Testament

By See-What-I-See

295K 20.7K 1K

Wybór czytelników w kategorii Paranormalne w konkursie „Skrzydlate Słowa 2018". Rodzice Ellisy nie żyją od wi... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Do czytelników
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Od autora - na zakończenie
Testament II - informacja
Informacja
Konkurs
Wyniki konkursu
TESTAMENT część III

Rozdział 54

3.5K 288 28
By See-What-I-See


Obudziło mnie silne uderzenie w twarz. Poczułam, że coś ciepłego i lepkiego spływa po moich ustach do brody i kapie na podłogę. To była moja krew. Uniosłam lekko głowę, ale spuchnięte oczy nie pozwalały mi na zobaczenie czegokolwiek. Widziałam jedynie nikły odblask światła, ale nie wiedziałam skąd się wydobywa. Obstawiałam blask świec, bo światło nie było intensywne.

- W-wody... - wychrypiałam resztką sił.

Nikt mi nie odpowiedział, słyszałam jedynie czyjeś kroki. Po kilku minutach ktoś oblał mi twarz lodowatą wodą. Moje oczy znów odzyskały możliwość widzenia, ale moje pragnienie nie znikło. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tak jak przypuszczałam, był tu też ten nieznajomy, wciąż z maską na twarzy, w tej samej pelerynie z kapturem. Spojrzałam w stronę kamiennego bloku. Coś na nim leżało, zasłonięte długim, czarnym płótnem.

Postać podeszła do stołu i szybkim ruchem ściągnęła płótno. Na bloku leżał Luke... Wyglądał przerażająco. Jego ciało pokrywały rany, zadane chyba jakimś ostrzem. Sińce prawie w całości pokrywały jego ciało. Twarz była spuchnięta. Ledwo można było poznać, że to on. Usta miał sine, a ciało brudne. Wyglądał, jakby nie żył od kilku dni.

Moim ciałem wstrząsnął szloch. Resztkami sił zaczęłam szarpać łańcuchami, krzycząc.

- Luke! Obudź się! Luke... - moje gardło odmawiało posłuszeństwa.

Postać patrzyła na moje niezdarne ruchy, ale w dalszym ciągu się do mnie nie odezwała. Płakałam w głos. Nie miałam już sił. Znalazłam go, znalazłam, ale on już nie żył...

Postać włożyła rękę do kieszeni peleryny i wyjęła coś, co owinięte było w czarny aksamit. Materiał opadł na podłogę, a do moich oczu doleciał błysk światła odbijającego się od przedmiotu, który nieznajomy trzymał w dłoniach. Na chwilę odwróciłam wzrok, ale potem znów skierowałam go na postać. Przedmiotem, który miała w dłoniach okazał się być sztylet. Patrzyłam na niego, a w głowie dźwięczało mi zdanie, że już gdzieś widziałam ten sztylet. Tak samo, jak znaki na kamiennym stole. Nie mogłam przypomnieć sobie, gdzie go widziałam.

Postać podniosła rękę Luke'a i przystawiła ostrze do jego sinej skóry.

- NIE! ZOSTAW GO! ZABIJĘ CIĘ! - wrzeszczałam, czując palenie w gardle.

Po mojej twarzy płynęły łzy, które mieszając się z krwią, skapywały na moje bose stopy. Poczułam tak silny gniew, że nie byłam w stanie sobie z nim poradzić. Z gniewem poczułam również przypływ mocy, ale znów coś sprawiło, że moja moc zablokowała się i zapadła w moje ciało. Szarpałam łańcuchami tak mocno, że moje nadgarstki zaczęły krwawić powodując uczucie pieczenia.

Postać nie zwracała na mnie uwagi. Patrzyłam jak ostrze sztyletu wbija się w ciało Luke'a rozcinając je, a gęsta krew z rany zaczęła powoli spływać na kamienny stół. Postać wystawiła dłoń nad ranę i zaczęła szeptać, jakieś niewyraźne słowa. Nagle, z rany na ręce Luke'a krew przestała płynąć, a w jej miejsce pojawiło się dziwne, jasnobłękitne światło. Zrozumiałam wtedy, że postać wykonuje rytuał przejęcia mocy Luke'a. Nie myliłam się. Światło stało się nieco bardziej intensywne i zaczęło wypływać z rany Luke'a w postaci jasnobłękitnej mgły, osadzając się na sztylecie leżącym obok.

Postać chwyciła sztylet, którego ostrze spowite było jasnobłękitną mgłą, po czym odchyliła rękaw peleryny i wykonała nacięcie podobne do tego na ręku Luke'a. Mgła energii wpłynęła z ostrza do rany nieznajomego, a po chwili przecięcie samo się zagoiło. Te wszystkie rany na ciele Luke'a, musiały powstać w ten sam sposób. Nic dziwnego, że tak wyglądał. Zrozumiałam też, że niebawem moje ciało, również będzie tak wyglądać.

Postać odłożyła sztylet, zakryła swoją rękę i znów w ciszy opuściła pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Tym razem, nie zgasiła świec, więc musiałam patrzeć na nieruchome ciało Luke'a, czując, że za chwilę oszaleję z żalu i bezsilności.

- Przepraszam cię... - szlochałam.

Z braku sił, zwiesiłam głowę i pozwoliłam, żeby łzy spływały swobodnie po mojej twarzy. Gdybym wiedziała, że mój przyjazd tu, spowoduje to wszystko, nigdy nie zdecydowałabym się tu przyjechać. Wolałabym własnoręcznie spalić ten dom i nigdy nie poznać Luke'a. Być może wtedy byłby bezpieczny. Nagle w mojej głowie pojawiła się scena, którą widziałam kilka miesięcy temu w moim śnie. Moi rodzice na poddaszu i babcia idąca za mną. I sztylet w jej ręku. To był ten sam sztylet! Jak to możliwe? Może babcia i rodzice próbowali dać mi jakieś znaki zza grobu. Tyle tylko, że ich nie zrozumiałam, a teraz było już za późno.

Kilka razy spróbowałam jeszcze sprowokować pojawienie się mocy, ale ilekroć się to udało, coś ją blokowało. Pewnie łańcuchy, które miałam na sobie, były przystosowane w jakiś sposób do blokowania mojej energii.

Świece zaczęły się dopalać, a ja wsłuchałam się w ciszę wokół mnie. Moje myśli nie dawały mi wytchnienia. Czułam się winna, że nie uratowałam Luke'a, że zginął w tak strasznych męczarniach. Co czuł przed śmiercią, sam, torturowany, bez cienia nadziei na to, że ktoś mu pomoże, że ja mu pomogę...

Ponownie usłyszałam ten dziwny, równomierny świst. Podniosłam głowę, żeby ustalić jego źródło. Z początku nie miałam pojęcia skąd dobiega, ale po chwili moje serce, aż podskoczyło. To był oddech. To Luke! Wciąż żył i oddychał! Dźwięk był ledwie słyszalny. Skupiłam się na jego klatce piersiowej. Unosiła się nieznacznie, więc Luke żył! Radość, która mnie ogarnęła była nie do opisania, ale zrozumiałam, że im dłużej będziemy tu tkwić, tym szanse na jego przeżycie zmniejszają się. Musiałam coś wymyślić.

- Hakael... - wyszeptałam, bo nie miałam sił żeby krzyczeć.

Cisza... Nie zjawił się. Spróbowałam, więc przywołać go głośniej.

- Hakael! Pojaw się, ty uparty ośle!

Znowu nic.

- Przysięgam, że jeśli się tu nie pojawisz, to przy następnym spotkaniu cię zabiję! - krzyknęłam.

Bez odpowiedzi. Skurwiel...

- Myśl Elliso! - nakazałam sobie, jednak nic nie przychodziło mi do głowy.

