Desperado [psycho LT] ✔

By goldenbarbs

9.8K 868 242

[on czeka, ukrywając się za papierosem] Mów mi, że to nie szkodzi - gdy przegrywam. I mów mi, że jesteś moja... More

ona.
on.
prolog.
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 7.
rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
PAINKILLER
Rozdział 13.
Rozdział 14.
epilog

Rozdział 6.

438 43 25
By goldenbarbs


Logan

Z utęsknieniem wypatrywałem deszczu za oknem, lecz nie mogłem się łudzić. To było San Francisco, a nie chłodne Seattle. Pogoda dawała się we znaki i miałem już dość słońca, od którego gotowałem się w czarnych ubraniach.

Wyszedłem spod prysznica, stając na białych kafelkach nowej łazienki. Mieszkanie, które zaproponował Matthew, było przestronne i przypominało loft. Miałem salon połączony z nowoczesną kuchnią i niewielką sypialnię. W salonie, na szczęście, zmieściło się pianino, bo gdyby było inaczej, moja noga nie przekroczyłaby progu tego miejsca. Spojrzałem na swoje zaparowane odbicie i przetarłem dłonią lustro. Umięśniony tors wciąż prezentował się dobrze, ramiona pokrywały liczne tatuaże, których nigdy nie było za mało. Przetarłem twarz dłonią i poklepałem się po policzku. Trafiłeś, jak ślepa kura na ziarno – pomyślałem. Miałem teraz luksus, którego od dawna nie doświadczyłem i tę cudowną adrenalinę, którą czułem, trzymając za paskiem broń i wykonując powierzane zadania. Podobało mi się to, nawet jeśli w czasie dnia miałem być cieniem Josephine.

~*~

Siedziałem na murku przed drzwiami willi i cierpliwie czekałem na panią Vance. Do bankietu pozostały cztery godziny, w czasie których miałem zawieźć ją do fryzjera i makijażystki. Josephine na razie rzadko korzystała z moich usług. Pracowałem u nich tydzień, a ona wychodziła z domu dopiero drugi raz. Myślałem, że takie panienki nie mogą żyć bez pustych przyjaciółek i plotek. A tu proszę, nawet nikt jej nie odwiedzał. W czasie tego tygodnia zapoznawałem się z pracownikami, jednostkami Matthew i przechodziłem wprowadzenie, pilnowany i kontrolowany przez Zayna. Skierowanie się do centrum było miło odmianą od chodzenia między bazą z bronią i towarem, a domem.

Pochyliłem się do przodu, opierając łokcie o kolana i strzepując popiół z papierosa. Drzwi otworzyły się minutę później, gdy kończyłem palenie. W progu stanęła Josephine, poprawiając okulary przeciwsłoneczne na nosie.

– Możemy jechać. – Rzuciła do mnie z obojętnością w głosie i ruszyła do auta.

Ostatni raz zaciągnąłem się nikotyną, po czym zgasiłem niedopałek i otworzyłem drzwi przed Josephine. Tym razem wybrała tylne siedzenie. Wsiadłem za kierownicę i wyjechałem na ulice drogiego osiedla na którym mieszkali. Spojrzałem w lusterko, nieco zaskoczony ciszą. Josephine dała się poznać, jako rozgadana i ciekawska osoba. Nie pasowało mi to, że milczy, nie odpowiadało przyjętemu przeze mnie schematowi. Wpatrywała się w okno, nieruchoma, jak posąg.

– Najpierw fryzjer? – Upewniłem się.

– Tak. – Krótka, sucha odpowiedź podniosła mi ciśnienie. Być może w moich ustach było to normą, ale w jej wywoływało dreszcz, taki sam, jak po usłyszeniu pisku kredy na tablicy.

Zacisnąłem palce na kierownicę i więcej się nie odezwałem, mogąc powiedzieć o słowo za dużo. Zatrzymałem się pod salonem fryzjerskim i z udawaną grzecznością otworzyłem przed nią drzwi. Ominęła mnie, od razu kierując się do środka.

