Hymn Śmierci

By Noemista

20.6K 2K 338

Trzeci, ostatni tom Śpiewu Śmierci. Życie potrafi zaskoczyć w każdym momencie, a ja niedawno się o tym prze... More

~1~
~2~
~4~
~5~
~6~
~7~
~8~
~9~
~10~
~11~
~12~
~13~
~14~
~15~
~16~
OGŁOSZENIE

~3~

1.4K 138 4
By Noemista

  Kilka godzin później byłam już zniecierpliwiona, podobnie jak Blake. Siedzenie w tej ciasnej celi było dla nas chyba najgorszą karą na świecie, gdyż oboje powoli zaczynaliśmy wariować, widząc ciągle te same betonowe ściany i metalowe drzwi, których Blake nie dał rady nawet ruszyć o milimetr. Oboje krążyliśmy po pokoju jak tygrysy w klatce, co jakiś czas rzucając do siebie jakąś zgryźliwą uwagą. Nasza bezsilność nas irytowała, a ja czułam coraz większą wściekłość na cały świat i na siebie. Tak wielką, że moje uczucia odbijały się na Blake'u, który niczemu nie był winny.

  Nie ufałam ojcu w przeciwieństwie do Blake'a. Nie miałam pojęcia, co przeżył przez ostatnie lata, ale szczerze mówiąc, w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. Musieliśmy się stamtąd wydostać i byłam skupiona tylko na tym, by dobrze to rozegrać i odzyskać wolność. Zaatakowanie nieumarłego, który podawał nam jedzenie, było niebezpieczne, ale gdybym zjednoczyła siły z Blake'em i porządnie się do tego przygotowała, mogłoby się to nam udać. On w jakiś sposób mógłby go unieruchomić, a ja spróbowałabym dziabnąć go widelcem dołączonym do naszego posiłku (noży nam nie dawali z oczywistych względów, choć widelce przecież też bywały niebezpieczne). Nadal jednak nie mieliśmy pojęcia, jak stąd uciec i dostać się do naszego świata, i to był problem.

  Blake siedział w kącie, gdy zaczęłam przechadzać się wzdłuż ścian. Obserwował mnie uważnie, a ja wiedziałam, że moim chodzeniem denerwuję go. Lepiej mi się jednak tak myślało. Od kilku dni nie umiałam z siebie wykrzesać żadnych życzliwych słów w stosunku do Blake'a, więc zazwyczaj milczeliśmy, nie mówiąc, co nam w duszy gra. Teraz Halloway przerwał jednak milczenie:

  - Wiem, że jesteś zestresowana, ale zwariuję, jeżeli zrobisz jeszcze jedno kółko, króliczku.

  - Musimy znaleźć sposób, by się stąd wydostać, Blake - powiedziałam pozornie opanowana. - Nie mam zamiaru czekać na ojca. Nie ufam mu.

  Czułam jego palący wzrok na mojej twarzy, gdy się do niego odwróciłam. Stałam akurat przy drzwiach. Niedługo miał się pojawić nasz posiłek.

  Blake odchrząknął i wstał.

  - Mam już dość, Alice.

  - Nie będę tracić czasu na czekanie na tego gnoja - warknęłam. - Poza tym on współpracuje z Drake'em. Nie przeszkadza ci to?

  - Przecież powiedział, że „teoretycznie z nim pracuje", cokolwiek to znaczy. Wyluzuj...

  - Nie wyluzuję, do jasnej cholery! - syknęłam i spojrzałam mu prosto w oczy, wytrącona z równowagi. - Siedzimy tu już od jakiegoś czasu, nie wiadomo ile już minęło w naszym świecie. To cię nie obchodzi? Przecież wiem, że tak. Więc zrozum, Blake, że nie ma co tracić więcej czasu. Nie obchodzi mnie to, co mówił mój ojciec. Jest zwykłym dupkiem, który nas okłamywał i teraz znów sprzymierzył się z Drake'em. Nie mam ochoty czekać na to, aż pod przykrywką pomocy wprowadzi nas w paszczę lwa. I mam w dupie jego tłumaczenia, nie rozumiesz? Nie obchodzi mnie, że jest mu przykro i że mnie kocha. Gdyby to była prawda, wróciłby do nas nieważne co i na pewno nie sprzymierzałby się z Drake'em!

