Oblicze Przeszłości

By ARika_a

24.6K 1K 208

Czy po fali rozczarowań i życiowych porażek można być dalej tym samym człowiekiem? To pytanie Sophia Hudson z... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 6
Rozdział 7

Rozdział 5

3.2K 156 42
By ARika_a

Nigdy nie zastanawiałam się nad tym czy gdzieś na świecie istnieje mój sobowtór, ale widząc obraz naprzeciwko siebie nie miałam żadnych złudzeń.

Aleksandra Petrov była wręcz moim lustrzanym odbiciem. Ostatni raz spojrzałam na obraz, na którym widoczny był portret kobiety z ciemno-kasztanowymi włosami, ale o wiele krótszymi od moich. Twarz poważna z wyraźnie zarysowanymi policzkami i dość ostrymi rysami łagodniała, gdy spojrzało się na oczy, w których kryła się jakaś iskra radości.

Nie zmienia to faktu, że bardzo dziwne było widzieć samą siebie.

Co ja mówię, przecież to nie ja.

To matka Diemida Petrova, matka jednego z największych oligarchów w Rosji. Chwila, w której wydawałam się być tym zaskoczona przemieniła się w chwilę grozy, byłam przerażona tym dlaczego wcześniej o tym mi nie powiedział.

- Zrobiło się dość późno, czas na mnie.- powiedziałam to szybko nie patrząc na Petrova.-Dziękuję za kolację.- dodałam zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

- Nie, proszę zostań przez chwilę jeszcze chciałem ci coś zaproponować.- słysząc to przez moje plecy przeszły ciarki.

Cóż mi mógł zaproponować?

Jednak odwróciłam się w jego stronę, nie chcąc doprowadzić do niezręcznej sytuacji. Wyglądał zanadto spokojnie jak na sytuację, która zdarzyła się przed momentem. Stojąc wyprostowany w tym swoim niebywale eleganckim garniturze wbijał we mnie ciemne tęczówki oczu, które jakby swoją siłą woli rozkazywały mi, abym została i wysłuchała go do końca. To jednak ja wygrałam tą gre, której nazwy jeszcze nie znałam.

- Z pewnością będzie jeszcze okazja, abyś przedstawił mi w przyszłości swoją propozycję, ale nie teraz. Chcę już wrócić do domu.- zaznaczając w szczególności tą ostatnią część mojego zdania wypowiedzianą zdecydowanie zbyt stanowczo.

Odpuścił.

Kiwnął przytakująco głową, choć można było zauważyć w nim nutkę rozczarowania. Nie chciał mnie zmuszać do niczego, albo inaczej nie chciał mnie przestraszyć, co szanowałam. Bez słowa odprowadził mnie do samochodu, w którym siedział szofer. Gdy już siedziałam w środku, dotknął lekko moją dłoń przez co niezauważalnie drgnęłam.

- Miło było spędzić z tobą trochę czasu, mam nadzieje, że wkrótce znów się spotkamy Sophio.- pożegnałam się uprzejmie i w końcu mogłam wrócić do domu. Cała ta kolacja była strasznie dziwna, sztywny Petrov odkrywający przede mną część swojego tajemniczego życia, a potem jeszcze ten portret. Nie wiem co o tym myśleć, widząc ponownie szampan znajdujący się w samochodzie obok mnie postanowiłam, że jednak nie odmówie sobie tego jednego kieliszka.

Ten dzień był zbyt pełny wrażeń.

 Leżąc teraz w swoim wygodnym łóżku myśląc o poprzednim wieczorze czułam, że mój mózg nie może przefiltrować tych wszystkich wydarzeń. Diemid Petrov był zdecydowanie jeszcze bardziej popierzonym człowiekiem niż wydawało mi się na początku. Wiedziałam też, że nie mam ochoty ponownie się z nim spotkać, zbyt wiele zamętu siał w moim uporządkowanym życiu. Moje myśli przerwał dźwięk uchylających się drzwi, długo nie musiałam czekać, aż w mojej sypialni pojawi się mój mały urwis. 

- Mamo?- usłyszałam jego niepewne pytanie.- Śpisz? 

- Oczywiście, że nie. Wskakuj do mnie.- Podniosłam się z łóżka, klepiąc miejsce tuż obok siebie, aby mały położył się obok mnie.

Patrząc jak wdrapuje się na łóżko rozczuliłam się, tak bardzo go kochałam. Pomogłam mu wejść i po chwili już byliśmy do siebie przytuleni. Aleks to wyjątkowo wylewne dziecko i w tym wszystkim był tak bardzo kochany, że nie mogłam powstrzymać wzruszenia. Uwielbiałam się do niego wtulać i wdychać zapach jego włosów.

Dla niego byłam w stanie zrobić wszystko.

Mimo, że bardzo chciałam nie mogłam całą wieczność leżeć wraz z Aleksem w łóżku, na co mały by nie narzekał. Lubił nasze poranki, zapewniałam mu niesamowitą rozrywkę, gdy zaczynałam go łaskotać lub gdy bawiliśmy się w "samolot".

- Kochanie, myśle, że dzisiaj powinieneś już pójść do przedszkola. Po chorobie nie widać już śladu.- powiedziałam wiążąc swój szlafrok, czekałam na wybuch nieopanowanej radości ze strony Aleksa. Doskonale wiedziałam jak bardzo chciał iść na te kilka godzin pobawić się ze swoimi kolegami. 

- Naprawdę moge iść!- bardziej stwierdził niż się zapytał, gdy wreszcie dotarło do niego co przed chwilą powiedziałam zaczął się śmiać i skakać po łóżku. Widząc go takiego szczęśliwego sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

- To szybciutko musimy być gotowi, żeby się nie spóźnić na dziewiątą. Chodź musimy się przebrać.- poganiałam mojego rozrabiakę, gdyż wiedziałam, że u nas z organizacją zawsze był problem. 

Udało nam się zebrać w niecałe czterdzieści minut co można było nazwać cudem. Aleks w swoim wieku do wszystkiego miał wiele pytań, na które oczywiście musiałam odpowiadać, także zazwyczaj jego śniadania trwały długo, gdyż był niejadkiem i na różne sposoby musiałam zajmować go tak, aby cokowiek zjadł. Ale dzisiaj był wyjątkowo grzeczny byłam pewna, że powodem było to, że jak najprędzej chciał się spotkać ze swoimi przyjaciółmi. 

Będąc już w przedszkolu zupełnie o mnie zapomniał, na co zawsze reagowałam z bólem serca. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że byłam zdecydowanie zbyt nadopiekuńczą matką, a to, że moje dziecko z dnia na dzień było coraz starsze i samodzielniejsze wcale nie pomagało. Po usprawiedliwieniu długiej nieobecności syna i wpłaceniu opłat za przyszły miesiąc w końcu mogłam wrócić do domu. Cena za to przedszkole była surowa, uczęszczały tutaj dzieci jednych z bogatszych ludzi w Petersuburgu. Chciałam zapewnić Aleksowi wszystko co najlepsze, niestety nie spodziewałam się, że życie tutaj może tyle kosztować. Moje oszczędności z dnia na dzień coraz bardziej się kurczyły, wiedziałam o tym, że w najbliższym czasie jestem zmuszona znaleźć sobie pracę z czego nie byłam zadowolona, choć z drugiej strony pragnęłam, aby moje życie nabrało tępa.

Nienawidziłam rutyny.

Zrobiłam zakupy w osiedlowym sklepie, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu. Pogoda była paskudna, czułam chłód i zliżająca się zime. Nie mogłam teraz pozwolić sobie na grype. Gdy byłam już prawie przy drzwiach swojego mieszkania w ostatniej chwili zatrzymała mnie Tatiana.

- Sophio! Zaczekaj!- słysząc podniecenie w jej głosie, wiedziałam, że chciała mi powiedzieć coś ważnego.

- Tatiana? Coś się stało?- odwróciłam się w jej stronę nieco zdziwiona. 

- Nie. Znaczy tak.- nic nie rozumiałam z tego co mówi.- Udało mi się wreszcie wydać moją książkę!- powiedziała na jednym wydechu. 

- To wspaniale!- rzuciłam siatki z zakupami, aby mocno ją przytulić.- Gratulacje! To kiedy będę mogła ją wreszcie przeczytać w całej okazałości?- zapytałam szczęśliwa. 

- Już wkrótce.- odpowiedziała tajemniczo. - Chciałam to jakoś uczcić i zaprosić najbliższych przyjaciół na kolację, więc mam nadzieje, że się na niej pojawisz.- zamiast się cieszyć z zaproszenia ja wręcz posmutniałam.

- Obawiam się, że niestety mnie nie będzie. Nie mam z kim zostawić Aleksa no i w sumie wczoraj wieczorem też mnie nie było z nim, więc...

- Nie ma mowy. Musisz być ze mną w tym wyjątkowym dla mnie dniu.- doskonale wiedziałm, że szantażuje mnie psychicznie, wpędzając w poczucie winy.- To jest dobry moment, aby sprawdzić tą nową nianie.- podała kolejny logiczny argument, z którego nie potrafiłam się wykręcić. 

- Ale ta kobieta nigdy jeszcze nie była sama z Aleksem.- powiedziałam pierwszą myśl jaka przeszła mi przez głowę. 

- Wyluzuj, to doskonała okazja żeby się sprawdziła. Przecież kiedyś musisz jej na to pozwolić. Także o dziewiętnastej widzimy się w naszej ulubionej restauracji. Ubierz się jakoś odjazdowo.- powiedziała na odchodne, nie dając mi nawet szansy na odmówienie. 

Cwana bestia. 

Cóż, chyba pozostaje mi się zgodzić na jej propozycję. 


***

Standardowo odebrałam Aleksa z przedszkola o godzinie trzynastej, byłam trochę zestresowana tym, że musiałam go dzisiaj zostawić z opiekunką. Doskonale wiedziałam, że kobieta jest sprawdzona i dobrze dogaduje się z moim synkiem, ale moje oblicze nadopiekuńczej matki bez przerwy podsuwało mi przeróżne złe scenariusze, które oczywiście nie miały żadnych podstaw w rzeczywistości.

- No dobrze, wydaje mi się, że wszystko pani już powiedziałam. Mam nadzieje, że Aleks nie będzie rozrabiał i szybko zaśnie.- wszystko skrupulatnie objaśniłam opiekunce, dodatkowo napisałam liste, gdyby o czymś zapomniała. Byłam perfekcjonistą i matką chcącą jak najlepiej dla dziecka, dlatego trochę wpółczułam tej kobiecie, jednak to ona musiała się dopasować do mnie, a nie ja do niej.

Zanim wyszłam ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam elegancko, granatowa ołówkowowa sukienka z odkrytymi ramionami pasowała do mnie i do dzisiejszej okazji. Wysokie szpilki, płaszcz i byłam gotowa do wyjścia. Na dole czekała na mnie już taksówka, którą wcześniej zamówiłam. Podróż nie należała do najprzyjemniejszych, natrafiliśmy na korek spowodowany wcześniejszym wypadkiem dwóch samochodów. Martwiłam się o swój czas, nie lubiłam się spóźniać, a było już dawno po dziewiętnastej. Ponaglałam kierowcę, ale przecież on sam nie był też w stanie nic zrobić. 

Wreszcie po piętnastu minutach dojechałam do celu. Zapłaciłam taksówkarzowi i szybkim krokiem dotarłam do restauracji, gdzie najprawdopodobniej wszyscy czekali tylko na mnie. 

- Przepraszam za spóźnienie, ale po drodze zatrzymał...- nie byłam w stanie dokończyć tego co chciałam powiedzieć, z powodu swojego zaskoczenia na widok Diemida Petrova.- Och...- jęknęłam w duchu. 

Co on tu kurwa robi?!

- Korek.- wyrwał mnie z opresji Petrov. Zdążyłam zwrócić uwagę na to, że gdy mnie zobaczył źrenice jego oczu się rozszerzyły, na co przełknęłam głośno ślinę.- Dacie wiarę, że na prostej drodze doszło do czołówki dwóch samochodów?- kontynuował.

- To straszne.- Tatiana widocznie przejęła się sytuacją, gdyż zakryła usta dłońmi.

- Wybacz.- Diemid położył dłoń na jej ramieniu. Wypadek wspomniany przez Petrova mógł przypomnieć Tatianie wypadek jej męża, który niestety zmarł w takich tragicznych okolicznościach.

- Nie zapomnijmy o tym, że dzisiaj świętujemy twój sukces.- próbowałam powiedzieć coś optymistycznego.- Z tej okazji mam dla ciebie drobny prezent.- podałam jej torebeczkę w której znajdowała się zawieszka do torebki od Louis Vuitton. Wiedziałam, że Tatiana zbierała się do jej kupna, ale udało mi się ją wyprzedzić.

- Dziękuję, kochana.- przytuliła mnie serdecznie.- Pozwól, że poznam cię z resztą.- odsunęła się ukazując mi zupełnie obcych ludzi, no może niezupełnie...

Poznałam przyjaciółkę Tatiany Natashę, matka dwójki dzieci wydawała się całkiem miła. 

Ciekawe czy ja jej przypadłam do gustu?

Drugą nieznaną mi osobą był Sasha, z tego co mi wiadomo był przyjacielem zmarłego męża Tatiany. Dobrze znał się również z Tatianą, której pomagał dojść do siebie po tragedii. Cóż, miły mężczyzna.

Ostatnią osobą był oczywiście Diemid Petrov, który nie wiem co tutaj do cholery robił. Nie był żadnym przyjacielem Tatiany.

- Pana Petrova chyba nie muszę ci przedstawiać Sophio.- widać, że to pochlebstwo spodobało się mu, na co przewróciłam oczami. 

- Tak doskonale się znamy, Tatiano.- na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.

- Spekulowałabym nad tym czy doskonale.- powiedziałam cicho pod nosem, mając nadzieje że nikt tego nie usłyszał, a tym bardziej Diemid Petrov.

Wszyscy zajęliśmy swoje miejsca, ja siedziałam obok Tatiany i niestety naprzeciwko Petrova, co on bezczelnie wykorzystywał protekcjonalnie gapiąc się na mnie. 

Nie musiałam zgadywać, że czegoś ode mnie chciał. 

Rozmowa jakoś się kleiła, ja prawie wcale nic nie wkładałam od siebie będąc w pewnym stopniu przytłoczona przez osobę Diemida Petrova. Dlatego udawałam całkowicie zafascynowaną potrawami serwowanymi rzecz jasna w mojej ulubionej restauracji. 

Można było powiedzieć, że było tu ekskluzywnie. Eleganckie drewno w różnych odcieniach w połączeniu z błyszącym czarno-białym sufitem było bardzo dobrym wyborem. Oświetlenie nieco przygaszone dawało poczucie intymności, dodatkowo kuchnia była tym czym ta restauracja wygrywała ze wszystkimi innymi w moim zestawieniu. 

Proste amerykańskie jedzenie, nawet w tym małym stopniu w jakiś sposób przybliżało mnie do mojej ukochanej ojczyzny, do której, gdybym tylko mogła to bym wróciła.

Moje myśli przerwały słowa Tatiany, które padły w kierunku Diemida. Była mu wdzięczna za wstawienie się u wydawnictwa, w którym chciała wydać swoją książkę. 

Cóż za poświęcenie ze strony Diemida Petrova.

Skoro mógł pomóc Tatianie, to co w tym złego? Skarciłam się za pochopne ocenienie mężczyzny. 

- Nie zawdzięczaj mi swojego sukcesu. Ta książka jest po prostu świetna, zasłużyła na to, żeby została wydana i przeczytana przez innych ludzi. Zresztą z tego co zauważyłem brakuje na rosyjskich półkach książek o tematyce psychologicznej.- Diemid brzmiał przekująco.

- Zdecydowanie to będzie hit!- nie wiedząc dlaczego wyrzuciłam to z siebie, przerywając w pół słowa Diemidowi i tym samym ściągając wzrok wszystkich na siebie. 

- Świetnie wyglądasz dzisiaj Sophio.- powiedział Diemid, patrząc się wprost na mnie.

 Po co to powiedział?

- Dziękuje panie Petrov.- odpowiedziałam cicho wytrzymując jego wzrok na sobie. 

- Mam pomysł!- ponownie odezwał się Diemid.- Niedawno otworzyłem bardzo dobry klub w pobliżu, może po kolacji odwiedzilibyśmy go i należycie opili sukces Tatiany?- wydaje się, że jego propozycja spodobała się wszystkim, oprócz mnie. 

Musiałam wrócić do Aleksa, czułam też, że to wyjście skończy się problemami, gdyż Petrov będzie chciał porozmawiać ze mną sam na sam. 


***

- No Sophio nie daj się prosić! Chodź z nami.- wiedziałam, że tak będzie. Lekko wstawiona Tatiana nie dawała mi spokoju, widać, że bardzo zależało jej na tym, abym poszła wraz nimi. Po dłuższej chwili z ogromnymi wyrzutami sumienia zgodziłam się, nie chciałam wyjść na gderliwą babę, chociaż po moim zachowaniu w restauracji można było mnie za taką uznać. 

- No już dobrze, pójdę. Raz się żyje.- to były moje stałe słowa w czasie, gdy jeszcze imprezowałam z Natalie w najlepszych Nowojorskich klubach. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech na wspomnienie tej wspaniałej przeszłości. 

Klub był naprawdę blisko, jednak Diemid zaoferował mi swoje ramie ze względu na moje wysokie szpilki. Wolałam nie ryzykować skręceniem kostki na tym krzywo ułożonym chodniku, tylko dlatego przyjęłam jego pomoc. Do środka weszliśmy oczywiście bez kolejki i od razu pokierowaliśmy się na górę gdzie były prywatne, odzielone przestrzenie. Diemid pokierował nas do jednych z nich. Usiedliśmy na dużej i bardzo wygodniej loży, długo nie musieliśmy czekać na kelnerkę z drinkami dla nas. Wystarczyło kilka jeszcze podobnych drinków i każdy miał ochotę tańczyć. Tatiana niemal od razu odleciała gdzieś ze Shasą, podobnie Natasha, która spotkała swoje koleżanki. Byłam zła, że zostałam skazana na towarzystko Petrova. 

Starałam czuć się możliwie swobodnie, ale nie było to łatwe. Petrov nie dawał mi szansy zapomnieć o sobie, tym, że cały czas na mnie spoglądał. 

Może czekał na moment, w którym się złamię. 

- Czy jestem gdzieś brudna?- zapytałam w końcu, nie wytrzymując napięcia.

- Zatańczymy?- jego pytanie zaskoczyło mnie.

- Jeśli wtedy przestaniesz się na mnie wciąż patrzeć to zgadzam się.- chyba na trzeźwo nie byłabym na tyle odważna, aby coś takiego mu powiedzieć. 

Wstał pierwszy podając mi za chwilę swoją dłoń, zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Przeszliśmy kawałek i już byliśmy na parkiecie. Muzyka należała do tych wolniejszych, chwycił mnie w pasie, dominującym ruchem przysuwając moje ciało bliżej siebie. 

Uff zrobiło się gorąco.

Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko niego, z tej odległości mogłam dokładniej mu się przyjrzeć. Nie było wątpliwości, że przekroczył czterdziestkę, ale w jakim stylu. Trzeba było przyznać, że był przystojnym mężczyzną. Kruczoczarne włosy, oczy tego samego koloru oraz kilkudniowy zarost pasowały do niego. Był dobrze zbudowany, czułam to dotykając jego ramienia. Twarz miał kamienną,z tego co zdążyłam zauważyć rzadko pojawiał się na niej prawdziwy uśmiech. Sądziłam, że był też doświadczony przez życie. Po śmierci rodziców został zupełnie sam ze stosunkowo małą siostrą. Sama wiem, jak trudno pogodzić się ze śmiercią najbliższych. Co do Diemida czułam, że to jego nie pierwsza tajemnica. Ten mężczyzna kojarzył mi się z mrokiem, czasem naprawdę mnie przerażał. 

- Dalej to robisz.- powiedziałam, gdy przyłapałam go na wpatrywaniu się we mnie. 

- Mam nadzieje, że nie masz o mnie takiego zdania jak teraz myślę.- szepnął mi do ucha.

- A jak sądzisz jakie mam o tobie zdanie?- zadałam pytanie, będąc szczerze zaciekawiona.

- Że jestem popierdolony.- słysząc to zaczęłam się śmiać.- Wybacz, ale muszę się napić.- urwałam tą rozmowę jak rasowy alkoholik.- Postawisz mi drinka?- rzuciłam, kiedy zawahał się nad decyzją czy zostawić mnie samą czy jednak w dalszym ciągu mi towarzyszyć. Nie wiem dlaczego, ale chciałam jego towarzystwa.

- Martini proszę!- zawołałam do kelnera. Byłam wyjątkowo rozbawiona, bałam się, że już za dużo wypiłam, ale nie czułam szumienia w głowie. 

Tutaj po prostu był wyjątkowo dobry alkohol!

Długo nie musiałam czekać na swojego drinka. Od razu upiłam łyk i odwróciłam się do Petrova. 

- Podejrzewam, że czekałeś na to żeby ze mną porozmawiać. Masz to szczęście, że jestem pijana i moge ci powiedzieć całą prawdę.- na twarzy Petrova pojawiła się ledwie zauważalna nutka rozbawienia.- Otóż Diemidzie, pokazywanie obcej osobie tyle takich rzeczy nie jest normalne. Wystraszyłeś mnie...-miałam nadzieje, że mówiłam dość składnie. 

- Nigdy nie chciałem cię wystraszyć Sophio.- wstał ze swojego miejsca, odsuwając moje Martini.- Z racji tego, że jesteś szanowanym architektem, chciałem wykorzystać twoje umiejętności. Nic więcej. -Szukam kogoś kto podłapałby wizję mojej matki. Za pół roku mija kolejna rocznica jej śmierci, chciałbym na jej cześć odbudować to skrzydło. Jesteś mi bardzo potrzebna.- słysząc te słowa w momencie otrzeźwiałam. To co powiedział było dowodem na jego człowieczeństwo i miłość do matki. Może byłam do niej podobna, ale przecież to nic nie znaczyło, jest tyle ludzi na świecie, że takie przypadki mają miejsca. 

Już wtedy wiedziałam, że mu pomogę. Potrzebowałam tej pracy.

Miałam nadzieje, że wybrałam dobrą drogę... 


Wreszcie Sophia! 

Jak sądzicie Sophia dobrze zrobiła zgadzając się na układ Petrova?

Rozdziały tak jak mówiłam będą pojawiać się nieregularnie, ale cierpliwość zostanie wynagrodzona. :) Wasze komentarze niesamowicie mnie zmobilizowały i znalazłam wreszcie czas na napisanie tego rozdziału. Nie mogę się już doczekać następnych ponieważ, moja wyobraźnia zaczęła pracować i mam bardzo dużo pomysłów. 











Continue Reading

You'll Also Like

109K 3.3K 20
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...
42.6K 887 44
Ona - 25 letnia, seryjna zabójczyni należąca do grupy przestępczej lotos. On - 30 letni szef mafii, który wygrał ją, zastawioną przez ojca w pokerze...
117K 9.4K 40
Willow to 21- letnia studentka sztuki, która na co dzień prowadzi spokojne życie i póki co, nie zamierzała tego zmieniać. Wszystko jednak obraca się...
68.4K 5K 23
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...