Będzie mi bardzo miło jeśli polubisz mój profil na FB: WARTKA AKCJA i ZAOBSERWUJESZ NA INSTAGRAMIE: wartka_akcja Znajdziesz tam informacje o książkach, odnośniki do strony internetowej z moimi opowiadaniami, inspirujące cytaty... Jeśli lubisz czytać to co pisze na wattpad to serdecznie Cię zapraszam na moje profile :-)
***
- Możemy już iść? - spytała Victoria oglądając się nerwowo za siebie.
- Spokojnie - duża, ciepła dłoń spoczęła na jej ramieniu. Vi obróciła się w stronę nieznajomego. Była tak szczęśliwa, że spotkała kogoś na tym pustkowiu, że nawet mu się dobrze nie przyjrzała. A jeśli był psychopatą tak jak jej ojciec i brat? Co robił nocą na pustkowiu ? Uciekał przed czymś? Na usta cisnęło jej się milion pytań. Odsunęła się gwałtownie, a jego ręka bezwładnie zawisła w powietrzu. Nie poruszył się, ani nie wykonał żadnego ruchu.
- Proszę, muszę powiadomić szeryfa - powiedziała, chcąc przerwać niezręczne milczenie, które między nimi zapadło.
- Zagaszę ognisko - mruknął odwracając się do niej plecami. Dopiero teraz Victoria zauważyła jaki jest wysoki. Wysoki i postawny. Pod szarą koszulką rysowały się dobrze zarysowane, stalowe mięśnie. Przełknęła ślinę. Gdyby chciał, już by mnie skrzywdził, pomyślała uspokajając się nieco.
- Opowiesz mi co się stało? - jego pytanie wyrwało ją z zamyślenia.
- Nie wiem od czego zacząć... - ciaśniej opatuliła się kocem i spojrzała za siebie, wytężając wzrok.
Nie zacznie mówić, dopóki jej stąd nie zabiorę, stwierdził Robin, spoglądając na nią z ukosa. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie powinien zabrać jej do domu swojej watahy, ale uznał, że to zły pomysł. Córka Mosesa mogłaby wywołać tam niemałe zamieszanie. W chacie na pustkowiu będą mieli dużo więcej swobody. Ponadto, musi skontaktować się z Betą i powiadomić go o konieczności wzmocnienia patroli na granicy. Nie sądził, żeby Moses ważył się ją przekroczyć, ale był pewien, że wkrótce upomni się o córkę. Nakreślił na ziemi znaki dla swoich ludzi, po czym wstał z miejsca i zarzucił sobie plecak na ramiona.
- Idziemy- zaordynował kierując się w stronę chaty. Szła za nim, co chwile potykając się o nierówny teren. Jej zmysły wilka, w ogóle się nie rozwinęły, stwierdził zwalniając kroku.
- Jak ci na imię? - zapytała.
- Robin - odparł i przytrzymał ją gdy po raz kolejny potknęła się o wystający korzeń.
- Uważaj!
- Nie moja wina, że nic nie widzę - jęknęła. - Nie masz przypadkiem latarki?
- Spróbuj wytężyć wzrok - poradził.
- Łatwo ci mówić - mruknęła po czym ucichła na długie minuty. Odezwała się dopiero wtedy kiedy dotarli do chaty. Wpuścił ją przodem, po czym zamknął drzwi na klucz i schował go do kieszeni spodni.
- Zadzwonisz? - spytała wskazując na telefon satelitarny leżący na komodzie.
- Oczywiście - powiedział biorąc aparat do ręki. Wykręcił numer i poczekał na zgłoszenie się biura. Gdy uzyskał połączenie wyciągnęła rękę chcąc zabrać mu aparat, ale nie pozwolił jej przechwycić słuchawki. Spojrzała zdziwiona, ale wzruszył tylko ramionami.
- Cześć Ben, tu Robin - powiedział słysząc głos po drugiej stronie - Na moich terenach pojawiła się dziewczyna, która twierdzi, że zabiła Mosesa. Jest posiniaczona, przerażona i twierdzi, że została przez niego porwana. Mógłbyś pojechać na rancho Moora i sprawdzić się tam stało? Tak, wiem, że przekroczyła granice. Pogadamy o tym innym razem, dobra? Jeśli ją porwał, to zrób mi proszę tą przyjemność i wsadź go na dołek, ok? No i koniecznie obij gębę temu, kto poharatał jej twarz. Dzięki. Aha, daj znać, jak będziesz coś wiedział. - Robin odłożył słuchawkę i spojrzał na dziewczynę, która nerwowo krążyła po pomieszczeniu przysłuchując się jego rozmowie.
- Nie przyjdzie tu? - spytała patrząc na niego z wyczekiwaniem.
- Najpierw zajrzy do Mosesa i sprawdzi czy nic mu nie jest. Potem, jeśli uzna to za konieczne, przyjedzie i zbierze od ciebie zeznania. Chcesz wsadzić go za porwanie?
- Tak, nie... ja ... - plątała się mając przed oczyma Keitha, który okazał jej tyle zrozumienia i wsparcia. Nie chciała, żeby poszedł do więzienia. - Ja... nie wiem! - wyrzuciła z siebie spoglądając na niego bezradnie.
