Rozdział 24

4K 286 26
                                    

LUCY

Obok zniszczonej góry pozostał tylko Jack- Dżin, na którego kryształ nie zadziałał. Otoczyłam go płomieniem, który powinien zatrzymać go na jakiś czas. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy, ale byłam pewna, że dostrzegłabym w nich nienawiść i jednocześnie złowieszczy triumf.
Wyczułam w nim magię, której nie powinien mieć. Energię, która skutecznie chroni go przed mocą kryształu.

Wszyscy, którzy byli pod kontrolą Dżina odzyskali panowanie nad sobą i szybko weszli na grzbiet smoka, razem z pozostałymi. Dragon odleciał, chociaż nie wiem jak dał radę unieść kilkanaście osób. Rozpostarłam skrzydła i ruszyłam za nim.
Leciałam tuż obok, patrząc na ich wystraszone twarze.
Na mojego ojca, który ostatkiem sił utrzymywał się na grzbiecie smoka. Na Hugo, który delikatnie trzymał w ramionach nieprzytomną Dianę, a z jego twarzy nie potrafiłam nic wyczytać.

Nie wiedzieliśmy co się może stać, musieliśmy narazie się ukryć. Nie mieliśmy żadnego planu, żadnego wsparcia, ani orientacji w tym co się dzieje. Wszystko co przewidziałam zmieniło się. Nic nie było takie jak powinno.

~ Lucy, dlaczego? Dlaczego opuściłaś nas na tak długo?- usłyszałam nagle w głowie głos Dragona.

Chwilę milczałam, nie wiedząc co odpowiedzieć. Wiedziałam, że to wszystko co się dzieje jest moją winą, a oni pokładali we mnie nadzieję.

- Tęskniłeś wujaszku?- spytałam, próbują nieco rozluźnić ponurą atmosferę. - Tak szczerze, to poprostu nie mogłam się uwolnić- uśmiechnęłam sie szeroko.

~ Ani trochę nie tęskniłem- odparł, udając obojętny ton, poczym dodał - Ale co to znaczy, że nie mogłaś się uwolnić?

- Cóż, ciężko to wytłumaczyć- odparłam - Ale to nie jest ważne w tej chwili. - uśmiechnęłam się- Nie sądziłam, że będziesz miał żonę i córkę.

~ Esme to cudowna kobieta- odparł czule - Ona i Diana całkowicie odmienily moje życie. Zrozumiesz to, gdy będziesz mieć własną rodzinę.

- Do tego jeszcze daleka droga- zaśmiałam się zażenowana tym do czego zmierza rozmowa.

Nic nie odpowiedział, a ja zaczęłam myśleć o Marco w roli męża i ojca.
" To będzie katastrofa" pomyślałam uśmiechając się.

*********

Jedynym miejscem do którego mogliśmy się udać, była wioska Dragona.
Wszyscy mieszkańcy wyszli na zewnątrz, gdy stanęliśmy na ziemi, która zadrżała pod ciężarem smoka. Widziałam w ich oczach strach i niedowierzanie. Większość twarzy mogłam rozpoznać. Po mimo upływu lat, nic się prawie nie zmienili.

- Ale ty okropnie wyglądasz- usłyszałam za sobą, znajomy kobiecy głos.

Odwróciłam się, a przede mną stanęła Sara i Nathaniel.

- Mam nadzieję iż dręczą cię wyrzuty sumienia, że zostawiłaś nas na tak dlugo.- powiedział chłodno Nathaniel.

Poczułam jak po policzku spływa mi pojedynczą łza, a usta wygieły się w uśmiechu. Cieszyłam się, że mogę znów zobaczyć moich przyjaciół, których tak bardzo mi brakowało. Podeszłam do Sary i chciałam ją przytulić, ale nie pozwoliła mi na to.

- Najpierw obowiązki, a potem dostąpisz zaszczytu powitania przyjaciół, których porzuciłaś- powiedziała oschle, ale w jej oczach dostrzegłam, że czuje to samo co ja.

"Tak wiem, że należy mi się kara, ale bez przesady. Przecież widzę, że też chętnie rzuciliby się mi na szyję i nigdy więcej nie puścili." - pomyślałam, rozczarowana takim powitaniem.

Szepty Feniksa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz