✔homecoming | Minjoon | Yoons...

By catonecstasy

8.2K 1.1K 962

[Skończone] Powroty do domu nigdy nie są łatwe. Powroty do osób i zdarzeń zakopanych gdzieś na dnie wspomnień... More

homecoming
1
2
3
4
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17

5

474 63 77
By catonecstasy

Jimin nie potrafił zasnąć. Nie pomogło nawet piwo wypite z Taehyungiem na ganku i kolejne skończone, kiedy siedział już sam, zapatrzony w otaczającą go ciemność. Początkowo alkohol przyjemnie rozluźnił jego napięte od pracy mięśnie i cichym buczeniem w głowie odgrodził go od szumiącego tajemniczo lasu i uciążliwego brzęczenia chmar cykad, które chyba złośliwie zajęły miejsce na drzewach znajdujących się najbliżej jiminowego domu. Magiczna moc alkoholu działała wtedy całkiem nieźle, jednak po zimnym prysznicu, kiedy Jimin już miał zamykać drzwi swojego starego pokoju, by położyć się spać, piwne rozanielenie opuściło go nagle, ustępując miejsca niepokojowi.

Na początku próbował go ignorować, spychając gdzieś w kąt, między niechlujnie porozrzucane rzeczy, piętrzące się w nierównych stosikach obok walizki. Miał nawet wrażenie, że to działa i udało mu się odpędzić dziecinne, głupie lęki. Jednak, kiedy w końcu nadszedł moment zgaszenia lampki, moment, z którym Jimin wcale nie zwlekał, wynajdując sobie tysiące małych, nieważnych zajęć, niepokój powrócił.

Chłopak zawahał się, obracając w palcach włącznik światła, nie mogąc się zdecydować, czy przełączyć pstryczek. Spanie przy zapalonym świetle wydawało mu się nie najgorszym pomysłem, dopóki nie pomyślał o chmarze komarów, które tylko czyhają, żeby dostać się do środka, a o spaniu przy zamkniętym oknie nie było nawet mowy. Niechętnie otworzył okno, wyłączył światło i szybciej niż sam by się po sobie spodziewał, wskoczył na materac, okrywając się szczelnie kołdrą.

Było tak cicho. Okiennica lekko poruszała się na wietrze; w oddali, pewnie gdzieś w lesie, zaskrzeczał przeraźliwie jakiś ptak. Jimin miał wrażenie, jakby czas się zatrzymał, jakby był w momencie przerwy istnienia świata.

Dom nie wydawał żadnych dźwięków. Wydawał się oddychać, jakby spał spokojnym snem. Chłopak sam poczuł, że powoli zaczyna się rozluźniać. Ból w karku, który rano wydawał się zwykłym zmęczeniem mięśni, przetrenowaniem, w ciągu dnia zdążył ewoluować w pierwszorzędny paraliż, który nijak nie pozwalał podnieść mu głowy bardziej niż do pionu, teraz wydawał się mijać, przypominając jeszcze o swoim istnieniu lekkim mrowieniem. Ale było lepiej. W ogóle było lepiej.

Przez chwilę leżał, zasłuchany w ciszę. Brzmiała zupełnie inaczej niż w Seulu, ale już nie tak strasznie, jak na początku. Pomału zaczynał przyzwyczajać się do dźwięków lasu, braku jednostajnego warkotu samochodów z odległej autostrady, elektrycznego buczenia zepsutej latarni stojącej obok okna jego pokoju. Było naprawdę cicho. I pierwszy raz od długiego czasu spokojnie.

Jimin rozejrzał się wokół. Pusty pokój stopniowo rozświetlał się światłem, nie był pewny, gdzie znajduje się jego źródło, ale wydawało się, że jego moc powoli staje się coraz silniejsza. Światło, które wypełniało pomieszczenie nie stawało się przez to rażące, ani nie paliło jego skóry. Powoli zaczął rozróżniać poszczególne kształty ascetycznie urządzonego wnętrza. Za oknem, którego nie przesłaniały zasłony, las falował delikatnie, nadal tonąc w mroku.

