwykła ciekawość, czy przesłuchanie. Spojrzała w szczere oczy Keitha i i sklęła samą siebie za głupie podejrzenia. 

-Byłam w obozie dla rekrutów - odparła. - Dużo ćwiczyłam - uniosła dłoń i napięła mięśnie. Cieszyła się, że zarysowują się już pod skórą. Była wręcz z siebie dumna. 

-Musiało być ci ciężko. Wiem, jaki Robin potrafi być - mruknął Keith. - Chyba lepiej ci z nami, prawda? Może to nie Nowy Jork, ale i tak nasze rancho jest dla ciebie bardziej  przyjazne niż obóz rekrutów. Gdybyś miała wybierać, to zostałabyś z nami, prawda? 

Uśmiechnęła się pod nosem, bo nie wiedziała czy Keith faktycznie ją pyta, czy stwierdza fakt. 

-No i jeszcze ja tu jestem - wyszeptał całując ją delikatnie w policzek - a ze mnie byś chyba nie zrezygnowała, prawda? Nawet będąc w radzie...

-Co ma do tego rada? - spytała.

-No... nie zrezygnowałabyś chyba ze swojej rodziny, będąc w radzie? 

-Keith... proszę. Żeby dostać się do rady muszę się w ogóle przemienić. 

-Myślę, że rada przyjmie cię i bez przemiany - mruknął ziewając. 

A więc o to tu chodzi, pomyślała. Moses i jego wataha uważają, że zostanie przyjęta do rady bez względu na to, czy uda się jej przemienić. Ciekawa teoria.

-Tak myślisz? - z pozoru udała znudzenie, ale wewnątrz wciąż była czujna. 

-Co? - zapytał nagle speszony.

-Myślisz, że przyjmą mnie bez względu na to czy się przemienię, czy nie? 

-Moses... 

-Co Moses? - z niewielkiej oddali rozległ się głos, człowieka, który mianował się jej ojcem. Victoria ze zdumieniem odkryła, że nie musi mrużyć oczu, żeby dostrzec przybliżający się kształt. Może jeszcze nie widziała tak dobrze w nocy jak inne wilki, ale niewątpliwie również i ten zmysł poprawiał się. 

-Cześć - machnęła ręką w kierunku ojca, który po chwili zmaterializował się na werandzie. Nie przypominał człowieka, którego poznała wcześniej. Dzisiejszej nocy, był elegancko ubrany, a jego długie włosy związane były w kucyk. 

-Witajcie - odpowiedział biorąc do ręki butelkę wina, która stała na stole. Przyjrzał się etykiecie, uśmiechnął się pod nosem, po czym uniósł szkło i dopił resztę. 

-Wyglądasz bardzo elegancko - powiedziała Victoria 

-Przyjechali do nas goście z Kanady - odparł zdejmując marynarkę. 

-Jakaś rodzina? 

-Daleka - mruknął ściągając krawat. 

-Po co przyjechali? - pytała dalej starając się by jej głos brzmiał na znudzony.

-Chcą się tu osiedlić większą grupą. Robin ci nie wspominał? Kanada robi się dla nich powoli za ciasna. Muszą znaleźć inne miejsce.

-Mówisz o tym bardzo spokojnie - zauważyła.

-A jak mam o tym mówić? Jak ten szaleniec? Co on ci naopowiadał? Że ci ludzie, chcą przejąć nasze ziemie, że chcą nami rządzić? To najstarsza, zaraz po wschodniej Rosji wataha na świecie. Byłoby zaszczytem, nie ujmą, aby wprowadzili na nasze tereny swoje porządki...

-Nie boisz się utraty niezależności? 

-Jedyne czego się boję, to głupcy tacy jak Robin, którzy nie patrzą w przyszłość. 

*** 

Mick 

Siedział w barze, pijąc kolejne piwo. Nie obchodziło go, że następnego poranka musi wstać skoro świt i zaprowadzić rekrutów na przełęcze. Musiał się napić. Wymazać ostatnie dni z pamięci. Nie mógł zapomnieć jej zapachu. Ani utarczek słownych, które sprawiały mu tyle przyjemności. Błędnie myślał, że to co się między nimi wydarzyło, nie zmieni ich relacji. Zmieniło. Cara odcięła się od niego zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nie rozmawiała z nim, uważała też by nie przebywać blisko niego, mimo, iż wiedział, że ją do niego ciągnie. A wszystko dla tego, że nie chciał jej oznaczyć. Męczyło go to. Upił kolejny łyk i skrzywił się. 

Cara 

Była zła. Rozsierdzona i zraniona. Przez ostatnie dwa dni telepała się po obozie jak nie ona. Jej wilczyca wzywała. Cara nie pamiętała już, ile razy przemieniała się w wilka i biegła przed siebie ile sił w łapach do póki kompletnie nie opadła z sił. Teraz też nie mogła usiedzieć na miejscu. Była noc, a ją wciąż do niego ciągnęło. Głupia, głupia Cara. Powinna się temu poddać. Bo właściwie dlaczego nie? To, że z nim będzie, nie powinno przeszkadzać jej w poszukiwaniu swojego mate. Wilki nie są zazdrośnikami, a ona przecież zawsze może wziąć udział w igrzyskach. Myśl o jego zwinnych palcach, wywołała rumieniec na jej twarzy. Spojrzała na księżyc. Wiedziała już co powinna zrobić. Przemieniła się w wilka i pognała do miasta. Wiedziała, że Mick powinien być w teraz w barze. Od czasu ich kłótni, spędzał tam podobno każdy wieczór. Chyba nigdy nie dotarła do miasta szybciej niż w tej chwili. Weszła na zaplecze i przywdziała jedno z ubrań, które były do dyspozycji. Czerwona sukienka ładnie eksponowała jej drobne ciało i podkreślała spory biust. 

-Pożyczysz mi szminkę? - spytała dziewczynę, która stała przy lustrze i nakładała pomadkę.

Tamta uśmiechnęła się do niej i wyciągnęła kosmetyk w ozdobnym pudełeczku. Cara przejęła go chciwie, a następnie dwoma pociągnięciami umalowała usta. Jestem gotowa, uznała spoglądając na swoje odbicie w lustrze, po czym pchnęła mocno drewniane drzwi prowadzące do baru. 

Robin 

Spoglądał na wiadomość, którą tego ranka dostarczył mu szpieg. Kanadyjczycy przebywali już na rancho Mosesa. Mimo iż doskonale wiedział, że tak właśnie się stanie, nie był na to kompletnie gotowy. Skreślił kilka słów na kartce, po czym podał jednemu ze swoich ludzi. 

-Zanieś to do Setha - powiedział.

Chłopak skinął głową i zamienił się w wilka. Jakże dobrze byłoby mieć po swojej stronie Victorię, pomyślał Robin, spoglądając jak jego beta znika w ciemnościach. 

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

4.5K 221 11
Po starciu z Dekieną wszyscy myśleli, że Sophie nie żyje, ona się jednak obudziła, ale już nie była taka sama. Te kilka dni niemal śmiertelnego snu z...
1M 59K 59
Mallory Stadfort jest uciekinierką. Zostawiła daleko w tyle rodzinę i najbliższych. Ukrywa się, posługuje fałszywymi tożsamościami, nigdzie nie zosta...
288K 18.5K 41
Piętnaście lat później, kiedy Lucas jest prawie dorosły, znów nie jest bezpiecznie. Syn najpotężniejszych Alf chodzących po ziemi jest uosobieniem Og...
2.7K 198 10
Rosa Ross młoda wilczyca nad którą znęca się stado . Z kolei jej mate alfa Amos, odrzucił ją... Jak to jest rzeczywiście dowiecie się w trakcie . ...