Potrzebuję cię • HG×DM •...

By Imadeema

82.6K 3.6K 403

Przecież to niemal niemożliwe, aby dwoje tak różnych sobie ludzi, było jednocześnie tak podobnych. Ani ona, a... More

♣ Rozdział 1
♣ Rozdział 2
♣ Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38

Rozdział 20

2.3K 112 38
By Imadeema

Stanęła przed lustrem, odziana w czerwoną suknię ledwo przed kolano, tak mocno dopasowaną, że jeszcze moment i zapomniałaby jak się oddycha. W duchu przeklinała, że w ogóle się zgodziła na wizytę w Hogwarcie. Oczywiście, cieszyła się, że miała możliwość znów wkroczyć w jego progi, porozmawiać z nauczycielami czy po prostu powdychać stare powietrze, ale niekoniecznie cieszyła się z całej tej szopki dookoła święta Halloween. Musiała się tam pojawić, choćby ze względu na to, że była Ministrem Magii, nie wypadało nie być.

Od czasu nocy spędzonej nad butelką z Malfoyem, nie kontaktowali się ze sobą. Dwa razy zastanowiła się nad tym, aby napisać, ale za każdym razem rezygnowała. Nie chciała również się narzucać, biorąc pod uwagę jeden z artykułów przeczytanych w Proroku, gdzie była wzmianka o kontrolach takich spółek, jaką prowadził Draco. Odrzucała od siebie pomysły kontaktowania się z nim, tłumacząc sobie, że ma teraz zbyt wiele na głowie, żeby jeszcze miała mu siebie dokładać.

Ale ręka by ci, dupku, nie uschnęła, gdybyś się odezwał... - pomyślała, uparcie podciągając sukienkę na wysokości piersi, gdzie ta miała ochotę skapitulować i zjechać dużo poniżej nich.

Niechęć pojawienia się w dawnej szkole była również ściśle związana z najzwyczajniejszym brakiem towarzystwa. Harry był na misji, która nawet nie wiadomo, kiedy miała się skończyć, Ginny nie miała z kim zostawić Albusa, bo Molly wybrała się z Arturem do Walii w poszukiwaniu drugiego szczęścia swojego małżeństwa, a Ron... W zasadzie to cieszyła się, kiedy przyjaciółka poinformowała ją, że Ron wciąż nie wrócił. Znaczyło to głównie tyle, że nie spotka go w Hogwarcie i nie narazi się na jakąkolwiek konfrontację z jego udziałem. Więcej nawet nie pozwoliła sobie na jego temat myśleć.

Mogła mieć więc tylko nadzieje, że spotka na balu kogoś z dawnych lat, z kim w jakiś sposób utrzymywała lepsze kontakty, niż pamiętała. 

Minister Magii? 

O, kurdę, Minister w Hogwarcie?

Podobno zdradzała Wesleya...

Zawsze wiedziałam, że jest fałszywa.

Mam nadzieję, że szybko ją ukrócą.

Między innymi takie szepty ją witały w murach szkoły, ale nie sprawiały, że czuła się speszona, wręcz przeciwnie, była tylko nieco zażenowana. Biorąc pod uwagę to, że choćby to ostatnie co usłyszała, wypłynęło z ust kogoś z jej rocznika. Widać było gołym okiem, kto był po jej stronie, a kto opierał się na plotkach rozsiewanych od dłuższego czasu. Podsłuchując ich szeptów mogłaby stwierdzić, że wiodła całkiem ciekawe życie, szczególnie wtedy, kiedy zdradzała Rona z młodszym od siebie na Wyspach Kanaryjskich, kiedy on, biedny, pokrzywdzony, wrócił ledwo żywy z misji. Przypomniała sobie tamten czas. Ron faktycznie wrócił z misji ranny, wszak wskazujący palec u lewej ręki uległ złamaniu. Żeby było ciekawiej, nie stało się to w trakcie łapania byłych śmierciożerców, tylko w trakcie teleportacji do domu. Lądując przed drzwiami, przywalił ręką w klamkę. Hermiona dałaby wszystko, żeby wtedy rzeczywiście znaleźć się na Wyspach Kanaryjskich.