Z czasem pojawiły się przed jego oczami; najpierw krzesło z seledynowym, wytartym siedziskiem, lekko odsunięte od niewielkiego stolika, a potem sterta zapisanych papierów, pośród których stał komputer. To był jej pokój. Pracownia. Sanktuarium, do którego nigdy nie miał wstępu.

Jako dziecko próbował się do niego zakraść. Zobaczyć, co w tym pokoju jest takiego, co interesuje jego matkę bardziej niż on. Co zabiera ich wspólny czas. Czas, o który zawsze tak desperacko zabiegał. I zawsze przegrywał.

Z korytarza dobiegło go delikatne skrzypnięcie desek. Blisko schodów na dół. Blisko jego dawnego pokoju, tam podłoga zawsze trzeszczała.

"Wróciłeś" - usłyszał głos gdzieś za sobą i nagle poczuł się zupełnie inaczej. Całkiem inaczej, choć pomieszczenie pozostało takie samo. Zdawało się zastygnąć w czasie, jakby nic nie mogło go zmienić. Nie odwrócił się, nie potrafił.

Nadal patrzył wprost przed siebie na okno, za którym powoli wstawał dzień. Na okno, które okazało się być czymś zupełnie innym. Widział w nim siebie na tle uchylonych drzwi do pokoju zza których, dochodził głos.

"Opuściłeś mnie" - usłyszał tym razem tuż za plecami, obok swojego ucha, jednak okno, które okazało się być lustrem, nadal pokazywało tylko jego własne odbicie.

- To ty mnie opuściłaś! - krzyknął, sam zaskoczony swoim wzburzeniem. Widział swoje spojrzenie pełne złości, zacięty wyraz twarzy i zaciśnięte w pięści dłonie. Widział swój gniew, chociaż nie był pewien, czy naprawdę go czuje. Czy w ogóle coś czuje. - Nigdy nie byłem ci potrzebny! Nigdy tak naprawdę mnie nie chciałaś! - krzyczał znowu, choć nie widział, żeby jego wargi się poruszały. - Zostawiłaś mnie już dawno temu! - jednak to na pewno był jego głos. Jego własny, pełen pretensji i żalu; uczuć, których myślał, że pozbył się już dawno temu.

"Jiminnie"' głos znowu wypełnił puste wnętrze pokoju. "Nigdy cię nie zostawiłam. Zawsze jestem z tobą" powiedziała cicho, a Jimin nagle zauważył, że gdzieś na granicy jego wzroku pustka zaczyna formować się w postać.

Gwałtownie otworzył oczy. Nie znajdował się już w pracowni matki, nadal leżał na swoim dawnym łóżku, wpatrzony w ciemność. Nie miał pojęcia, czy obudził go jego własny strach, czy coś z zewnątrz.

Przez chwilę nie miał siły nawet się poruszyć, nadal wypełniał go ten sam gniew, który czuł we śnie. Nadal czuł się zły, opuszczony i zawiedziony i to było realne.

Matka nie była. Ona odeszła, tym razem na dobre. Tym razem nie zostawiła mu miejsca na naiwność. Nie było sensu czekać, że może jednak zadzwoni, że może będzie chciała go widzieć. Nigdy nie przyznawał się innym, że na to liczy, nie przyznawał się do tego nawet samemu sobie.

Powoli wypuścił powietrze i już miał zamiar wstać z łóżka, żeby pozbyć się resztek snu, kiedy z oddali usłyszał jakiś dźwięk. Instynktownie szczelniej okrył się kołdrą, jakby kokon z cienkiego materiału mógł go ochronić przed tym, co go przed chwilą wystraszyło.

Wytężył słuch. Odgrodził się od zewnętrznych dźwięków lasu, skupiając na domu. Przez moment panowała cisza, tak intensywna, że miał wrażenie, że rozsadzi mu bębenki. Gdzieś wewnątrz domu, gdzieś po drugiej stronie kartonowej barykady, usłyszał kapanie. Jakby ktoś nie dokręcił kranu.

- To nic, to zupełnie nic - powiedział do siebie szeptem. Jednak nie czuł się przez to ani trochę spokojniej. Jego szept w pogrążonym w ciszy domu wydawał się głośny jak krzyk, brzmiał obco i fałszywie.

Jimin sam sobie nie wierzył. Dlaczego nagle kran w łazience, kórej nikt nie używał przynajmniej od tygodni, a może nawet lat, miałby zacząć kapać? Dlaczego teraz? Nikt go nie odkręcał. Czy to w ogóle miało jakieś znaczenie? Woda czasem kapie i już. Próbował się uspokoić. Jednak to nie działało. Uderzenia kropel spadających do metalowej umywalki stawały się coraz rzadsze. Jimin nie wiedział, czy to powinno go uspokoić, czy wręcz przeciwnie.

Odkrył trochę kołdrę i usiadł na łóżku; jakaś część niego wiedziała, co za chwilę się wydarzy i nie wydawała się zaskoczona tym, że podłoga na korytarzu zaskrzypiała przeciągle. Jakaś część Jimina, uznała to za naturalne, ale sam Jimin znowu skulił się na łóżku, okręcając kocem jeszcze szczelniej niż poprzednio.

Sam Jimin próbował wmówić sobie, że to przecież stary dom, w którym rozeschnięte drewno cały czas pracuje, skrzypiąc i trzeszcząc, bez żadnego powodu.

Ten sam Jimin pamiętał jednak, że matka kończąc pisanie, szła do malutkiej łazienki w kącie korytarza i żeby umyć twarz, nalewała wody do metalowej umywalki.

Ten sam Jimin wiedział, że później matka szła korytarzem, zatrzymując się przed drzwiami pokoju Minhyuna, a potem jego. Jednak nigdy nie wchodziła, żeby pocałować go przed snem. Jimin kiedyś na to czekał, ale teraz miał wrażenie, że zaraz zwariuje ze stresu. A może już zwariował, dlatego słyszy te wszystkie dźwięki. Może też jest popierdolony, może odziedziczył to po niej...

Nie był w stanie uspokoić tej gonitwy myśli. Zwłaszcza że skrzypienie podłogi wydawało się teraz bliższe i wyraźniejsze. Zupełnie, jakby ktoś zatrzymał się przed jego drzwiami. Chłopak naciągnął koc na głowę.

- To nie jest prawda, to nie może być prawda - powtarzał gorączkowym szeptem. - Masz dwadzieścia dwa lata, Jimin. Nie jesteś dzieckiem, ona ci nic nie zrobi, ona nie jest prawdziwa, to wszystko w twojej głowie. Nikt nic ci nie zrobi - paplał bez sensu, zatykając uszy rękami.

Nagle oderwał jedną dłoń od głowy i ignorując dźwięki z zewnątrz, uszczypnął się w ramię najmocniej, jak umiał. Okropnie zapiekło. Stłumił jęk bólu, powoli rozmasowując obolałe miejsce, chociaż wiedział, że jutro i tak znajdzie tam ogromnego siniaka. Bał się, ale pulsujące ramię w jakiś sposób go uspokajało. Było realnym problemem. Takim, z którym mógł coś zrobić; natrzeć maścią, pomasować, mógł znaleźć jakoś jego rozwiązanie.

Pod kocem powoli zaczynało brakować powietrza. Ściągnął go trochę, ostrożnie uwalniając głowę.

Na korytarzu panowała cisza. Jimin ostrożnie sięgnął po komórkę leżącą obok łóżka. Był środek nocy. Po trzeciej, zupełnie daleko do świtu.

Nagle, z całą stanowczością, postanowił, że nie zostanie w domu ani chwili dłużej. Musi się stąd wydostać. Może spać na ganku albo w samochodzie. Wszędzie, byleby nie w tym domu przepełnionym dźwiękami z przeszłości i niechcianymi wspomnieniami.

Najostrożniej jak mógł, odrzucił koc na bok i starając się nie robić żadnego hałasu, nałożył buty i kurtkę. Kluczyki do samochodu zadźwięczały tak głośno, że zamarł na chwilę, skupiając się na dźwiękach domu, który pozostawał niemy.

Westchnął z ulgą i z wahaniem położył rękę na klamce. Była zimna, śliska i zupełnie prawdziwa. Jej realność dodała mu trochę odwagi. Nacisnął ją i uchyliwszy drzwi, wyjrzał na korytarz. Był pusty. Przebiegł przez niego, wstrzymując oddech i nie zwracając już uwagi na to, że robi mnóstwo hałasu, zbiegł ze schodów.

