Hymn Śmierci

By Noemista

20.6K 2K 338

Trzeci, ostatni tom Śpiewu Śmierci. Życie potrafi zaskoczyć w każdym momencie, a ja niedawno się o tym prze... More

~1~
~2~
~3~
~4~
~5~
~6~
~8~
~9~
~10~
~11~
~12~
~13~
~14~
~15~
~16~
OGŁOSZENIE

~7~

1.3K 117 32
By Noemista

  Wylądowaliśmy nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kiedy. Bez Kylie, która odważnie stanęła do walki z Jaredem, i Blake'em, który jak skończony kretyn, oczywiście, musiał popisać się swoją brawurą i wrzucił mnie do portalu, jakby uważał mnie za słabą i niezdolną do walki z moim własnym bratem. Byłam wściekła, gdy otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą złote słońce. Byłam wściekła, gdy zdałam sobie sprawę, że mój ukochany zrzucił na mnie odpowiedzialność za Emmę i Iana, których praktycznie nie znałam. Byłam wściekła, bo nie miałam zielonego pojęcia, co mam zrobić i jak załatwić niektóre sprawy w świecie ludzi.

  Ian i Emma byli oszołomieni, gdy wszyscy ocknęliśmy się na jakimś polu, nieopodal drutów wysokiego napięcia oraz stacji benzynowej (a przynajmniej tak te miejsce nazwał Ian). Było ciepło, słońce przyjemnie grzało nasze ciała, które przez ostatnie dni bądź nawet tygodnie wciśnięte było w lodowate cele.

  - Gdzie jesteśmy? - zapytała niewinnym głosikiem Emma. Powoli podniosła się na nogi i zaczęła się rozglądać. Miała na sobie czarne spodnie i różową bluzkę, która dziwnie wyglądała w zestawieniu z jej dość poważną urodą. - To już świat ludzi?

  Ja też podniosłam się na równe nogi, gdy Emma pomagała wstać Ianowi.

  - Tak mi się zdaje - powiedziałam niepewnie. Wiał lekki wiaterek, ale i tak czułam, że jest mi potwornie gorąco w ciemnym stroju do walki, który miałam na sobie. - Mój ojciec mówił, że ten portal zaprowadzi nas do świata ludzi. Nie wspominał jednak, gdzie dokładnie się znajdziemy, więc w sumie... możemy być wszędzie. W Ameryce. Wielkiej Brytanii... W Narnii...

  - W Narni? - Ian spojrzał na mnie dziwnie.

  - Och, to nie jest jakieś ludzkie państwo? Sorki, ale w Cimeterium nie uczyliśmy się aż tak dokładnie o kulturze ludzkiej i innym takich. My... uczyliśmy się walczyć.

  Emma spojrzała przelotnie na zaskoczonego Iana, a później wbiła wzrok we mnie.

  - Co to te Cimeterium?

  - Och... - Zmieszałam się. W sumie to niewiele wiedziałam o tych ludziach poza tym, że Ian Black był rodzonym bratem Savannah Richards. Tylko tyle. - To taka kraina w Nocte Mundi. Państwo Żniwiarzy Śmierci.

  Ian zmarszczył brwi.

  - Żniwiarzy... Co?

  - Żniwiarzy Śmierci - powiedziała Emma, a w jej oczach dostrzegłam przerażenie. Natychmiast odwróciła ode mnie wzrok. Widocznie wiedziała, kim są Żniwiarze i wierzyła w te wszystkie stereotypy o tym, że w moich oczach może ujrzeć swoją śmierć albo że mój dotyk może zabić. - Ja...

  - Jak będziesz patrzeć w moje oczy, nie ujrzysz swojej śmierci. Jestem zupełnie nieszkodliwa, chyba że mnie wkurzysz. Wtedy słowo „nieszkodliwa" średnio do mnie pasuje. - Odgarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam w stronę stacji benzynowej. - Powinniśmy znaleźć jakieś schornienie i poczekać na Blake'a i Kylie. A także zorientować się, ile czasu minęło, odkąd zostaliśmy porwani przez Mauvisa Drake'a.