- Pani Minister, w tej sukience ktoś mógłby cię oskarżyć o faworyzowanie swojego domu. - usłyszała głęboki, męski głos tuż za sobą w granicach prawego ucha, na co mimowolnie odwróciła głowę w jego kierunku.

- Czyżby? - uśmiechnęła się, unosząc brew i zlustrowała go wzrokiem, czując dreszcz biegnący po plecach. - Zielona poszetka również w żaden sposób tego nie manifestuje, panie Malfoy?

- Czerwoną mam w praniu. - odpowiedział, stając obok towarzyszki, kierując swój wzrok przed siebie, co i ona uczyniła.

Chwilę oboje patrzyli z oddali na bawiących się uczniów, stojąc przy wejściu do wielkiej sali.

- Nie sądziłam, że się tutaj jeszcze kiedyś pojawisz. - odezwała się w końcu, odrywając wzrok od pierwszoklasistów, którzy niespecjalnie jeszcze potrafili się odnaleźć w towarzystwie starszych od siebie uczniów.

- Fakt, kiedyś sobie powiedziałem, że pojawię się tutaj dopiero wtedy, kiedy mój syn nagrabi sobie u Snape'a. - zaśmiał się, by chwilę później nieznacznie spochmurnieć. - Ale Snape nie żyje, a ja nie mam syna, więc okazja lepsza, jak żadna. A ty? Podtrzymujesz swój PR, czy wino się w lodówce skończyło?

- Chyba to pierwsze, ale podejrzewam, że przynajmniej połowa starszych roczników ma ochotę mnie udusić za samo istnienie. - wzruszyła ramionami, kątem oka spoglądając na resztę sylwetki swojego towarzysza.

Stwierdzenie Malfoy na miarę wciąż było aktualne, a jej głowa kłóciła się z ograniczeniem, jakie dawało jej samo zerkanie, aby się nie zdradzić. Nigdy nie miała okazji mu się bliżej przyjrzeć, niż w ostatnim czasie ich nowej znajomości. Była teraz jednak niemal pewna, że każdy jeden szczegół jego osoby, jego ubiór, zachowanie, wszystko to było zaplanowane z najmniejszą dokładnością. Zupełnie, jakby był zaprogramowany, a w rzeczywistości był po prostu w ten sposób... Wytresowany. Głównie przez ojca, jego chore ambicje i przez całą arystokratyczną nację, która nie mogła sobie pozwolić na najmniejsze wpadki.

- Długo tu jeszcze będziemy sterczeć? - jęknął. - Wystarczająco dużo osób cię już widziało.

- Nie przyszłam się tutaj pokazać, Malfoy, żartowałam, po za tym, chciałam porozmawiać z McGonagall. - odpowiedziała, marszcząc brwi i rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu dyrektorki.

- Proszę cię, ona sama chowa się gdzieś po kątach pewnie, plując sobie w brodę, że to był najgorszy pomysł w jej życiu, żeby sprosić tutaj ostatnie piętnaście roczników razem z obecnymi. Idziemy, niech dzieciarnia się bawi.

I jak powiedział, tak zrobił, nie zwracając uwagi na słowa wypływające z ust Hermiony, pociągnął ją za sobą, łapiąc jej dłoń. Nie obyło się oczywiście bez szeptów dookoła nich, tym razem ubarwionych w to, że na Wyspach Kanaryjskich to właśnie Malfoy był z Granger. Plotki są cudowne.

- Poczekaj!

Przystanął w którymś z kolei korytarzu, czując, że w końcu dostanie w twarz za porwanie Minister Magii. Hermiona jednak jedyne co zrobiła, zamiast uciekać od niego, schyliła się do swoich stóp, ściągając z nich niebotycznie wysokie szpilki, w których niemal równała wzrostem Malfoyowi.

- No co? - zapytała, widząc jego pytający wzrok. - Masz pojęcie, jakie one są niewygodne?