  Skrzyżował ramiona na piersi, a w jego niebieskich oczach dostrzegłam złość. Wiedziałam, że niedługo do tego dojdzie. Oboje mieliśmy silne charaktery, więc kłótnie w naszym przypadku nie były niczym nienormalnym. Jedyne, co mnie martwiło, to to, że wiedziałam, że nawet one nie rozładują między nami napięcia. Oboje przepełnieni byliśmy wściekłością, której nie umieliśmy się w jakikolwiek sposób pozbyć.

  - Ja też kiedyś sprzymierzyłem się z Drake'em, ale jednak bronisz mnie przed wszystkimi, którzy nazwą mnie zdrajcą. Czemu więc nie zaufasz też jemu?

  - Bo ty mnie nigdy nie zdradziłeś, a on tak - warknęłam. - Koniec tematu.

  - Oj, Alice - westchnął Blake i zaczął kręcić głową. Jego włosy były tak złote, że aż zapragnęłam zanurzyć w nich dłonie. - Uwierz mi, że jeszcze wiele razy się na mnie zawiedziesz. - Spojrzał mi w oczy. - Zawsze zawodzę. Przecież wiesz, Alice, że ludziom zdarza się potknąć. Mnie, twojemu ojcu, nawet nieomylny Clark Jansen czasem popełnia błędy. A jednak...

  - Nie ufam mu, nie będę więcej o tym dyskutować.

  - Jesteś okropnie uparta.

  - A ty... Jak możesz go bronić, co? Jedyną osobę na świecie, której nie chcę widzieć i...

  - Alice, przecież to twój ojciec. Kocha cię, a ty kochasz jego. Po prostu teraz...

  - Nie wmawiaj mi, co czuję! - wrzasnęłam. Zaciskałam pięści. - On mnie nie obchodzi! Jedyne, co mnie interesuje, to moja rodzina, do której on się już nie zalicza, i ty. Nikt więcej.

  - Zachowujesz się dziecinnie - stwierdził.

  - A ty tak, jakbyś postradał wszystkie rozumy! To, że masz z miliard lat, nie oznacza, że jesteś mądrzejszy ode mnie! Tak naprawdę jesteś równie głupi, jak my wszyscy!

  - Alice! - warknął.

  Wtedy zrozumiałam powód jego złości. Wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy, by rozeznać się w sytuacji.

  Były czerwone.

  Ze szkoły wiedziałam, jak to było z wampirami. Żywiły się sporą ilością krwi, dzięki której ich serce było w stanie funkcjonować, a całe ciało krwiopijcy mogło normalnie działać. Zagłodzony wampir nie umierał, ale był tak osłabiony, że nie mógł się niemalże ruszać, a im starszy był, tym więcej posoki potrzebowali. Z pół wampirami było podobnie, choć nie do końca. Żywiły się mniejszą ilością krwi, ale bez niej mogłyby nawet umrzeć. Gdy więc zobaczyłam dzisiaj oczy Blake'a, pierwszy raz w życiu zdałam sobie sprawę z tego, że on przecież także potrzebował krwi do życia. Bez niej, nie byłoby go tutaj. A teraz... głodował.

  Blake cofnął się pod ścianę i westchnął głośno. Przymknął oczy, chcąc się trochę uspokoić, zakrywając jednocześnie przede mną czerwone jak dwa rubiny tęczówki. Zrobiłam kilka króków w jego stronę, ale zaraz usłyszałam, jak mówi:

  - Nie, nie zbliżaj się.

  Dalej szłam w jego kierunku.

  - Nie boję się - powiedziałam, ale zaraz zmieniłam ton na poważniejszy. - Od jak dawna jesteś głodny? I czemu nic mi nie powiedziałeś, że głodujesz, do jasnej cholery? Przecież powinnam o tym wiedzieć!

  Spojrzał na mnie. Jego oczy nadal były czerwone.

  - A w jaki sposób byś temu zaradziła? Tu raczej nie dają krwi do jedzenia, nie zauważyłaś? A obsługa jest okropna.

  - Napiłbyś się ze mnie - powiedziałam, czując, jak coś ściska mi się w dołku. Byłam zdenerwowana, ale moja złość na Blake'a minęła. Myślałam już tylko o tym, że mój ukochany musiał się napić i odzyskać siłę. Nie mogłam mu przecież pozwolić umrzeć, nawet jeżeli oznaczałoby to podanie mu trochę swojej krwi.

  Blake patrzył na mnie jak na wariatkę.

  - Co?

  - Słyszałeś. - Wzięłam się pod boki. - Dam ci trochę swojej krwi.

  - Nie.

  - Nie utrudniaj tego - syknęłam i odrzuciłam włosy na prawą stronę. - Przecież nie możesz głodować.

  - Nie wypiję z ciebie - powiedział stanowczo.

  - Musisz coś pić - rzuciłam nieco zniecierpliwiona. - A nieumarli nie podadzą ci tego, czego sobie życzysz. - Widziałam wahanie w jego oczach. Widocznie do jego nozdrzy dostał się zapach mojej skóry i krwi, która krążyła w moim ciele. - Naprawdę, Blake, napij się ze mnie. To nie jest przecież tak, że nikt nigdy w życiu mnie nie gryzł. Jakoś to przetrwam.

  Blake prychnął.

  - Księżniczko, a nie myślałaś, że ja mógłbym tego nie przetrwać?

  - Co? Niby czemu?

  - Bo, do cholery jasnej, krew Żniwiarzy jest najlepsza na świecie, a ja nie mam aż tak silnej woli, by w porę cię puścić?

  Zdałam sobie sprawę z tego, że się o mnie martwił. Rozumiałam go, bo przecież ja to samo czułam w stosunku do niego, ale nie mogłam przecież zostawić go głodnego. Musieliśmy się stąd wydostać, a on potrzebował do tego dużej dawki energii, którą mogła mu zapewnić krew. A ja byłam tutaj jak na razie jedynym źródłem krwi, jakie posiadał. Widziałam jednak w jego oczach niepewność, strach i zażenowanie, które mnie nieco martwiły. Blake nigdy nie tracił zimnej krwi, zawsze był w miarę opanowany. Co się teraz z nim działo? Czyżby to przez ten brak krwi? Podeszłam do niego bliżej i położyłam dłonie na jego ramionach. Jego czerwone oczy wyrażały złość, gdy mówiłam:

  - Poradzisz sobie. Wierzę w ciebie, Blake. Przecież radziłeś sobie z wieloma rzeczami w życiu, które były jeszcze gorsze niż to. - Spojrzałam mu prosto w oczy i złagodniałam. - Wiem, co się działo w przeszłości przez twoje łaknienie krwi. Savannah mi mówiła, że raz mało co jej nie zaatakowałeś. Ale teraz jesteś inny. Doroślejszy i poradzisz sobie z tym.

  Blake odsunął się ode mnie i prychnął.

  - Nie wiedziałem, że Savvy wyciąga przy tobie takie brudy z mojej przeszłości.

  - Ty mógłbyś co nieco mi o tym opowiedzieć - zauważyłam i znów odsunęłam włosy na prawe ramię. - Ale możesz to zrobić po tym, jak się trochę napijesz. Wiesz, nie znam się na wampirach tak jak na Żniwiarzach Śmierci, ale myślę, że gdy skupisz się na tym, by nie wgryźć się do końca w moją szyję i nie wypić całej mojej krwi tak, bym została kompletnym flakiem, to może uda ci się tego nie zrobić. Tak samo robiłam, gdy byłam młodsza i walczyłam z nadwagą. Po prostu, gdy szłam po kolejną paczkę chipsów do szafki ze słodyczami, mówiłam sobie głośno i wyraźnie NIE. I podziałało.

  Przewrócił oczami.

  - Genialny sposób. Sprzedaj ten patent za miliony. Będziesz mogła wtedy kupić nam willę z basenem na Hawajach.

  Parsknęłam.

  - Bierz się do roboty, żartownisiu.

  Objął mnie delikatnie, a później położył swoje dłonie na moich biodrach. Mimo że starałam się zapewnić Blake'a, że wszystko będzie dobrze, sama bardzo się bałam podać mu na tacy swoją szyję i krew. Nie miałam zbyt dobrych wspomnień z ostatniego razu, gdy ugryzł mnie wampir, ale wiedziałam, że mój ukochany postara się, by nic mi nie było. Gdy zbliżył swoje usta zadrżałam, nie tylko ze strachu, ale też z pożądania, które nagle zadzwoniło w mojej głowie. Moje ciało zawsze reagowało w taki sposób, gdy znajdował się blisko mnie.

  Kiedy Blake zatopił we mnie kły, zrobił mi się ciemno przed oczami, ale nadal jakoś trzymałam się na nogach. To było bardzo osobliwe uczucie, przez które straciłam rachubę czasu. W porę jednak poczułam, że Blake mnie od siebie odsuwa i usadza na ziemi. Kiedy poczułam chłód ściany za plecami, odetchnęłam głośno i przymknęłam oczy, chcąc uspokoić moje serce. To wszystko było takie dziwne... wręcz nierealne. Straciłam poczucie czasu, nie miałam pojęcia, co dokładnie przed chwilą się wydarzyło, a jedyne, czego w tamtej chwili byłam świadoma, to tego, że Blake kucał przede mną, opierając dłonie o moje kolana, i mówił coś do mnie. Niestety, nie rozróżniałam słów.

  Otworzyłam oczy, gdy się w końcu uspokoiłam i spojrzałam na zmartwionego Blake'a. Na ustach nie miał śladu krwi, a jego oczy z powrotem zrobiły się niebieskie jak ludzkie niebo. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że wróciłam do siebie.

  - Nigdy więcej - powiedział i usiadł na ziemi naprzeciwko mnie.

  - Mam smaczną krew - odparłam z przekonaniem i uśmiechnęłam się leniwie. - Nie zaprzeczaj, Blake, podobało ci się. Już marzysz o drugim razie.

  - Ta rozmowa jest bardzo dwuznaczna, cukiereczku. Jesteś pewna, że... ty to ty? Alice Connor nie lubi dwuznaczności tak jak ja. - Pokręcił głową, a ja dopiero wtedy zobaczyłam, że jest blady jak ściana i nieco się pocił. - Jesteś osłabiona. Powinnaś coś zjeść, do jasnej cholery. Gdzie ten pieprzony gnijący kelner, gdy jest potrzebny? I czemu nie przyniesie nam czegoś lepszego niż jakiejś papki z domieszką kleju stolarskiego, co?

  - Nic mi nie jest.

  - No tak, pewnie. Jesteś okazem zdrowia, który właśnie stara się wypocić całą wodę ze swojego organizmu. OKAZ ZDROWIA.

  Pokręciłam głową. Tak naprawdę miał rację. Pociłam się niemiłosiernie, ale czułam, że zaraz to przejdzie. Musiało przejść.

  - Zaraz mi przejdzie.

  - Sama w to nie wierzysz.

  - Spokojnie - powiedziałam do niego i wyciągnęłam dłoń, by chwycić go za nadgarstek. - Nic mi nie jest. Nie będę się powtarzać, Halloway. Żyję. Po prostu potrzebuję chwili, jasne? Ogarnij się.

  Zmierzył mnie niezadowolonym wzrokiem.

  - Wcześniej mówiłaś mi „kochanie", nie „Halloway".

  - Ostatnio mnie wkurzasz - powiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach.

#-#-#

  Mój organizm zregenerował się wystarczająco już po dwudziestu minutach, więc ja i Blake mogliśmy pomyśleć o jakimś planie ucieczki. Mój ukochany usiłował przekonać mnie, że powinniśmy zaufać w tym mojemu ojcu, ale to nadal do mnie nie trafiało. Ojciec był kiedyś dla mnie wzorem do naśladowania, tak samo jak matka, ale to wszystko zmieniło się, gdy sama musiałam zostać głową rodziny, gdy ten uciekł od nas jak tchórz. Nie potrafiłam odsunąć od siebie tych wszystkich lat, gdy wychowywałam Vanessę i Tessę, choć w tym czasie powinnam się bawić i szaleć jak inne nastolatki. Blake jednak mówił mi, bym odsunęła od siebie to wszystko i spróbowała inaczej spojrzeć na ojca.

  - Nie musisz... go lubić - powiedział ostrożnie - ale wydaje mi się, że możemy mu zaufać. Jest zdesperowany, Alice. A zdesperowanymi ludźmi można łatwo manipulować.

  Spojrzałam mu w oczy. Siedział obok mnie, również opierając się o ścianę.

  - No właśnie. Nie uważasz, że Drake nim manipuluje? Że ojciec tak naprawdę jest po jego stronie?

  - Nie - odparł i wbił wzrok w ziemię. - Można wiele powiedzieć o twoim ojcu, ale nie to. Bije od niego szczerość. Coś innego jest na rzeczy. To przez to jest tutaj, a nie z wami. To przez to „teoretycznie" współpracuje z Drake'em. - Spojrzał na mnie. - To może być tak jak ze mną kiedyś. Taka sama sytuacja.

  - Co? O co ci chodzi?

  - Nie uważasz... że twój ojciec może być przez Drake'a... szantażowany?

  Szczęka mi opadła.

  - Niby w jaki sposób? Co?

  Nie pomyślałam o tym, w ogóle. Od razu przyjęłam, że tata ponownie obrócił się przeciwko Radzie Zagubionych Dusz. Przez to, że opuścił nas kilka lat wcześniej, całkowicie straciłam wiarę w tego człowieka. Stał się dla mnie kimś obcym, zagadką, której nie umiałam rozwikłać. Ale teraz wszystko powoli zaczęło układać się w mojej głowie w logiczną całość. Elementy puzzli zaczęły do siebie pasować, a ja łączyłam fakty.

  - Tata i mama kiedyś byli po stronie Drake'a - powiedziałam cicho i mocniej się skuliłam. - Później, gdy dowiedzieli się o ciąży mamy, opuścili go. Drake nie mógł się z tym pogodzić, ale na kilka lat zostawił ich samych, bo sam musiał zebrać swoje siły. W tym czasie dołączyła do niego Belinda, siostra Clarka, i większość wilkołaków. Możliwe, że też Żniwiarze. - Mój umysł pracował na wysokich obrotach. - Jakiś czas później Drake znów namawiał cię do przejścia na jego stronę. Szantażował cię. - Spojrzałam na niego wielkimi oczami, a on tylko pokiwał ponuro głową, jakby doskonale już wiedział, że wpadłam na to samo, co on. - Szantażował cię, że zabije Lily... Ty... nie chroniłeś jej czarami, bo czułeś, że Drake może się nią zainteresować. On ci powiedział wprost, że może jej zagrozić...

  Westchnął i pokiwał głową.

  - I prosto pod nos podstawił mi Collinsa, swojego szpiega, i jego głupią córeczkę.

  Zmroziło mnie od środka, gdy zdałam sobie sprawę, do czego to wszystko prowadziło.

  - Czyli uważasz, że mój ojciec... Że jego też Drake szantażuje? - W moim ciele narastało przerażenie i napięcie. - Szantażuje go, że zabije... nas? Jego dzieci? O to ci chodziło, Blake?

  Wzruszył ramionami i przygryzł dolną wargę.

  - To tylko teoria.

  - Bardzo prawdopodobna, do jasnej cholery! - zaczęłam panikować. Wstałam i zaczęłam chodzić po celi, mimo że nadal byłam osłabiona. - Mogłeś mi powiedzieć wcześniej!

  - Starałem się - rzekł nieco zgryźliwie - ale ciągle zasypywałaś mnie tylko tekstami w stylu: „Jak możesz mu ufać, przecież ja mu nie wierzę!" i tym podobnymi. W końcu jednak uznałem, że lepiej będzie, jeżeli sama to ogarniesz.

  Coś we mnie pękło, wszystko się trzęsło, a ja poczułam łzy na policzkach. Znów straciłam panowanie nad sobą, choć tak bardzo starałam się zatrzymać to wszystko w sobie. Nienawidziłam płakać. Nienawidziłam okazywać słabości, w szczególności przed innymi ludźmi. Nienawidziłam czuć się jak mała, oszukana dziewczynka wrzucona w wir kłamstw, tajemnic i rzeczy, z którymi nie mogła sobie poradzić. Byłam silna, a przynajmniej lubiłam tak o sobie myśleć. Nie chciałam więc łamać się tak łatwo z powodu ojca. Zanim jednak zdążyłam się jakoś opanować, z moich ust wydobył się głośny szloch. Oznaka mojej słabości.

  Blake wstał szybko, gdy zakryłam swoją twarz dłońmi i usiłowałam nabrać głęboko powietrza do płuc. Starałam się przestać płakać, uspokoić oddech, zrobić cokolwiek, by znów powrócić do normy. Temat ojca był dla mnie bardzo drażliwy, a teraz, gdy zaczęłam dostrzegać pewne powiązania, między niektórymi wydarzeniami, to wszystko stało się dla mnie nieznośnie trudne. Ostatni raz czułam się tak przytłoczona, gdy tata wyjechał i zostawił po sobie tylko kartkę, że od teraz zajmie się nami Jared.

  Mój ukochany chwycił mnie za ramiona i odsunął z mojej twarzy dłonie. Spojrzałam na niego czerwonymi oczami, ciągle łkając. Blake ścisnął delikatnie moje ramiona i powiedział mi, patrząc prosto w moje oczy:

  - Nie jesteś słaba, Alice. Jesteś najsilniejszą kobietą, jaką w życiu poznałem. A fakt, że teraz płaczesz, jest jak najbardziej zrozumiały. - Pogładził mnie po twarzy. - Nie możesz wszystkiego w sobie gromadzić. Jesteś silna, ale nie niezwyciężona. Załamiesz się w końcu, jeżeli nie będziesz ze mną rozmawiać.

  W końcu uspokoiłam trochę oddech i otarłam łzy. Blake nadal gładził mnie po twarzy.

  - Ty też ze mną nie o wszystkim rozmawiasz - wytknęłam mu. - Nie mówiłeś mi, że Drake szantażował cię śmiercią Lily. Opowiadałeś mi tylko o mamie.

  - Nie chciałem... To trudne. - Westchnął. - Mówienie o Lily nadal jest dla mnie trudne, okej? Może razem pomyślimy nad... rozmawianiem ze sobą - plątał się w tym, co mówił. - Będziemy robić coś na zasadzie babskich wieczorków ze zwierzaniem się sobie, czy czymś takim?

  - Podziękuję - powiedziałam w końcu. - Ale... masz rację. Powinniśmy rozmawiać.

  Wtedy coś uderzyło w drzwi, sprawiając, że otworzyły się z impetem. Do celi wpadł mój ojciec, który właśnie walczył z nieumarłym dostarczającym nam jedzenie. Taca z posiłkiem upadła z głuchym łoskotem na ziemię, a ja i Blake aż odskoczyliśmy od tej scenerii. Jonathan Connor przewalał się po ziemi z nieumarłym, zasłaniając mu z jakiegoś powodu usta. Wtedy zaczęłam sama działać. Podbiegłam do tacki z jedzeniem i wydobyłam z resztek naszego obiadu - ohydnego kleiku i czerstwego chleba - widelec. Marna to była broń, ale tylko dzięki niej mogłam pomóc ojcu.

  Tata jakimś sposobem przycisnął nieumarłego do ziemi, tak że leżał na brzuchu, a gdy zobaczył mnie kątem oka, uniósł go nieco do góry, znów przyłożył mu dłoń do ust i, zupełnie nie zważając na fakt, że nieumarły wgryzł mu się w rękę, spojrzał na mnie ze zrozumieniem. Nie zastanawiałam się długo i doskoczyłam do nich, by wbić ostrze, którym jeszcze wczoraj jadłam posiłek, prosto w klatkę piersiową trupa. Nieumarły jeszcze przez chwilę wierzgał i jęczał, ale gdy wbiłam mocniej widelec (brzmiało to absurdalnie, ja wiem) w końcu się nieco przymknął.

  Ojciec spojrzał na mnie z dumą i zaraz powiedział:

  - Dobra robota, ale go tylko unieszkodliwiliśmy. To jeden ze sługusów Drake'a, nie naturalny nieumarły. Będę musiał jeszcze trochę z nim powalczyć, gdy wy będziecie stąd uciekać.

  Spojrzałam na niego zszokowana.

  - Tato, ty...

  - Mówiłem, że wrócę i wam pomogę.

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej :) Witam was w kolejnym rozdziale :) Przez następny tydzień rozdziałów nie będzie, gdyż jutro wyjeżdżam do Bułgarii... Ale po powrocie postaram się coś wrzucić. Planuję też niedługo wydać jakąś zapowiedź mojego kolejnego opowiadania :D

Ilość słów: 3127 :D

Continue Reading

You'll Also Like

11.5K 1K 60
Pierwszą część można znaleźć u @Mitsu_ustiM, a oryginał na Webtoon! Żadna z nas nie jest autorem, to jedynie tłumaczenie, posiadam również zgodę o...
161K 23.8K 36
Tabby Davenport prowadzi spokojne, uporządkowane życie. Jest właścicielką baru, w którym pracuje, ma oddanych przyjaciół i dar, z którego korzysta, b...
1.4K 128 26
Nicola Clue to zwykła 22-letnia kobieta pracująca jako dedektyw.Pewnego dnia dostaje misję na znalezienie dziewczynki, ale nigdy by się nie domyśliła...
259K 29.5K 40
Kiedy Cassidy „Cassie" Ryan, asystentka w dziale księgowości, odkrywa coś nietypowego w rachunkach firmy, dla której pracuje, za bardzo się obawia, b...