Szepty Feniksa

By Serenity1609

146K 10.2K 1.3K

Diana, jest córką boga Dragona i ludzkiej kobiety Esme. Pomimo oczekiwań ojca, nie odziedziczyła po nim mocy... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10.
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 25
Rozdział 26
Łzy feniksa- zakończenie.
WAŻNE?!
Nowe życie feniksa
Dodatek 1
Dodatek 2
Dodatek 3
Dodatek 4.0
Dodatek 4.1- Ostatni.
Hejo!

Rozdział 24

4K 286 26
By Serenity1609

LUCY

Obok zniszczonej góry pozostał tylko Jack- Dżin, na którego kryształ nie zadziałał. Otoczyłam go płomieniem, który powinien zatrzymać go na jakiś czas. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy, ale byłam pewna, że dostrzegłabym w nich nienawiść i jednocześnie złowieszczy triumf.
Wyczułam w nim magię, której nie powinien mieć. Energię, która skutecznie chroni go przed mocą kryształu.

Wszyscy, którzy byli pod kontrolą Dżina odzyskali panowanie nad sobą i szybko weszli na grzbiet smoka, razem z pozostałymi. Dragon odleciał, chociaż nie wiem jak dał radę unieść kilkanaście osób. Rozpostarłam skrzydła i ruszyłam za nim.
Leciałam tuż obok, patrząc na ich wystraszone twarze.
Na mojego ojca, który ostatkiem sił utrzymywał się na grzbiecie smoka. Na Hugo, który delikatnie trzymał w ramionach nieprzytomną Dianę, a z jego twarzy nie potrafiłam nic wyczytać.

Nie wiedzieliśmy co się może stać, musieliśmy narazie się ukryć. Nie mieliśmy żadnego planu, żadnego wsparcia, ani orientacji w tym co się dzieje. Wszystko co przewidziałam zmieniło się. Nic nie było takie jak powinno.

~ Lucy, dlaczego? Dlaczego opuściłaś nas na tak długo?- usłyszałam nagle w głowie głos Dragona.

Chwilę milczałam, nie wiedząc co odpowiedzieć. Wiedziałam, że to wszystko co się dzieje jest moją winą, a oni pokładali we mnie nadzieję.

- Tęskniłeś wujaszku?- spytałam, próbują nieco rozluźnić ponurą atmosferę. - Tak szczerze, to poprostu nie mogłam się uwolnić- uśmiechnęłam sie szeroko.

~ Ani trochę nie tęskniłem- odparł, udając obojętny ton, poczym dodał - Ale co to znaczy, że nie mogłaś się uwolnić?

- Cóż, ciężko to wytłumaczyć- odparłam - Ale to nie jest ważne w tej chwili. - uśmiechnęłam się- Nie sądziłam, że będziesz miał żonę i córkę.

~ Esme to cudowna kobieta- odparł czule - Ona i Diana całkowicie odmienily moje życie. Zrozumiesz to, gdy będziesz mieć własną rodzinę.

- Do tego jeszcze daleka droga- zaśmiałam się zażenowana tym do czego zmierza rozmowa.

Nic nie odpowiedział, a ja zaczęłam myśleć o Marco w roli męża i ojca.
" To będzie katastrofa" pomyślałam uśmiechając się.

*********

Jedynym miejscem do którego mogliśmy się udać, była wioska Dragona.
Wszyscy mieszkańcy wyszli na zewnątrz, gdy stanęliśmy na ziemi, która zadrżała pod ciężarem smoka. Widziałam w ich oczach strach i niedowierzanie. Większość twarzy mogłam rozpoznać. Po mimo upływu lat, nic się prawie nie zmienili.

- Ale ty okropnie wyglądasz- usłyszałam za sobą, znajomy kobiecy głos.

Odwróciłam się, a przede mną stanęła Sara i Nathaniel.

- Mam nadzieję iż dręczą cię wyrzuty sumienia, że zostawiłaś nas na tak dlugo.- powiedział chłodno Nathaniel.

Poczułam jak po policzku spływa mi pojedynczą łza, a usta wygieły się w uśmiechu. Cieszyłam się, że mogę znów zobaczyć moich przyjaciół, których tak bardzo mi brakowało. Podeszłam do Sary i chciałam ją przytulić, ale nie pozwoliła mi na to.