Nie odpowiedział, tylko pokręcił głową z uśmiechem przyklejonym do ust. Już jej nie ciągnąc, udali się ramię w ramię w odległe części zamku. Z każdym krokiem głośna muzyka cichła, uczniów i gości było na korytarzach coraz mniej, a światła zdawały się być ciemniejsze. Hermiona nie zorientowała się nawet, kiedy doszli do schodów wieży astronomicznej, nie spodziewała się, że nogi ich poniosą konkretnie tutaj.

- Nie musimy tam iść. - szpnęła, kiedy przystanął przed samymi schodami, walcząc sam ze sobą.

Czując niemałą troskę w jej głosie uniósł jeden kącik ust ku górze. Wiedziała, że wracanie tam było dla niego trudnym orzechem do zgryzienia, ale czuła, że musi go w tym wesprzeć. Jej sposób bycia nie pozwolił jej się inaczej zachować. Draco odrywając w końcu wzrok od zmartwionej twarzy szatynki, ujął jej dłoń w swoją i wolnym krokiem oboje weszli na samą górę wieży.

Uczucia, jakie mu towarzyszyły po wejściu na górę były skrajnie inne niż się spodziewał. Myślał, że wszystkie wspomnienia wrócą jak bumerang, że poczucie winy po raz kolejny przyćmi jego umysł. Tymczasem miał wrażenie, że to co się tam stało, miało miejsce sto lat temu i nikt już o tym nie pamięta. Oczywiście, pamiętali wszyscy, ale w jego głowie wyglądało to wtedy nieco inaczej. Poczuł ulgę, kiedy w końcu znaleźli się na górze. Od czasu zakończenia szkoły nie wracał tutaj, przecież nie miał po co. Nawiedzały go jednak myśli, od czasu do czasu, że nawet jakby miał okazję, to nie potrafiłby tutaj wrócić bez poczucia winy. Mała, ciepła dłoń, spoczywająca spokojnie w jego, utwierdziła go w tym, że da radę.

- Dziękuję. - usłyszała, na co gwałtownie spojrzała na niego, czując, że zgubiła wątek, błądząc w swoich własnych myślach, co Draco wychwycił. - Że tutaj ze mną przyszłaś.

- Nie... Nie dziękuj. - zająknęła się, kiedy dotarło do niej w końcu, że Malfoy wciąż trzyma jej dłoń.

- Stresujesz się. - stwierdził, co jeszcze bardziej tylko ją zestresowało. - Niepotrzebnie.

Puścił ją, czując, że to właśnie to ją tak przytłoczyło i podszedł do barierki, opierając się na niej łokciami. Jedna noga powędrowała ugięta naprzeciw drugiej, a wzrok spoczął na widoku, jaki się rozpościerał przed nimi.

- Nie stresuję się. - zaprzeczyła nawet samej sobie, pospiesznie zakładając buty, które wciąż trzymała w ręce. - Po prostu nie jestem pewna tego, co się dzieje, a jeśli mnie własna głowa nie myli, to coś się na pewno dzieje. To znaczy... Nie mówię, że to jest jakaś oczywistość, bo przecież nic takiego nie robimy. Widujemy się od czasu do czasu, a to przecież jest całkowicie normalne, prawda?

Malfoy był wyraźnie rozbawiony słowotokiem, jaki wypływał z ust gryfonki, wręcz nie potrafił się powstrzymać od niemego śmiechu, którego ona nie widziała stojąc za jego plecami. Uspokoił się, kiedy w spazmach swojego gadulstwa, podeszła nerwowym krokiem do barierki i oparła się o nią bokiem.

- Mówił ci już ktoś kiedyś, że za dużo myślisz? - przerwał jej, spoglądając w swoją prawą stronę, lustrując jej sylwetkę.

Musiał w duchu stwierdzić, że był w stanie nawet zaakceptować ten cholerny kolor jej sukienki, ale tylko ze względu na to, że była tak dobrze dopasowana. Działała na niego, to było pewne, a gdzieś w środku miał cichą myśl, że i on działał na nią.

