Rozdział 28

4K 308 2
                                    


Wciąż byłam rozbita po tym, co się stało. Ledwo dowlokłam się na górę. Usiadłam w fotelu, na którym siedział Hakael podczas naszego pierwszego spotkania. Wbiłam wzrok przed siebie i pozwoliłam, żeby łzy płynęły. Zdałam sobie sprawę, że może jednak demon miał rację, tak samo jak cała reszta miasteczka i może naprawdę jestem wiedźmą. Gdy uspokoiłam się na tyle, by móc chociażby się poruszyć, do głowy przyszła mi myśl, aby spróbować wywołać ponownie stan, w którym byłam nad jeziorem. Wyciągnęłam delikatnie dłoń przed siebie i starałam się poruszyć długopis leżący na stoliku nocnym. Próbowałam kilka razy, ale nic się nie stało.

- Źle to robisz - usłyszałam głos demona tuż obok mnie. Siedział na boku fotela, który zajmowałam.

Odsunęłam się jak najdalej w bok, jednak moje położenie nie pozwalało mi na zbyt wiele możliwości.

- Znowu ty - starałam się udawać, że jego obecność już mnie nie przeraża.

Demon nie zwracał uwagi na moją wrogość.

- Źle to robisz - powtórzył - w ten sposób nigdy nie uda ci się przesunąć nawet zapałki.

- Nie potrzebuję twojej pomocy - powiedziałam, licząc na to, że Hakael zniknie. On jednak, nie miał takiego zamiaru. Chwycił mnie delikatnie za dłoń i zaczął mnie instruować, zupełnie tak, jakby pomagał mi składać model samolotu.

- Twój wybuch nad jeziorem, to była tylko lekka emanacja twoich mocy. Ty, moja słodka Elliso, musisz nauczyć się korzystać z tej mocy wtedy, kiedy nie jesteś zdenerwowana. Ona ma z ciebie wypływać za każdym razem, gdy tego chcesz - powiedział spokojnie, gładząc moją dłoń, przez co znów poczułam to dziwne mrowienie.

Patrzyłam jak pod wpływem jego dotyku, moja dłoń sprawia, ze długopis leżący na stoliku, delikatnie unosi się w powietrze. Widok był hipnotyzujący. Wiedziałam, że to za sprawą mojej mocy bo znów czułam mrowienie. Jednak teraz, kumulowało się ono najbardziej w moich palcach.

- Widzisz. Potrafisz - powiedział Hakael. Jego głos otrzeźwił mnie więc wyrwałam rękę z jego dłoni, a długopis upadł na podłogę.

- Nie chcę twojej pomocy - powiedziałam i wstałam z fotela. Jego wzrok utkwił we mnie, a ja poczułam strach.

- Nie myśl, Elliso, że problem zniknie. Twoja moc się przebudziła i teraz będzie tylko większa. I zastanów się, czy odrzucanie mojej pomocy to dobry pomysł. W końcu chyba nie chcesz, żeby komuś bliskiemu tobie, stała się krzywda - zakończył i rozmył się w powietrzu.

Jego słowa wciąż brzmiały w mojej głowie. Czy to możliwe, że swoją mocą mogłam kogoś skrzywdzić? Pewnie tak, już dzisiejszy wyczyn nad jeziorem pokazał, co może się stać, gdy ktoś wyprowadzi mnie z równowagi, a to był dopiero początek... Postanowiłam, że nie mogę pozwolić, aby moja moc się ujawniała kiedy ktoś ze mną jest. Wyszłam z pokoju i skierowałam się na dół do salonu. Z biblioteczki wzięłam czarną księgę i wrzuciłam ją do kominka. Chwyciłam leżące obok zapałki i podpaliłam ją. Patrzyłam na ogień, który z sekundy na sekundę coraz bardziej pochłaniał księgę. Gdy nie zostało prawie nic, odwróciłam się na pięcie i poszłam na górę. Nie wiedziałam czy to, co przed chwilą zrobiłam miało mieć swoje konsekwencje, ale nie dbałam o to.