Dopiero kiedy wybiegał z domu, nie odwracając się za siebie, przyszło mu do głowy, że musi wyglądać przynajmniej głupio.

Zachciało mu się śmiać. Gdyby teraz ktoś mógł go widzieć; dwudziestodwuletni chłopak uciekający z domu przez skrzypiącą podłogę. Nikt jednak nie mógł być świadkiem tego żenującego wydarzenia.

Jimin był tutaj sam, zupełnie sam, jak nigdy wcześniej.

***

Jimin nie do końca wiedział, co bardziej przeszkadzało mu w spaniu; przenikliwe, wilgotne zimno, które wdzierało się w każde miejsce, gdzie ubranie nie przylegało do jego skóry, czy ogólne odrętwienie niepozwalające mu nawet na najmniejszy ruch. Leniwie otworzył oczy, w pierwszej chwili nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje. Jego wzrok z tablicy rozdzielczej powędrował do zaparowanego okna i dopiero wtedy zorientował się, że przecież śpi w samochodzie.

Nie miał pojęcia, która mogła być godzina, ale chłodne, rześkie powietrze, które wypełniło wnętrze pojazdu, kiedy tylko otworzył drzwi, przekonało go, że musi być bardzo, bardzo wcześnie. Zsunął się z fotela wprost na mokrą od rosy trawę i sięgnął po telefon leżący pod siedzeniem kierowcy.

Miał rację. Zegarek na wyświetlaczu wskazywał kilka minut po piątej.

Jimin spojrzał na dom, który skąpany w porannym świetle wydawał się zupełnie innym miejscem niż budynek, z którego uciekł w nocy. Zatrzasnął drzwi samochodu i ospałym krokiem ruszył w jego stronę.

Patrząc na rzucony niedbale koc pośrodku korytarza, nie potrafił zrozumieć, czemu w nocy bał się tak bardzo, że postanowił przenieść się do samochodu, a próbując rozprostować zastane kości, poczuł lekką złość na tego Jimina sprzed kilku godzin, bo okazał się tak bardzo mało odważny. Zajrzał do lodówki, żeby stwierdzić, że ten sam Jimin z wczoraj, zeżarł wszystko, co było tylko możliwe i teraz w całym domu nie ma absolutnie nic, co nadawałoby się na śniadanie.

Westchnął przeciągle, zamykając z trzaskiem lodówkę. Niespecjalnie chciało mu się iść do Jukrim, ale nie miał innego wyjścia.

Droga przez las trwała krócej, niż się spodziewał i kiedy tylko minął ostatni zakręt na ocienionej wielkimi drzewami szosie, zobaczył przed sobą dachy pierwszych domów. Nie łudził się, że o tej porze zastanie w wiosce już jakiś ludzi. Właściwie w ogóle nie zastanawiał się nad tym, czy jest sens iść do sklepu tak wcześnie, ale nie miał nic lepszego do roboty, a czekanie wydawało mu się torturą. Nigdy nie był zbyt cierpliwy.

Tak na wszelki wypadek ukłonił się jakiejś zupełnie nieznajomo wyglądającej babci i powędrował dalej, aż do zamkniętego jeszcze sklepu. Usiadł na chłodnych, betonowych schodkach i przymknął oczy. Nie miał pomysłu na to, co zrobić ze sobą w tej sytuacji. Na szczęście miejsce, w którym siedział, było osłonięte od wiatru, a promienie słońca nie były jeszcze tak ostre i przyjemnie go ogrzewały. Chyba było to nawet zbyt przyjemne, bo prawie zerwał się na równe nogi, kiedy gwałtownie skręcający samochód, wyrwał go z płytkiego snu. Zaciekawiony próbował zrozumieć wykrzykującego coś kierowcę, jednak nie był w stanie zrozumieć jego melodyjnie brzmiącego dialektu i dziwnych końcówek. Wsłuchując się w słowa mężczyzny, był w stanie ogarnąć tylko jedno - nie był zadowolony i całą swoją frustracją postanowił podzielić się z kimś, kto stał po przeciwnej stronie drogi, za pomarańczową pół furgonetką. I ten ktoś, prawdopodobnie trochę na to zasłużył, włażąc mężczyźnie pod koła na pustej drodze o szóstej rano. Jimin nie dziwił się kierowcy za bardzo, pewnie sam też byłby wkurzony. W końcu samochód odjechał, zostawiając po sobie tylko tumany kurzu i skruszonego Namjoona.