- Moja praca polega na myśleniu. - odpowiedziała, nie zastanawiając się nad większym sensem jego pytania.

- Granger, odpuść czasami i daj na luz. - powiedział, jakby luz był jego drugim imieniem, a w rzeczywistości jego idealizm bił w każdym calu.

- Etyka mi nie pozwala. - spojrzała w jego oczy, mrużąc nieznacznie swoje na pół sekundy, co mógł odebrać w jednoznaczny sposób.

Zastanawiała się, co do cholery robi w Hogwarcie na wieży astronomicznej z Draco Malfoyem? Przecież w tym jednym zdaniu było więcej sprzeczności, niż można by sobie wyobrazić. Jednak teraz miała pełny obraz tego, że sprzeczności to jej nowa ulubiona dziedzina. Informował ją o tym między innymi jej oddech i serce, które kołatało w rytm szybkich bębnów w jej klatce piersiowej, a kiedy natrafiała na to intensywne spojrzenie, miało ochotę wyskoczyć całkowicie i się zatrzymać. Draco milczał, wciąż się wpatrując w jej oczy, których na przekór sobie nie spuściła, jak miała to zwykle w zwyczaju. Walczyła sama ze sobą, nie wiedząc kompletnie, co wyprawia.

Czuła, że wygrała, kiedy jego spojrzenie odpuściło, ale przegrała, kiedy wylądowało na jej ustach, a pół sekundy później z powrotem na jej brązowych tęczówkach. Jednak czy na pewno przegrała?

- Pieprzyć etykę. - mruknęła, kręcąc głową i zniwelowała ich dystans do zera przywierając swoimi ustami do tych, które w żaden sposób nie oponowały zaistniałej sytuacji.

Nie był zaskoczony. Wręcz przeciwnie, niemal wyzwał ją na pojedynek, kiedy w pewnym momencie zjechał wzrokiem poniżej jej oczu. Chciał wiedzieć, czy to, co faktycznie się między nimi działo od pewnego czasu, odbierał w dobry sposób. Nie miał jednak zamiaru robić nic wbrew jej woli, ale nie spodziewał się, że Hermiona podejmie tą decyzję.

Kiedy tylko do niego przywarła, wrócił jego rezon i całkowicie przejął kontrolę, wpijając się mocniej w jej usta. Prawą ręką przyciągnął ją mocniej do siebie za jej talię, co skwitowała cichym jęknięciem pomiędzy pocałunkami. Smakowała lepiej niż mógłby się tego spodziewać, a z każdym zetknięciem ich warg pragnął tylko więcej. Nie pozostawała mu dłużna, wplatając dłoń w jego włosy z tyłu głowy, a drugą dłonią opierając się o jego klatkę piersiową. Walczyli o dominację, kiedy z pomiędzy ich ust wysunęły się ich języki sobie na spotkanie, a atmosfera dookoła gęstniała z każdą sekundą. Wszystko jakby stanęło w miejscu, czas się zatrzymał, a liczyły się tylko ich dłonie śmiele wędrujące wzajemnie po ich ciałach.

Mogłoby to trwać w nieskończoność, jeśli nie posunęli by się o krok dalej, czego najwyraźniej oboje chcieli, mając na uwadze to, że nie byli już gówniarzami. Byli dorośli, a pragnienia, które w nich narastały, miały prawo się spełnić nawet zaraz.

Miały, gdyby nie głos Zabiniego u szczytu schodów.

- O jasny chuj.




Continue Reading

You'll Also Like

11.1K 543 18
Bo takie "zing" zdarza się tylko raz... w większości to jest FLUFF, lecz wystąpują wrażliwe tematy, te rozdziały będą oznaczone ! BRAK scen 18+, mogą...
6K 496 21
Modern AU Edgar po długim pobycie w psychiatryku po próbie samobójczej wraca do codziennego życia. Idzie do nowej szkoły gdzie nie zna nikogo. Jak ży...
137K 4.1K 157
☆Nie wiedziałem, że masz siostrę, Potter. Oryginal by @Seselina Translation by @zadupiacz
18.7K 1K 41
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...