- Najpierw obowiązki, a potem dostąpisz zaszczytu powitania przyjaciół, których porzuciłaś- powiedziała oschle, ale w jej oczach dostrzegłam, że czuje to samo co ja.

"Tak wiem, że należy mi się kara, ale bez przesady. Przecież widzę, że też chętnie rzuciliby się mi na szyję i nigdy więcej nie puścili." - pomyślałam, rozczarowana takim powitaniem.

- Niestety muszę zgodzić się z Sarą- wtrącił się Marco, stając obok nas- Nie czas na przyjemności.
Uśmiechnął się chytrze i pocałował szybko w usta, po czym odszedł. Westchnęłam zirytowana, a Sara spojrzała na mnie marszcząc brwi.

- Jak to możliwe?- spytał zaskoczony Nathaniel, patrząc za odchodzącym wampirem.

- Niezasługujecie na wyjaśnienia- odparłam, dumnie unosząc głowę.

Odeszłam od nich powstrzymując się od śmiechu, który wywołał widok ich zaskoczonych min. Skierowałam się w stronę domu Dragona, gdzie zaniesiono nie przytomnego Tengela i Diane. Stanęłam obok łóżka, na którym leżał mój ojciec, a obok niego siedziała na krześle Klara. Elfka trzymała jego dłonie w swoich, próbując uleczyć go. Miał wiele obrażeń na ciele i stracił bardzo dużo energi, próbując nieskrzywdzić przyjaciół, którzy go atakowali. Przez to, potężny bóg był w tej chwili na granicy życia i śmierci. Klara była cała blada, tylko jej oczy były czerwone od łez i smutku. Usiadłam na krześle z drugiej strony łóżka. Elfka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie, a ja odwzajemniłam gest. Przyłożyłam dłonie do jego skroni i skupiłam się na swojej mocy. Sytuacja była trudna, ponieważ Tengel tak jak i Dragon od dawna tracił stopniowo swoją moc, przez ciągłe utrzymywanie bariery wokół wioski.

- Przekazałam tacie część swej energi, aby go uleczyć, ale nie odzyska on w pełni swojej mocy. - powiedziałam zabierając dłonie z jego skroni.

- Co to znaczy?- spytała Klara - Będzie zwykłą istotą magiczną, a nie bogiem?

Elfka zbladła jeszcze bardziej, a w jej oczach była pustka. Wiedziałam o czym myśli i czego się obawia. Czułam to samo, jednak ja nie mogłam nic poradzić na utratę jego boskiej mocy. Odwróciłam wzrok, czując ogromny ciężar i smutek na sercu. Moje milczenie było dla niej wystarczającą odpowiedzią. Zaskoczyła mnie jednak, dotykając delikatnie mojej dłoni. Spojrzałam ponownie na nią, a ona uśmiechnęła się patrząc na Tengela.

- Jeśli odzyska obie córki, niczego więcej nie będzie potrzebował- powiedziała spokojnie.

- Leyla wróci, obiecuję.- odparłam pewna swoich słów, a po chwili dodałam nieco zmieszana- Wiesz zastanawiam się, czy nadal jesteś moją przyjaciółką, czy jednak mam cię traktować jak macoche?

Przeniosła na mnie zaskoczony wzrok, po czym zaczęła się śmiać.

- Co cię tak rozbawiło? - spytałam marszcząc brwi.
To było ważne pytanie, nierozumiałam jej reakcji.

- Wybacz, ale ja dokładnie o to samo chciałam cię zapytać. - mówiła nadal się śmiejąc- Bo szczerze chcę, aby między nami nic się nie zmieniło.

- Przepraszam, że przeszkadzam w rodzinnym spotkaniu, ale czy Wielka Bogini mogłaby się pośpieszyć? Nie mamy przecież czasu.- powiedział Marco, wchodząc do pokoju bez uprzedzenia.

- Idź Lucy, za chwilę do was dołącze- odezwał się mój ojciec słabym głosem, budząc się.