Od momentu, w którym uświadomiłam sobie, że Luke żyje, każda minuta spędzona bezczynnie doprowadzała mnie do szału. Wiedziałam, że Luke jest w tragicznym stanie, tak samo jak Elizabeth, gdy trafiła do szpitala. Tylko, że ona już nie żyła. Nie mogłam pozwolić, żeby Luke skończył tak samo. O siebie się nie martwiłam. Byłoby nawet lepiej, gdybym tego nie przeżyła, bo może wtedy, Luke byłby bezpieczny. Po czasie zapomniałby o mnie i o tym, co się wydarzyło i ułożyłby sobie życie.

Moje rozmyślania przerwał ból mojego lewego boku. Coś paliło moją skórę i to tak mocno, że czułam się tak, jakby ktoś przystawił mi zapalonego papierosa do gołej skóry. Spojrzałam w to miejsce i na kieszeń, która się tam znajdowała.

- Szklana kuleczka od Evelyn - powiedziałam do siebie.

Dlaczego o niej zapomniałam? Idiotka! Spróbowałam sięgnąć do kieszeni. Łańcuchy na moich rękach pozwalały na swobodne ruchy, ale były przykute do ściany w zbyt dłużej odległości ode mnie, żebym mogła dosięgnąć kieszeni. Szarpałam się, ale bezskutecznie. Starałam się ponownie zebrać moc. Może nie mogła ona wyjść z mojego ciała, ale może mogłam oddziaływać nią na własne ciało. Zebrałam energię  w dłoniach, po czym skierowałam palce na suwak w kieszeni. Nie zadziałało. Moc znów uleciała w głąb mojego ciała.

Usłyszałam szczęknięcie zamka i postać znów weszła do pomieszczenia. Nie była sama. Za nią podążał Hakael z tym swoim zarozumiałym uśmiechem. Oboje podeszli do mnie.

- Witaj skarbie, kiepsko wyglądasz - powiedział rozbawiony demon.

-Oszukałeś mnie! - krzyknęłam.

Hakael roześmiał się w głos.

- A czego się spodziewałaś? Myślałaś, że będziemy sobie razem mieszkać, a ja będę gotować ci obiady? Jestem demonem, a nie twoim mężem. Chociaż zważywszy na fakt, jak twoje ciało na mnie reagowało, może mógłbym się zastanowić nad zmianą decyzji - powiedział i puścił mi oczko.

Byłam wściekła. Popatrzyłam na demona, po czym splunęłam mu w twarz. Nie musiałam długo czekać na reakcję, bo Hakael wymierzył mi siarczysty policzek. Postać dotychczas stała nieruchomo, jednak teraz zobaczyłam, że chwyta maskę, za którą skrywa twarz i ściąga ją. W końcu miałam ujrzeć twarz mojej kuzynki i rozumiałam już dlaczego demon nie powiedział mi prawdy o Carol. Był z nią w zmowie. Spojrzałam na twarz postaci przede mną i przeżyłam szok. Chyba największy w całym swoim życiu.

- Babcia? - szepnęłam.

Przecież to niemożliwe, pomyślałam, patrząc w twarz kobiety, która przecież nie żyła od kilku miesięcy.

Continue Reading

You'll Also Like

19.1K 204 90
Ig rodziny monet zachęcam do czytania<333
7.6K 882 26
W niewoli z demonem, którego sama zniewoliła? Cóż, nawet rewelacyjny plan może się rewelacyjnie rozwalić... Świat i Desdemona nie byli najlepszymi pr...
280K 15.1K 40
Kiedy Ziemia przestała być zdatna do życia, musieliśmy z niej uciekać. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że obrana planeta jest zamieszkana przez istot...
1.4K 88 5
Hailie Monet dorasta z mamą i babcią, niestety ta druga ginie w wypadku samochodowym. W wieku 17 lat Hailie razem z jej grupą Fresh jadą na zawody t...