I wanna hold you when I'm not...

By larentsupdates

30.3K 3.5K 4.2K

Czy marzyliście czasami, w tych najgorszych chwilach życia, o usunięciu wspomnień- tudzież konkretnej osoby... More

Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Epilog
Dodatek

Rozdział trzeci

1.8K 218 299
By larentsupdates

30.09.2030

Z rozmowy Stylesa wyłapałem dwa słowa. Mon petit. Użył ich już drugi raz, jeśli liczymy fondant, z którego wypłynął płatek róży. Dowiedziałem się, że Mon petit- po francusku- oznacza 'mój malutki' lub 'mój malutki facet', a w jeszcze innych tłumaczeniu 'kieszonkowych rozmiarów'. 

Nie potrafię pojąć tak osobliwego zwrotu do osoby, którą widzi się po raz pierwszy w swoim życiu. Po prostu....nie rozumiałem tak wielu rzeczy. 

Sprawa ze Stylesem spędzała mi z sen z powiek, dlatego następnego dnia podjechałem pod The Nice Guya. 

"Pan Styles jest na kuchni i nie może teraz udzielać konsultacji." tego kelnera widzę już chyba trzeci raz na oczy i dalej patrzy na mnie z taką samą pogardą. 

"Proszę powiedzieć, że przyszedłem go odwiedzić i jeśli nie wyjdzie to opuszczę lokal." 

Z tym kompromisem kelner wyrusza na moje życzenie do kuchni. Po minucie wraca z Harry'm, który toruje przejście.  

Brunet ma zaczerwienione policzki, zapewne od ciepła panującego przy garach. Jego fartuch, błyszczący, z małymi zabrudzeniami na wysokości rąk komponował się ze spodniami w różowo-czarne paski. 

"Panie Tomlinson." odzywa się profesjonalnie z lekkim ukłonem. Jego powaga zostaje zdradzona drwiącym uśmiechem.

Nie wierzę. Ten chuj się ze mnie zgrywa. 

"Panie Styles, czy mogę z panem porozmawiać na osobności?" pytam, robiąc krok do tyłu. Między brwiami bruneta pojawia się głęboka zmarszczka, którą od razu odstępuje łagodnemu wyrazowi. 

"Jasne." odpina fartuch i podaje go kelnerowi. "Dzięki, Steve. Przekaż moje obowiązki Davy'emu."

Prowadzi mnie w milczeniu na trzecie piętro do własnego gabinetu. Tam dopiero przybliża się na fotelu do mojego siedzenia. Zakłada ręce w piramidkę i przeżuwa w zębach dolną wargę.

"Panie Styles mój klient życzy sobie pięć posiłków-"

"Louis- Panie Tomlinson." poprawia się, gdy mój łuk brwiowy uniósł się niebezpiecznie ku górze. Mężczyzna wzdycha. "Wiem, że nie powinienem pytać i spotkaliśmy się tutaj, żeby omówić menu..."

"Skąd znasz Liama?" wyrzucam z siebie i Harry'ego twarz blednieje. Po chwili orientuję się, że nie tyle co powiedziałem to płaczliwym głosem, to jeszcze w moich oczach stanęły łzy. "Nie rozumiem nic. Wszystko się kręci wokół tej cholernej restauracji-i i-"

Dłoń bruneta wyrwa się niemal automatycznie w moją stronę. Zaraz po tym odruchu Harry chowa twarz w swoich rękach.

"Louis, sam chciałbym wiedzieć w co ze mną pogrywasz. Domyślam się, że jest to pewnego rodzaju forma zemsty."

Jego słowa przeplata ból zauważalny w oczach o szmaragdowym kolorze. Wiosennym. Pełnym rześkości.

"Czy ty mnie w ogóle znasz?"  

Na to Harry parska śmiechem bez krzty humoru.

"Mon petit." mówi delikatnie, lustrując mnie uważnie. 

"Nie jestem twoim pieprzonym maleństwem." piskam, zaciskają pięści.

"Nawet nie wiem, jak inaczej mógłbym się do ciebie zwracać. Jestem zbyt spragniony tego słowa." Harry oddycha ciężej, jakby napotkał pewien problem. Natomiast ja czuję się osaczony jego obecnością. 

"Możemy przejść do menu-"

"Kiedy cię zobaczyłem poczułem, że całe moje życie zatoczyło wreszcie koło." tłumaczy powoli "Cel do którego dążyłem."

"To brzmi choro." wyznaję prosto z mostu. "Naprawdę pana nie znam."

Harry poprawia swoje włosy i patrzy na mnie osłupiały. 

"Okay, Louis, ja ciebie też nie znam." wzrusza ramionami i przyciska w dół swoje pierścionki. "Możemy razem siebie nie znać, co ty na to?"

"Super? Możemy też razem przejść do menu?"

Harry'ego oczy rozbłyskają, a melodyjny śmiech zapełnia cały gabinet. To wszystko wydarzyło się spontanicznie jak promyk słońca wyłaniający się zza chmury. Styles pochyla się nieznacznie do przodu i chłonie mój widok.

"Panie Tomlinson, co by pan powiedział, gdybyśmy zaczęli od czystej karty?''

"W porządku." potakuję. "Zostawmy wszystko za sobą."


1.10.2030

W rzeczywistości nic nie zostawiłem za sobą. Styles wkurwiał mnie na każdym kroku, nawet się nie starając. Przy ustalaniu menu miałem ochotę wyrwać mu palce, gdy zamiast przystanąć przy jakimś daniu on wymyślał nowe, bardziej wymyślne. Jego poczucie humoru rozwalało mi mózg. A nonszalancka, mozolna intonacja głosu napinała wszystkie moje mięśnie. 

Ten człowiek był uosobieniem wszystkich cech, których nienawidzę u facetów. Nie przespałbym się z nim nawet gdyby złożył mi obietnicę, że będzie dla mnie gotować do końca życia. 

W tym całym rozmyślaniu towarzyszyło mi ciągłe przekonanie, że każdy trzyma przede mną coś w tajemnicy. Bolała mnie głowa od niewyspania i tego...myślenia. Albo próby przypomnienia czegoś co pomogłoby mi rozwiązać tę zagadkę.

"Panie Tomlinson, chciałabym jednak zmienić przystawkę." odzywa się żona Malika, przeglądając ustalone menu. Unosi na mnie swoje niewinne oczęta. "Zamiast polędwicy chcę mus z awokado."

"Proszę skierować te prośby do szefa kuchni." 

I takim sposobem ponownie wylądowałem na celowniku Harry'ego Stylesa, który podczas dyskusji z małżeństwem, obrzuca mnie niepewnym wzrokiem.

"Czy mógłbym na słówko z Panem Tomlinsonem?" pyta uprzejmie.

"Proszę go zabrać na ile tylko Pan chce, my już i tak skończyliśmy naszą wizytę." oznajmia kobieta i żegna się z nami przez podanie dłoni.

Gdy zostajemy już sami, Harry obchodzi biurko i przygląda mi się jeszcze dobitniej.

"Źle spałeś." szepcze w końcu, a jego skroń lekko się uwydatnia.

"Skąd możesz wiedzieć- ach, nieważne."

"Czyta się z ciebie jak z kartki." 

Styles podchodzi do swojej małej lodówki i proponuje mi orzeźwiający drink. Wymachuje nim w powietrzu jak samolocikiem.

"Prowadzę, Styles." warczę. Jego bezmyślność kompletnie przekraczała granice. "Myślisz, że dostałem się tu pociągiem?"

"Tylko pytałem..."

"Wsadź sobie swoją uprzejmość w dupę." 

Przez chwilę milczymy i nie potrafię na niego spojrzeć.

"W takim razie przejdźmy do konkretów." odchrząkuje, niezadowolony z obrotu sytuacji. Z rozmarzeniem zwraca się ku oknu."Chciałem cię prosić o zorganizowanie ślubu mojej mamy."

Nie- kurwa- wierzę.

Chwytam się za głowę i szybko mrugam, żeby obudzić się z tego koszmaru. Ale nope. To najprawdziwsza rzeczywistość.

"Proponuję podwojoną stawkę." kontynuuje niewzruszony moją reakcją. "Pokryjemy przelot do Hiszpanii i zakwaterowanie."

Mam ochotę się roześmiać mu w twarz.

"Posłuchaj mnie- po pierwsze, nie jestem organizatorem ślubów. Nie zajmuję się poważnymi wydarzeniami. A po drugie, czy ty naprawdę nie nauczyłeś się niczego z udzielania mi ulg? Nienawidzę jak ktoś stawia mi cokolwiek."

"Będziesz uznawany za gościa." mówi, omijając całą część sprzeciwu. "Więc nie traktuj tego jako ulgę."

"Działasz mi na nerwy, człowieku." prycham, obserwując zdziwienie jakie go ogarnia. "Chcę skończyć imprezę Malika i mieć to już wszystko za sobą. Nie przyjmę twojego zamówienia i mam dość twojej jebanej wyższości."

"Wyższości?" brzmi na zranionego. "Tomlinson, to ty pokazałeś się w mojej restauracji i zrobiłeś wielkie halo, ponieważ chciałem postawić ci kolację. To ty czujesz się ważniejszy od innych, nie ja."

Jego słowa wybuchają we mnie z prędkością światła.

"Myślisz, że wszystko ci się należy co? Każdy ma ci ulec, bo czujesz się taki zajebisty. Właśnie tacy ludzie jak ty powinni dotknąć dna, żeby zrozumieć jakie zwyczajne szczęście im sprzyjało."

Szczęka Harry'ego napina się, a postura wyraźnie zacieśnia.

"Kto jak kto, Louis, ale ty, ty, powinieneś wiedzieć najlepiej ile pracy włożyłem w to co teraz posiadam." przysiada na biurku i pociąga nosem, spoglądając na sufit. "Poświęciłem zbyt wiele dla tej restauracji."

"Jak mi przykro, Styles, ale witaj w życiu." komentuję sarkastycznie. "Tak to tutaj wygląda. Ludzie gonią za kasą, miłością, zdrowiem albo rodziną. Jeśli masz jedno, zazwyczaj brakuje ci drugiego. Nie ma pieprzonej równowagi, ale trzeba to zaakceptować. Natomiast ty byś chciał wszystko." nabieram głęboki oddech i zastanawiam się dlaczego jego smutek wydaje się taki kurewsko sztuczny. "I tu jest twój problem."

"Podjąłem złą decyzję." wyznaje.

"Trzeba ponieść jej koszt." 

Wstaję z krzesła i ku przerażeniu Stylesa kieruję się w stronę wyjścia.

"Proszę nie wychodź." rusza do mnie szybkim krokiem i dotyka ulotnie mojego ramienia. Jego oczy błagają o zrozumienie, ale wiedziałem, że szuka go u nieodpowiedniej osoby. "Lou, nie uważam, że to przypadek."

"Co?" 

"To...wszystko." szepcze, i przesuwa palcami w górę mojej ręki, obserwując mnie przy tym bacznie. 

Natychmiast go odtrącam i bez słowa zostawiam za drzwiami.

-

5.10.2030

Panuje przenikliwie chłodna pogoda, kiedy wysiadam z Range Rovera przed The Nice Guyem. Niemal od razu otulam się jeansową kurtką, którą wygrzebałem z dna szafy i wsłuchuję się w muzykę, dochodzącą z lokalu. Niby od środka wszystko grzmiało, ale tu- na zewnątrz- panował błogi spokój. Było kilka minut po północy. Ulice puste, tylko cały parking zajęty Mercedesami i Jaguarami. 

