Przeznaczona

By FunkyBlondie

329K 15.6K 1.1K

Victoria nigdy nie wyjeżdżała z miasta, nie wpatrywała się w niebo ani nie oglądała gwiazd. Jej życie toczy s... More

Prolog
Girls night out !
Porwanie
W drodze
Kim jesteście?
Cześć Tato!
Rodzina
Ucieczka
Nieznajomy
Przemiana
Wilk
Przymierze
Ogień
Kara
Korzenie
Reguły
Luna (+18)
Nowości
Rozczarowanie
Rekrut
Rwąca rzeka
Ciemność
Uzdrowienie
Wstyd
Rekonwalescencja
Wilczek (+18)
Rozbicie
Siostrzyczka
Obcy
Wymagania
Prośba
Decyzje
Bieg
Chaos
Nadzieja
Sen
Rozbitkowie
Symbol
Czułości
Pora
Data
Wybraniec
Przyszłość (+18)
Poświęcenie
Skrawki
Igrzyska (Cara i Mick)
Igrzyska (Alice & Seth)
Igrzyska (Victoria&Robin)
Koniec... a może nowy początek?

Rada

6.9K 351 11
By FunkyBlondie

Będzie mi bardzo miło jeśli polubisz mój profil na FB: WARTKA AKCJA i ZAOBSERWUJESZ NA INSTAGRAMIE: wartka_akcja Znajdziesz tam informacje o książkach, odnośniki do strony internetowej z moimi opowiadaniami, inspirujące cytaty... Jeśli lubisz czytać to co pisze na wattpad to serdecznie Cię zapraszam na moje profile :-)

***

Pamiętaj, że dałem ci wczoraj nóż - te słowa prześladowały Victorie, gdy podążała z Robinem na spotkanie Rady.  Nie do końca wiedziała, dlaczego wciąż przebywał w ludzkim wcieleniu, ale była mu za to wdzięczna. Szczególnie, że wszędzie wokół niej krążyły wilki. Spojrzała na nie z ukosa, ale gdy jeden z basiorów wyszczerzył kły w jej kierunku, wystraszona odwróciła wzrok. 

-Spokojnie, nic ci nie zrobią. To nasi -powiedział Robin, posyłając agresorowi spojrzenie po którym tamten podkulił ogon. 

Już chciała coś odpowiedzieć, ale słowa uwięzły jej w gardle. Na horyzoncie pojawiły się bowiem postacie,  które całym swoim jestestwem napawały ją lękiem. Moses i Zach. Szli ramię w ramię w i żywo o czymś dyskutowali. Zadrżała kiedy napotkała ich wzrok. 

-To tu - spokojny głos Robina wytrącił ją z zamyślenia. Rozejrzała się wkoło i zauważyła drewniany budynek.

-Stodoła? - spytała zdumiona faktem, że spotkania Rady nie obywają się w jakimś bardziej reprezentacyjnym miejscu. 

-Uwierz mi, nadaje się idealnie - mruknął, otwierając przed nią drzwi i wpuszczając do środka. 

Wewnątrz panował półmrok. Victoria zmrużyła oczy i rozejrzała się po wnętrzu. W środku było  wielkie klepisko z ubitej ziemi, drewniany pal, a gdzieś w rogu sali znajdował się długi stół i ława zbita z desek. Żadnych ornamentów. Zero przepychu. Jedyną dekoracją był wiszący na środku drewnianego sufitu żyrandol. 

-Victoria? - męski głos przerwał jej obserwacje. Uśmiechnęła widząc przed sobą Keitha. - Jak dobrze cię, widzieć!- powiedział podchodząc bliżej i łapiąc ją za ramiona. Odwzajemniła mu się tym samym, wspinając się na palce i oplatając jego szyje rękoma. Jakże dobrze było mieć przy sobie przyjaciela, pomyślała wciągając w nozdrza jego ciepły, słoneczny zapach. Głośne warknięcie, sprawiło, że straciła rezon. Spojrzała zdumiona na nieruchomą twarz Robina, ale ten nie zaszczycił jej nawet swoim spojrzeniem. Jego wzrok skupiony był na Keithcie. 

-Przepraszam - mruknął tamten, natychmiast zabierając z niej ręce i odchodząc.

-O co tu chodzi? - spytała. 

Robin nie odpowiedział. Chciała drążyć dalej, ale stodoła zaczęła zapełniać się wilkami. Victoria zauważyła, że te które wcześniej podążały za nimi w drodze, teraz otaczają ich szczelnym kołem. Po pewnym czasie zrozumiała, że w środku znajdują się cztery watahy, z których każda trzyma się pewnej, określonej przestrzeni. Wilki witały się machając ogonami i pomrukiwały cicho. Inne, te nastawione bardziej bojowo, szczerzyły kły.  Vi obracała się dokoła, próbując zrozumieć to, czego właśnie jest świadkiem, gdy drzwi do stodoły otworzyły się kolejny raz i do środka wszedł ktoś jeszcze. Mężczyzna, albo też wilk w ludzkiej postaci. Tego nie mogła wiedzieć. Mimo wszystko przyjrzała mu się dokładniej.  Był w kwiecie wieku, z dużym sumiastym wąsem, lekką nadwagą i gwiazdą szeryfa przypiętą do piersi. Przypominał jej postać z westernu, który kiedyś oglądała, tyle, że w jego dłoni, zamiast rewolweru znajdował się wiklinowy kosz. Przez chwilę spoglądał na sfory, po czym podszedł do zwisającego przy drzwiach włącznika i zapalił światło. Żyrandol rozświetlił się  przyjemnym ciepłym blaskiem, a panujący w środku gwar natychmiast ucichł. Widząc to, mężczyzna podszedł do drewnianego stołu i wyciągnął z niego butelkę z winem i jeden, dość sporych rozmiarów kieliszek. 

- Cieszę się, że wszyscy dotarli - powiedział odkorkowując wino i nalewając je do kieliszka. - Niech podejdą do mnie wasi przedstawiciele. 

Victoria zauważyła, że z każdej watahy na środek sali wychodzi jeden wilk. 

- Skoro będziemy omawiać sprawę Victorii -  Tu mężczyzna obrócił się w jej kierunku - To proponuję, byście przybrali swoje ludzkie postacie. 

Mimo warknięć, które gdzieniegdzie się rozległy, wilki bez skrępowania przeobraziły się w ludzi. Do szeryfa dołączyła piękna kobieta o długich włosach poprzetykanych siwizną, młody mężczyzna, który wyraźnie utykał i miał problemy z poruszaniem się oraz dość otyły facet w nieokreślonym wieku. Ostatni przemienił się przedstawiciel watahy jej ojca. Wysoki i szczupły, żeby nie powiedzieć wręcz chudy, mężczyzna miał długą brodę i włosy zaplecione w warkocz. 

-Rozpocznijmy więc i pokażmy, że mamy dobre intencje -  szeryf uniósł kieliszek do ust i upił z niego spory łyk.  Następnie, przedstawiciele zebranych watah uczynili to samo. Kiedy kielich był  pusty, zasiedli na ławie. 

- Zebraliśmy się tutaj - szeryf zwrócił się do wszystkich obecnych przygładzając sumiaste wąsy - aby przyjrzeć się sprawie Victorii Abrams, pół człowieka- pół wilczycy. Victorio, jako przedstawiciel ludzi, muszę zapytać cię o to, co wydarzyło się w ostatnich dniach i czy prawdą jest to, o czym mi doniesiono. Czy to prawda, że zostałaś porwana z własnego domu przez obecnego tu Zacha i Keitha? Czy to prawda, że zostałaś pobita? 

-Tak-  odpowiedziała cicho. 

-Jakie masz na to dowody? - zapytał szczupły mężczyzna przeczesując palcami swoją długą brodę. 

-Wystarczy spojrzeć na jej twarz - wyraźny głos Robina przebił się w odpowiedzi, zanim w ogóle zdołała otworzyć usta. 

-Podejdź tutaj dziewczyno - nakazał szeryf. 

Victoria przełknęła nerwowo ślinę, ale zrobiła to o co ją poprosił. Wyszła na środek i stanęła twarzą zwróconą do rady. 

-Czyżbyś rościł sobie do niej jakieś prawa Robinie? - zapytał najmłodszy członek rady, spoglądając na nią uważnie. - Wyczuwam od niej twój zapach. 

Vi posłała Robinowi przerażone spojrzenie, ale ten wzruszył tylko ramionami.

-Ja...- odezwała się  nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że niepełnosprawny mężczyzna wciąż oczekuje odpowiedzi. - Nie miałam w co się ubrać. Porwali mnie kiedy spałam. 