  - Kogo? To był ten facet, z którym przed chwilą się kłóciliśmy? - zapytał Ian.

  - Nie, to był Jared - odezwała się Emma. Spojrzała na mnie nieśmiało. - Przyrodni brat Alice.

  To nadal bolało. PRZYRODNI BRAT.

  Skinęłam głową.

  - Tak, to był Jared. Mój brat. - Ruszyłam w stronę budynku, który majaczył gdzieś w oddali pola, na którym się znajdowaliśmy. Ian i Emma ruszyli za mną. - Zdradził nas, więc w sumie nie nazywajmy go już moim bratem. To po prostu Jared. A teraz chodźmy. Nie jesteśmy jeszcze bezpieczni.

  Szliśmy szybko, w milczeniu. Po mojej głowie wciąż chodziły obrazy z więzienia. Wciąż widziałam Jareda, który patrzył na mnie beznamiętnie. Moje usta nadal pamiętały krótki pocałunek z Blake'em, który obiecywał, że zaraz z Kylie do nas dołączą. Starałam się nie łamać, ale było to dla mnie trudne. W świecie ludzi byłam zagubiona, podobanie jak Ian i Emma, którzy zamknięci byli w celi przez ostatnich trzydzieści bądź czterdzieści lat. Nie miałam pojęcia, jak sobie tutaj poradzimy bez Blake'a, ale musieliśmy być silni. Byłam gotowa zrobić naprawdę wiele, by zapewnić nam bezpieczeństwo i odnaleźć później Blake'a i Kylie.

  Stacja benzynowa nie była wielka i widać też było, że rzadko kto ją odwiedzał. Napisy na tablicach i plakatach poprzyczepianych na ścianach i szybach były po angielski, dzięki czemu ja, Emma i Ian mogliśmy odetchnąć. Przynajmniej znaleźliśmy się w kraju, którego język rozumieliśmy, a nie w jakichś Chinach czy innej Narnii (naprawdę wydawało mi się, że Narnia to prawdziwy kraj, a nie fikcja). Na stacji pracował jeden mężczyzna, który siedział na niewielkim krzesełku i opierał nogi na ladzie, czytając jakieś czasopismo o samochodach. Gdy weszliśmy do sklepiku, spojrzał na nas przelotnie, a później znów zajął się gazetą. Ian i Emma rozglądali się dookoła, jakby po raz pierwszy byli w takim miejscu, choć tak naprawdę to ja nigdy wcześniej nie byłam na stacji benzynowej i widok dystrybutorów z benzyną był dla mnie nowością. Ian podszedł do mnie po chwili i powiedział szeptem:

  - Nie mamy pieniędzy, Alice. Nie możemy kupić sobie nic do jedzenia. Zapytaj go o drogę do jakiegoś pensjonatu i zmywajmy się stąd.

  - Nie potrzebujemy pieniędzy, by dostać jedzenie - powiedziałam ponurym tonem.

  Wcześniej tylko raz groziłam człowiekowi, miałam więc nadzieję, że ten facet zareaguje tak samo jak ochroniarz w klubie, do którego musieliśmy się kiedyś dostać z Blake'em. Wierzyłam w to, dopóki nie stanęłam przed sprzedawcą i nie poczułam, jak coś w moim żołądku się zaciska. Mężczyzna spojrzał na mnie ze znudzeniem i zapytał:

  - Głodna wampirzyca, co?

  Trochę osłupiałam. Jasne, wiedziałam, że ludzie mają świadomość, iż po świecie chodzą istoty nadnaturalne, ale nie spodziewałam się, że traktują je z aż takim lekceważeniem. Starałam się ukryć moje zaskoczenie, ale widziałam już na twarzy mężczyzny rozbawienie.

  - Trafiłem? - dopytywał.

  - Nie - odparł Ian. - To nie wampir.

  - Ja jestem wampirem - powiedziała Emma, czym mnie zaskoczyła. Cóż, pasowało to do jej aparycji, ale... Naprawdę, nie zachowywała się jak krwiopijca, a jej oczy nawet nie zrobiły się choć trochę czerwone. - W sensie... No, po części.

  - A ja jestem po części wilkołakiem - rzucił z rozbawieniem sprzedawca. Był gruby i wyglądał niechlujnie w rozciągniętym T-shircie. - I wcale nie żartuję.

  Podwinęłam rękawy mojej bluzki, aż na światło dzienne wyszły wszystkie blizny po ugryzieniach nieumarłych, jakie nosiłam na swoich rękach. Ian i Emma spojrzeli na nie dziwnie, a sprzedawca zmarszczył brwi, nieco skonsternowany. Ślady po zębach trupów wyglądały przecież tak samo jak po szczękach ludzi, więc rozumiałam jego zdziwienie i dezorientację. Facet starał się jednak nie tracić twarzy, więc powiedział pozornie spokojnym tonem:

  - Masz w domu piranie?

  - Nawet nie wiem, co to jest - przyznałam - i niezbyt mnie to interesuje. Chcę cię po prostu poprosić o jedzenie. Ja i moi towarzysze od dawna nie jedliśmy. I jeszcze chciałabym, byś nam powiedział, gdzie jest najbliższy... - Usiłowałam przypomnieć sobie, czego tak właściwie szukaliśmy.

  - Motel lub pensjonat - podsunął Ian. - Chcemy się gdzieś schronić.

  - A nie mamy pieniędzy - dodałam.

  Facet uniósł jedną brew do góry.

  - Ja też chciałbym nie potrzebować pieniędzy, by zdobyć nowy samochód, ale cóż. Nie mogę.

  - Wyrażę się inaczej - warknęłam, już nieco zniecierpliwiona. - MUSISZ nam pomóc. Potrzebujemy tylko czegoś do przekąszenia. Niczego więcej. I pomocy. Jesteśmy w niebezpieczeństwie i...

  - Każdy tak mówi, gdy chce coś ode mnie wyłudzić.

  - Słuchaj, nie jestem żadnym „każdym", rozumiemy się? Jeżeli nam nie pomożesz...

  - Powybijasz mi szyby w oknach? - Machnął ręką. - Już to kilka razy przerabiałem.

  Zdjął nogi z lady i wstał.

  - A teraz lepiej już idźcie, zanim zadzwonię po gliny, że jacyś menele przeszkadzają mi w prowadzeniu interesu. Oni nie będą już dla was tak mili jak ja.

  Emma dotknęła mojego łokcia.

  - Hm, myślę, Alice, że powinniśmy już...

  - Nie - syknęłam.

  Zanim ktokolwiek się obejrzał i zanim dobrze to przemyślałam, chwyciłam faceta za kołnierz i przyciągnęłam w swoją stronę, tak, że wisiał nad ladą i wpatrywał się we mnie z przerażniem. Na plakietce, którą miał przyczepioną do T-shirtu, widziałam, że nazywa się Paul, zupełnie jak chłopak mojej młodszej siostry, Claire. Poczułam dziką satysfakcję, gdy zobaczyłam bezsilność w jego oczach i autentyczny strach. Bał się mnie bardziej, niż chciał to przyznać, ale wiedziałam, że to, co zaraz mu powiem, wywoła w nim jeszcze większy atak paniki niż ten, który miał teraz.

  Nachyliłam się w jego stronę.

  - Pomożesz nam - warknęłam - albo naślę na ciebie całą armię umarlaków. Wiesz już chyba, kim jestem. - Widziałam w jego oczach zrozumienie. - I wiesz też, że jestem w stanie to zrobić. Przyzwać umarłych.

  Tak naprawdę Żniwiarze Śmierci nie potrafili robić takich rzeczy, ale to szczegół.

  Facet pokiwał głową. Zamknął oczy, by nie patrzeć w moje tęczówki, w których mógłby przecież ujrzeć swoją śmierć.

  - Pomożesz nam? - zapytałam stalowym tonem.

  - T-tak... Tak p-pomogę!

  Puściłam jego T-shirt, jednocześnie go popychając. Zachwiał się na nogach.

  - No - powiedziałam chłodno. - Ruchy, załatw nam coś.

#-#-#

  Motel znajdował się jakieś pięć mil od stacji benzynowej, na której wylądowaliśmy, i wyglądał jak siedem nieszczęść, ale żadne z nas nie narzekało. W recepcji zastosowałam podobną sztuczkę jak w przypadku faceta ze stacji, ale tym razem było trudniej, gdyż właściciel motelu był wyjątkowo twardym człowiekiem, który nie obawiał się Żniwiarzy Śmierci jak reszta świata. Dopiero gdy powiedzieliśmy, że Ian Black jest bratem słynnej Savannah Richards - w co uwierzył natychmiast, gdyż byli do siebie niesamowicie podobni - i przekonaniu go, że potrafię złamać człowiekowi kark na dziesięć sposobów, postanowił, że użyczy nam dwóch pokoi, ale później wyśle rachunek Savannah. Przystanęliśmy na to z wdzięcznością.

  Ian i Emma postanowili dzielić ze sobą pokój, a ja nie protestowałam. Nie znałam zbyt dobrze brata Savannah i jego towarzyszki, ale widziałam, że byli ze sobą zżyci. W końcu spędzili w jednej celi nie wiadomo ile czasu. Nie wtrącałam się więc w ich sprawy, tylko poszłam do swojego pokoju, by w końcu się umyć i przeprać swoje ubrania. Wcześniej umówiliśmy się jednak, że jak się ogarniemy, spotkamy się i umówimy, co i jak.

  W pokoju napchałam się tym, co dał nam Paul, czyli dwoma batonikami energetycznymi i suchym pączkiem, który leżał u niego na wystawie już chyba z dwa dni. Na później zostawiłam tylko paczkę ciasteczek i pół butelki wody. Emma i Ian dostali podobny prowiant, ale z tego co wiedziałam, dziewczyna nie jadała połowy z tych rzeczy.

  Z wdzięcznością zrzuciłam z siebie ciuchy i wrzuciłam je do umywalki napełnionej wodą z mydłem. Przez chwilę płukałam je w mydlinach, całkowicie naga, marząc już tylko o prysznicu, po czym rozwiesiłam ubrania na kaloryferze, który znajdował się w sypialni. Później wskoczyłam pod prysznic i delektowałam się gorącą wodą, która obmywała moje ciało i brudne włosy. Ciepła para osadzała się na szybach prysznica, sprawiając, że poczułam się tak, jakbym zamknięta była bezpiecznie w jakimś kokonie. Gorące krople masowały moje napięte mięśnie, a do moich nozdrzy docierał zapach waniliowego mydła, które stało na półce obok kabiny. Czułam samą przyjemność, gdy widziałam, jak brud znika w odpływie wraz z wodą, która go zmyła.

  Kiedy wyszłam spod prysznica, poczułam, jak zwala się na mnie ciężar ostatnich dni. Znów czułam się jak w pułapce, uwięziona przez moje uczucia i wspomnienia. Starałam się to wszystko odgonić, ale wiedziałam, że dłużej tak nie pociągnę. Nie byłam niezniszczalna, wbrew temu, co kiedyś o sobie myślałam. Byłam bardzo, bardzo zniszczalna.

  Położyłam się na łóżku, zawinięta w sam ręcznik. Moje ubrania schły na kaloryferze, a ja drżałam z zimna. Moje mokre włosy przyklejały się do policzków i karku, a chłodne powietrze muskało nagą skórę. W pokoju mieściło się podwójne łóżko, jedna, nieduża komoda i stojący na niej telewizor. Nie chciałam na razie włączać tego ustrojstwa, delektowałam się ciszą, która wokół mnie panowała i faktem, że byłam chwilowo bezpieczna. Nadal jednak martwiłam się o Blake'a i Kylie. Błądziłam myślami wokół nich, ale także wokół Deana i reszty mojego rodzeństwa, która nie zdradziła ludzkości i całego Nocte Mundi. Bałam się, że mogło minąć zbyt wiele czasu, że mogło im się coś stać.

  Od Paula ze stacji benzynowej dowiedziałam się, że minął prawie miesiąc odkąd z Blake'em zniknęliśmy na uliach Madrytu. Kiedy ja, Ian i Emma wypytywaliśmy go o jakiekolwiek wiadomości ze świata ludzi lub istot nadnaturalnych - brat Savannah i jego dziewczyna nadal nie mogli się nadziwić, że minęło z czterdzieści lat, odkąd zniknęli - ale zdaniem sprzedawcy, nic ciekawego się nie zdarzyło. Rada Zagubionych Dusz radziła, aby przygotować się na jakiś atak, ale ludzie tak w sumie nie mieli pojęcia, o co chodziło.

  Działo się źle.

  Położyłam się na łóżku, przymykając oczy i czując łzy pod powiekami. Nie chciałam płakać, więc spróbowałam je odgonić, jakoś się zrelaksować. W końcu zrezygnowana włączyłam telewizor i natrafiłam na jakiś film o nastoletniej księżniczce i jej miłosnych rozterkach. To nie było moje kino, ale z braku laku stwierdziłam, że obejrzę cokolwiek, byleby tylko poczuć się lepiej. Przez godziny leżałam na łóżku i tępo wpatrywałam się w ekran, czując pustkę. Po raz pierwszy od dawna miałam wrażenie, że jestem naprawdę samotna. Moja rodzina była nie wiadomo gdzie, a Blake, który mógłby siedzieć obok mnie i rzucać jakimiś idiotycznymi komentarzami, został w wymiarze Drake'a, by walczyć z moim bratem, nie wiadomo, jak długo. Czas tam i tu płynął inaczej, a mój ukochany mógł wrócić do nas dopiero po kilku tygodniach. Albo nigdy.

  Starałam się nie dopuszczać tego do siebie, ale to było trudne. Bałam się o niego jak o każdego członka mojej rodziny. Był mi bliski, znał mnie niemal tak dobrze jak Dean i wiedział, co skrywa moje serce. Kochał mnie, a ja to widziałam. Ostrożnie, jeszcze niepewnie. Nie był doświadczony w tych sprawach, mimo że miał w swoim życiu z milion kobiet. Nie wiedział, co to znaczy być z jedną i kochać ją całym sercem. Ale po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, zaczęłam dostrzegać, że powoli rozumiał, co to wszystko znaczy. Kim dla mnie jest i co jestem w stanie dla niego zrobić.

  Kiedy moje ubrania wyschły, był już prawie wieczór. Naciągnęłam na siebie niechętnie ciuchy i rozczesałam palcami ciemne włosy. Wyglądały o wiele lepiej po kąpieli. W nozdrzach miałam waniliowy zapach, który koił moje nerwy i sprawiał, że nie myślałam już tylko o tym, co mogłam dziś stracić.

  Ian i Emma już na mnie czekali w swoim pokoju. Dziewczyna wyglądała lepiej niż poprzednio, była mniej przerażona. Jej zielone oczy świeciły się, a ciemne włosy kręciły za uszami. Ian nadal miał mokre włosy, a ja naprawdę nie mogłam napatrzyć się na jego twarz. Naprawdę, on i Savannah byli do siebie niesamowicie podobni. I nie chodziło tylko o to, że oboje byli strasznie biali (Blake chyba mówił mi kiedyś, że to jakaś choroba, ale nie pamiętałam do końca, o co z nią chodziło) i przypominali dzieci jakiejś Lodowej Królowej, a nie półkrwi elfy. Po prostu patrząc na Iana, miałam wrażenie, jakbym rozmawiała z Savannah. Chłopak miał delikatniejsze rysy twarzy niż Blake, co sprawiało, że chwilami miałam wrażenie, iż nie może istnieć naprawdę. Sprawiał wrażenie jakiegoś rozmytego ducha, którego nie mogłam dosięgnąć swoim sztyletem.

  Oboje siedzieli na łóżku, więc podeszłam do okna i przez nie wyjrzałam. Motel, w którym mieliśmy spędzić tę noc, a może i następnych kilka dni, był słabo oświetlony. W ciemnościach widziałam jedynie kilka lamp, które rzucały światło na zarys budynków.

  Z bólem w sercu powiedziałam:

  - Nie możemy tu długo zostać.

  Kątem oka widziałam, jak Emma drgnęła.

  - Ale Blake...

  - Nie wiemy, co z nim i Kylie - powiedziałam z pozornym spokojem. - I nie dowiemy się zapewne jeszcze przez jakiś czas. A Drake nie będzie czekał, aż mu zwiejemy sprzed nosa.

  - Przecież to twój chłopak... Jak możesz go tak po prostu zostawić?

  Posłałam jej ostre spojrzenie.

  - Nie mam zamiaru zostawiać Blake'a na pastwę Drake'a. Musimy po prostu trafić jakoś do Richardsów, Jansenów, Castorów oraz Christiny Moore z jej ludźmi. A także do mojej rodziny. To będzie jednak trudne, bo znów znajdujemy się w Stanach, a Savannah i Cane mają dom w Belgii. Nawet nie wiem, gdzie to jest.

  Ian spojrzał na mnie, mrużąc brwi.

  - Skąd niby Savannah i Cane mieliby wziąć dom w Belgii, co?

  - Pan Jansen ma rodzinę? - dopytywała Emma.

  - I kim jest ta Christina Moore?

  - Nie było was czterdzieści lat w naszym wymiarze - sapnęłam zirytowana. - Nie rozumiem więc, czemu dziwicie się, że nastało tu tyle zmian. Przecież to normalne, że świat się zmienia. I choć po Ukazaniu rozwój trochę przystopował, to wiecie - nadal wszystko pędzi do przodu. Ogarnijcie się więc trochę i posłuchajcie tego, co mam wam do powiedzenia. Ale żadnych pytań przed końcem, jasne?

  I opowiedziałam jej o najważniejszych rzeczach, o których powinni wiedzieć. Patrzyłam im na przemian w oczy, widząc w nich szok, niedowierzanie, wściekłość, ból i milion innych emocji, które nie były mi wcale tak obce. Odkrywanie przed nimi prawdy o ich bliskich musiało być dla nich trudne, a świadomość, że przez te wszystkie lata siedzieli w jakiejś zapchlonej celi, była dla nich bolesna. Ja sama przecież straciłam miesiąc swojego życia w tym wymiarze, bo spędziłam go w więzieniu Drake'a.

  Po wszystkim Ian i Emma patrzyli na mnie nieco oszołomieni. Na policzki dziewczyny wypłynęły łzy, które starała się otrzeć. Ian patrzył w drugą stronę, jakbym właśnie powiedziała coś nieprawdopodobnego, co musiał sobie przetrawić. Nie mieliśmy jednak czasu na snucie się i rozmyślanie nad przeszłością.

  - Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, skupmy się na tym, co dzieje się teraz. Przeszłość przeszłością, ale jeżeli zginiemy, to ludziom nie będzie już tak wesoło się żyło. - Ian i Emma spojrzeli na mnie jak na bezdusznego potwora. Rozumiałam, że chcieli ułożyć wszystko sobie w głowie, ale chwilowo bardziej przejmowałam się światem niż ich rozterkami. Spiorunowałam oboje wzrokiem. - No już, ogarnijcie się. Nie mamy na to całego wieczora.

  - Właśnie powiedziałaś mi, że moja siostra jest już babcią i... - zaczął Ian, ale mu przerwałam:

  - Właśnie dowiedziałam się, że mój brat jest synem Mauvisa Drake'a, czarownika, który zmiótł z Cimeterium, mój kraj, z powierzchni ziemi. Ale czy ja użalam się nad sobą? Nie. Więc wy też przestańcie - mówiłam twardym głosem, patrząc im w oczy. - Słyszałam opowieści o Savannah i Canie. Wiem, że napadli na Radę Zagubionych Dusz, wiem, że Savannah zabiła króla elfów i zajęła jego miejsce. Wiem też, że oni nie pozwalali sobie na jakieś sentymenty, jak wy. - Wzięłam się pod boki. - Clark Jansen też je od siebie odsunął, gdy starał się porozumieć w imieniu całego Nocte Mundi z ludźmi w trakcie Ukazania. Wszyscy oni jakoś wzięli się w garść. Ja też. Więc i wy to potraficie.

  O dziwo, to podziałało. Emma przestała cicho płakać, a Ian spojrzał mi prosto w oczy.

  - Jaki więc mamy plan?

  Westchnęłam i zaczęłam przechadzać się po ich pokoju.

  - Muszę was odeskortować do Richardsów, a później zająć się Blake'em. Z tego, co mówił facet ze stacji, jesteśmy na Florydzie, a o ile mi wiadomo, to gdzieś niedaleko Miami i Brooks Street 13. Mam rację?

  Ian spojrzał na mnie z jedną brwią uniesioną do góry.

  - Miami jest na Florydzie.

  - Czyli?

  - Floryda to stan. Miami to miasto.

  - Ach, no tak - przyznałam. - Wybaczcie, w Cimeterium niewiele się o tym uczyliśmy.

  - Czyli naszym celem jest Brooks Street 13? - zapytała cicho Emma. Wydawała się być bardzo krucha i słaba. - A co później? Jak się dostaniemy do Savannah i Cane'a?

  Westchnęłam. Tu właśnie była najbardziej wątpliwa kwestia mojego planu.

  - W budynku Rady na pewno jest jakiś portal - powiedziałam, siląc się na spokój. - To przecież jest Rada.

  - Ale nie masz co do tego pewności, tak? - warknął Ian.

  - A masz lepszy pomysł? - zapytałam ze złością. - Jeżeli tak, to zaprezentuj go nam.

  - Hm, a może odbilibyśmy Blake'a i Kylie, co? - Spojrzał na mnie z oskarżeniem w oczach. - Podobno to twój chłopak, nie? Nie chciałabyś, by był przy tobie, co?

  Poczułam, jak moje serce zmienia się w lód.

  - Może i bym chciała - wycedziłam przez zęby - ale znam Blake'a i wiem, że nie chciałby, byśmy wrócili do świata Drake'a. Nie po to wypychał nas z niego, by teraz oczekiwać, że wrócimy i go odbijemy. A poza tym, wiesz, gdzie jest portal do jego wymiaru? Umiałbyś się tam dostać? Nie sądzę.

  - Kurde, zróbmy cokolwiek, by go uratować...

  - Znajdźmy Christinę Moore. - Byłam uparta. - Ona będzie wiedzieć, co robić.

  - Ian - odezwała się cicho Emma. Oboje spojrzeliśmy na nią uważnie. - Posłuchaj Alice, naprawdę. To już nie jest ten świat, który znamy. Wszystko się zmieniło. A Alice wie, o czym mówi. Zna teraz Blake'a o wiele lepiej niż my. - Pokręciła głową i spojrzała na chłopaka z bólem w oczach. - Wróćmy w końcu do Savannah i Cane'a. Pomóżmy im. To przecież nasi najbliżsi.

  Nie miałam pojęcia, w jaki sposób Emma była związana z Savannah, ale z tego, co widziałam, traktowała ją jako kogoś bliższego niż tylko przyjaciółkę. To mi przypomniało o Liamie, który kiedyś był dla mnie jak brat, a który przed swoją tragiczną śmiercią pokłócił się ze mną o to, co między nami zaszło. A ja już na zawsze miałam nosić w swoim sercu blizny po tym.

  Ian w końcu odpowiedział:

  - Dobrze. Jedźmy na Brooks Street 13. - Jego głos był niski. Spojrzał na mnie ponuro. - I znajdźmy moją siostrę i tego idiotę, za którego wyszła.

#-#-#

  Kiedy wróciłam do pokoju, zastałam kogoś, kogo nie spodziewałam się zobaczyć. I nie, nie był to ani Blake, ani Jared, ani mój ojciec.

  To była zjawa matki Blake'a.

  Jakimś cudem siedziała na moim łóżku i patrzyła prosto na mnie tym swoim dobrodusznym wzrokiem, który widziałam tylko raz, w domu Richardsów. Była blondynką, podobnie jak jej syn, ale to chyba była jedyna rzecz, która ich łączyła. Blake nie miał jej rysów twarzy ani najwyraźniej usposobienia, bo on sam nie patrzył na nikogo zbyt dobrodusznie. Jedynie dzięki ich włosom mogłam ich choć trochę ze sobą skojarzyć.

  Przystanęłam w progu i zapytałam:

  - Jesteś teraz świadoma tego, co mówisz, czy znów będę skazana na „Blake, Blake, Blake..."? Bo jestem już trochę załamana nerwowo i nie wytrzymam kolejnych godzin, wysłuchując tylko tego.

  Zjawa uśmiechnęła się.

  - To nie zawsze zależy ode mnie, ale teraz uwierz mi, że jestem w pełni świadoma tego, co mówisz, Alice. I tego, co ja chcę powiedzieć. A tego jest trochę, moja droga.

  - Chce mnie pani ostrzec przed jakimś niebezpieczeństwem? - zapytałam, przypominając sobie jej słowa, które wypowiedziała, gdy byliśmy z jej synem w domu Richardsów. - Coś złego może przydarzyć się Blake'owi?

  Posmutniała.

  - Tego niestety nie wiem, Alice. I nie o tym też chcę rozmawiać, a o... O mojej rodzinie. O Blake'u, jego ojcu i siostrze.

  Zmarszczyłam brwi.

  - Co? O co pani chodzi...?

  - Jestem tu tylko z jednego powodu. - Spojrzała mi w oczy. - Nie mam zbyt dużego pojęcia o Nocte Mundi, wampirach i tym podobnych sprawach, ale wiem jedno: moja rodzina się rozpadła. A tylko ty jesteś teraz w stanie ją naprawić.

----------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! Witam was w kolejnym rozdziale! Sorki, że tak długo go pisałam, ale miałam problem z niektórymi fragmentami ;) Mam nadzieję, że zdołam coś napisać jeszcze do końca tygodnia ;) Kolejny rozdział OUaN będzie też dzisiaj, nieco później (może ok. 18, bo muszę go sprawdzić i takie tam ;)

Pytanie do was: Jak myślicie, czego oczekuje matka Blake'a? I czy Blake się w końcu odnajdzie?

Ilość słów: 3763 :D

Continue Reading

You'll Also Like

259K 29.5K 40
Kiedy Cassidy „Cassie" Ryan, asystentka w dziale księgowości, odkrywa coś nietypowego w rachunkach firmy, dla której pracuje, za bardzo się obawia, b...
70.1K 6.6K 54
To opowieść o siedemnastolatce, która zdążyła przeżyć śmierć rodziców, adopcję przez ciotkę, oraz nieszczęśliwe zakochanie, po którym ma zszarganą op...
7.8K 607 29
Rose namawia swoich przyjaciół na próbę przywołania demon. Wszyscy stwierdzają, że nim się nie udało... Jednak ich przyjaciel Theo przekona się, że b...
21.9K 1.1K 97
[ ‼️Okładkę robiła @EmiLoveG i bardzo jej dziękuję <3 ‼️] Instagram countryhumans - dość popularny styl pisania książek więc bardzo mi miło że z poś...