Pan Malik naturalnie zaprosił mnie na imprezę, jednak nie przyjechałem tutaj po to, żeby się bawić, tylko na wizytę kontrolną by upewnić się, że wszystko przebiega tak jak zakładał plan. 

W środku panuje całkowity chaos, restauracja dudni życiem, kolorami i śmiechem. Na pierwszy rzut oka widać, że wybieg zaczął już być przygotowywany do pokazu. I stojąc tak, nie uczestnicząc w całym zamieszaniu, rozumiem, że  to właśnie w takich miejscach odnajdywało się szczęście, poczucie spełnienia i nieważkości. Kiedyś sam czerpałem z tego energię. Chodziłem co noc na imprezę i z przyjemnością organizowałem swoje w domu i chatce w górach Liama. Upijałem się do tego stopnia, że następnego dnia nie potrafiłem sobie przypomnieć jakim cudem zasnąłem na dworze na stercie liści. Nie wiedziałem kim jestem przez dwie godziny od wstania, a inni musieli mnie ocucać wodą. Albo następną dawką alkoholu. W pewnym momencie chyba dorosłem i...zaprzestałem. Nie pamiętam czy był jakiś konkretny czynnik, który to zatrzymał, wiem jedynie, że postawiłem się na nogi i zająłem się profesjonalnie tym w czym czułem się najlepiej. 

Rzuciłem ostatnie spojrzenie na tłum podnoszący ku górze małżonkę Malika w stronę parkietu. Piszczała wesoło, wystawiając ręce przed siebie. 

Cóż. Jeśli nikt nie miał zarzutów- ja byłem ostatnią osobą, która powinna się czegoś doszukiwać.

Kieruję się do wyjścia, szukając w kieszeni kluczyków od auta. Obiecałem sobie zrobić jutro wolne i odizolować się od całego wszechświata grając w gry na konsoli, popijając piwo i to wszystko przy wyłączonym telefonie. Może nawet pójdę do kina albo wywiozę siebie do innego kraju.

"Louis." słyszę za sobą. Niall patrzy na mnie z dozą niepewności i przytrzymuje drzwi, żeby się przed nim nie zamknęły. "Hej."

"Um, hej." wykrztuszam, pocierając ramiona. "Jesteś gościem?"

Potrząsa głową i puszcza drzwi, żeby podejść do mnie bliżej.

"Zostałem z Harrym na kuchni. Jest wykończony, więc czekam aż wyjdzie i będę mógł go wreszcie odwieźć do domu." zerka na wyświetlacz telefonu. "Powinien zaraz wyjść."

"Super."

Niall posyła mi ciepły uśmiech.

"Pamiętam jak kiedyś nie wychodził z kuchni całą noc, bo tworzył tort na urodziny Lux. Na podłodze walała się masa cukrowa, perełki i jakiś kucyk z bajki, którą lubi i " chichocze." wśród tego był Harry, który przysnął z ręką na torcie. Musiał go poprawiać z rana, był nieźle wkurzony."

"Lux to jego córka?" pytam, na co Niall nie odpowiada, tylko unosi wysoko brwi. 

Jestem o krok od przerwania milczenia, gdy pojawia się Harry, który zaskoczony naszą obecnością niezręcznie dopala fajkę.

"Harry, powiesz mi jakim cudem Louis nie zna twojej siostrzenicy?" zwraca się do niego blondyn. Przejmuje od niego torby i otwiera bagażnik czarnego vana, żeby je tam włożyć.

"Co ty pieprzysz, Niall?" dziwi się, marszcząc brwi, po czym zgniata papieros o swój obcas. "Louis był dla niej jak drugi ojciec chrzestny."

"Co kurwa?" wykrzykuję.

"Cóż, przed chwilą się spytał czy Lux to nie jest twoja córka." informuje go ze śmiechem, który zostaje spotęgowany, gdy dołącza się do niego Styles.

