I wanna hold you when I'm not...

By larentsupdates

30K 3.5K 4.2K

Czy marzyliście czasami, w tych najgorszych chwilach życia, o usunięciu wspomnień- tudzież konkretnej osoby... More

Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Epilog
Dodatek

Rozdział czwarty

1.9K 231 379
By larentsupdates

8.10.2030

Sprawa ze Stylesem zaburzyła moje spokojne życie. Nie potrafię przestać o nim myśleć, nawet jeśli niczego bardziej nie pragnę. Przy śniadaniu zastanawiam się czy przyrządził sobie dzisiaj wymyślne jajka na bekonie z lawendą czy może korą z domowego ogródka. Przedzwaniając do klienta mam w głowie myśl, że może Styles- dokładnie w tym samym momencie- przedzwania do jakiegoś lepszego organizatora imprez. A później przeglądam internet i w kółko staram się odtworzyć dni, w których poznałem go po raz pierwszy.

Przez taki tryb łykam z trzy tabletki przeciwbólowe dziennie i jeśli macie nadzieje, że one mi pomagają to grubo się mylicie. Bo ból głowy czasami się nasila i nie przestaje mnie opuszczać aż nie zasnę. Nie pomagały środki nasenne, nie pomagała mi też świadomość, że dzisiaj jest wtorek i Styles zaprosił mnie na obiad.

Za oknem panuje deszczowa pogoda. Siadam na parapecie i przytykam głowę do okna. Mam ochotę rozpłakać się z bezsilności. Nie radzę sobie z tym i zdecydowanie nie potrafię tego zatrzymać. Jakim sposobem człowiek może zapomnieć o kimś? Tak kurwa po prostu?

Zajechałem pod restaurację dwadzieścia minut za wcześnie i czekając na 14, przysnąłem. Drzemka nie trwała dłużej niż kilka minut, jednak nie wynikło z niej nic dobrego. Obudziłem się z jeszcze większym bólem niż z rana i w takim stanie, zebrałem się do Stylesa.

"Dzień dobry, jestem umówiony z Harry'm Stylesem." informuję tego samego kelnera co zawsze.

"Pan Styles pracuje...."

"Kazał mi przyjechać." przerywam i wymijam go, nie tracąc dłużej czasu.

Pomieszczenie znajduje się na końcu ogromnej sali i bez większego problemu sam do niego trafiam. Pierwszy raz widzę na własnej oczy środowisko, w którym pracuje i powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem. Kuchnia Harry'ego nie przypomina żadnej jaką widzieliście w telewizji. Tutaj każdy garnek, palnik i łyżka przypominają bardziej sztukę niż przedmiot do codziennego użytku. Wszyscy pracują jak w zegarku z uśmiechami na twarzy. Kilka dziewczyn w złotej biżuterii wyeksponowanej na fartuchu kołysze się do piosenki, smażąc łososia i pilnując ziemniaki. Chłopaki z odznaczającymi się tatuażami na twarzy śmieją się z czegoś głośno, lepiąc pierożki szybciej niż maszyny.

A pośrodku całej sielanki, Harry Styles, czyści talerz z sosu i przyozdabia go garścią bazylii. Miał na sobie czarną koszulę i błękitne spodnie. I kto by pomyślał, że tak prosty strój może wyglądać na kimś tak dobrze?

Harry unosi spojrzenie i zauważa mnie. Przez jego twarz przechodzi wiele emocji, opiera się ze ścierką o blat i nie przestaje ogarniać mnie wzrokiem.

"Jesteś upoważniony do tego, żeby wchodzić do mojej kuchni, Tomlinson?" mówi z uśmiechem, na co chcąc nie chcąc się peszę. Wkładam głęboko do kieszeni dłonie i mrugam na niego w osłupieniu. "Żartuję. Mógłbyś napluć na talerz i dalej byłbyś tu mile widziany." co? "UWAGA WSZYSCY!" cała ekipa ludzi przerywa na chwilę swoje obowiązki i zerka na Harry'ego.

"Tak szefie!" odzywają się chórem.

"Chciałem wam przedstawić Louisa Tomlinsona." niektórzy posłali mi radosny uśmiech, a reszta pomachała. "Nie puszczajcie go blisko jakiejkolwiek kuchenki, bo się mon petit oparzy."

Kuchnią wstrząsa salwa śmiechu.

"A teraz wracajcie do zabawy." zakończa swój wywód i wzdycha przeciągle spoglądając mi prosto w oczy. "Przygotowałem dla nas stolik. Chodź."

-

Pod wyrażeniem "przygotowałem dla nas stolik'' kryje się "przygotowałem dla nas osobną salę z zastawionym stołem, dwoma dzbankami lemoniady i brownie, które zdążyłem przygrzać w piekarniku".

Harry uśmiecha się z dołeczkami, kiedy zasiadam przy stole i rozkładam na swoje kolana białą serwetkę.

"Nie przestajesz mnie zaskakiwać." komentuje, nalewając do szklanek lemoniadę.

"Skąd wiedziałeś, że kiepsko gotuję?"

Harry opiera się o brzeg stołu i nabiera porządny łyk napoju. Jego obecność jest co najmniej onieśmielająca.

"Cóż, Louis, wyglądasz na osobę, która spali zapiekankę nie robiąc zapiekanki."

"Ej-"

"Albo na osobę, której powie się, że jajka trzeba ubić, a ona spyta 'ale jak to, młotkiem?' "

"Bez przesa-"

"Alboo" przerywa mi z nieznośnym uśmieszkiem. "Na osobę, którą poprosi się o zamarynowanie mięsa, a ona posypie je majerankiem i będzie myśleć, że robota skończona."

Zakrywam twarz przed kompromitującym śmiechem.

"To brzmi jak ja" udaje mi się w końcu powiedzieć. "ale nie przyznam się do tego."

"Czemu mnie to nie dziwi?"

W tle pogrywa delikatna muzyka, która komponuje się z wystrojem i... Stylesem. Opieram głowę o rozgrzane czoło i skupiam się na igrającym ogniu swobodnie tańczącym na świecy.

"Dlaczego mnie zaprosiłeś?" na to pytanie, stara się zjednać nasze spojrzenia. "Jakie są twoje plany?"

Harry drapie się po nosie i daje przez chwile porwać nasze myśli w nieznane tereny.

"Nie jesteś dzieckiem, żebym tłumaczył ci oczywistości, mon petit." szepcze poprawiając knot świeczki. "Boli cię głowa, huh?"

"Aż tak to widać?"

Harry wyciąga z kieszeni papierosa i zapala go, pochylając się nad płomieniem świeczki.

"Nie." odpowiada, zaciągając się dymem. "Chcesz?"

Wyciąga w moją stronę fajkę, którą podchwytuję bez zawahania. Wykonuję kilka kojących buchów, które pozwalają mi na wewnętrzny spokój.

"Nie pamiętam od jak dawna nie paliłem." mówię z przymkniętymi oczami. "Kiedyś zastępowały lekarstwa."

"Wiem." potakuje, obserwując mnie w koncentracji. Wymieniamy się w ciszy papierosem, po raz pierwszy dzieląc coś pozornie intymnego. Harry zahacza swoim małym palcem o mój lub muska mnie 'przypadkowo' wierzchem dłoni. Każdy jego ruch jest zamierzony i jak najbardziej oddziałujący.

"Jak chcesz to rozegrać?" pyta mnie w trakcie posiłku, który podano nam do stołu. Było to spaghetti z kaparami, małymi klopsikami i dim sumami.

"Rozegrać?" unoszę brew. "Wydawało mi się, że to ty wykładasz karty."

"Ach tak? Ja?" opiera podbródek na ręce. "Bo jak zaczniemy grać po mojemu to może zacząć ci się bardziej podobać."

Przez te słowa prawie się krztuszę.

"Nic w tobą nie gram." mówię mu prosto, przecierając nadgarstkiem usta. "Nawet nie wiem co tutaj robię."

Harry śmieje się, a jego wyraz twarzy zmienia się z każdą sekundą na bardziej ponury.

"Nie chcę pierwszy poruszać tematów, które zepsują atmosferę." wyznaje. "A jest tyle do powiedzenia."

Nie mam pojęcia o czym mówi, ale szczerze? Nie chcę wiedzieć. Chcę żyć chwilą.

"To twój przepis?" pytam w zamian. Harry wygląda na zawiedzionego zmianą tematu, ale potakuje. "Genialne, naprawdę."

"Wiedziałem, że się ucieszysz na swoje ulubione spaghetti."

"Moje...ulubione? Pierwszy raz w życiu je jem."

Harry wygląda na zbitego z tropu, ale szybko się uśmiecha.

"Mhmm, no tak, pierwszy raz. W takim razie trafiłem w dziesiątkę, co?"

"Jak najbardziej." odpieram, odstawiając sztućce na bok. "Nie musisz wracać do pracy?"

Harry upija powoli łyk lemoniady i wygląda jakby ubzdurał sobie jakiś głupi plan. Nawet nie wiem czemu przychodzi mi to do głowy, ale... trzyma mnie w niepewności.

"Jak to sobie wyobrażasz, mon petit." brunet zniża głos i nachyla się do mnie niebezpiecznie blisko. Jego klatka piersiowa z licznymi tatuażami zostaje odkryta na światło dzienne i błądzę po niej nieświadomie wzrokiem. "Wrócić do pracy po randce z tobą? Na którą czekałem pięć lat?"

"Randce?" parskam śmiechem, ale Harry pozostaje poważny. "To nie jest randka."

Definitywnie i niepodważalnie.

"Czyli chcesz mi powiedzieć, że niepotrzebnie rozpiąłem swoją koszulę do prawie pępka? Och, co za marnotrawstwo." udaje zbulwersowanie i nalewa mi znowu do pełna szklankę. "Miałem w planach zabrać cię na przejażdżkę."

"Harry...nie dam rady, źle się czuję." mimo wzięcia tabletki ból nie ustępował. "Zresztą muszę zająć się nowym zamówieniem na za tydzień."

Brunet nie wygląda na zadowolonego tą informacją.

"Jestem ostatnią osobą, która powinna ci to mówić; sam na ostatnim wyjeździe byłem z rok temu, ale może zrobiłbyś sobie przerwę od pracy?"

"Nie mam na to czasu." przyznaję. Harry kręci z dezaprobatą głową.  "Naprawdę. Mam zaplanowane imprezy na cały następny miesiąc."

"W takim razie zaplanuj wszystko na najbliższy termin i daj to pod czyjeś inne oko." Harry przygląda mi się wnikliwie. "Potrzebujesz urlopu."

Zbywam go ciszą, ponieważ nie mogę. W mojej pracy nie ma na to miejsca, a nikomu nie ufam na tyle, żeby przejął moje obowiązki.

"Wiesz, gdybyś jeszcze raz rozważył zorganizowanie ślubu mojej mamy... mógłbyś i pracować i wypoczywać jednocześnie."

Harry przygląda mi się uważnie i przejmuje inicjatywę, gdy kręcę niemrawo głową.

"Cztery dni w najbardziej luksusowym hotelu tuż przy plaży, załatwiłbym ci obsługę, która podchodziłaby na twoje zawołanie."

"Styles, mówiłem ci już, że nie." irytuję się, wyszukując w kieszeni tabletkę. Zapijam ją i wstaję od stołu. "Przepraszam, ale naprawdę nie zniosę już tego bólu. Dziękuję za obiad-"

"Jesteś tu zawsze mile widziany, pamiętaj."

Odprowadza mnie do auta, opierając dłoń o moje plecy. Każdy jego dotyk...potęgował ból mojej głowy. Gdy tylko to sobie uświadamiam odskakuję, na co Harry robi zmieszaną minę i odpuszcza sobie do końca krótkiej drogi na parking.

-

Po powrocie do domu stopień bólu maleje. Jest to na tyle odczuwalne, że zastanawiam się czy jest to w ogóle możliwe, żeby prowadzić auto z takim cierpieniem, a później przekroczyć próg apartamentu i odczuwać go już tylko trochę. Rozpuszczam witaminy, kładę się spać, a po obudzeniu wybieram się do nowego lokalu, aby ustalić koszty i miejsce poszczególnych atrakcji.

W wirze tych wszystkich wydarzeń dostaję dwie wiadomości od Stylesa:

Z troski o potencjalnego organizatora ślubu mojej mamy; jak się czujesz?

BTW bardzo miło było postawić ci obiad, mon petit

Okłamałbym, gdybym powiedział, że nie powstrzymuję cisnącego się na usta uśmiechu.

Lepiej. Zapłacę ci przy najbliższej okazji, nie myśl sobie, że ujdzie ci to na sucho.

Nie ujdzie mi to na sucho...a jak?

Bardzo śmieszne, Styles, myślę. Sposób w jaki odpisuje brzmi tak znajomo, jakbym w alternatywnej rzeczywistości zmagał się z tym na co dzień.

-

20.10.2030

Życie przytłacza, gdy człowiek spełnia się zawodowo, a czegoś dalej mu brakuje. Niektórzy próbują zrozumieć co jest przyczyną nieszczęścia, a inni- czytaj ja- poświęcają się jeszcze bardziej pracy, aby o tym nie myśleć. Do tego stopnia, że przestałem mieć czas na spotkania z Liamem czy wstąpienie do restauracji Stylesa na obiad.

"...to ma być impreza niespodzianka dla mojego chłopaka." tłumaczy chłopak o orzechowym kolorze oczu i śnieżnobiałych zębach. "Ważne jest załatwienia dużej ilości kwiatów, bo je uwielbia. Róże i słoneczniki. Jest fanem lokali w stylu lat 80, więc świetnie by było, gdyby taki udało się znaleźć."

"Impreza dla bliskich czy liczna?" dopytuję zapisując po kolei kryteria wyszukiwania.

"Bliskich."

"H nie lubi dużych imprez." uśmiecha się bardziej do siebie niż do mnie. "Wie pan jak to jest? Kiedy kocha się kogoś tak bardzo, że zwykłe słowa nie wystarczają, a codzienne gesty i starania zatracają się w rutynę?"

Najwidoczniej nie było to pytanie retoryczne, bo facet spogląda na mnie wyczekująco.

"Um, nie?" śmieję się nerwowo, rozsuwając nogi w większym rozkroku. "Czasami znajduje się inne priorytety."

Mężczyzna wydaje się rozumieć mój punkt widzenia.

"Też tak kiedyś miałem. A później go spotkałem i... postawiłem go na równi, aż w końcu wyżej niż pracę. Najlepsza decyzja w moim życiu, proszę mi zaufać."

Wprawia mnie to w chwilową melancholię, która od razu znika z mojej głowy i skupiam się na nowo na pracy. Tak jak powinienem.

"Jakieś konkretne wymagania co do jedzenia?"

-

Z niewiadomych powodów ląduję pod restauracją Stylesa. Pod wieczór była ona oświetlona dodatkowymi lampkami, co zdecydowanie dodawało jej klimatu. Wewnątrz odbywała się skromna kolacja i panował spokój, spokój, który chłonąłem całym sobą.

Gdy tylko wpadłem do kuchni wszyscy wyrazili zaskoczenie z mojej niespodziewanej obecności.

"Jest, gdzieś tutaj, um, Harry?" udaje mi się wydukać.

Jedna z dziewczyn wyszła z tłumu i pociągnęła mnie w głąb kuchni.

"Właśnie się zebrał do domu. Może uda ci się go jeszcze złapać."

Pokazała mi tylne wyjście i wskazała które auto jest Harry'ego. Nie mogłem być jej bardziej wdzięczny.

"Dziękuję ci...?"

"Linda." uśmiecha się słodko i wkłada do kieszeni fartucha dłonie, chroniąc je przed zimnem. "Do zobaczenia, Louis."

"Do zobaczenia."

Posyłam jej ostatnie spojrzenie i wybiegam za samochodem, które zapaliło już światła. Zawsze uważałem, że biały Range Rover dodawał klasy i elegancji kierowcy. Nie myliłem się.

Zapukałem w szybę zanim Styles zdążył ruszyć.

"Do cholery, Louis?" odzywa się głośno, obniżając szybę. Z jego twarzy mogłem wyczytać jedynie zdezorientowanie. "Przyszedłeś? Do mnie?"

"Jak widać." spuszczam wzrok na swoje buty i wzruszam nieznacząco ramionami. To nic nie znaczyło. "Miałem po drodze i byłem głodny, więc-"

"Wsiadaj." mówi, otwierając drzwi od mojej strony. "Zrobię ci pizzę."

Wyjeżdżamy z ulicy i nie jest do końca pewny co się dzieje. I dlaczego się na to zgodziłem. I co ja w ogóle tu robię? Halo?

"Nawet nie wiesz jaką lubię." pociągam nosem i chowam dłonie w rękawach. Klima z auta wiała prosto w moją stronę i naprawdę nie było to przyjemne.

Nie unika to oczywiście uwadze Harry'ego, który od razu ją wyłącza.

"Lubisz pepperoni."

Marszczę brwi i spoglądam jak w skupieniu wybiera płytę na czerwonych światłach.

"Skąd możesz być taki pewny?"

"Intuicja." szepcze. Wkłada do buzi płytę i przymyka opakowanie, po czym z odtwarzacza rozbrzmiewa Fleetwood Mac.

"Skoro uważasz się za tak dobrego w te klocki to powiedz mi jaki jest mój ulubiony sport?"

Harry parska, postukując palcami o kierownicę.

"Piłka. Chociaż nie pogardzisz też oglądaniem golfa, kiedy nie potrafisz zasnąć."

"Jakim kurwa cudem..." moje serce przyspiesza na myśl, że 'zna' taką drobnostkę. To jest przecież niemożliwe. Niemożliwe, żeby komuś udało się coś takiego zgadnąć. "Ulubiony kolor?"

Na to pytanie Harry zaciska wargi aż pobielają. Nie odpowiada długo, ponieważ nie wie albo nie jest pewny.

"Zielony" odpowiada cicho, nie zwracając na mnie tym razem wzroku. "Nie taki jak łąka, tylko jak butelka od piwa. Pociemniały."

Ma pieprzoną rację.

"Skąd to wiesz?" jestem wstrząśnięty. Czuję wewnętrzny niepokój i szybko się orientuję, że znowu nawiedza mnie ból głowy.

Kiedy odpowiada jest to tak ciche, że nie słyszę wyraźnie słów, ale jest to coś na styl:"Musiałby mi ktoś wyprać mózg i pewnie dalej bym pamiętał."

"Co?"

"Intuicja, Louis." oznajmia głośno. "Intuicja." powtarza w zamyśleniu.

-

Harry'ego dom wygląda tak stylowo jak żaden w okolicy. Wszystko zachowane w różowo- szarej tonacji rozpiera mi serce. Metalowe drzwi z drewnianymi klamkami i rozłożyste żyrandole sprawiały wrażenie, że znajdujesz się w nowoczesnym pałacu.

"Masz naprawdę piękny dom." komentuję. Harry uśmiecha się do mnie przez ramię, zajęty wlewaniem składników do miski.

"Potrzebowałem czegoś świeższego po ostatnim. Podasz mi olej?" podnoszę się z krzesła, aby to zrobić. "Miałem do wyboru jeszcze jeden w zachodniej części Londynu. Był cały w stylu nordyckim, drewniane konstrukcje, kominek..."

"Nigdy nie zastanawiałem się nad domem." wyznaję, obserwując jak mąka owiewa jego twarz. "Może w przyszłości."

"Pomożesz mi wyrobić ciasto?" 

Harry odwraca się do mnie z miską i gestykuluje, żebym do niego podszedł.

"Nie umiem-"

"Umiesz." zapewnia i wyjmuje masę na marmurowy blat. Zostawia mnie z nią z pełnym zaufaniem, a sam kuca przed piekarnikiem i nastawia go na odpowiednią temperaturę.

Wgniatam palce w ciasto, a następnie formuję je w kulkę i na nowo. Naraz słyszę za sobą pomruk niezadowolenia.

"Louis, Louis, Louis. Czy gdyby była to osoba to też byś ją tak ranił?"

Nie wiem czy żartuje czy mówi na serio. Jedno jest pewne: to co dzieje się potem jest świadome. Podchodzi blisko i lekko przyciska się do mojego tyłka. "Musisz pracować całymi dłoniami" instruuje. "Koliste ruchy, zataczasz nadgarstkami, o tak."

Przysuwa się aż zaczyna mnie ogarniać ciepło. Mogę wyobrazić sobie za dużo, jeśli nie odsunie się o te kilka milimetrów.

"Jeszcze raz, mon petit. Koliste...ruchy. Pięknie. Jeszcze raz."

Stoi nade mną, a jego ręce błądzą między moje palce, wciąż kontrolując sytuację. Szybciej, pewniej i mocniej. Nakierowuje mnie. Wbija palce. Złącza je ze swoimi. Moje ciało przeszywa dreszcz, a zaraz za nim następuje nagły ból głowy. Próbuję nie przerywać coraz to szybszego ugniatania, mimo narastającego bólu.

Wszystko zakańcza Harry. Tak sobie myślę, że gdyby ktoś spojrzał na to z boku nie wyglądałoby to jak nic innego jak... perwersyjna imaginacja. Ugniatane ciasto było metaforą, a my dosłownymi uczestnikami. Moje palce wciąż pozostawały wbite w miękką masę, dochodzące do siebie po tym dziwnym, ale jakże ekscytującym zdarzeniu. Harry odsuwa się, cicho przeklinając pod nosem, gdy ja nadal walczę z bólem.

Z nieukazywaniem go.

"Zaraz wracam." odzywa się i znika w głębinach korytarzu.

-

Przy stole panuje niezręczna cisza, przerywana przez dosłyszalne chrupnięcia ciasta. Harry zajmuje się czymś na telefonie, zerkając co jakiś czas na mnie, a ja popijam piwo i modlę się o to, żeby coś powiedział.

Długo nic się nie dzieje. Dopiero szelest moich tabletek powoduje zainteresowanie.

"Znowu boli cię głowa?" pyta zaniepokojony, blokując iPhone'a.

"Yup." odpowiadam, przełykając pastylkę pod jego czujnym okiem. "Nie wiem od czego, ale...cóż. Zdarza się."

Harry nie wygląda na usatysfakcjonowanego, zwraca się w bok i głęboko się nad czymś zastanawia.

"Powinieneś to zbadać. Może to być coś poważnego, Louis." w jego głosie słychać troskę. Dolewa mi piwa i wzdycha. "Nie może cię boleć bez powodu."

"To pewnie przez pracę i przemęczenie, nic o co powinno się robić halo."

Harry spogląda mi prosto w oczy, co zgrywa się z następną falą bólu. Syknąłem, zginając się w pół.

"O boże. Co się stało?" sięga dłonią do mojej ręki, na co kulę się jeszcze bardziej. Odsuwa ją. "Louis, spójrz mi w oczy. Lou-"

"Jest okay-y." przerywam, chociaż czuję jak łzy niebezpiecznie grożą spłynięciem. Już dawno nie czułem takiego bólu. I nic nie było okay. Zakrywam się ręką.

Harry wstaje ze swojego siedzenia i kuca przed moim krzesłem. Widzę kątem oka, że jest spanikowany i nie wie jak może mi pomóc. W tej całej bezsilności podaje mi wodę.

Kiedy w końcu na niego spoglądam jego wyraz twarzy łamie mi serce. Dzieje się coś niewytłumaczalnego. Dzieje się coś co oboje czuliśmy i nie potrafiliśmy zrozumieć.

Pierwszy raz od miesięcy rozpłakałem się niczym małe dziecko, wylewając z siebie hektolitry smutku przy obcej osobie. A Harry patrzył. Patrzył i szeptał bezsensowne frazesy, które miały mnie uspokoić.

"Jedziemy na pogotowie." załamuje się na ostatnim słowie i pomaga mi wstać.

"Nigdzie kurwa nie jadę. Zostaw mnie." odpycham go, powoli dochodząc do pionu. Przecieram rękawem policzki i nabieram głęboki wdech. "Mógłbyś mnie odwieźć do domu?"

Harry'emu nie trzeba powtarzać dwa razy. Zabiera kluczyki z szafki i toruje mi drogę do drzwi.

Continue Reading

You'll Also Like

1.6K 162 10
Harry - syn właścicieli sieci hoteli. bogaty, bezwzględny, bezczelny, nie posiadający w sobie krzty uczuć. Ale czy na pewno? Louis - nowy pracownik...
52.2K 1.9K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
239K 8.6K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
1.4K 116 8
"Listy 2" to druga część mojej pierwszej książki na moim profilu "Listy", naprostuje ją trochę i ostudzi wasze oburzenie jej zakończeniem. Mineły dw...