Nożyce tną... październik 2018

By GLNozyce

8.6K 1.1K 429

Miesięcznik "Nożyce tną..." to nie tylko rozległy poradnik pisarski, ale i publikacja łącząca w sobie artykuł... More

Wstęp
Perfekcyjny bohater #3 [zwyczajność]
Perfekcyjny bohater #4 [psychologiczne perspektywy]
Jak pisać o... #10 [schizofrenia]
Jak pisać o... #11 [szkoła w USA]
Jak pisać o... #12 [dystopia]
Krótkie cięcie #17 [recenzownie na Wattpadzie]
Krótkie cięcie #18 [nowe znajomości]
Krótkie cięcie #19 [święto zmarłych w Meksyku]
Krótkie cięcie #20 [kolor... czy to ma znaczenie?]
Krótkie cięcie #21 [rodzaje pochówków]
Takie sobie... powermemy?! #2 [październik]
Rekomendacja
Z ostatniej chwili, Nożyce poszukują
Ogłoszenia parafialne

Naostrzona recenzja #6 [Coco]

362 62 43
By GLNozyce

Za wszelką cenę spełniać marzenia - do niedawna na tym skupiały się bajki. Wiele produkcji pokazuje upór i siłę do spełniania swoich planów na przyszłość, nieraz pokazując, jak bohater zwalcza wszystkie przeciwności losu, nawet niechęć rodziny, aby osiągnąć cel.

Spójrzmy na księżniczki, chociażby.

Jednak mam wrażenie, że od jakiegoś czasu twórcy bajek nieco zmienili swój cel... Auta, Kraina lodu, W głowie się nie mieści czy Krzysiu, gdzie jesteś? to może już nie tak nowe, ale wciąż chwytające za serca wielu bajki, które skupiają się na realizacji marzeń, owszem, ale na pierwszym miejscu stawiają...

Na pierwszym miejscu stawiają rodzinę oraz przyjaciół.

Auta potrafiłem oglądać trzy razy dziennie, a i dziś z chęcią zobaczyłbym je jeszcze raz; niektóre kwestie pamiętam, mimo że ostatnio tę animację widziałem kilka lat temu. Zygzak spełnia w niej swoje marzenie o zostaniu najlepszą wyścigówką, ale twórcy ukazują jego pobyt w Chłodnicy Górskiej jako coś ważniejszego; po tych wydarzeniach McQueen orientuje się, że są wartości wyższe niż sukces, a auta - zamiast pędzić autostradą - zwalniają na chwilę, aby cieszyć się życiem.

Kraina lodu to jeden z hitów, których wszyscy mają dość. Dzielimy się na dwie grupy, jedni są zachwyceni bajką, inni jej nie znoszą, ale po co się tak różnić? Przecież opowieść ma ukazać coś bardzo ważnego! Ja sam lubię tę bajkę, ale nie lubię komercyjnej otoczki. Disney pokazał - chyba po raz pierwszy tak prostolinijnie - że to miłość rodzinna jest silna, nie uczucie zrodzone jednego wieczora. Miłość Anny jest przeciwieństwem miłości innych księżniczek Disneya, bo ważniejsze jest uczucie jej siostry, która jest moim guru, tak swoją drogą... (Uwielbiam motyw zimy, tak jakoś wyszło).

Kolejna jest bajka W głowie się nie mieści o problemach z przeprowadzką. Filary się załamują, wyspa rodziny upada, a Smutna (która jest moją idolką obok Strachu) wkracza do akcji. Przedstawiony w ciekawy sposób problem dziecka, które musi zmienić otoczenie i które czuje się niezrozumiane - w pewnym momencie wręcz niechciane - przez rodziców. Twórcy bajki dosyć dobitnie pokazują, jakie znaczenie ma wzajemne wsparcie w rodzinie.

A Krzysiu, gdzie jesteś? to najnowszy hit, moja siostra ryczała jak bóbr cały seans. Jako ten wychowany na Kubusiu, mający swoją armię pluszaków i obiecujący zabawkom, że będę o nich pamiętał, nie mogłem się nie wzruszyć na tym filmie. Pokazuje nie tylko powrót do dzieciństwa Krzysia i tych zapomnianych przyjaciół (co możemy interpretować też metaforycznie), ale problem nieobecnego w domu rodzica, który za wszelką cenę pragnie dla dziecka wszystkiego, co najlepsze. Wykształcenia, dobrego startu, mądrości... W tym wszystkim Krzysztof zapomina, że jego córka to tylko dziecko, które chciałoby się pobawić z tatą. Jednak ten całymi dniami siedzi w pracy... W naprawdę wzruszający sposób - z pomocą pluszaków - reżyser pokazuje prawdziwą siłę zabawy.

Napisawszy ten wstęp, przypomniawszy sobie te wszystkie animacje, czuję to takie nieopisywalne uczucie, które rośnie gdzieś z tyłu głowy. Moja egzaltacja chce mu pozwolić wybuchnąć z pełną siłą, jednak opanowanie na to nie pozwala. W końcu mam do szczegółowego omówienia jeszcze jedną bajkę. Mojego absolutnego faworyta. Bajkę, na której płakałbym jak płaczący jeż, gdybym tylko oglądał ją sam i w ciemności. (Moja siostra łez się nie bała).

Chodzi o Coco.

Tak, tę bajkę o meksykańskim święcie zmarłych. Niedawno pojawił się artykuł opisujący zwyczaje związane z tym świętem w Meksyku, zachęcam do jego lektury, aby lepiej zrozumieć akcję Coco.

Pierwszym, co pewnie wielu z nas zobaczyło, były wszechobecne zwiastuny. Pies goniący żywe kości pewnie wszystkich zainteresował, twórcy ciekawie przedstawili na krótkich filmikach świat, a i krótkometrażówki wciągnęły fanów śmiesznych scen.

Jednak te sceny w pełnometrażowej bajce się nie znajdują, choć ukochanego przez wszystkich psa (wabi się Dante) w niej nie brakuje. Uważam, że jest to ciekawy zabieg - osobiście wyczekiwałem tych scen. Mimo że się nie pojawiły, to się wciągnąłem od samego początku, ale może komuś takie oczekiwanie pomogło przebrnąć przez rozpoczęcie? Bajka - moim zdaniem - jest wciągająca od pierwszej sceny, może jednak dzieci mógł znudzić początkowy monolog.

W następnej kolejności uwagę przyciąga sama animacja. Grafikiem nie jestem, ale kreskę uważam za przyjemną w odbiorze, wszystko jest po prostu urocze, dostrzegam dużą dbałość o szczegóły, która objawia się już w pierwszej scenie.

Miguel zagaja opowieść o swojej rodzinie, a obrazują ją scenki przedstawione jakby na haftach zawieszonych na linkach między domami. Niby wszystko jest proste i schematyczne, a jednak miłe w odbiorze. Ponadto bajka jest bardzo kolorowa - wszędzie przewijają się intensywne barwy, przeplatają się czasami w nietypowy sposób i w nietypowych okolicznościach, bo przecież w Polsce, czy ogólnie w Europie jak sądzę, święto zmarłych kojarzy się z ponurą atmosferą. Wręcz wyblakłą, przytłaczającą, miejscami mroczną. Coco daje nam tryskające energią przeciwieństwo.

Bajka jest o święcie zmarłych, ale przede wszystkim jest o rodzinie. Latynoskie domy są znane z tego, że są wielopokoleniowe. Nie inaczej jest w Coco, gdzie odnajdujemy wszystkich od młodego -dwunastoletniego - Miguela, aż po starą prababcię Coco. Za to na ołtarzyku z okazji święta zmarłych znajduje się cała rodzina, łącznie z wszelkimi wujkami, ciotkami i innymi krewnymi. Kogoś jednak brakuje, jedno zdjęcie jest rozerwane... Na ołtarzyku nie ma fotografii ojca babci Coco.

Rodzina Miguela skrywa więcej tajemnic. Wszyscy jej członkowie darzą wyjątkową nienawiścią muzykę. Ani jedna nuta nie może rozlec się w mieszkaniu. Nikt nie zastanawia się dlaczego, tak po prostu jest.

Jednak Miguel się wyłamuje, marzy, aby grać na gitarze, mimo że cała jego rodzina zajmuje się butami. W ukryciu naśladuje swojego największego idola - Ernesta de la Cruza.

Mały Miguel marzy o zostaniu muzykiem, dlatego potajemnie uczy się grać, kiedy jednak jego babcia dowiaduje się o tym, niszczy jego własnoręcznie zrobioną gitarę. W tym czasie pies Dante - mój ulubieniec - strąca z rodzinnego ołtarzyka zdjęcie rodziców prababci Coco. Miguel odkrywa, że mężczyzna z oderwaną głową na fotografii ma... gitarę.

Chłopiec ze zniszczonym instrumentem nie ma szansy na udział w konkursie odbywającym się tego wieczora. Dlatego decyduje się pożyczyć gitarę Ernesta, prosto z jego mauzoleum. Miguel nie sądził, że wierzenia są prawdą i że faktycznie zostanie przeklęty. Jest tylko jeden sposób, aby ściągnąć klątwę.

Nie chcę więcej zdradzać, bo i tak wiele już napisałem. Jeśli jesteście ciekawi, to zachęcam do obejrzenia bajki.