Przez cały tydzień Sam unikała mnie jak ognia. Zadzwoniła w poniedziałek, że źle się czuje i nie przyjdzie do pracy. Wykręcała się tym, że przeziębiła się nad jeziorem, ale ja wiedziałam. Wiedziałam, że nie chce spotkać się ze mną. Czułam się przybita i nie pomagał mi fakt, że prawie każdy w miasteczku znów patrzył na mnie spode łba. Niektórzy nie kryli się nawet ze swoim obrzydzeniem i na mój widok potrafili przejść na drugą stronę ulicy, byleby tylko znaleźć się z dala ode mnie. Ogólnie sytuacja wyglądała tak, że Sam i reszta mieszkańców unikała mnie, a ja unikałam Luke'a. Gdy nie musiałam, nie ruszałam się z domu. Hakael nie pojawił się od tamtego wieczoru więc miałam spokój. Niestety moja moc rosła z każdym dniem. Byłam już w stanie wywołać w sobie to dziwne mrowienie. Czasami pojawiało się samo. Czasami wcale, ale potrafiłam je już przywołać. Popołudniami, potrafiłam przez kilka godzin siedzieć i dla zabawy otwierać i zamykać drzwi tylko przy pomocy mojego umysłu. Jednak, gdy nadszedł piątek, a Sam wciąż się nie odzywała, postanowiłam, że pojadę do niej po pracy.

Zaparkowałam auto przed jej domem i już po wyjściu na zewnątrz słyszałam głosy z tyłu domu. Skierowałam się odruchowo w tamtą stronę. Podchodząc bliżej usłyszałam głosy Roberta, Sam i Luke'a.

- Daj spokój Robert - to był Luke.

- Stary, widziałeś co się stało. Siedziałeś tam, obok niej - Robert przerwał Luke'owi.

- Myślicie, że te wszystkie plotki na temat Ell są prawdą? - tu wtrąciła się Sam.

- Przestań Sam. Przecież znasz Ell. Wiesz, że nie jest zła - Luke wciąż mnie bronił.

- Wiem, ale to, co się stało. To było przerażające - dokończyła.

Stałam jak słup soli, przysłuchując się ich rozmowie. Nie wiedziałam co zrobić, ale nagle z mojej kieszeni dobiegł dźwięk przychodzącego sma-a. Rozmowa w ogrodzie ucichła. Wiedziałam już, że moi znajomi wiedzą, że ktoś z nimi jest. Wyszłam więc zza rogu.

- Cześć - rzuciłam.

Wszyscy milczeli i patrzyli na mnie. Wiedziałam, że zastanawiają się nad tym, jak długo tu stoję i ile zdążyłam usłyszeć z ich rozmowy.

- Słyszałam tylko kawałek - powiedziałam bez ogródek - Sam, dlaczego mnie unikasz? - dodałam.

- Przyganiał kocioł garnkowi - powiedział Luke. Miał rację. Unikałam go. Postanowiłam jednak nie odpowiadać na jego zaczepkę wciąż wpatrując się w przyjaciółkę.

- Ja... - zaczęła. Nie wiedziała co powiedzieć więc spuściła wzrok.

Nie czekając na zaproszenie dosiadłam się do nich. Postanowiłam, że opowiem im chociaż cząstkę z tego, co się działo. Cóż, w zasadzie większość rzeczy zmyśliłam. Powiedziałam, że mam jakąś moc i że mam ją od dziecka, ale to nic nadzwyczajnego. Zaprzeczyłam, jakoby w moim domu roiło się od duchów, a na temat demona, który dosyć regularnie mnie odwiedzał, nawet się nie zająknęłam. Widziałam, że Luke co chwilę wytrzeszczał oczy, słysząc co rusz inną rewelację, ale nie zdradził mnie. Udawał, że on też słyszy to wszystko po raz pierwszy. Byłam mu za to wdzięczna. W końcu zakończyłam swoją opowieść i czekałam na reakcję reszty towarzystwa. Pierwszy odezwał się Robert.

- No, no.Wygląda na to, że mamy wśród nas Harry'ego Pottera z prawdziwego zdarzenia - jak zwykle, na jego twarzy widniał uśmiech.

Jego słowa chyba rozluźniły atmosferę bo Sam i Luke parsknęli śmiechem. Nawet ja wygięłam usta w coś, na kształt uśmiechu.

- Przepraszam Ell - powiedziała Sam i podeszła żeby mnie przytulić.

- Teraz twoja kolej - zwrócił się do mnie Luke.

- Ja również przepraszam - powiedziałam, patrząc mu w oczy. - Potrzebowałam czasu, dla mnie to wszystko też nie jest łatwe - Luke skinął głową, dając mi znak, że rozumie, i że porozmawiamy na osobności.

Szczerze mówiąc kamień spadł mi z serca.

TestamentWhere stories live. Discover now