- Co tam się stało?- spytał podchodząc do niej na odległość ramienia.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu, po czym Victoria zaczęła mówić. Nie przerywał jej, dając jej czas, by opowiedziała mu o wszystkim. O przerażeniu jakie poczuła, gdy zorientowała się, że ktoś włamał jej się do mieszkania, o bolesnych razach jakie zaserwował jej Zach oraz o dobroci okazanej przez Walerie i Keitha.
- Potem zaprowadził mnie do niego. Myślałam, że porozmawiamy normalnie. Że przeprosi mnie za to porwanie, ale on... On jest szalony!
- Czemu? - spytał.
- Powiedział ... powiedział mi, że jestem wilkiem. Wyobrażasz sobie?
- Nie wierzysz w wilki?
Coś w jego głosie sprawiło, że straciła rezon.
- Nie rozumiem... Oczywiście, że wierzę w wilki. To zwierzęta, które żyją na preriach i...
- Mówię o ludzkich wilkach.
- Boże, ty też ?! - Victoria poderwała się z miejsca i rzuciła się w kierunku drzwi. Szarpnęła za klamkę, poniewczasie uświadamiając sobie, że są zamknięte. Spojrzała na mężczyznę, który jeszcze przed chwilą siedział na kanapie. Wstał z miejsca i przyglądał się jej z założonymi na piersiach rękoma, nie wykonując przy tym żadnego ruchu.
- Proszę, wypuść mnie - odstąpiła od drzwi i spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
- Ludzkie wilki istnieją Vi - powiedział łagodnie, lecz ona pokręciła głową w niemym zaprzeczeniu.
- Jesteście chorzy! Wy wszyscy jesteście chorzy! - krzyknęła przerażona.
Robin wiedział, że tylko przemiana pozwoli jej uwierzyć w to, co usłyszała przed chwilą. Skupił się w sobie i przywołując ducha prerii, przemienił się w wilka.
Nie wierzyła własnym oczom. Tam gdzie jeszcze chwilę wcześniej znajdował się jej wybawca, stał wilk. Ogromny wilk. Victoria ponownie szarpnęła za klamkę, ale drzwi nie ustąpiły. Kątem oka zobaczyła jak zwierze się do niej zbliża. Boże, on zaraz mnie rozszarpie, pomyślała i zrobiła jedyną rzecz, jaka pozwoliła jej się od tego wszystkiego odgrodzić. Zamknęła oczy. Nie wiedziała ile czasu minęło, gdy usłyszała jego łagodny pomruk. Zmusiła się by otworzyć powieki. Wilk wciąż tam był. Obserwował ją, nie wykonując przy tym żadnego ruchu. W przypływie odwagi sięgnęła po słuchawkę telefonu satelitarnego, ale głośne, złowrogie warknięcie sprawiło, że upuściła ją na ziemię. Wilk natychmiast podbiegł po aparat i zagarnął go łapą, a następnie, jak gdyby nic się nie stało, cofnął się o dwa kroki. Zrozpaczona rozejrzała się w poszukiwaniu jakiejś broni. Tuż obok zlewu, na suszarce leżał nóż. Podbiegła i chwyciła go w dłonie.
- Nie zbliżaj się do mnie! - rzuciła w kierunku zwierzęcia.
Ze zdumieniem zobaczyła, że wilk skinął jej łbem i przysiadł na tylnych łapach. Zamrugała oczyma, wciąż trzymając przed sobą broń.
Robin zastanawiał się jak długo to jeszcze potrwa. Z jednej strony doskonale rozumiał jej strach i przerażenie, z drugiej zaś była zbyt ważna, by mógł pozwolić jej odejść. Musiała zrozumieć kim jest i co się z tym wiąże. Oczywiście byłoby lepiej gdyby dowiedziała się tego od ojca, ale Moses musiał oczywiście wszystko spieprzyć. Jeśli miał być ze sobą szczery, jemu również nie szło najlepiej. Westchnął w duchu i na powrót przemienił się w człowieka.
Victoria zamrugała nerwowo. Tam gdzie jeszcze przed chwilą był wilk, stał Robin. Był nagi. Jego szeroka pierś, migotała w świetle elektrycznej żarówki.
- Boże - jęknęła osuwając się na podłogę i ściskając w dłoniach rękojeść noża.
- Czy teraz mi wierzysz? - spytał.
- Ty! Ty... Ty jesteś goły! - wypaliła, a jej policzki oblał krwisty rumieniec.
Wzruszył ramionami i sięgnął po leżące na podłodze spodnie.
- Pierwszy raz widzisz nagiego mężczyznę, czy wilka?- spytał rozciągając wargi w uśmiechu.
- Ja... nie zbliżaj się do mnie! - Nóż w rękach Victorii drżał lekko, co oznaczało, że prawdopodobnie i tak nie wiedziała jak go użyć. Pojedynek na spojrzenia przerwał im dopiero dźwięk telefonu. Nie spuszczając z niej wzroku, Robin odebrał telefon.
-Dzięki za informacje - rzucił do słuchawki - Victoria na pewno ucieszy się, że nie zabiła swojego ojca. Moses szaleje tak? No cóż... Przekaż mu, że spotkamy się za jakiś czas na neutralnym terenie - powiedział kończąc rozmowę.
- Powinien ucieszyć cię fakt, że go nie zabiłaś - stwierdził na moment przed tym jak rzuciła się na niego z nożem.