"Kocham tę jego grę." mówi Harry i poklepuje mnie pośpiesznie po plecach. "Tak, Louis, mam córkę i wiesz, zapomniałem ci powiedzieć, ale jest nasza? Daj znać jak zechcesz ją odwiedzić."

Puszcza do mnie oczko, a później wybucha większym śmiechem.

"Przyjedź kiedyś na obiad." mówi do mnie. "Teraz już całkiem poważnie." 

Wchodzi do samochodu, wystawia przez okno dłoń i nie spuszcza przy tym ze mnie wzroku. 

"Obiecuję, że tym razem osobiście zaserwuję ci jedzenie i podam fondanta na stół."

"O niczym innym nie marzyłem, Styles." odpowiadam kąśliwie. "Jeszcze poproszę do tego whisky i możemy być przyjaciółmi."

"Wtorek o 14?" przechyla głowę, wskazując na mnie palcem. "Przyjdź, a ugoszczę cię jak nigdy."

Zanim zdążę odmówić, Harry nakręca blondyna, żeby wyjechał z "szybko, szybko, szyyybko'', co Niall wykonuje z dosłownym piskiem opon.

-

"Masz mi powiedzieć o co chodzi i jakim cudem znam Harry'ego Stylesa, skoro go nie pamiętam." podtrzymuje telefon między uchem, a ramieniem, starając się zalać herbatę i wrzucić woreczek jednocześnie. "Zgrywają się ze mnie czy naprawdę coś jest ze mną nie tak? Od kilku dni ledwo śpię, zastanawiając się o chuj chodzi."

Nasze połączenie zagłusza cisza.

"Liam?"

"Może wyparłeś go z pamięci, stary."

"Czyli uważasz, że mi odbiło?" oburzam się, stojąc w miejscu. 

"Nie. Mam na myśli, że...może nie pamiętasz go, bo coś tobie zrobił i twój mózg go...wyparł pod wpływem negatywnych emocji."

"To jeszcze nie czas na bajki na dobranoc." irytuję się. "Skąd ty go znasz?"

Chwila ciszy.

"Chodził ze mną na zajęcia."

"I przez ciebie go poznałem?" zgaduję.

"Niezupełnie."

"Kurwa mać, Payne!" wydzieram się, masując skroń z nerwów "Wiesz co się dzieje, prawda?"

"Nie." 

"Wiesz."

"Nie wiem, Louis! Nie mieliśmy z nim nie wiadomo jakiej relacji, więc.... może ci umknął."

"Z jego opowieści- jeśli są prawdziwe i nie wciska mi kitu- miałem z nim na tyle bliski kontakt, że znałem jego siostrzenicę."

"Próbuje cie wrobić. Ledwo go znałeś, Louis. Za tamtych czasów miał długie loki, więc może tu leży odpowiedź na twoje pytanie czemu go nie kojarzysz."

Wytężam myśli w celu przypomnienia sobie kogokolwiek z lokami, ale przeszywa mnie przenikający ból w głąb czaszki.

"Ja pierdole, okay. Nie chcę o nim myśleć, po prostu....nie rozumiem." poddaję się, zerkając na grający telewizor. "Kończę już. Jakbyś kiedyś chciał wpaść to zapraszam."

"Może jutro. Na razie i....nie zadręczaj się, okay?"

Potakuję do samego siebie, ale niczego nie obiecuję, bo wiem, że...nie potrafię.



Continue Reading

You'll Also Like

18.6K 1K 61
Na pierwszy rzut oka dla uczniów jest to zwykła szkoła ze zwykłymi uczniami. Ale czy na pewno? Czy młodzież, kompletnie ze sobą nie związana w żadnym...
76.9K 2.9K 53
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
1K 113 10
Króciutka historia o tym, jak Louis dosłownie zamienia się w jeża i próbuje wydostać się z tych niespodziewanym tarapatów. Trochę jak klasyczna b...
10.1K 429 38
- Ja też mam uczucia wiesz?? - powiedziałam wkurzona i smutna jednocześnie. Chłopak nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie jak wryty. postanowił...