- Dowody mówią same za siebie - starsza kobieta posłała jej współczujące spojrzenie - Należy ukarać tych, którzy wyrządzili jej krzywdę. - Zachu i Kithcie-  zwróciła się do mężczyzn stojących w towarzystwie Mosesa. - Ponieważ podnieśliście rękę na niewinną osobę, zostaniecie ukarani. Zgodnie z naszym kodeksem, każdy z was otrzyma po cztery baty z ręki tej, której wyrządziliście krzywdę. 

- Ale... - Victoria chciała zaoponować, ale spojrzenie jakie posłała jej kobieta, uciszyło w niej jakikolwiek protest. Pozostała więc na swoim miejscu, z trudem zachowując spokój. Przecież nie mogą mnie zmusić, myślała wpatrując się w Keitha, którego twarz zrobiła się blada. 

-Victorio, czy to prawda, że uciekłaś na ziemię Robina przed swoim ojcem? - następne pytanie zadał jej szeryf. 

-Tak - odparła prędko, mając nadzieję, że jeśli uda jej się zmienić temat, to wszyscy zapomną o karze jaką miała wymierzyć.  

-Dlaczego? 

-Ja... - Victoria spojrzała na niego nie za bardzo wiedząc, co powinna u powiedzieć. - Moses... to znaczy mój ojciec powiedział, że jestem wilkiem. Nie wierz to!  Nie jestem wilkiem! Jestem człowiekiem! Po prostu człowiekiem -  powiedziała łamiącym się głosem. 

-Uciekła, bo poczuła się zagrożona - wtrącił Robin. -  Kiedy znalazła się na moich ziemiach, wyczułem wyraźny zapach jej strachu. 

-I to dlatego postanowiłeś się nią zaopiekować, dobry samarytaninie? - w głosie Zacha zabrzmiała szydera. - Innego z nas, zgodnie ze swoim starym zwyczajem, zatłukłbyś jak psa!

Spojrzała przerażona w kierunku Robina. Nie wyglądał na zdenerwowanego rzuconym w jego kierunku oskarżeniem. 

-To nie jest mój zwyczaj - odpowiedział stalowym głosem. - To prawo, które od wieków istnieje w naszym świecie. 

-Dlaczego więc jej nie zabiłeś? - Zach domagał się odpowiedzi. 

-Była posiniaczona i przerażona. Poza tym nie była wilkiem. 

-Musiałeś wyczuć... 

-Wyczułem strach człowieka. Przerażenie schwytanej zwierzyny, która jakimś cudem uciekła swojemu oprawcy. 

-Pamiętajcie, że dziewczyna dopiero stanie się wilkiem - starsza kobieta znów przejęła pałeczkę. 

-O ile w ogóle się nim stanie - mruknął szeryf, spoglądając na nią z powątpiewaniem. 

-Nie chcę być wilkiem. Chcę wrócić do domu!- rzuciła w jego stronę Victoria. 

-Niestety  nie możesz. Jesteś hybrydą. Twoja matka skutecznie zagłuszała rozwój twojego wilka. Teraz kiedy jej nie ma, musisz z nami zostać. Nie możemy pozwolić przemienić ci się w sposób niekontrolowany.

-Nie przemienię się! - Victoria z trudem panowała nad nerwami.- Obiecuję wam, że się nie przemienię... Z czego się śmiejesz? -  rzuciła widząc jak usta Robina rozciągają się w uśmiechu.

-To tak nie działa Vi - powiedział spokojnie, po czym zwrócił się do rady. - Sami widzicie.

-Victorio - szeryf wstał z miejsca i do niej podszedł. Wzdrygnęła się gdy złapał ją za ręce. - Musisz nam uwierzyć.  Jesteś hybrydą. Kiedy żyła twoja matka, nie mogłaś stać się wilkiem. Teraz zaś wszystko zaczyna się zmieniać. Przypomnij sobie ostatni czas. Byłaś zdenerwowana. Nie potrafiłaś znaleźć dla siebie miejsca... 

-Ja... -  skąd ten mężczyzna wiedział, że  przed porwaniem, odczuwała ciągły niepokój? 

-Wiesz o tym prawda? - spytał.

Ponieważ nie była w stanie mu odpowiedzieć, zwiesiła głowę i przytaknęła. Mężczyzna ujął jej twarz w swoje dłonie i zmusił by na niego spojrzała. 

-Chyba nie chcesz zrobić nikomu krzywdy, prawda?

-Nie, ja... 

-Tak właśnie się stanie, jeśli wrócisz teraz do domu i nie nauczysz się panować nad swoimi zdolnościami Victorio. Może się zdarzyć, że którejś nocy, przy pełni księżyca, twoje moce objawią się w najmniej spodziewanym momencie i zrobisz krzywdę tym, których kochasz... Wiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz z nami zostać.

- Z wami? Tutaj? 

-Chcę, żebyś wróciła ze mną do domu -  powiedział Moses wychodząc na środek klepiska. 

-Twoje niedoczekanie - mruknął Robin skupiając  na sobie uwagę wszystkich.  

-Robinie, to jest jej ojciec i zgodnie z zawartym z ludźmi przymierzem po śmierci jej matki ma prawo...   

-Nie ma żadnego prawa, od kiedy dziewczyna znalazła się na mojej ziemi i dobrze o tym wiecie! Od momentu w którym przekroczyła granicę, to ja jestem panem jej życia i śmierci - głos Robina ze świstem przecinał powietrze. 

-Czego więc chcesz ? - zapytał otyły członek rady, który dotychczas nie zabierał głosu. 

-Chcę by dziewczyna została u mnie do czasu, aż pozna swoje możliwości. Dobrze wiecie, że powinny objawić się na igrzyskach, podczas których nastąpi wybór mate dla wszystkich niesparowanych. 

-Do tej pory zdążysz już ją do siebie przywiązać - powiedział Keith zabierając głos. - Już teraz czuć od niej twój zapach!

-Chcę by wróciła do domu i była pod moją opieką. Opieką, której zabroniliście mi kiedy była dzieckiem.

-Myślę, że każdy z was chce uczynić z niej sojuszniczkę - Głos otyłego mężczyzny, znów skupił na sobie uwagę wszystkich. - Doskonale wiecie, że w Radzie, która decyduje o wszystkich spornych kwestiach, zasiadają przedstawiciele wszystkich zebranych tu watah oraz jeden człowiek, przedstawiciel mieszkańców Arizony. Ponieważ Victoria jest hybrydą, również i jej należy się miejsce w naszym składzie. 

-Masz całkowitą rację Erneście - odezwała się siedząca po jego prawej stronie kobieta. Dla dobra naszych watach, musimy się nad tym dobrze zastanowić. Może opiekę nad Victorią powinna przejąć, któraś z naszych rodzin?

-Czy nie mogłabym zostać z ludźmi? - zapytała Vi, z nadzieją patrząc na szeryfa. 

-Niestety, żaden człowiek nie pomoże ci w przemianie, dziewczyno. Zrobić to może tylko wilk. 

-Musimy się nad tym zastanowić - starsza kobieta znów zabrała głos. - Udamy się teraz na naradę, gdzie podejmiemy decyzję. Przedtem jednak muszę zapytać, czy któryś z was, rezygnuje ze swoich roszczeń?

-Jestem jej ojcem. Już raz musiałem z niej zrezygnować. Ponownie tego nie zrobię.  

- A ty Robinie?

-Ja również nie rezygnuję. 

-W takim razie musicie zdać się na nasz osąd - powiedział szeryf. -  Rozpalcie ogniska, a my tymczasem udamy się na prerię. Gdy wrócimy, zapoznamy was z naszą decyzją. Będzie ona nieodwołalna.





Continue Reading

You'll Also Like

90.6K 1.8K 15
"Kilka centymetrów za mną poczułam bijące ciepło, które niesamowicie mnie ogrzewało. Paliło mnie w plecy swoim pożądanie i namiętnością, a od środka...
56.1K 5.1K 28
Dodatek do seri płomień. A co się dzieje, gdy nie ma się tyle szczęścia i rodzisz się po stronie, gdzie władzę sprawują wampiry?
39.8K 2.1K 33
Niki wraz z przyjaciółmi próbuje zapowiedz wojnie, która może sprawić, iż wszyscy niewinni ludzie mogą zginąć. Ich zadanie jest proste znaleźć i uwol...
329K 17.2K 37
Zoe codziennie myśli o śmierci choć brakuje jej odwagi, by ze sobą skończyć. Cierpi i nie widzi możliwości, by wieść szczęśliwe życie. Nathaniel to j...