Opowiada ona o rodzinie i możliwym wykluczeniu z niej. Poniekąd jest o poszukiwaniu siebie, ale przede wszystkim podkreśla wagę więzi międzyludzkich. Ukazuje błędy, które popełniamy, a których czasami nie mamy szansy naprawić. Wskazuje też na skutki zbyt wczesnej oceny czyichś intencji, zamknięcie się na poszukiwanie prawdy i niesłuszny osąd.

Coco jest o rodzinie, fałszywych przyjaciołach, kosztach sławy i muzyce. Mogę w niej wyróżnić kilka punktów kulminacyjnych, które naprawdę mnie wzruszyły. Od tych przykrych, po te radosne, dające swojego rodzaju poczucie ulgi i szczęścia, że wszystko dobrze się potoczyło. To wszystko sprawia, że bajka we mnie wzbudziła naprawdę wiele emocji, nawet gdy oglądałem ją po raz drugi.

Ważną rolę gra muzyka, która się mi spodobała, choć nie słucham jej nałogowo dniami i nocami, kiedy jednak myślę o bajce, pisząc opinię, piosenki chodzą mi po głowie. Zostały w niej zachowane meksykańskie klimaty.

Jak w każdej produkcji, i w Coco można znaleźć kilka wad. Pierwszą, którą zauważyłem, jest wada-nie-wada, bo jedni mogą uznać to za minus, inni za plus bajki. Jest to ciągłe wtrącanie słów po hiszpańsku; ja nigdy nie uczyłem się tego języka, więc nie rozumiałem kilku zwrotów, parę było oczywistych, a raz czy dwa poprosiłem znajomą o tłumaczenie. Ale nie przeszkadzało mi to, jestem wręcz jeżem lubiącym taką stylizację językową, aby podkreślić miejsce, w którym toczy się akcja. Dla osób, które nie lubią takiego zabiegu i chcą wszystko rozumieć, może on okazać się minusem bajki.

Po drugie miałem nieco problem z określeniem czasów, w których wszystko się dzieje. Z jednej strony wszystko wskazuje na czasy kilkadziesiąt lat temu. Miguel pastuje ludziom na rynku buty, nikt nie używa komórki czy komputera. Ale jak mamy jedno ze wspomnień związanych z Ernestem de la Cruzem, to mężczyzna, grając, stoi na scenie z ruchomymi schodami, która wygląda nieco futurystycznie, jak dla mnie, miał kręcone - co prawda czarno-białe - ale własne teledyski. Należy zaznaczyć, że Ernesto i Miguel to cztery pokolenia różnicy, ze sto lat między nimi będzie... Więc wszystko ma sens i by się zgadzało, bo sama końcówka wskazuje na współczesność. Nie wiem, jak obecnie wygląda życie w Meksyku, może jest właśnie takie? Co nie zmienia faktu, że oglądając bajkę, poczułem pewien nieokreślony bliżej zgrzyt.

Bajka jest też oparta na swojego rodzaju schemacie. Wyjadacz kinowy może przewidzi wszystko, ja jedynie domyśliłem się znaczenia głównych bohaterów i relacji między nimi; nie przewidywałem każdej kolejnej sceny, ale miałem swoją teorię odnośnie głównych postaci. Choć przyznam, że twórcy stosunkowo długo trzymali mnie w niepewności. Mimo to oglądało się przyjemnie, a dla młodszych odbiorców wyjaśnienie może okazać się zaskakujące.

Jak nietrudno się domyślić - Coco gorąco polecam zarówno młodszym jak i starszym. Można uznać, że jest schematem, czy została „odgapiona" od innego dzieła, daje jednak wgląd w nietypową dla nas kulturę Meksyku. Pozwala się wciągnąć, a jeśli jej na to pozwolimy, to może wzbudzić głębokie emocje.

NikodemJez

Continue Reading

You'll Also Like

7K 640 19
Szukasz doświadczonego, życzliwego recenzenta? Trafił_ś najlepiej jak można! 😉 W recenzowni RiP: Read in Peace jest nas wielu, posiadamy różne kompe...
11.4K 483 12
"mężczyźni, którzy nie chcą używać prezerwatyw nie zasługują być pieprzeni przez kogokolwiek innego, ale mężczyźni, którzy nie chcą używać prezerwaty...
1.1K 113 12
Chłopak mieszkający z macochą i siostrami pewnego dnia poznaje ciekawą osobę na 6 obcy z którą zaczyna pisać codziennie maile. W końcu dochodzi do sp...
151K 6.2K 184
Tylko tutaj! Samiusieńkie memy z 'La casa de papel' (Dom z papieru)