Omega

By Heloiza_97

603K 34.2K 1K

Heather Shaw jest najbardziej zaciekłą i bezwzględną prawniczką w całym stanie Illinois. Oskarżenie drży prze... More

1.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
33.
34.

2.

24.7K 1.1K 71
By Heloiza_97

Zapisała już dwie strony drobnym maczkiem planując co powinna zrobić w najbliższych dniach. Nie potrafiła zapamiętywać rzeczy, których nie napisała ręcznie. Dlatego w swoim mieszkaniu miała kilka pudeł z zeszytami ze studiów. Carrie nie mogła wytrzymać ciszy, cały czas mówiła. W końcu Heather nie wytrzymała. Kazała asystentce umówić wszystkich klientów na najbliższe wolne terminy, a potem odesłała do domu. Gdy w końcu została sama włączyła koncert skrzypcowy Brahmsa i  sięgnęła po najprostszą ze spraw. Wyciągnęła czystą kartkę papieru i na górze napisała numer teczki i dane personalne klienta. Później stworzyła listę rzeczy, które ma zrobić. Dopisała do niej znalezienie protokołu z zatrzymania. Skoro go nie miała zaczęła od szpitalnych dokumentów. Według nich gdy Jeremiego Karima przywieziono z miejsca wypadku miał lekki wstrząs mózgu, a we krwi prawie promil alkoholu. Heather wiedziała, że to był jego trzeci raz. W ostatnich pięciu latach dwa razy złapano go na podwójnym gazie. Ostatnio stracił prawo jazdy na rok i musiał uczęszczać na terapię. Jednak tym razem spowodował wypadek. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale i tak groziła mu teraz o wiele wyższa kara. Gdyby nie to, że była najmłodsza w kancelarii, i fakt że Jeremy Karim jest radnym pewnie nawet nie spojrzałaby na taką drobnicę. Ostatni raz zajmowała się jazdą pod wpływem na praktykach w czasie studiów. 

Chciała odłożyć długopis, ale ten spadł na podłogę i stoczył pod biurko. Próbowała dosięgnąć go stopą, ale był zbyt daleko. Z cichym westchnieniem schyliła się. Już prawie miała w rękach metalową obudowę, kiedy wirtuozerię Brahmsa przerwał głośny fragment uwertury Mefistofelesa. Heather próbowała jak najszybciej dostać się do telefonu i z hukiem uderzyła głową o blat. Nie zważała na wielkiego guza formującego się na czubku jej głowy. Musiała odebrać komórkę. Zrzucając przybory do pisania i kartki papieru w końcu znalazła telefon. Drżącymi rękami przyjęła połączenie. 

- Hattie dlaczego nie ma cię w domu? - Pomimo tego, że znajdował się kilkadziesiąt kilometrów od niej i tak  się skuliła. Sztuczna słodycz w jego głosie tylko podkreślała jego niezadowolenie. 

 - Jestem, jestem jeszcze w pracy. - Wydukała, nie chcąc go prowokować. Jednak w głębi duszy wiedziała, że już za późno. 

- Masz za piętnaście minut być w domu watahy. 

- Oczywiście. - Caleb rozłączył się nie mówiąc nic więcej. Heather zostawiła rozrzucone papiery na podłodze i ubrała się w płaszcz. Nie miała szans żeby dotrzeć do domu watahy nawet w czterdzieści minut i jej alfa doskonale o tym wiedział. Po prostu dał sobie świetny pretekst aby ukarać. Heather zbiegła po schodach i przez całą drogę walczyła z mdłościami. Nie zważając na sprzątaczki, które jako jedyne były o tej porze w budynku, wybiegła na zewnątrz i drżącymi rękoma otworzyła drzwi do samochodu. Nienawidziła bycia wilkołakiem. Słabą, żałosną omegą, którą pomiatają wszyscy. O ile wcześniej było to do wytrzymania to od dwóch lat Heather żyła w piekle jakie zgotował jej Caleb Robinson i jego towarzysze. Gdy przejmował ich watahę, zabił prawie wszystkich mężczyzn. Kobiety oszczędził, stały się jego haremem. Heather nigdy nie spotkała tak silnego wilka jak Robinson. Przy nim Roy, jej poprzedni alfa, wydawał się małym szczeniakiem. Zatrzymała się na czerwonym świetle i otarła wierzchem dłoni łzę, która spłynęła po jej policzku. Powtarzała sobie, że płacz tylko jeszcze bardziej go rozzłości. Nie lubił, kiedy miała zaczerwienione oczy i rozmazany makijaż. Przynajmniej na początku. Wzięła głęboki oddech i ruszyła ze skrzyżowania. Dokładnie pięćdziesiąt osiem minut po telefonie Caleba zaparkowała przed ogromnym, nowoczesnym domem, który mieścił się na przedmieściach Michigan City. Był to najbardziej zalesiony obszar na tym brzegu jeziora. Kiedyś nawet jej się tu podobało. Cisza i możliwość zrzucenia z siebie trudów całego dnia. Bieganie po lesie w wilczej postaci. Teraz to było miejsce jej kaźni. Drżącymi rękami rozpuściła blond włosy i przeczesała je palcami. Na chwiejnych nogach podeszła do drzwi, które prawie natychmiast otworzyła wysoka kobieta mniej w jej wieku. 

- Spóźniłaś się Heather. 

- Wiem Andy, przepraszam. - Burza rudych loków okalała twarz jej znajomej. W sumie ich stado liczyło dwadzieścia osób. Siedmiu mężczyzn i trzynaście kobiet. Caleb i jego czterech przyjaciół oraz Dominic i Levi. Dwa najsłabsze wilki, oczywiście oprócz niej. 

- Nie przepraszaj, tylko idź na górę.  - Dopiero teraz zauważyła na usianej piegami twarzy Andrei wielkiego siniaka. Wilkołaki regenerują w szybkim tempie, więc uraz powstał niedawno. Pewnie, któryś z wilków na niej odreagował. 

- Przepraszam...- Andrea była gammą. Zanim Caleb przejął ich watahę pracowała jako szefowa kuchni w jednej z lepszych restauracji w centrum Chicago. Teraz gotowała dla Robinsona i reszty stada będąc jednocześnie częścią ich haremu. 

- Idź! - Warknęła zatrzaskując drzwi. Heather skuliła się i posłusznie pobiegła na górę. Zawsze tak reagowała gdy silniejszy wilk wydawał jej polecenia. W stadzie tylko Levi nią nie rządził, dlatego że sam był omegą. Weszła na pierwsze piętro po pomalowanych na biało drewnianych stopniach. Cały dom pełen był drewna, ale nie zakłócało nowoczesnego stylu rezydencji. Pomalowane na jasne kolory ściany, duże okna, designerskie żyrandole i proste meble. To był na prawdę ładny dom. Jednak teraz miała ochotę uciec z niego jak najszybciej. Wzięła głęboki oddech i zapukała do drzwi czegoś co wcześniej było pokojem dziennym, a teraz stało się wspólnym pomieszczeniem dla alfy i jego ludzi. Gdy nikt nie odpowiedział otworzyła je nieśmiało i weszła do środka. Przed ogromnym telewizorem siedzieli Brian i Jonathan. Nawet nie odwrócili się w jej kierunku co uznała za dobry znak. Brian swego czasu pobił ją tak ciężko, że musiała wziąć wolne. Nawet przyspieszona regeneracja nie była w stanie wyleczyć ją w ciągu jednej nocy. Rozejrzała się po pokoju, jednak nie zauważyła Caleba. Zdziwiło ją to, zazwyczaj to tutaj na nią czekał. Wzdrygnęła się kiedy poczuła dotyk na ramieniu. Patricia uśmiechnęła się do niej smutno. Miała na sobie tylko skąpą bieliznę i powłóczysty szlafroczek. Kiedy roznosiły drinki nie mogły mieć na sobie nic więcej. W kwestii traktowania kobiet Robinson i jego ludzie nie zrobili wielkiego postępu od czasu neandertalczyków. 

- Caleb czeka na ciebie w gabinecie. - Głośno przełknęła ślinę i podziękowała kobiecie skinieniem głowy. Jak najciszej zamknęła za sobą drzwi i wyszła na drugie piętro. Stanęła przed masywnymi drzwiami na końcu korytarza.

- Wejdź Hattie. - Nie zdążyła nawet zapukać, gdy usłyszała jego stłumiony głos. Jej ludzka część chciała uciec, ale wilczyca tylko się skuliła. Największym pragnieniem jej wilka było zadowolenie alfy. Nawet po tym wszystkim co Caleb jej robił chciała. Nienawidziła tej części siebie. Wchodząc do środka zastanawiała się, dlaczego Robinson nazywał ją Hattie. Jej imienia się tak nie zdrabniało. Przyzwyczaiła się do faktu, że zaczynała myśleć o różnych głupich rzeczach gdy miało dojść do konfrontacji z alfą. Inaczej by zwariowała, wiedziała co czeka ją za progiem. Caleb nie znosił gdy ktoś się spóźniał. Nawet minuta była niewybaczalnym uchybieniem. Ponad czterdzieści, gwarantowało bolesną karę. Kiedy weszła Robinson uniósł wzrok. Zimne, niebieskie oczy przeszyły ją na wylot. 

- Twoją karą zajmiemy się za chwilę. Stań pod ścianą.- Heather posłusznie zajęła miejsce obok drzwi. Wiedziała żeby nie patrzeć w jego stronę, dlatego skupiła wzrok na czubkach swoich butów. - Wygrałaś? - Kiwnęła głową, nie mogąc wydobyć z siebie dźwięku. 

- Świetnie, czekam na przelew. - Dawna Heather rzuciłaby się do oczu każdemu, kto próbował by ją okraść. Teraz nawet się nie odezwała. Praktycznie cała jej wypłata znajdzie się na koncie alfy. Caleb wstał z fotela i zbliżył się do niej. Kobieta bała się spojrzeć na jego twarz, więc skupiła się na jego rękach. Wilkołak był mocno umięśniony, a jego ramiona pokrywały tatuaże. Budziłby przerażenie nawet gdyby nie trzymał w dłoni bicza zakończonego metalowymi haczykami. Na jego widok po policzkach popłynęły jej łzy. Chciała zaskomleć, ale wiedziała, że to tylko mocnej by go zdenerwowało. Czterdzieści trzy baty za spóźnienie. Jedno uderzenie za każdą minutę, nie był to jej pierwszy raz. Jako jedyna mieszkała poza domem watahy. Ten układ, który zawarła z poprzednim alfą pozostał nienaruszony. Dużo pracowała i nie mogła sobie pozwolić na codzienne dojeżdżanie. Caleb zgodził się na to po tym jak zobaczył pierwszy kwit z jej wypłatą. Jednak przez to musiała płacić wysoką cenę. 

- Zdejmij ubranie. - Posłusznie położyła na ziemi żakiet. Zaraz po nim na jasnych panelach wylądowała spódnica, bluzka i rajstopy. Zanim zdjęła z siebie bieliznę zamknęła oczy.  - Popatrz na mnie Heather. - Uniosła powieki prawie natychmiast. Caleb stał tak blisko, że czuła ciepło bijące od jego ciała. Jednak nie spojrzała mu w oczy, za to oberwałaby dodatkowo. Robinson nic sobie nie robił z jej prób okazania szacunku. Chwycił jej podbródek i uniósł jej głowę. Czuła jego szpony wbijające się w skórę na jej policzku. Bardzo łatwo przechodził z pozornej obojętności do furii.  Chcąc nie chcąc musiała popatrzeć na jego twarz, która teraz była wykrzywiona w grymasie wściekłości. Nie mogła uwierzyć, że w czasie studiów tacy mężczyźni jak on jej się podobali. Typowi źli chłopcy z ostrymi rysami twarzy i lekkim zarostem. Caleb mógłby uchodzić za przystojnego, w collegu może nawet by się z nim umówiła, gdyby nie był podręcznikowym przykładem psychopaty.  - Spóźniłaś się piąty raz w tym miesiącu. - Gdyby teraz powiedziałaby cokolwiek na swoją obronę, skończyłoby się to jeszcze gorzej. Tylko raz była na tyle głupia żeby z nim dyskutować. - Dlatego dostaniesz podwójną liczbę batów, a potem mi za to podziękujesz. - Tylko ręka na jej podbródku powstrzymywała ją przed opadnięciem na podłogę. Było gorzej niż myślała. - Gdy spóźnisz się następnym razem kara będzie potrójna. Teraz klęknij. - Zrobiła to co jej kazał dyskretnie ocierając łzy. Kiedy spadł pierwszy cios, który rozorał jej skórę na plecach mocno zagryzła wargi. Wiedziała, że Caleb nie znosi jęków, więc z całej siły próbowała trzymać usta zamknięte. Jednak po chwili z spomiędzy jej wag wydobył się cichy skowyt. Zaowocowało to tylko tym, że kolejne uderzenia były jeszcze mocniejsze. Straciła rachubę czasu dryfując w ciemnej otchłani pełnej bólu. Nie wiedziała, kiedy ta tortura się skończyła, ale w końcu usłyszała jego głos. - Wstań. - Skrzywiła się, ale rany zaczynały się już goić. Jednym plusem było to, że haczyki nie były ze srebra. Inaczej goiły by się jak obrażenia u człowieka.Ostrożnie podniosła się z podłogi. Stała mocno pochylona nie chcąc nadwyrężać pleców. Wzięła głęboki oddech, musiała jeszcze powiedzieć to na co czekał. 

- Dziękuję Caleb.

Continue Reading

You'll Also Like

112K 3.3K 44
Ona jest zwykłą dziewczyną, która przeprowadziła się z rodzicami do nowego domu. On jest najmocniejszym alfą na świecie, którego każdy się boi. Oboję...
49.8K 4K 43
Kontynuacja "Obcego Ptaka". Izydora "Izzy" Chavez już wie, że ma potężnych wrogów, ale także przyjaciół. Właśnie zaczyna naukę w Akademii archanio...
449K 23.6K 46
Norbert jest straszliwym i potężnym alfą. Jego potęga rośnie w siłę. Każdy boi się choć pomyśleć o nim. Ma wszystko czego można zapragnąć. Oprócz jed...
457K 16.7K 43
Cassandra dorastała mając świadomość, że jako Omega resztę swojego życia spędzi w kuchni. Tylko dlaczego tak bardzo pragnie czegoś innego? Kiedy los...