Spojrzałam w jego oczy przepełnione radością i miłością, ale nie wiedziałam jak zareagować. Jak odpowiedzieć mu, że czuję to samo. Bardzo go zraniłam znów znikając z jego życia, a teraz gdy wróciłam nie wiem jak powinnam go za to przeprosić. Wstałam i bez słowa wyszłam z pokoju razem z Marco.

- Nie zadręczaj się. Taka kara mu się należy- powiedział wampir, gdy byliśmy już za drzwiami. Widząc, że nie rozumiem o co mu chodzi, po chwili dodał ozięble- Już zapomniałaś, że chciał cię zabić? Zapomniałaś jaką wywołał wojnę, jakim był potworem bez serca? Nawet jeśli teraz jest inny, to przez całe życie powinien pamiętać o przeszłości.

- Sadysta bez grama empati- odparłam chłodno idąc do salonu, ale zatrzymał mnie chwytając za dłoń.

- Pewnie masz rację, ale moje serce bije tylko dla Ciebie i nienawidzę, każdego kto sprawia, że cierpisz.- powiedział z powagą, po czym zbliżył się chcąc mnie pocałować, ale gdy nasze usta dzieliły milimetry zawachał się i odszedł.

O co mu chodzi?- pomyślałam zirytowana. - On naprawdę lubi się nade mną znęcać.

DIANA

Otworzyłam powoli oczy, czując pulsujący ból w głowie. Rozejrzałam się wokół i byłam zaskoczona, że leżę na łóżku w swoim pokoju. Docierały do mnie rozmowy wielu osób znajdujących się w salonie, ale nic z nich nie rozumiałam. Wstałam z trudem utrzymując się na nogach i wyszłam z pokoju. Gdy dotarłam do salonu rozmowy ucichły, a wszyscy przenieśli wzrok na mnie. Spojrzałam każdemu w oczy i wiedziałam, że znają już prawdę.
Sara, Nataniel, Laura, Jim, Fifi, mama, Klara i Tengel siedzieli na sofie lub na krzesłach przy stole.
Tomas, Hugo, Liliana i mój tata stali w prawym rogu pomieszczenia przy oknie.
Lucy i Marco opierali się o ścianę tuż obok drzwi, w których progu się zatrzymałam.
Widziałam na ich twarzach smutek, troskę i bezradność. Chciałam stąd wyjść i uciec jak najdalej, aby w samotności móc uwolnić łzy, które napływały do moich oczu.

"Dręczy ich to bardziej niż mnie. Nie chcę, aby cierpieli z mojego powodu. To mój wybór. Moja decyzja. Moje zadanie."

- Diano, mamy już wszystko ustalone, więc jeśli czujesz się lepiej to możemy z samego rana wyruszyć- odezwał się Tomas przerywając ciszę, która stawała się co raz bardziej przytłaczająca.

- Dobrze, Ale....
- Przejdźmy się to Ci wszystko wytłumaczę - uśmiechnął się delikatnie podchodząc do mnie.

Spojrzałam na Hugo lecz on odwrócił się w stronę okna. Chciałam z nim porozmawiać, ale widzę że on mnie unika, a ja nie rozumiem dlaczego.
Wyszłam z Tomasem na zewnątrz, a pozostali wrócili do przerwanej rozmowy. Cała ta atmosfera jaka tam panowała była dość dziwna. Oprócz kuzyna Hugo nikt się do mnie nie odezwał choć widziałam, że chcieli coś powiedzieć.

Przeszliśmy w milczeniu całą wioskę, aż dotarliśmy nad mały staw, wokół którego rosły piękne białe kwiaty przypominające malutkie dzwoneczki.
Usiadłam nad brzegiem zanurzając nogi w wodzie i zaczęłam powoli zbierać, mały bukiet cudownie pachnących kwiatów. Tomas wziął do ręki kilka kamieni, które później rzucał w wodę. Miał zacięty wyraz twarzy, a w jego oczach widziałam złość.

- Dlaczego nic nie mówisz?- spytałam cicho- Miałeś mi przedstawić wasze plany.

Zawahał się przed rzuceniem kolejnego kamienia i nie patrząc na mnie odpowiedział, próbując przybrać łagodny ton głosu.

- Twoje zadanie się nie zmieniło, ale u twego boku będę ja Liliana, Hugo i twój ojciec. Tą wojnę tylko ty możesz zakończyć i jestem pewny, że dasz radę.

- Ale kryształ nie zadziałał, więc jestem bezużyteczna- odparłam, patrząc jak rzuca z dużą siłą kolejny kamień.- Lucy jest feniksem, więc na pewno znajdzie inny sposób.

- Wiesz przecież, że jej moc nie pokona Fransisco i Dżinów, tylko twoja. Lucy przypusza, że kryształ zadziała, ale...- zawahał się na chwilę, patrząc przed siebie- Ale musisz przy, każdym jego użyciu pobrać część energi człowieka, który jest odporny na gen magicznych. Lucy wyczuła, że Dżiny są w jakiś sposób "udoskonalone" jednak, każdy ma swoją pięte Achillesa. U nich jest nią właśnie energia zwykłego człowieka.

Patrzyłam na niego zaskoczona, nierozumiejąc do czego zmierza. W jaki sposób mam odebrać komuś energię? Czy to nie zabije tej osoby? Gdzie my w ogóle znajdziemy...

- Liliana- szepnęłam słabym głosem.

Cała zbladłam, rozumiejąc już dlaczego to on ze mną rozmawia i co wywołało jego złość i bezsilność oraz cierpienie, jakie dopiero teraz dostrzegłam w jego oczach. Usiadł obok mnie i wziął w swoje dłonie mój bukiet małych kwiatów, po czym zaczął je odrywać od łodygi, chcąc zapanować nad emocjami, które go przytłaczały.

- Wiem, że to trudne i okrutne, jednak to co się dzieje wokół nie daje nam innego wyjścia. - mówił chłodnym głosem- Liliana zgodziła się na to, chociaż najpierw chciała w nas żucić swoimi sztyletami i klnęła jak szewc przez to, że musi się poświęcić. - uśmiechnął się ironicznie- Ciężko ją rozgryźć, ale naprawdę jest dobrą osobą i....

- Kochasz ją, prawda?- spytałam przerywając mu.

- To nie ma znaczenia co czuję.- spojrzał na mnie z powagą- Zepsułem wszystko dawno temu, a teraz mamy większe problemy. Wszyscy musimy coś poświęcić. Ty chyba najlepiej to rozumiesz.

- Tak, masz rację jednak ja stracę tylko moc, a ona może stracić życie. - odparłam trochę za ostro. - Jak możesz tak łatwo to akceptować?

Nierozumiałam go. Gdyby to Hugo był na miejscu Liliany, nie potrafiłabym zapanować nad emocjami tak jak Tomas. Nie mogłabym tak poprostu patrzeć jak osoba, którą kocham powoli traci życie.

- Zrobisz co musisz Diano- uśmiechnął się smutnie- Wszyscy mamy wytyczone zadanie. Każdy z nas coś poświęci z WŁASNEJ woli.

Patrzyłam jak wstaje i odchodzi. Nie wiedziałam jak zareagować na jego słowa. To wszystko miało inaczej wyglądać. Bogowie mieli przywrócić dawny świat. Powinniśmy chronić wszystkie istoty, a nie kazać im się poświęcać. Czy nadal zasługujemy na miano bogów? Zasługujemy na ich szacunek, lojalność i wiarę?

- Jutro, gdy wstanie słońce wszystko się zacznie, lecz co pozostanie gdy nastanie wieczór? - wyszeptałam spoglądając w niebo.

*Dziękuję wszystkim za wsparcie i motywację

Continue Reading

You'll Also Like

143K 8.8K 22
Momoe jako dziecko, spotyka w lesie wielkiego magicznego ptaka, który ma zatrute skrzydło. Pomaga mu przez cztery laty, choć i tak czeka go śmierć. P...
4.3K 600 200
Tym razem coś dla fanów twórczości J.R.R. Tolkiena a konkretnie wspaniałych dzieł „Hobbit, czyli tam i z powrotem" oraz „Władca pierścieni"
123K 8.4K 133
„Bo...wszystkie dzieci dorastają. Tylko...jedno nie." „Skakaliśmy i śmialiśmy się. Bose stopy odbijały się od kamiennej drogi, tworząc wakacyjną muz...
204K 12K 101
Nie jestem autorką, ja tylko tłumaczę ;)