Rozdział 6

6.9K 481 14
                                    

Droga Elli,

Wiem, że nigdy  się nie poznałyśmy, ale wiedz, że od dnia twoich narodzin kochałam cię całym sercem. Myśl, że żyjesz szczęśliwa u boku kochających cię rodziców dodawała mi skrzydeł i pozwalała przeżyć ból, spowodowany niemożnością bycia przy Tobie.

Masz pewnie masę pytań dotyczących mojego postępowania, tego że nie odnalazłam cię, gdy zginęli Twoi rodzice. Wierz mi, bardzo tego pragnęłam, ale nie mogłam tego zrobić. Nie byłabyś tu wtedy bezpieczna. Nie mogłam, aż tak ryzykować. Ledwo przeżyłam stratę Twoich rodziców, Twojej bym nie przeżyła! Jeśli czujesz nienawiść, proszę wybacz mi. Było, tak wiele powodów, dla których wolałam zostać w cieniu. Chciałam wynagrodzić Ci wszystko, chociaż  poprzez zapisanie Ci mojego majątku. Teraz możesz tu mieszkać, bezpieczna. Jest wiele rzeczy, które niedługo zmienią się w Twoim życiu... Żałuję, że nie mogę Ci ich sama wytłumaczyć, ale dasz sobie radę sama. Na pewno wyrosłaś na piękną i zaradną kobietę. Będziesz miała wiele pytań, ale o to też postarałam się zadbać.

Moja przyjaciółka, Elizabeth, ona wyjaśni Ci kilka kwestii w swoim czasie. Po prostu idź do niej, ona Ci pomoże. Nie pytaj o nic pana Wright'a. Ten prawnik to zwykły urzędas, on Ci w niczym nie pomoże. Ma tylko dostarczyć to co mu kazałam.

Będzie na Ciebie czekać jeszcze jedna paczka i jeszcze jeden list, ale wszystko w swoim czasie.

P.S.

Wszystkiego najlepszego Kochanie, mam nadzieję, że każde Twoje marzenie się spełni i że będziesz tu szczęśliwa. U mnie w pokoju w ostatniej szufladzie komody jest dla Ciebie prezent urodzinowy. Mam nadzieję, że będzie Ci się podobać. Noś go, to pamiątka rodzinna, dla każdej kobiety z naszego rodu - dlatego Twój tata jej nie nosił, chociaż gdy był dzieckiem często go wykradał z mojej szkatułki.

Ostatnie zdanie sprawiło, że uśmiechnęłam się szeroko wyobrażając sobie tatę, jako małego łobuza uciekającego przed babcią z czymś, co teraz miało być moją własnością. Dzień był wyjątkowo upalny, toteż herbata, którą ze sobą przyniosłam wciąż była ciepła, gdy upiłam kilka jej łyków. Odłożyłam list z powrotem do koperty i zamyśliłam się. O co chodziło babci, gdy pisała, że wiele rzeczy w moim życiu się zmieni? Moja ciekawość była teraz napięta jak struna. Chwilę potem pomyślałam o prezencie, o którym babcia pisała. Odruchowo spojrzałam w okna jej pokoju. Był na drugim końcu korytarza, tuż obok drzwi na poddasze. Aż mnie ciarki przeszły na wspomnienie snu, który miałam.

Zbierając się do środka, jeszcze raz popatrzyłam na dom. Wydawał się być ogromny, ale i zniszczony. Kiedyś biała farba na elewacji, teraz odpadała dużymi płatami z całej jej powierzchni. Niegdyś pięknie zdobione ramy okienne teraz przepuszczały nawet najmniejszy strumień wiatru, skrzypiąc przy tym niemiłosiernie. Dach zdobiony małymi wieżyczkami teraz wyglądał niczym z zamku Hrabiego Draculi. Drewniane schody i poręcze prowadzące na werandę również były w opłakanym stanie, pomału zarastając bujną roślinnością, która już nie mogła być nazwana ogrodem. Ten dom wymagał generalnego remontu, a mnie nie było na to stać. Nawet huśtawka, z której przed chwilą wstałam była w strasznym stanie. Zamyślona ruszyłam do środka. Odłożyłam kopertę z listem i pusty kubek na stolik stojący przy drzwiach wejściowych. Wspięłam się na pierwsze piętro i przystanęłam. Wpatrywałam się w zamknięte drzwi poddasza. Przełknęłam głośno ślinę przypominając sobie koszmar i z ociąganiem ruszyłam w ich stronę zmierzając do pokoju babci.