Oczywiście, że to musiał być Namjoon. Jeśli na świecie istniał ktoś, kto byłby w stanie o świcie wpaść pod jedyny, przejeżdżający samochód, to mógł być to tylko on. Widocznie niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.

Namjoon patrzył jeszcze przez chwilę za odjeżdżającym autem, a potem pokręcił głową i włożył ręce do kieszeni gotowy do przejścia przez ulicę. Zatrzymał się jednak, kiedy zobaczył Jimina.

Młodszy chłopak uśmiechnął się lekko, ukrywając swoje zmieszanie. Nigdy nie było między nimi jakiejś wielkiej miłości, żadnej miłości tak naprawdę.

Ze strony Namjoona, dla którego tamto lato było ostatnim w starej szkole, była to tylko chęć pójścia do nowej szkoły mając pierwszy pocałunek za sobą. Nie liczyło się z kim, po prostu nie chciał wyjść na nieogarniętego życiowo wieśniaka.

Dla Jimina była to zwykła ciekawość, która okazała się czymś zupełnie innym. Strasznym i fascynującym.

Jimin nie zakochał się tamtego lata w Namjoonie, zrozumiał jednak wtedy, że nigdy nie zakocha się w żadnej dziewczynie. I dlatego tamten pocałunek zawsze wzbudzał w nim tyle emocji. Oczywiście, gdyby nie Namjoon, to pewnie byłby jakiś inny chłopak. Jednak to był Namjoon, nadal zupełnie nieświadomy tego, jak ważną został częścią życia Jimina.

Nawet jeśli ten Namjoon, który stał teraz przed nim, był zupełnie obcym człowiekiem. Być może takim, jakiego Jimin nigdy by nie polubił, to nadal czuł do niego sentyment. I wdzięczność, bo to był całkiem dobry pocałunek, biorąc pod uwagę fakt, że żaden z nich nigdy wcześniej tego nie robił.

- Hej - przywitał się Jimin z uśmiechem, mając nadzieję, że zamaskuje on chociaż trochę zmęczenie, które odczuwał po tej okropnej nocy. - Myślałem... myślałem, że wcześnie otwieracie - dodał, nie bardzo wiedząc, jak poprowadzić rozmowę.

- Wcześnie - zgodził się z nim Namjoon, potrząsając pękiem kluczy, który wyciągnął z kieszeni. - Koło siódmej zazwyczaj - wyjaśnił. - Wcześniej są najwyżej dostawy - dodał, zabierając się za otwieranie krat. Jimin odsunął się trochę, opierając się o lodówkę.

- Mogę wrócić za pó...- zaczął, bo nic nie peszyło go bardziej, niż rozmowa z Namjoonem. Nawet nie był w stanie zrozumieć, czemu tak się działo.

- Nie wygłupiaj się, Jiminnie - Jimin skrzywił się. Starszy chłopak mocował się nadal z kłódką i nawet tego nie zauważył. Jimin jednak miał wrażenie, że jego zdrobnione imię, wypowiedziane zupełnie innym tonem i głosem, odbiło się echem w jego głowie. Jakby fragmenty koszmaru znowu powróciły, nic sobie nie robiąc ze świecącego jasno słońca. - To... jak? - spojrzał znowu na Namjoona, zupełnie nie rozumiejąc, o co może mu chodzić. Musiał mówić o czymś, kiedy się zamyślił.

- ...jasne? - Jimin pokiwał głową, próbując brzmieć neutralnie, a przynajmniej na tyle naturalnie, żeby Namjoon się nie zorientował, że nie ma pojęcia, na co tak naprawdę się zgadza.

- Na pewno? Nie wyglądasz na przekonanego - Namjoon obserwował go uważnie, jakby chciał się upewnić, że Jimin nie ściemnia.

- Jeszcze... jeszcze się do końca nie obudziłem. Nie mogłem zasnąć w nocy, tyle nowych... nowych rzeczy, dźwięków, różne zwierzęta i... nie jestem do tego przyzwyczajony - uśmiechnął się przepraszająco, czując się nieco lepiej, bo powiedział Namjoonowi prawdę. Nawet jeśli nie była kompletna, bo nie wspomniał o swoim koszmarze, prawdopodobnie nawiedzonym domu albo początkach schizofrenii i nocy spędzonej na siedzeniu w samochodzie. To akurat nie były rzeczy, którymi chciał się dzielić z Namjoonem, przyjacielem z dziecięcych lat, który z wiekiem wyprzystojniał tak, że chyba nikt się tego nie spodziewał. A już na pewno Jimin się tego nie spodziewał. - Muszę kupić kawę, nie piłem jeszcze - dodał, jakby to miało wszystko starszemu chłopakowi wyjaśnić.

W Seulu to zawsze było dobre wytłumaczenie, przynajmniej dla jego przyjaciół. Kiwali wtedy ze zrozumieniem głowami, Yoongi ze współczuciem nawet, gotowy usprawiedliwić tym zdaniem nawet przejechanie dziecka na pasach. I to na zielonym dla przechodniów świetle.

- Tylko nie pij tej z automatu - ostrzegł Namjoon, który chyba też zrozumiał.- Jest ohydna - dodał, zapalając światła w ponurym wnętrzu i krzątając się za ladą.

Jimin kiwnął tylko głową i uzbrojony w niewielki plastikowy koszyk, zaczął przeciskać się wąską alejką pełną najprzeróżniejszych przedmiotów.

- To możemy wpaść jakoś po szóstej - po chwili dotarł do niego głos Namjoona. Jimin zamarł z ręką wyciągnięta po pięciopak ramenu.

- Jasne! - odkrzyknął. - Nigdzie się dzisiaj nie wybieram - z tej okazji władował do koszyka kolejne opakowanie ramenu. Tak na wszelki wypadek.

- Hoseok pewnie będzie pracować, więc...

- Może następnym razem - odparł Jimin, starając się sobie przypomnieć, kim był Hoseok. - Zawsze możemy się wszyscy razem spotkać, kiedy będzie mieć wolne - zakończył z tryumfem, bo i znalazł wreszcie trzydziestopaki z kawą instant, i przypomniał sobie, kim jest Hoseok. Chłopak z pensjonatu. - To wszystko - postawił koszyk na ladzie. Namjoon wbijał produkty na kasę tak wolno, że Jimin miał ochotę zrobić to za niego.

- To...do później, tak? - spojrzał na niego niepewnie, kiedy ostatni produkt znalazł się w czarnej reklamówce.

- Do później - uśmiechnął się Jimin zadowolony z tego, że przynajmniej przez jakiś czas będzie mieć towarzystwo.

A/n: wiem, że niektóre kolaże na początku są w chuj duże, ale nie chce mi się ich zmniejszać, jak już je wrzucę na wtt

I jeśli ktoś się zastanawia czy będzie tutaj więcej bohaterów to tak. Będzie w następnym rozdziale.

Continue Reading

You'll Also Like

2.8K 287 11
jeongguk kochał yoongiego, a yoongi kochał jeongguka. przyjaźń od zawsze. przyjaźń na zawsze. ale czasem miłość nie wystarcza, a słowo przepraszam je...
164K 10.4K 40
❝𝙞'𝙢 𝙨𝙤 𝙨𝙞𝙘𝙠 𝙤𝙛 𝙩𝙝𝙖𝙩 𝙨𝙖𝙢𝙚 𝙤𝙡𝙙 𝙡𝙤𝙫𝙚 𝙛𝙚𝙚𝙡𝙨 𝙡𝙞𝙠𝙚 𝙞'𝙫𝙚 𝙗𝙡𝙤𝙬𝙣 𝙖𝙥𝙖𝙧𝙩❞ czyli taehyung i jungkook są przyjació...
46.3K 4.5K 70
[zakończone] ❝ Tańczą jak para, co tańczy od lat Któryś już sezon Który nie wiedzą, nie ❞ Pomimo tego, że poznali się nagle, ich dusze tak naprawdę z...
65.9K 2.8K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...