Rozdział 19

3.7K 296 30
                                    

Wilki biegły prosto na mnie, ukazując swe ostre białe kły, ich ulubione narzędzie do zabijania...
Ogry napieły wszystkie mięśnie, by użyć swej całej siły i dotrzymując kroku zwierzęcym towarzyszom, również zmierzały w moją stronę...
Mutanci władający żywiołami, wykorzystując całą swą energię, skierowali moc przeciwko mnie. Powietrzem próbował ponownie przygwoździć mnie do ziemi, która z kolei trzęsła się pod moimi łapami ukazując pęknięcia, chcąc pochłonąć mnie i zamknąć w swej kamienistej trumnie.

Z trudem utrzymywałam się na łapach przez ich atak żywiołami, lecz musiałam najpierw obezwładnić bestie, które były już bardzo blisko. Wiedziałam co robić, chociaż nie wiem skąd. Czułam się jakby to moc kierowała mną, a nie na odwrót.
Z mojego gardła wydobyło się wycie, kierując je w stronę wilków i Ogrów. Dźwięk był tak głośny i silny, że jego fala uderzyła w nich. Zostali odepchnięci na kilkanaście metrów i z dużą mocą, wbici w ziemię. Ich martwe już ciała, leżały w niewielkim dole, który powstał w skutek uderzenia przez moc mojego głosu. Byłam zaskoczona, tym co właśnie się stało.
"Ja... zabiłam ich. Czy takie jest właśnie zadanie bogów? Zabijać, zamiast pomagać?!!" - pomyślałam przerażona.

Jednak nie miałam czasu na zastanawianie się, czy robię słusznie czy nie. Ziemia pod moimi łapami pękła ukazując szczelinę, która szybko rozszerzała się. Przez napór powietrza, moje ruchy były spowolnione i z trudem zrobiłam krok na bok, aby uniknąć wpadnięcia w przepaść, którą tworzył mutant swoją magią.
Mój wzrok nagle zatrzymał się w miejscu, gdzie został zasypany Hugo. Serce ścisneło mi się z bólu.
Nigdy nie dowie się, co do niego czuję. Nigdy już nie zobaczę jego pięknych zielonych oczu, w których zawsze byłam kimś wyjątkowym. Nie usłyszę jego głosu, który sprawiał, że cała drżałam. Hugo był jedyną osobą, która potrafiła mnie zrozumieć i sprawić, że szary świat, w którym się narodziliśmy zmieniał w wielobarwny. Bez niego, moja dusza również przestanie istnieć...
Taki miał być koniec tej wyprawy, ku ratowaniu świata? Tyle ofiar, aby Lucy mogła powrócić? Ci, których najbardziej kocham, musieli poświęcić swe życie, abym ja mogła uwolnić swoją moc? Bogini, dlaczego to mnie wybrałaś?!

Poczułam jak moje cierpiące serce, napełnia się magią, a w oczach można było dostrzec rozdzierający ból i... wściekłość. Moje ciało pokrył błękitny płomień. Mutanci patrzyli na mnie ze strachem. Tracili siły, a ich przywódca zostawił ich wiedząc, kim jest Smok i kim ja jestem. Wiedział, że tej bitwy nie wygra. Nie pozwolę mu już skrzywdzić nikogo więcej. Nie pozwolę mu, dalej żyć...

Ciemne niebo nocy, nagle rozbłysło i zagrzmiało. Burzowe chmury pojawiły się znikąd i zatrzymały nad nami. Byłam jak w transie unosząc wzrok ku górze, patrząc na groźną moc natury... moc, którą czułam w sobie. Nawet nie mrugnęłam, gdy piorun przeszył niebo i pędził prosto na mnie. Nie bałam się. Uśmiechnęłam się delikatnie, czując jak z całą siłą uderza we mnie, nie robiąc mi przy tym krzywdy. Wchłonęłam jego energię, a po chwili z mojego gardła wydobył się kulisty piorun, którym bardzo chciałam obrócić w popiół tych, którzy odebrali mi osoby najbliższe memu sercu. Pragnełam ich śmierci...

"Nie zabijaj... Diana, nie musisz odbierać im życia... "

Zawachałam się, słysząc delikatny szept Lucy. Przypomniałam sobie słowa ojca "Lucy, miała dobre serce. Nigdy nikogo nie zabiła.."
Chciałam być taka jak ona, chciałam być potężną boginią o równie czystym sercu jak ona, a stałam się potworem takim jak Fransisco.
Spojrzałam w przerażone oczy mutantów, którzy daremnie wykorzystywali resztę swej energi, chcąc pokonać ogromną wilczą boginię, niosącą śmierć. Poczucie winy, wstydu, smutku i cierpienia zalało moje serce. Zmniejszyłam moc kulistego pioruna i uwolniłam go. Energia uderzyła w nich i poraziła z niewielką siłą. Upadli na ziemię, tracąc tylko przytomność.

Walka skończona, zostałam sama pośród martwych ciał...
Zrobiłam dwa kroki i stanęłam pomiędzy zakopanym w ziemi ciałem Hugo, a leżącym obok moim ojcem w ludzkiej już postaci. Drżącymi łapami, zaczęłam rozkopywać grób chłopaka. Bałam się tego co zobaczę. Widok martwego ojca, był potwornym ciosem w moją kruchą duszę. Lecz zobaczyć ciało osoby, którą kocha się całym sercem... spojrzeć na twarz, której nigdy więcej nie zobaczysz roześmianej... Nigdy więcej nie usłyszysz z jego ust swojego imienia, które wypowiada w taki sposób, że staje się ono najpiękniejszym słowem na swiecie. To może zniszczyć na zawsze, tak słabą duszę jak moja...

Pierwszą zobaczyłam dłoń... kopiąc dalej, ukazało sie powoli całe ciało, na które zaczęły skapywać krople. Nawet nie zauważyłam, kiedy z moich oczu popłyneły łzy. Położyłam głowę na jego torsie, lecz nie słyszałam bicia jego serca. Zawyłam, a donośny dźwięk mojego głosu, rozniósł się echem pośród cichej nocy...

" Wybaczcie mi. Jestem zbyt słaba. Nie potrafiłam was ochronić. Nie jestem osobą, która może ocalić świat".
Mówiłam w myślach z rozpaczą.

"Dziewczyno ogarnij się! - usłyszałam szept, lecz groźny ton głosu zaskoczył mnie - Jesteś boginią!... Nie jesteś słaba... Uwierz w siebie... Uwierz w swoją moc... Rozpacz nad stratą ukochanego... Nie pomoże Ci w uratowaniu ich... możesz ich jeszcze odzyskać..."

~ Nikt nie może, przywrócić do życia umarłych - odpowiedziałam, nierozumiejąc co Lucy chce mi przekazać, lecz w sercu zakiełkowała nadzieja...

"Ich dusze nie opuściły jeszcze ciał... Nieodkryłaś jeszcze, wszystkich swoich mocy"

~ Mam więcej darów? Mogę uratować ich? - spytałam zaskoczona.

"Diana, nie masz czasu... skup się i wykorzystaj swoją moc..."

Nadzieja wypełniła moje serce. Nie wiedziałam jednak, jak mam ich uzdrowić. Jakiej mocy użyć? Co zrobić? Myślałam gorączkowo, skupiając się na swojej mocy.

Zamknęłam oczy, uspokoiłam serce i słuchałam jego równych uderzeń. Poczułam w nim ciepło, które oplotło po chwili całe moje ciało. Myślałam o osobach, które leżą tuż obok mnie. Osobach, które bardzo chciałam odzyskać. Uchyliłam powieki i nie mogłam oderwać oczu od błękitno-czerwonej mgły, która otoczyła Hugo, mojego ojca i Lilianę. Wchłonęła się w ich ciała, a po chwili Hugo jako pierwszy, zaciągnął się głośno powietrzem, otworzył oczy i zdezorientowany spojrzał na mnie. Pozostała dwójka zaczęła kasłać, z trudem napełniając płuca tlenem. Poczułam ogromną ulgę i szczęście. W moich oczach znów pojawiły się łzy, a Hugo przyłożył powoli dłoń do mojego policzka. Zorientowałam się, że jestem już w ludzkiej postaci. Przed moimi oczami pojawiła się ciemność, bezwładne ciało upadło w ramiona Hugo i straciłam przytomność.

****

Znalazłam się w starym mieście. Wokół można było dostrzec, tylko opuszczone budynki, zniszczone przez upływ czasu. Stałam nad głębokim dołem, wykopanym w środku miasta i usłyszałam głos dziewczyny stojącej za mną.

~ Jest już za późno. Miliony istot wkrótce zginie - powiedziała ze smutkiem.

Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam, piękną boginię o włosach w kolorze płomieni, które unosił delikatnie wiatr. W jej oczach dostrzegłam cierpienie, ból i tęsknotę.

~ Lucy - szepnęłam drżącym głosem.


















&*&*&*&*&*

Przepraszam, że rozdział jest tak późno, a następny również może nie być zbyt szybko, ale moja wena gdzieś się ulotniła 😢

Ps. Co sądzicie o mocy Diany?

Szepty Feniksa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz