Rozdział 7

2.9K 142 21
                                    

- Może jednak trochę przesadziłam? - spytała swoją przyjaciółkę, nie chcąc tak na prawdę znać odpowiedzi. Wiedziała, co usłyszy, że mogła go jeszcze dobić obcasem, zamiast teraz rozczulać się nad jego losem. - Ginny, ja sama nie wiem, co się ze mną dzieje, ale w jego oczach... Na prawdę było coś, co spowodowało, że widziałam jakby... Żal za to wszystko. Przecież jakby się temu wszystkiemu na chłodno przyjrzeć, to wszystko, co zrobił było pod presją przysięgi. Wątpie, że sam by się na to wszystko nie odważył.

Rudowłosa obserwowała swoją przyjaciółkę z niedowierzaniem. Nie mogła pojąć, jak Hermiona może jeszcze tłumaczyć tego zwyrodnialca.

- Może masz rację. - nie chciała się kłócić, wiedziała, że to nie miało sensu. W głowie Hermiony już ubzdurał się plan ratowania tego człowieka od siebie samego, więc nie mogła już z tym nic zrobić. Przynajmniej już nie myśli o Ronie... Przeszło jej przez myśl. - Herbaty?

- Nie! - wstała z fotela Potterów zmotywowana, niemal podlatując do sufitu. - Muszę iść do hotelu.

Nie spowiadała się z listu, który otrzymała dzień wcześniej, ani tym bardziej z tego, że wcale nie idzie do hotelu, w którym chwilowo mieszka. Wybierała się do Silver Inn w celu wyjaśnienia wszystkiego tego, co zaszło w ostatnim czasie. Doszła do wniosku, że zachowała się niesprawiedliwie. Już na początku wyczuła, że Draco zaczyna być dziwnie szczery, a ona tylko go bardziej przybijała, kierując się swoim sfrustrowaniem. Może czas najwyższy zakopać topór wojenny? Są już dawno dorośli, może nadeszła chwila zachowywania się jak dorośli? W praktyce sama nie wie jak to wyjdzie, równie dobrze może w trakcie rozmowy zmienić zdanie trzy razy.

- Aha, Ginny... Co u Rona? - zapytała jeszcze niepewnie, zakładając swój płaszcz.

Pokonała samą siebie tym pytaniem, bo zaraz po rozwodzie obiecała sobie nie wracać do tego. Jednak jej własna przyzwoitość jej nie pozwala tego tak zostawić. Mimo wszystko spędzili że sobą kilka lat.

- Wciąż siedzi w Norze, podobno sprzedał mieszkanie. - odpowiedziała dziewczyna, upijając łyk herbaty. - Mama mi mówiła, że miał zanieść do Gringotta twoją część pieniędzy, że nie chce ich przekazać ci osobiście. Z wyglądu nie jest najgorzej... Ale w środku chyba się rozpadł. Wiem, że oboje się dusiliście, ale mimo wszystko go to boli.

- Może kiedyś będziemy w stanie usiąść przy jednym stole. - zboczyła nieco z wątku, nie chcąc już poruszać tematu "boleści" swojego byłego męża. Bądź, co bądź to jego siostra, nie chciała wysłuchiwać czyichś narzekań na niego. - No nic, pójdę już.

Pożegnały się całusem w policzek i Hermiona ulotniła się, zanim obudziły się dzieciaki. Ostatnio nie miała siły patrzeć na cudowne życie Potterów. Sama swoje spieprzyła, a patrzenie na czyjeś, które układa się wyjątkowo dobrze, sprawiało, że wywracały jej się wszystkie wnętrzności, a do oczu nieustannie napływały łzy. Szczególnie myśląc o dziecięcej stronie małżeństwa...

Zmierzała do hotelu, nie sprawdzając nawet, która dokładnie jest godzina. W zasadzie Malfoy nie określił się, o której miała odbyć się ta rozmowa. Słońce widniało na samym szczycie nieba, nie ogrzewając jednak bladej skóry Hermiony. Była wczesna jesień, ale temperatura nie rozpieszczała tego roku. Stwierdziła, że koło południa raczej powinien już być w pracy, a jeszcze nie uchlany na tyle, żeby żeby znowu bić się ze ścianą. Dobrze wiedziała, że lubił sobie wypić, już w szkole ślizgoni raczyli się ognistą przy wolnej chwili. Teraz ich upodobania poleciały już z górki.

Kiedy znalazła się na ostatnim piętrze, gdzie znajdowało się biuro ślizgona, przeszedł ją lekki dreszcz. Poczuła niemrawe wrażenie, że znowu daje się wciągnąć w jakieś gierki. To może nie była intuicja, ale czysta siła przetrwania. Wciąż w niej siedziała, kiedy przypominała sobie to, jak była traktowana przez cały Slytherin. Nie tylko ona z resztą, bo i Ginny, która w tym wszystkim widziała tylko i wyłącznie podstęp.

Potrzebuję cię  •  HG×DM  •  38/50Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz