Rozdział czwarty

1.9K 231 379
                                    

8.10.2030

Sprawa ze Stylesem zaburzyła moje spokojne życie. Nie potrafię przestać o nim myśleć, nawet jeśli niczego bardziej nie pragnę. Przy śniadaniu zastanawiam się czy przyrządził sobie dzisiaj wymyślne jajka na bekonie z lawendą czy może korą z domowego ogródka. Przedzwaniając do klienta mam w głowie myśl, że może Styles- dokładnie w tym samym momencie- przedzwania do jakiegoś lepszego organizatora imprez. A później przeglądam internet i w kółko staram się odtworzyć dni, w których poznałem go po raz pierwszy.

Przez taki tryb łykam z trzy tabletki przeciwbólowe dziennie i jeśli macie nadzieje, że one mi pomagają to grubo się mylicie. Bo ból głowy czasami się nasila i nie przestaje mnie opuszczać aż nie zasnę. Nie pomagały środki nasenne, nie pomagała mi też świadomość, że dzisiaj jest wtorek i Styles zaprosił mnie na obiad.

Za oknem panuje deszczowa pogoda. Siadam na parapecie i przytykam głowę do okna. Mam ochotę rozpłakać się z bezsilności. Nie radzę sobie z tym i zdecydowanie nie potrafię tego zatrzymać. Jakim sposobem człowiek może zapomnieć o kimś? Tak kurwa po prostu?

Zajechałem pod restaurację dwadzieścia minut za wcześnie i czekając na 14, przysnąłem. Drzemka nie trwała dłużej niż kilka minut, jednak nie wynikło z niej nic dobrego. Obudziłem się z jeszcze większym bólem niż z rana i w takim stanie, zebrałem się do Stylesa.

"Dzień dobry, jestem umówiony z Harry'm Stylesem." informuję tego samego kelnera co zawsze.

"Pan Styles pracuje...."

"Kazał mi przyjechać." przerywam i wymijam go, nie tracąc dłużej czasu.

Pomieszczenie znajduje się na końcu ogromnej sali i bez większego problemu sam do niego trafiam. Pierwszy raz widzę na własnej oczy środowisko, w którym pracuje i powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem. Kuchnia Harry'ego nie przypomina żadnej jaką widzieliście w telewizji. Tutaj każdy garnek, palnik i łyżka przypominają bardziej sztukę niż przedmiot do codziennego użytku. Wszyscy pracują jak w zegarku z uśmiechami na twarzy. Kilka dziewczyn w złotej biżuterii wyeksponowanej na fartuchu kołysze się do piosenki, smażąc łososia i pilnując ziemniaki. Chłopaki z odznaczającymi się tatuażami na twarzy śmieją się z czegoś głośno, lepiąc pierożki szybciej niż maszyny.

A pośrodku całej sielanki, Harry Styles, czyści talerz z sosu i przyozdabia go garścią bazylii. Miał na sobie czarną koszulę i błękitne spodnie. I kto by pomyślał, że tak prosty strój może wyglądać na kimś tak dobrze?

Harry unosi spojrzenie i zauważa mnie. Przez jego twarz przechodzi wiele emocji, opiera się ze ścierką o blat i nie przestaje ogarniać mnie wzrokiem.

"Jesteś upoważniony do tego, żeby wchodzić do mojej kuchni, Tomlinson?" mówi z uśmiechem, na co chcąc nie chcąc się peszę. Wkładam głęboko do kieszeni dłonie i mrugam na niego w osłupieniu. "Żartuję. Mógłbyś napluć na talerz i dalej byłbyś tu mile widziany." co? "UWAGA WSZYSCY!" cała ekipa ludzi przerywa na chwilę swoje obowiązki i zerka na Harry'ego.

"Tak szefie!" odzywają się chórem.

"Chciałem wam przedstawić Louisa Tomlinsona." niektórzy posłali mi radosny uśmiech, a reszta pomachała. "Nie puszczajcie go blisko jakiejkolwiek kuchenki, bo się mon petit oparzy."

Kuchnią wstrząsa salwa śmiechu.

"A teraz wracajcie do zabawy." zakończa swój wywód i wzdycha przeciągle spoglądając mi prosto w oczy. "Przygotowałem dla nas stolik. Chodź."

-

Pod wyrażeniem "przygotowałem dla nas stolik'' kryje się "przygotowałem dla nas osobną salę z zastawionym stołem, dwoma dzbankami lemoniady i brownie, które zdążyłem przygrzać w piekarniku".

I wanna hold you when I'm not supposed toWhere stories live. Discover now