Rozdział 11

3.9K 324 33
                                    

Hugo

Dzisiejszej nocy, próbowałem nie zasnąć. Niepokoiłem się o Diane. Coś się z nią działo dziwnego, a ja miałem nadzieję, że moje podejrzenia nie sprawdzą się. Zawsze lubiłem dużo spać, dlatego nic dziwnego, że nie wytrzymałem długo i zaczynałem zasypiać. Usłyszałem szelest i poczułem, jak Diana wstaje z naszego słomianego posłania. Spojrzałem na nią. Poruszała się jak w transie. Wyszła na zewnątrz, a ja zaraz za nią, aż dotarliśmy do pobliskiego lasu. Byłem kilka metrów w tyle, obserwując ją cały czas. Diana zatrzymała się nagle, daleko od skraju lasu, a po chwili spełniły się moje najgorsze przypuszczenia, ale także coś czego się nie spodziewałem.
Moja przyjaciółka, zaczęła emanować błękitną aurą. Ten widok był niesamowity. Wyglądała jak bogini księżyca, który właśnie w tym momencie, oświetlał ją swoją srebrzystą barwą. To trwało tylko chwilę, po czym zmieniła się w Wilczyce. Była dwa razy większa ode mnie. Nawet Alfy wilkołaków są o wiele mniejsze od niej. Diana zawsze była piękna, w tej postaci również. Sierść w kolorze białym jak śnieg, z błękitnymi pasmami na ogonie i wzdłuż grzbietu, oraz czekoladowe oczy. Spojrzała na mnie, a ja byłem jak sparaliżowany, zachwycając się jej widokiem. Biła od niej aura pewności siebie, dumy i potężnej mocy bogini, którą w tym momencie była. Patrzyła jeszcze chwilę na mnie, jakby zastanawiała się nad czymś. Nagle zaskomlała i potrząsnęł kilka razy na boki swoją głową. Podniosła na mnie wzrok przepełniony strachem i cierpieniem, a jej oczy zmieniły się nagle przybierając czarną barwę, po czym uciekła.
Minęła chwila zanim się otrząsnołem z szoku, po całej tej tajemniczej sytuacji. Pobiegłem za nią, nawet w ludzkiej postaci mam bardziej wyostrzony węch, więc bez problemu wiedziałem w jakim kierunku podążać. Mimo wszystko ona była o wiele szybsza ode mnie, więc długo mi się zeszło odnalezienie jej. Bałem się o nią, byłem prawie pewien, że nie panuje nad swoją zwierzęcą postacią.
Gdy w końcu do niej dotarłem, przeraziłem się tym co zobaczyłem. Stała nad kałużą krwi, a w oczach miała żądze mordu. Obok leżało rozszarpane ciało besti. To był zmiennokształtny pod postacią dużego psa, którego zaczęła już niszczyć jego magiczna energia.
Niedostrzegłem w oczach wielkiej wilczycy, nawet śladu po mojej przyjaciółce. Instynkt drapieżcy, całkowicie przejął nad nią kontrolę. Nawet na mnie nie spojrzała, tylko szybko ruszyła dalej.

"Muszę ją jakoś powstrzymać, zanim zabije człowieka i nigdy sobie tego niewybaczy"- pomyślałem, biegnąc za nią i zastanawiając się, co mogę zrobić.

Nigdzie w pobliżu nie było wody, którą mógłbym użyć. Desperacko szukałem rozwiązania i jedyne co mi przyszło do głowy, było prawie niemożliwe do wykonania. Musiałem jednak spróbować.
Skupiłem się na swojej mocy żywiołu i skierowałem dłonie w stronę kilku drzew. Poczułem silny ból, rozchodzący się wzdłuż kręgosłupa, ale zignorowałem go widząc jak cała woda, która  w nich się znajdowała szybko się ulotniła, tworząc jedną, wielką kulę wody. Drzewa zostały całkowicie zniszczone, zmieniając się, w wysuszone wióry i rozsypując się po ziemi.
Nie zwlekając ani chwili, skierowałem kulę w stronę wilczycy. Była już dość daleko odemnie, jednak w ostatniej chwili zdążyłem ją trafić. Niestety moc nie działa na zbyt duże odległości, woda opadła by na ziemię i mój wysiłek poszedłby na marne.

Wilczyca upadła, z impetem uderzając o ziemię, gdy kula wody w nią trafiła. Od razu zmieniła się w swoją ludzką postać. Byłem bardzo osłabiony, wydobycie wody z drzew było cholernie trudne i wyczerpujące. Mimo to, podbiegłem i uklęknąłem przy niej. Była blada i nieoddychała. Strach oblał mnie całego, a serce zatrzymało się.

- Nie! Nie! Nie! Cholera co ja zrobiłem? - krzyknąłem zrozpaczony.

Nachyliłem się, przyłożyłem swoje usta do jej, wcześniej rozszerzając je nieco i zacząłem wdmuchiwać do jej płuc tlen.

- No dalej, wypluj tą wodę! - mówiłem drżącym głosem, gdy była kolej na uciskanie klatki piersiowej - Diana do cholery, jesteś boginią, nie może cię pokonać zwykłe zachłyśnięcie wodą.

Moje niezgrabne sztuczne oddychanie, trwało stanowczo za długo. Niepoddawałem się jednak, to przeze mnie jest w takim stanie... I nagle zaśmiałem się ze swojej głupoty. Zaprzestałem reanimacji i używając ponownie swej mocy, delikatnie wysuszyłem jej zalane wodą płuca. Gdy niewielka mgiełka wydostała się z jej ust, zaczerpnęła głęboko powietrza i zaczęła kaszleć.
Nadal była nieprzytomna, a ja obiąłem ją i przyciągnąłem do siebie. Odetchnąłem z ulgą, lecz moje ciało nadal drżało z obawy, że mogłem ją stracić.

- Kocham cię wariatko. Przepraszam, że przeze mnie cierpisz - szeptałem czule do jej ucha - Życie bez ciebie nie ma sensu... Moja Wilczyco.

Zaśmiałem się, na to określenie... "Moja Wilczyca". Chyba teraz tak  będę na nią mówił.
Trzymając ją na rękach, podniosłem się z trudem.
"Naprawdę trochę przytyła" - pomyślałem, uśmiechając się. Moje emocje nieco się uspokoiły.
Ruszyłem w stronę powrotną do wioski, idąc powoli i mając coraz mniej sił. Diana była wtulona w mój tors, a mi serce biło jak szalone. Byłem szczęśliwy gdy była przy mnie, lecz nie mogłem powiedzieć jej co czuję. Dopóki moja Ogrza moc przejmuje władzę nade mną, jestem dla niej zagrożeniem. Niestety to samo dzieje się z nią. Cierpiałem myśląc o tym, co ją ostatnio spotyka. Chciała mieć moc, aby jej ojciec był dumny z niej, lecz na pewnno nie chodziło mu o taką wersję mocy bogini.
Jak mam jej powiedzieć, czym się stała? Czy ona będzie wstanie zapanować nad tą zwierzecą naturą?
Miałem wiele pytań i żadnej odpowiedzi na nie...

Szepty Feniksa Where stories live. Discover now