Salon był ekskluzywny i na pewno drogi. Na dodatek prestiżowy. Wszedłem za Josephine, którą od razu się zajęto. Obrzuciłem spojrzenie idealne kobiety, siedzące przed lustrami. Ona tutaj pasowała, a z drugiej strony miałem wrażenie, że nie chciała tu być. Wyczułem to w jej chłodnym zachowaniu, wręcz sztywnym. Wydawało mi się, że kobiety uwielbiały, gdy o nie dbano, robiono coś za nie. Tymczasem Josephine nawet nie zdjęła okularów – wciąż była posępna. Powstrzymując wszelkie pragnienia zajrzenia do torebek klientek, usiadłem na fotelu pod ścianą i z obojętnością przeglądałem kobiece pisma naszpikowane trywialnymi newsami.

Tylko raz podniosłem wzrok, wtedy Josephine zsunęła okulary i odłożyła na stolik. W lustrze ujrzałem siniak na jej opalonym policzku, który wyglądał kuriozalnie. Siedziała na fotelu smutna, przygnębiona i milcząca, a fryzjerka nie próbowała utrzymywać rozmowy. Wykonała fryzurę, którą Josephine pokazała ją na zdjęciu w telefonie.

Powoli wstałem, rzucając gazetę na stolik. Zbliżyłem się do Josephine i spojrzałem na nią w lustrze. Ona ubrana w białe spodnie i jasną koszulę i ja w czerni, wyglądaliśmy, jak dwa przeciwieństwa. Ciekaw byłem, czy faktycznie tak było. Bo może to tylko wygląd nas tak od siebie różnił?

– Wyjdę na moment. – Oznajmiłem cicho, ale uniosłem brew i posłałem jej znaczące spojrzenie.

– Aż tak szybko nie biegam. – Odparła, spuszczając wzrok na nadgarstek. Zaczęła bawić się bransoletką z kryształami Swarovskiego.

Nic więcej nie dodałem, bo dyskusja na ten temat była zbędna. Fryzjerka zerknęła na mnie ciekawska, lecz o nic nie zapytała. Opuściłem salon i skierowałem się do pobliskiej kawiarni, równie luksusowej, jak cała dzielnica, w której się znaleźliśmy. Pomyślałem sobie, że chociaż stać było mnie teraz na kupienie garnituru Gucciego, lub drogich butów, to nie chciałem na to marnować pieniędzy. W głowie non stop przeliczałem sumy, które mogłem postawić i zaryzykować, żeby zgarnąć większą wygraną.

Do kwiaciarni wszedłem kierowany szacunkiem do muzyki, jaką wygrywała Josephine. Wcześniej nie miałem pojęcia, że podzielała moją pasję, póki nie zobaczyłem jej przy pianinie. Dlatego wzrosła we mnie sympatia oraz życzliwość, tym samym byłem zaskoczony współczuciem i złością, które narodziły się we mnie. Josephine grała piękną muzykę, była także piękną kobietą i choć rzadko odczuwałem jakiekolwiek inne emocje niż nienawiści, to do niej podchodziłem trochę inaczej. Nie podobało mi się, że kobieta, w której sercu żyje melodia pianina, wyglądała na zgaszoną, a na dodatek została uderzona. Śmiem wątpić, że wpadła na szafkę.

Między kwiatami poczułem się kompletnie zmieszany. Nie miałem pojęcia, jaki kwiat wybrać, ale ekspedientka z uśmiechem zaproponowała mi bukiet. Zdecydowałem się na niewielki, składał się z różowych gerberów i obwiązany był białą wstążką.

Zostawiłem na blacie solidną zapłatę, nie dbając o resztę i wyszedłem. Później cierpliwie czekałem na koniec, w międzyczasie pijąc kawę. Dostałem również kilka ciastek od zalotnej fryzjerki, która co jakiś czas wpatrywała się we mnie maślanym wzrokiem. Doprawdy, żałosne.

– Mąż uregulował rachunek – Fryzjerka uśmiechnęła się do Josephine, kiedy ta szukała portfela. Miała bardzo elegancko spięte włosy i wyglądała dość blado bez makijażu, a na dodatek ten siniak...

– Tak? Och... W porządku. Bardzo dziękuję. – Posłała jej mało wiarygodny uśmiech i ruszyła do wyjścia. Nie żegnając się, wyszedłem za nią.

– Josephine. – Odezwałem się, gdy stanęliśmy przy aucie.

– Tak? – Schowała okulary do torebki i spojrzała na mnie pustym wzrokiem. W jej oczach widziałem odbicie... siebie. Zupełna obojętność.

Powoli uniosłem rękę i wręczyłem jej kwiaty, cały czas jej się przyglądając. Wyglądała na zaskoczoną, gdy wzięła ode mnie gerbery. Popatrzyła na bukiet, potem na mnie i pokręciła delikatnie głową.

– Kupiłeś mi kwiaty? – Wyszeptała.

– Nie wiedziałem, że tak dobrze grasz. Oczarowałaś mnie muzyką. Uznałem, że tak docenię twój talent. – Odparłem, opierając się ręką o samochód. Przechyliłem lekko głowę i nie spuszczałem wzroku z twarzy Josephine. W jej oczach dojrzałem łzy, które bardzo mnie zaskoczyły.

– Robię to zawodowo. – Uśmiechnęła się lekko. – Dziękuję, Logan. Są przepiękne. To bardzo miłe gest. Nie spodziewałam się tego... po tobie.

– Ja po sobie również. – Powiedziałem i otworzyłem jej drzwi. – Ale męczyła mnie twoja ponura twarz. Lepiej wyglądasz, jak się uśmiechasz.

– Wow, jesteś nad wyraz subtelny – w jej głosie wyczułem sarkazm.

– Tak, cały ja.

– Jesteś enigmą. – Stwierdziła tylko i wsiadła do samochodu.

Cóż. Nie będę zaprzeczać.

~*~

Kasyno zostało dziś zamknięte na użytek prywatny. Matthew zaprosił setki osób, a ja nawet nie miałem pojęcia z jakiego powodu jest zorganizowane przyjęcie. Matt tylko na początku chodził z Josephine, chwaląc ją i traktując, jak gwiazdę wieczoru. Przechadzałem się między stołami do gry, obserwując każdy fałszywy uśmiech i gest Josephine. To skutecznie odciągało moją uwagę od gry. Nie zerkałem na karty, bo gdybym przestawił mój umysł na kalkulację szans na wygraną, wyłączyłbym się na resztę czasu pracy.

Zayn podszedł do mnie, gdy Matt przestał się już interesować żoną i zajął biznesmenami. Zacisnąłem szczękę, ostatni raz spoglądając na Jose, która rozejrzała się bezradnie, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

– Słucham? – Uniosłem brwi, wpatrując się teraz w Malika. Skrzyżowałem ręce za plecami.

– Jutro masz przewieźć towar do Los Angeles i wrócić. O szóstek klient będzie czekał pod starą fabryką WindLow. Odbierasz towar, to będzie broń i jedziesz pod adres, który poda ci ten facet. W poniedziałek Josephine ma koncert, więc będziesz jej kierowcą. I jeszcze jedno, nie próbuj grać, gdy jesteś w pracy.

– Dobrze, mentorze. Dziękuję za poradę. – Posłałem mu szelmowski uśmiech i z gracją ominąłem go, trącając ramieniem. Chyba wystarczająco okazałem, że mam go za nikogo.

Ruszyłem w stronę Josephine, która siedziała samotnie przy barze. Byłem jej ochroniarzem, miałem prawo zająć miejsce obok.

– Logan. – Choć stanąłem za jej plecami, wyczuła moją obecność. – Coś się stało? Nie uciekam, nie wyjdę stąd.

– Wszystko w porządku? – Przysunąłem się bliżej.

– Ależ, Logan, ani trochę cięto nie obchodzi. Nie wiem kim jesteś i co tu robisz, ale jesteś strasznie dziwny. Co jest z tobą nie tak, co? Powiem ci. Wszystko. – Dopiła wino i poprosiła o kolejny kieliszek.

– Masz rację, nic mnie to nie obchodzi. – Warknąłem, pochylając się i mówiąc wprost do jej ucha. – Znudzona, bogata żona, którą nic nie bawi? Zblazowana, wiecznie niezadowolona?

Odwróciła głowę i obrzuciła mnie smutnym spojrzeniem. Nie pogardliwym, nie wściekłym. Smutnym. Upiła łyk dolanego alkoholu, po czym odparła:

– Nic o mnie nie wiesz, Logan.

– Bo nie pytam. – Usiadłem przy barze i wbiłem wzrok w butelki whisky, których nie wolno było mi dzisiaj tknąć.

– Zapytaj. Czemu nie pytasz? Jesteś człowiekiem, ciekawość pali cię od środka. Mnie tak. Ale mi pan nie odpowiada, panie Tomlinson. To trochę bezczelne.

– Josephine, darujmy sobie tę rozmowę, zanim obrzucisz mnie kolejnymi obelgami – odparłem znużony, mrużąc oczy i czytając etykiety.

– Oczywiście. – Westchnęła i zsunęła z palca pierścień z czerwonym rubinem. Był drogi, przypominał pamiątkę, ale może się myliłem. Obróciła go parokrotnie, po czym położyła na blacie obok mojej dłoni.

– Weź. – Zsunęła się z wysokiego krzesła. – To jedno wiem, nie pytając. Jestem pewna, że wiesz, ile jest wart. Liczysz to w głowie, widzę to w twoich oczach, w spojrzeniu. Jesteś złodziejem, Logan. Pozwalam ci to ukraść. Weź go sobie.

Spojrzała na mnie chłodno, prostując się. Zlustrowałem ją wzrokiem, ale nie zdążyłem odpowiedzieć. Odeszła, a ja jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w czerwoną suknię, zanim zniknęła w korytarzu.

Pochyliłem się nad blatem, wpatrując się w pierścień. Nie rozumiałem tego, co właśnie się wydarzyło. Nie miała wielu szans, by mnie rozszyfrować. Ale to jedno wiedziała. Była spostrzegawcza, choć myślałem, że prawdopodobnie będzie pustą, rozpieszczoną żoną gangstera, wydającą pieniądze za dnia i dającą się pieprzyć nocą. Za szybko ją oceniłem, za to ona trafiła w sedno. Dlatego, żeby zrobić jej na przekór, schowałem pierścień z zamiarem oddania go.

Od autorki: Nie będę zaprzeczać, jara mnie to opowiadanie. Uwielbiam tego Logana/Louisa. No nie wiem, podoba wam się? 

Continue Reading

You'll Also Like

412 81 19
Caitlyn to niespełna osiemnastolatka, która mimo wszystko nigdy się nie poddaje. Żeby spełnić marzenia, opuszcza swe rodzinne miasteczko, a studiując...
68.1K 159 1
Jednego dnia myślę, że najważniejsze jest tu i teraz, a drugiego wpadam w panikę, że jednak nic już nie będzie takie samo.
2K 65 13
Życie Kate odmieniło się wraz z wieścią , że należy do mafii. Musi stawić czoła wszystkim przeciwnością i interesom . Po drodze poznaje Thomasa Pine'...
12.6K 541 30
Czy idzie ukryć chorobę? Czy miłość może ją przezwyciężyć? Czy Melisa I Luke dadzą radę walczyć z jej chorobą I czy wtedy ich miłość przetrwa?