Nic się nie wydarzyło, nic nie otworzyło drzwi i nie wciągnęło mnie do środka. Po prostu, drzwi jakich tu wiele. Zaśmiałam się cicho pod nosem i nacisnęłam klamkę pokoju babci. Wiedziałam, że był jej, od chwili, gdy pan "urzędas" oprowadził mnie po domu zaraz po pogrzebie. Nic się nie zmieniło, było tak jak za pierwszym razem, gdy tu weszłam. Po prawej stronie drzwi stało starodawne łoże małżeńskie w stylu Królowej Anny, a po obu jego stronach były nocne stoliki z lampami nocnymi. Na wprost drzwi znajdowało się duże okno, z wiszącymi w nim ciężkimi kotarami. Było to, to samo okno, w które niedawno patrzyłam. Na przeciw łóżka stała starodawna toaletka z różnymi przyborami toaletowymi, których dziś już raczej nikt nie używa. Stał tam też flakonik perfum, wyglądał, jak ze starych filmów. Miał rurkę z pompką, którą trzeba było zacisnąć by płyn się rozpylił. Nacisnęłam i po chwili po pokoju rozszedł się charakterystyczny zapach zielonej herbaty z nutą wanilii. Piękny zapach. Po kilku minutach w końcu podeszłam do komody, o której pisała babcia. Stała na lewo od drzwi. Była duża, z litego drewna. Wystrojem pasowała do małżeńskiego łoża babci. Stało na niej wiele przedmiotów, między innymi wspomniany kuferek z biżuterią i wiele zdjęć, których pełno było w całym domu. Na większości z nich był mój tata lecz jedno przedstawiało mnie obecnie. Byłam w szoku, skąd babcia miała moje aktualne zdjęcie. Wyrwałam rękę do przodu przewracając przy tym jakąś figurkę i złapałam zdjęcie. Od razu podeszłam z nim do okna, żeby lepiej się przyjrzeć. Zdjęcie było czarno białe i przedstawiało roześmianą dziewczynę siedzącą na ławce pod drzewem. Jej włosy opadały luźno za ramiona, a długa sukienka zapinana na miliony małych guziczków rozkładała się na trawie wokół jej nóg. To nie mogłam być ja, widać było jak na dłoni, że moda na tym zdjęciu przypadała raczej na lata 40 ubiegłego wieku niż na modę panującą obecnie. Zresztą ja nigdy nie nosiłam sukienek, właściwie to żadnej nie miałam. Wyjęłam zdjęcie z ramki i odwróciłam je - Margaret Blackwood, 1949. A więc na zdjęciu była babcia. Zauważyłam, że na jej ręce widniała piękna bransoleta. Uśmiechnęłam się do twarzy dziewczyny ze zdjęcia i odłożyłam zdjęcie na miejsce. Schyliłam się i odsunęłam ostatnią szufladę komody. Wewnątrz znajdowało się pełno ubrań babci. Zaczęłam przerzucać je w poszukiwaniu prezentu. Po kilku minutach szukania już miałam dać sobie spokój, gdy moją uwagę przykuł mały pakunek obłożony czarnym aksamitem i przewiązany tak samo czarną wstążką. Z nieskrywaną ciekawością rozwiązałam wstążkę i zdjęłam kawałek aksamitu. Wewnątrz znajdowało się czerwone pudełko, długości może 15 cm z wyrytymi złotym tuszem zdobieniami. Uchyliłam wieczko i zobaczyłam małą karteczkę z napisem - dla Elli. Pod spodem znajdowała się bransoleta. Ta sama, którą babcia miała na zdjęciu. Była piękna, wykonana ze złota z małymi szmaragdami i diamentami przyczepionym do małych wypustek w łańcuszku. Każda wypustka wyglądała jak mały listek z oczkiem w środku, a sam łańcuszek bransolety wyglądem przypominał gałązkę oplecioną wokół nadgarstka. Wyglądała jak przysłowiowe "milion dolarów".



Ten rozdział trochę dłuższy, także pozdrawiam wszystkich czytelników, którzy dotrwali do tego miejsca :)

TestamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz